Przeciw Powstaniu
Kolejna rocznica Powstania Warszawskiego skłania do refleksji, której jednak nie widać w mediach. Powstanie – gigantyczna przegrana militarnie i politycznie bitwa, w której śmierć poniosło 200 tys. cywilnych warszawiaków i 20 tys. żołnierzy Armii Krajowej, przedstawiane jest –w rocznicowych programach – prawie jak jakiś piknik. „Było fajnie, wywieszaliśmy polskie flagi, śpiewaliśmy piosenki”.
Blednie całkowite zniszczenie stolicy Polski, gigantyczne straty materialne, śmierć setek tysięcy ludzi – w tym wielu z intelektualnej elity narodu – ułatwienie okupacji Stalinowi – wszystkie te wymierne straty, spowodowane decyzją Bora-Komorowskiego i krajowego dowództwa AK odchodzą w niepamięć, a pozostaje przesłanie tych, którzy przeżyli: „Warto było!”
Otóż twierdzę, że nie było warto, a nawet nie wolno było!
Twierdzę, że kontynuowanie kultu Powstania Warszawskiego, robienie z tego państwowego święta wpycha Polaków coraz głębiej w fałszywą psychologię, która nie odróżnia zwycięstwa od klęski, i która w konsekwencji niczego nie nauczy ani obecnego, ani następnych pokoleń.
Kiedy trzeba walczyć?
Zacznijmy od określenia kryteriów ocen jakim powinny podlegać decyzje polityków. Niewątpliwie podstawowym kryterium jest tu „dobro wspólne Narodu”.
Dobro – czyli jego fizyczny i moralny rozwój. „Fizyczny” czyli egzystencja biologiczno-materialna Narodu, żeby Polaków przybywało, żeby żyli coraz lepiej, żeby mieli coraz więcej materialnych dóbr.
Ale też moralny rozwój wspólnoty, żeby Polacy byli ludźmi dobrymi, szlachetnymi, wrażliwymi na potrzeby swoich współ-rodaków i innych ludzi, no i by byli narodem odważnym. Odważnym mądrze – jak w wierszu Asnyka – nie chorobliwie, histerycznie, samobójczo.
Czynnik „fizyczny”, a więc egzystencja biologiczna jest podstawowy. Jakakolwiek polityka traci sens, kiedy Polaków nie będzie, kiedy zginą, wymrą. Dlatego pierwszą troską polityka powinno być zachowanie „substancji biologicznej” Narodu.
Oczywiście są tu sytuacje szczególne, kiedy wyraźnie widać, że agresja obcych zagraża nam w takim stopniu, że żadne inne środki już nie wystarczą i trzeba walczyć. Trzeba poświecić część Narodu, żeby całość ocalała.
Kiedy w 1920 szła na Polskę bolszewicka nawała – młodzi żołnierze, najczęściej ochotnicy – widzieli wyraźnie, że muszą własnymi piersiami zasłonić Ojczyznę – czyli kobiety, dzieci, tych wszystkich, którzy nie uniosą karabinu, a których – gdybyśmy przegrali – czekałby straszny los. I ochotnicy wygrali. A politycy – kiedy tylko była możliwość zawarli pokój w Rydze. Ten pokój był kompromisem, nie zrealizowaliśmy wówczas celu jakie stawiał sobie Piłsudski – tj. stworzenia niepodległej Ukrainy i Białorusi, które odgradzałyby nas od Rosji. Ale kontynuowanie wojny było zbyt ryzykowne i pokój w Rydze został zawarty.
Nawiasem mówiąc „zdradziliśmy” wówczas naszych sojuszników – Białorusinów z dywizji gen. Stanisława Bułak-Bałachowicza i Ukraińców z dywizji atamana Semena Petlury, którzy do końca walczyli ramię w ramię z nami broniąc Warszawy. To tak a propos późniejszej o ćwierć wieku „zdrady” Anglików wobec nas.
Jednak sytuacja w roku 1920 nie pozostawała nam wyboru – musieliśmy walczyć i zwyciężyć albo umrzeć.
