„Miałem 10 lat jak wyjeżdżałem z Łucka” – opowiada pan Zbigniew Myśliński, który urodził się w 1936 r. Dziś Łuck leży na Ukrainie. Wtedy był 39 tysięcznym miastem, które zamieszkiwali Polacy i Żydzi, których było więcej niż Polaków. W mieście był też czeski browar, wybudowane za czasów II RP wodociągi, które stoją do dziś. Pan Zbigniew nieustannie wspominał swoje Kresy i chciał tam wrócić, zobaczyć miejsca z dzieciństwa, które przez polityczne decyzje musiał przymusowo opuścić. Po wielodniowej podróży pociągiem trafił do Zakrzowa dziś dzielnicy Opola i na piechotę dotarł z mamą i bratem do Opola. Jak wspomina najwięcej kresowiaków osiedliło się na tzw. osiedlu górskim niedaleko ul. Luboszyckiej, przy której przez lata mieszkał pod nr 24.
Pewnego dnia powiedział stęskniony za rodzinnym miejscem do żony – „Jadę!” – Żona na to – „Na rowerze?” – „Tak” – odparł. Był rok 2005. Pan Zbigniew wsiadł na rower i pojechał przez Zamość aż do granicy z Ukrainą. Tu miał najwięcej przygód. Rowerem nie można było wtedy przekraczać granicy. Pokazał paszport potwierdzający, że się urodził w Łucku i że jedzie aż z Opola. Pomogli mu Polacy na granicy i Ukrainiec, który dopisał go do pasażerów poloneza – „Trzymaj się pan tego samochodu” – powiedział mu Ukrainiec. Tak pan Zbigniew przejechał przez granicę. Następnego dnia dotarł do Łucka, dziś dwustu tysięcznego miasta.
Tą operację powtarzał już co rok. Opowiedział o tej przygodzie na Klubie Rowerowym Rajder i od kilku lat nie jeździ sam. Nie zatrzymuje się w pensjonatach, czy hotelach woli swoją matę, przykrywa się tylko folią, żeby rosa nie zamoczyła mu ubrań. W tym roku wyjechał pod koniec maja, pokonuje ponad 1 000 km. Mimo 76 lat, kipi energią, opowiada ciekawie o kresach o miejscach, w których kiedyś była Polska. Z dawnych czasów zapamiętał, co mówili wtedy Rosjanie o nas, że „Polacy są jak rzodkiewka zewnątrz czerwona a w środku biała”.
Autor: Tomasz Kwiatek
Dużo zdrowia i połamania szprych .