Podobnie było w naszych dziejach 300 lat wcześniej gdy szła na Polskę nawała turecka i nasze wojska wspomagane przez kozaków okopały się pod Chocimiem i wytrzymały ponad miesięczne oblężenie w 1621 r. Też wiedzieliśmy, że jeśli chcemy być wolnym narodem, obronić nasze dzieci i kobiety przez mordem i gwałtem – trzeba walczyć. Nie było innego wyboru.
Jednak kiedy nie ma sił do prowadzenia wojny, to trzeba zawierać nawet niekorzystne chwilowo traktaty. Tak było, kiedy w 1672 kiedy ugięliśmy się przed Turkami oddając im Podole. Po to by w kilka lat później odzyskawszy siły pokonać Turków i odzyskać swoje.
W czasie II wojny mieliśmy wybór. Okupacja niemiecka była niezwykle brutalna, ale zarówno politycy jak i zwykli Polacy wiedzieli doskonale, że to co zbliża się ze wschodu – Armia Czerwona – nie oznacza wolności. Po wywózkach na Sybir ze wschodniej Polski, po represjach NKWD, rozstrzeliwaniach we Lwowie, po wyjściu Armii Andersa , po Katyniu nie było żadnych wątpliwości, że okupacja sowiecka będzie jeszcze gorsza, bo skuteczniejsza. „Niemcy zabiorą nam wolność, a Rosjanie – duszę” – miał powiedzieć Józef Beck.
W tej sytuacji Niemcy, które wyraźnie przegrywały wojnę – sami nas okupując – jednocześnie bronili nas przed drugim okupantem. Przy czym w 1944 r. było widać wyraźnie, że Niemcy wojnę przegrały. Że ich upadek to tylko kwestia czasu. W interesie Polski było by Niemcy jak najdłużej trzymali się na wschodzie, a jak najszybciej przegrali na zachodzie. Zresztą w pełnej analogii do wydarzeń 1918 roku.
W tym kontekście plan AK, by walczyć z upadającymi Niemcami był po prostu samobójczy i… głupi.
Błędne polityczne rachuby
Jak zwykle polscy politycy ufają sojusznikom. Po układzie Jałtańskim, kiedy wszyło na to, że alianci zostawili Polskę w łapach Stalina, Anders przyszedł do Churchilla z wyrzutami, że zostawia nas – sojuszników w sowieckiej strefie wpływów.
Brytyjski premier odpowiedział mu zwięźle: „A zabieraj Pan swoje oddziały!”
Było jasne, że Anglicy nie zerwą ze Stalinem, którego armia licząca 13 mln ludzi niosła na sobie największy ciężar wojny, dla 100 tys. andersowców. Polityka jest funkcją siły, nie złudzeń. I domeną rozumu, a nie chorych emocji rozhisteryzowanych panienek.
Po wojnie polscy historycy podkreślali zasługi AK, wywiadu w walce z Niemcami, a także znaczenie polskiego wysiłku militarnego dla pokonania III Rzeszy. Były to zabiegi zrozumiałe ze względów propagandowych – zarówno wobec komunistycznych prześladowań Akowców jak i dla podniesienia ducha narodu.
Ale powiedzmy sobie szczerze: bez polskiego wysiłku zbrojnego, bez kilkudziesięciu tys. partyzantów, bez Narviku i Monte Cassino Niemcy też zostałyby pokonane. Co więcej, może ich klęska byłaby większa. Gdyby wojna potrwała cztery miesiące dłużej pierwsze bomby atomowe spadłyby na Berlin, a nie na Hiroszimę. I kto wie jak wówczas potoczyłyby się losy Polski gdyby np. wojska niemieckie stały jeszcze na Bugu?
Nasz wysiłek – z punktu widzenia heroizmu narodowego, zadziorności, woli walki i zwycięstwa, był oczywiście ogromny. Ci dzielni młodzi ludzie, konspirujący, znoszący potem tortury w gestapo, ( a potem w UB) rzucający swoje życie na stos – budzą oczywisty podziw. Ale idzie on w parze z przerażeniem. „Chłopcy silni jak stal, oczy patrzą się w dal…” – rozbrzmiewa dziarska piosenka Batalionu Parasol. Po to, żeby w kolejnej zwrotce poinformować z dumą, że – „Oddział stoi jak stał, choć poległa już chłopców połowa”. Przerażające! Nie że „zabiliśmy wrogów połowę, jutro dobijemy drugą” – nie! Powodem naszej dumy ma być to, że poszliśmy na walkę, w której wybili nas prawie do nogi! Do kitu z taką dumą!
Oczywiście na wojnie heroizm ma swoją wartość. I jeśli czcimy bohaterów np. bitwy pod Zadwórzem w 1920 r., gdzie z polskiego batalionu zagradzającego drogę Armii Konnej Budionnego, liczącego 330 żołnierzy poległo 318, to dlatego, że tamten heroizm miał sens. Toczyliśmy równorzędną wojnę i dzięki takim bohaterom wygraliśmy ją.
W 1944 r. heroizm warszawskich powstańców był wielki, ale od początku było wiadome, że zostanie zmarnowany. Nie miał on żadnego realnego celu ani politycznego, ani militarnego.
Powiedzmy szczerze – nasz wysiłek militarny po wrześniowej klęsce był praktycznie politycznie i militarnie bez znaczenia dla końcowego bilansu wojny. Czesi nie robili żadnej konspiracji a i tak zostali wyzwoleni.
Polscy politycy przedwojenni w 1939 r. błędnie ocenili swoje siły, a także możliwości naszych sojuszników – Francji i Anglii. Żaden z tych krajów nie był w stanie Polsce przyjść z pomocą w 1939 r. Anglia – bo nie miała armii lądowej, a Francja – z powodów psychologicznych. Francuzi nie chcieli „umierać za Gdańsk”. Na skutek błędnego określenia możliwości i wartości sojuszów, my za to zgodziliśmy się umierać za Paryż i Londyn. I jeszcze bezrefleksyjnie trwaliśmy przy tym szafując krwią naszych rodaków.
Potem podczas całej okupacji właściwie pole manewru było bardzo wąskie – z Niemcami nie byliśmy w stanie zawrzeć pokoju, ale też nie musieliśmy podejmować decyzji samobójczych.
Jak pisał Józef Mackiewicz – okupacja niemiecka była bezmiernie głupia. Niemcy poniżali Polaków, dokonywali jawnych represji, ostentacyjnie wywołując odruch gniewu. Sowieci później nie popełnią tego błędu. Ich okupacja będzie nazwana „wolnością”.
Nie trzeba głośno mówić
Było jednak jasne już w 1943 roku, kiedy do wojny przystąpiły USA i kiedy Niemcy ponieśli klęskę pod Stalingradem, że Hitler wojnę przegra. Było też jasne, że w obozie zwycięzców znajdzie się Związek Sowiecki – agresywne, ideologiczne mocarstwo, które zamierza wchłonąć Polskę i narzucić nam swój ustrój. W tej sytuacji polskie podziemie i polski rząd powinny były bezwzględnie oszczędzać siły narodu i przygotowywać konspirację przeciwko nadciągającym sowieciarzom. Niemców należało oszczędzać bo każdy niemiecki żołnierz opóźniał nadejście drugiego, groźniejszego przeciwnika.
Tymczasem działalność militarna AK wymierzona była przeciw Niemcom. Podobnie działalność propagandowa Biura Informacji i Propagandy zmierzała wprost do nakręcenia i tak ogromnych antyniemieckich emocji. Czy możemy się temu dziwić? Struktury AK były zinfiltrowane przez wywiad sowiecki, o czym świadczy choćby sprawa Józefa Mackiewicza, którego od wykonania wyroku śmierci wydanego przez AK obronił tylko fakt, że potencjalny wykonawca – Sergiusz Piasecki znał Mackiewicza i zażądał weryfikacji wyroku.
Podobnie pouczający jest los kierownika akowskiego BIP – płk. Jana Rzepeckiego. Który w 1947 r. aresztowany ujawnił wszystkich swoich współpracowników i wezwał ukrywających się żołnierzy AK do złożenia broni. W nagrodę został potem wykładowcą na komunistycznej Akademii Sztabu Generalnego.
Wbrew temu co głosiła komunistyczna propaganda w latach 1945-53 nie było żadnej polityki dwóch wrogów. AK – wbrew oczywistym przesłankom – walczyła dzielnie z Niemcami, a wspierała nadciągającą Armię Czerwoną. Zbrojnie ale też i propagandowo. Czymże innym było używanie wobec sowietów eufemistycznego określenia „sojusznik naszych sojuszników”.
W tę dwuznaczną i ślepą politykę wpisuje się decyzja o wybuchu powstania w Warszawie. Bez gwarancji skutecznej pomocy ze strony aliantów, za to z pewnością, że Stalin nie pomoże, bez broni – bo przecież pistolety i karabiny przeciwko Stukasom , czołgom, artylerii i broni maszynowej – nie były żadną bronią. Wydawanie w tej sytuacji rozkazu do walki było po prostu zbrodnią.
W wyniku tej decyzji stolica Polski została zrównana z ziemią. Zginęło 200 tys. ludności cywilnej i 22 tys. żołnierzy AK. Niemcy stracili tylko 16 tys. zabitych i zaginionych.
Zabici Niemcy – to przede wszystkim prości żołnierze, często kryminaliści albo Rosjanie z brygady Kamińskiego.
Tymczasem wśród strat polskich mieliśmy kwiat Narodu – którego symbolem stali się wybitni poeci – Krzysztof Kamil Baczyński i Tadeusz Gajcy. Na skutek zbrodniczej decyzji Bora-Komorowskiego strzelaliśmy do wrogów brylantami.
Utrata dużej części elity, rozbicie konspiracyjnej AK w Warszawie ułatwiło komunistom podbicie Polski po pokonaniu Niemców. Ułatwiło komunistyczną indoktrynację i panowanie nad pozbawionym przywódców, struchlałym społeczeństwem.
Bezwzględnie Powstanie Warszawskie było jedną z większych naszych narodowych klęsk i powinno być przedmiotem rozważnej refleksji i przestrogą dla przyszłych pokoleń.
Sądząc jednak po tonie w jakim relacjonują tę kolejną rocznice media, na to się nie zanosi.
Autor: Janusz Sanocki, wydawca „Nowin Nyskich”
Ciekawe, że ci najgłośniej krzyczący, nie pozwalają oceniać Powstania ze strony politycznej czy militarnej nawet!
Zakrzykując oceniających i posądzajac o brak szacunku dla samych Powstańców.
A, przecież każdy rozsądny człowiek wie, że planując nawet proste sprawy, musi liczyć na własne siły. liczenie na ewentualną pomoc sąsiadów ( sojuszników) jest wyrazem beztroski. I tą można zarzucać dowództwu…
Przy jednoczesnym głębokim szacunku dla samych walczących!
A te dzisiejsze gadajace ( bogobojno-patrjotycznie) głowy?
Cóż… papier wszystko przyjmie, (nawet bełkotliwych Coryliusów)
Ciekawe, że ci wszyscy mówiący o potrzebie walki, o heroizmie walczących, o ich pięknej a tragicznej śmierci- swoje dzieci zachowawczo, pilnie uczą przechodzenia przez pasy na drodze….
W razie czego, by zyły długo i szczęśliwie :)
( proszę o odrobinę empatii- jak czuły sią matki Powstańców, przeczuwające rychłą smierć swoich dzieci?!)
w imię czego?
Wyzwolenia przez komunistów?
To jest on dobrem panowie patryjoci czy nie?
Walczymy z komuną czy darujemy jej życie naszych pociech?
Pani Eleonoro!
Tak, my staramy się to zrozumieć i oczyścic polskie myslenie z jakiejs romantycznej mgły. Fałszywy patriotyzm, histeryczne reakcje, zamiast kalkulacji i odpowiedzialnosci.
a już to kombatanctwo po latach, kiedy jakies piejące panienki rzucaja sie po scenie a wielkiej tragedii setek tysięcy ludzi robi sie piknik jest dla mnie nie do przyjęcia.
@Janusz Sanocki
Dokładnie tak jest Panie Januszu!
A, moze o to chodzi- by nie rozliczać z kalkulacji i odpowiedzialności?
Nie oceniać, a tych próbujących- obrzucić błotkiem?
… coś w tym jest…
Polecam, świetny artykuł z prof Wieczorkiewiczem:
http://www.powstanie.pl/index.php?ktory=21&class=text
Oj, Januszu! A teza Szeremietiewa Romualda ,iż Powstanie Warszawskie …. uratowało Europę( może nawet świat) przed Armią Czerwoną ,czyż ona nie jest piękna, czy nie zasługuje na rozważenie ? Przelanej krwi nie należy mieszać z uryną racjonalnej argumentacji . Wyraźnie niesłuszne!
Przykro mi Panie Januszu, ale pierwszy raz nie zgadzam się z Pana opinią :(
Między cierniami,jest kwiatu cud
Szczęśliwy ten,kto go odszuka
Tym kwiatem jest….Nauka!!
Świetny artykuł,… jak wszystkie poprzednie!.. Kto się nie zgadza, niech komentuje, bo łatwo dawać bez nauki ..dwóje! !! !Czekam na opinie ,które na tym forum są naprawdę kluczem
do wielu wątpliwości, nie tylko historycznych! Pozdrawiam autora i komentatorów!
Stasieńku! Oraz Nieznany/a z Niemodlina.
A z ktorą częścią mojej argumentacji sie nie zgadzacie?
Teza Szeremietiewa jest tego typu jak teza o Marsjanach. Nie wiem na jakich przeslankach szeremietiew ją opiera. Stalin wstrzymal natarcie na Berlin, ale za to podbil cale Balkany, a podzial Niemiec mial i tak zagwarantowany.
„Uryna racjonalnej argumentacji” – cudowne! Zawsze weidzialem, że na Twoj zmysl poetycki mozna liczyc.
a poważnie – to polskie myslenie polityczne gdzies w okolicach XVI-XVII wieku całkowicie sie wykoleiło. Zabrnęło w jakies hipostazy, histeryczne mity, patologiczne cierpiętnictwo. I potem ten wykolejony romantyzm – piekny i calkowicie odlotowy. Jedyny jaki jest do przyjecia to w wydaniu Slowackiego, ale Adaś był zdolniejszym fuchmistrzem w łechtaniu narodowego poczucia wartości.
Tych, ktorzy wydali rozkaz rozpoczęcia Powstania postawilbym pod ściankę. Bez litości.
p.Januszu masz pan u mnie duży minus za pisanie bajek pt. „Co by było gdyby”. Ciekawe jak pan spojrzy teraz AK-wcą w oczy nie wspomnę o rodzinach które straciły najbliższych.
A może lepiej byłoby napisać inną bajkę pt. Polska w 39r podała się faszystą zeby pogonili bolszewików po Ural. Wiesz pan ile by było mniej ofiar. Moze nawet nie byłby Katynia. Co pan na to. Przykro mi bo takie opowieści o Powstaniu Warszawskim słyszałem w PRL, a nie kto inny je glosil jak strateg wojenny – człowiek „CH”onoru Jaruzel. Co się z panem porobiło jak nie wychwalanie łukaszenki to Hitlera. A co by było gdyby Stalin nie zatrzymał ofensywy na Wiśle i Powstanie Warszawskie opanowało by Stolice i powstał Rząd Polski?? Mimo wszystko pozdrawiam.
Angorze50!
Zaczne ci tlumaczyc prosto i po kawalku. Dzisiaj 1 lekcja:
2 + 2 = 4
Koniec lekcji. Jak ją opanujesz pójdziemy dalej.@angor50
To dlaczego pan Sanocki z kolegami zakładał Solidarność w 1980 roku? Przecież to groziło rosyjską interwencją i strasznym rozlewem krwi. Może nie było takiego niebezpieczeństwa w 1981 roku ale w 1980 było, jeszcze w listopadzie i grudniu. Mogło być więcej ofiar niż w Powstaniu Warszawskim i znowu ginęliby najlepsi. Proszę nie pisać, że już wtedy przewidywał pan Reagana, Gorbaczowa, pierestrojkę itd. Myślę, że w 1944 i 1980 była podobna sytuacja. Ani pan nie znał przyszłości w 1980 ani Bór-Komorowski w 1944. Zawsze było wielkie ryzyko. Łatwo krytykować ludzi po latach gdy się zna ciąg dalszy.
Lekcja nr 2 dla p.Janusz
Krytycy Powstania Warszawskiego z reguły ukazują to wydarzenie w oderwaniu od polskiej historii. Zamiast otwarcie kwestionować całą tradycję naszych zrywów niepodległościowych, udają patriotów zgorszonych jakimiś wyjątkowymi błędami dowódców Armii Krajowej. A przecież zarzuty krytyków odnoszą się do samej idei otwartej walki z najeźdźcą. Powstanie z definicji jest starciem słabo uzbrojonego podziemia z regularną armią okupacyjną. Każde jest nie dość dobrze przygotowane, a moment wybuchu nigdy nie jest optymalny. To raczej dramatyczna próba wyjścia z matni, odwrócenia zbiorowego losu, który wydaje się przesądzony. Dlatego niewiele jest powstań skutecznych. Bez szczęśliwego zbiegu okoliczności międzynarodowych zwycięstwo militarne praktycznie nie wchodzi w grę. Polacy kilkakrotnie musieli wybierać między zagładą narodu w wyniku złamania ducha i metodycznej eksterminacji patriotów a krańcowo ryzykowną próbą odzyskania wolności. Na tle dowódców np. powstania styczniowego ich następcy z 1944 r. okazali się wyjątkowo realistycznymi strategami. Jeśli ktoś kwestionuje sens takiej walki, powinien wybrać sobie inny naród z innym położeniem geopolitycznym i inną historią. Żyjąc na marginesie wspólnoty, której duszy nie rozumie, pozostanie człowiekiem sfrustrowanym i nieszczęśliwym.
W PRL krytycy Powstania Warszawskiego mieli trudniej niż dzisiaj. Dowódców AK piętnowała komunistyczna propaganda i wiedzieli, że powtarzając jej argumenty, zostaną uznani za użytecznych idiotów. Najczęściej przebierali się więc w szaty Hamleta. – Ale czy było warto? – pytali retorycznie. Odpowiedzi twierdzące ich nie interesowały. Dopiero gdy ktoś zaprzeczył, kiwali głowami jak pluszowe pieski za tylną szybą trabanta. W III RP mogą się wymądrzać do woli, rzucając obelgi na zmarłych bohaterów. W ubiegłym roku zapowiedzieli nawet symboliczny „proces pokazowy” architektów powstania. Rozumiem, że chcieli skazać gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora”, bo większość jego współpracowników dostało już wyroki. Chociażby w moskiewskim procesie szesnastu. Gen. Leopold Okulicki „Niedźwiadek” i Delegat Rządu na Kraj Jan Stanisław Jankowski zostali później zamordowani w sowieckich więzieniach. Szczególnie znienawidzony przez krytyków powstania Antoni Chruściel „Monter” miał więcej szczęścia, bo pozostał na emigracji. Komuniści odebrali mu jedynie polskie obywatelstwo.
Komunistyczna praktyka przeciwstawiania „bohaterskiego ludu Warszawy” „zbrodniczym” dowódcom powstania ma swoją historyczną logikę. Wrogowie polskości zawsze dążyli do odcięcia narodowi głowy, co w Katyniu i – najprawdopodobniej – w Smoleńsku zrealizowano fizycznie, z chirurgiczną precyzją. Chłopom wmawiano, że zła jest patriotycznie nastawiona szlachta, robotnikom – że „polscy panowie”, obywatelom PRL – że „prowodyrzy” z Solidarności. Nawet dzisiejszych obrońców krzyża przedstawia się jako marionetki w rękach Jarosława Kaczyńskiego. Do odnowienia takiej perspektywy przyczynia się obecna, egocentryczna kultura, która neguje wartość zbiorowego heroizmu, rozdrapując indywidualne rany. Stąd wśród krytyków powstania są nie tylko „prawicowi” ultrapragmatycy, którzy odreagowują swój żałosny brak skuteczności w polityce, czy celebryci zatroskani o wygodę własnych dzieci, ale i ci wnukowie powstańców, którzy dali sobie wmówić, że rodzinna trauma jest krzywdą, a nie ceną świadomego patriotyzmu.
Jednak Powstanie Warszawskie było wspólną emanacją niepodległego ducha, polskim żywiołem, w którym dowódcy, żołnierze i cywile tworzyli jedność. Wystarczy poczytać o nastrojach panujących w Warszawie przed, w trakcie i po walkach. Jak wiele pogardy dla powstańców trzeba mieć, by traktować ich jako owce prowadzone na rzeź przez uświadomionych politycznie pasterzy. Przecież olbrzymia większość z nich wiedziała, o co walczy. Woleli Rzeczpospolitą powstańczą, z nikłą nadzieją przeżycia i odzyskania państwa, od fizycznej bądź cywilnej śmierci pod sowiecką okupacją. Oddając dziś cześć i chwałę bohaterom, nie róbmy tego ze współczucia. Infantylna litość byłaby dla nich policzkiem. Podziękujmy za ten mężny wybór, który sprawia, że – jak prorokował Tadeusz Gajcy – wciąż odradzamy się wolni, z ich bronią w naszych spokojnych snach.
Polecam wykład Pana Profesora Zybertowicza w Berlinie,które @P.NGO umieściło,za co dziękuję!
Przyda się nam na dzisiaj, i w przyszłości!
Najlepiej Białoruś pod rządami Łukaszenki.
Pan Janusz S. taki to jest mądry krytykując w czambuł jak leci Powstanie Warszawskie, a ciekawe jak by się poczuł jakby mu ktoś wygarnął tekst w stylu „A po co wyście tą Solidarność robili ?” i dodał, że cały ten solidarnościowy zryw spowodował tylko chaos i zaburzenie spokoju, a mogło być przecież tak pięknie bo gdyby nie strajki to Gierek spłacił by długi i wyprowadził Polskę na prostą, ale wam zachciało się rewolty i dzielny generał Jaruzelski uratował kraj wprowadzając stan wojenny, bo przecież ten system był dobry tylko ludzie tego nie rozumieli i się niesłusznie buntowali i ci co to robili to słusznie zostali internowani jako reakcjoniści, mąciciele i „burzyciele zgody”.
To jak panie S. dobrze by pan się czuł jakby coś takiego usłyszał ?
Moja propozycja jest taka:
1. Poczytajmy tekst pod adresem:
http://coryllus.salon24.pl/438019,nie-ratujmy-wiecej-europy
2. Przeczytajmy przynajmniej dwa, ale koniecznie różne życiorysy Józefa Retingera. (google)
3. Zastanówmy się nad tym w jakim celu mógł ten człowiek przybyć do Warszawy latem 1944.
4. Zastanówmy się o czym mógł rozmawiać z Churchilem zaraz po powrocie do Londynu.
5. Zastanówmy się nad tym: Kto właściwie grał krwią Polaków, z kim i o co?
No bardzo sensowne pytanie misiu rysiu. Przy czym zauważ mysmy nie namawiali chłopaków żeby rzucac się z butelkami na czołgi, a prowadzilismy obywatelską, pokojową walke o prawa człowieka wymagającą takze odwagi (może czasem większej) i nie doprowadzilismy do zniszczenia ani jednego polskiego miasta.
Ale rzeczywiscie kiedy patrze dzis na rozdrapanie kraju, zniszczenie gospodarki, to sam sie zastanawiam czy nie bylismy narzędziem w czyims reku? @misiu rysiu
Jacku!
dzieki za interesujący link. Warto przeczytac.@Jacek