Mijały lata. Ofiarny stos dopalił się. Krew wsiąkła w ziemię, którą przykryła gęsta zasłona traw i zarośli, ale fundamenty nieznanej budowli wciąż odznaczały się na tle zdziczałej polany.
Pewnej nocy, najprawdopodobniej w roku 1982, w miejscu tym wyrósł nagle strzelisty, drewniany krzyż.
Wkrótce pod krzyżem zaczęły pojawiać się pierwsze kwiaty i znicze.Pod koniec lat osiemdziesiątych w popularnym tygodniku pojawił się artykuł, w którym autor spekulował, że w lesie pod wsią Barut znajduje się zbiorowa mogiła.
Temat podchwyciły inne gazety, a nawet radiowa Trójka.
W ślad za sensacyjnymi tytułami prasowymi na leśną polanę pod Barutem zaczęli przybywać pierwsi zainteresowani tematem, rodziny zaginionych w powojennej zawierusze, ale również poszukiwacze-amatorzy.
O domniemanej zbrodni w baruckim lesie, coraz śmielej porównywalnej do zbrodni w lesie katyńskim, zaczęło robić się coraz głośniej, na tyle, że naczelnik gminy Jemielnica, na terenie której znajduje się ”polana śmierci”, jak zaczynają ją określać miejscowi, 20 lutego 1989 roku wysłał do Prokuratury Rejonowej w Strzelcach Opolskich zawiadomienie o prawdopodobnym masowym mordzie.
Ze względów administracyjnych Prokuratura Rejonowa ze Strzelec Opolskich przekazała sprawę do rozpatrzenia swojej odpowiedniczce w Gliwicach, ponieważ las i znajdująca się w jego wnętrzach polana „Hubertus” znajduje się już w województwie śląskim.
Prokuratura Rejonowa w Gliwicach, zanim przeszła do właściwych czynności, zleciła dochodzenie komendzie milicji w Toszku.
Z kolei tamtejszy Komendant wysłał na dokonanie wizji lokalnej „domniemanej masowej mogiły” posterunkowego z gminy Wielowieś, który w zwięzłym i lakonicznym raporcie napisał że: władze polityczne, administracyjne i mieszkańcy sołectwa nic o zbrodni nie wiedzą.
Mimo to, Prokuratura Rejonowa w Gliwicach rozpoczęła śledztwo w sprawie gwałtownej śmierci nieustalonych osób z formacji wojskowych i cywilnych, zamordowanych prawdopodobnie we wrześniu 1946 r. w okolicach zamku Hubertus w gminie Wielowieś.
W teren wysłano pododdział 10 sudeckiej Dywizji Piechoty w celu wykonania prac wykopaliskowych na obszarze polany.
Prace odkrywkowe nie przyniosły jednak oczekiwanych przez gliwickich prokuratorów efektów.
Na polanie znaleziono bowiem jedynie orzełek z czasów II RP używany m.in. przez partyzantów AK, odłamek granatu, 24 sztuki amunicji polskiej i niemieckiej, sztylet Hitlerjugend i klamrę oficerską.
Co prawda odkopano również dziewięćdziesiąt trzy odłamki kostne, ale jak wykazała ekspertyza przeprowadzona przez Zakład Medycyny Sądowej Śląskiej Akademii Medycznej z 3 kwietnia 1990 roku wszystkie nosiły znamiona kości zwierzęcych.
Nie dały rezultaty również badania georadarem.
Ostatecznie, w wyniku nie znalezienia jednoznacznych śladów zbrodni, śledztwo umorzono 28 czerwca 1991 roku.
W tym samym czasie Wydział Śledczy Prokuratury Wojewódzkiej w Opolu we współpracy z jednostkami w Katowicach i Bielsku Białej rozpoczął dochodzenie w sprawie zaginięcia żołnierzy NSZ z Podbeskidzia. W wyniku poszlakowego śledztwa prokuratorzy powiązali zaginięcie żołnierzy kpt. Henryka Flame „Bartka” z niemal równolegle toczącym się dochodzeniem prowadzonym przez prokuratorów z Gliwic. Ale również i w tym przypadku, mimo odtajnienia wielu akt i zwolnienia z obowiązku o zachowaniu tajemnicy państwowej przez niektórych byłych pracowników MBP, śledztwo, z powodu nie wykrycia sprawców i dostatecznych dowodów, decyzją z dnia 30 grudnia 1993 roku zostało umorzone.
Od tego czasu, choć oficjalnie nie potwierdzona, zbrodnia w Barucie stała się ważnym elementem martyrologii „żołnierzy wyklętych”, jak coraz chętniej prasa zaczęła określać niepodległościowych bojowników walczących po roku 1945.
Bezradność sądów i opieszałość czynników państwowych zastąpili koledzy pomordowanych, którzy, wzorem swojego dowódcy, sami, na własną rękę, zaczęli poszukiwać prawdy o zbrodni i kultywować ją w swoim środowisku, które z początkiem lat dziewięćdziesiątych zostało oficjalnie zarejestrowane pod nazwą Związek Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych.
Na Żywiecczyźnie pamięć o pomordowanych kolegach kultywuje zwłaszcza por. Władysław Foksa, w zgrupowaniu NSZ pod pseudonimem „Rodzynka” dowódca sekcji propagandowej, którego staraniem w regionie powstało kilka tablic upamiętniających żołnierzy NSZ, w tym ta najważniejsza, ustawiona w centrum Żywca i zwieńczona mosiężnym orłem, ufundowana 24 września 2006 roku w 60 rocznicę zbrodni.
To właśnie tacy ludzie jak Władysław Foksa, przeważnie kombatanci lub ich rodziny, zaczęli skrzętnie archiwizować wszelkie informacje dotyczące zbrodni – artykuły, fragmenty książek, wreszcie pamiątki po zamordowanych, które do tej pory, w obawie przed władzami, leżały na dnie zapomnianych zakamarków.
Wszystko to było przesyłane do Zarządu Głównego kombatanckiej organizacji na której czele stał dr Bohdan Szucki.
To właśnie w jego posiadaniu znajduje się m.in. fragment ryngrafu „Bartka” czy partyzanckie zdjęcia członków zgrupowania NSZ z Podbeskidzia.
Chaotyczne działania władz państwowych w sprawie domniemanej zbrodni w Barucie, której efektem były dwa umorzone śledztwa, zachwiały wiarą żyjących podkomendnych „Bartka”, że prawda o ubeckiej prowokacji ujrzy wreszcie światło dzienne.
Dopiero powstanie w roku 1999 Instytutu Pamięci Narodowej a zwłaszcza drugi człon nazwy, który brzmi Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, przywróciło sędziwym kombatantom z NSZ wiarę w sprawiedliwość. Dlatego też Zarząd Główny ZŻ NSZ wystosował do tej właśnie instytucji „Zawiadomienie o zbrodni ludobójstwa na żołnierzach Narodowych Sił Zbrojnych” datowane 26 marca 2001 roku.
W piśmie tym dr Bohdan Szucki wnosił o wznowienie ścigania umorzonego dna 30.12.1993, ujawnienia miejsca pochówku pomordowanych żołnierzy NSZ ugrupowania kpt. „Bartka” oraz o ukaranie winnych zbrodni ludobójstwa.
Po czym następowało szczegółowe uzasadnienie oraz opis operacji „Lawina” w oparciu o zgromadzone przez członków kombatanckiej organizacji archiwalia.
W dalszej części dokumentu wnioskodawca wskazał na błędy z poprzednich postępowań oraz wskazał dowody na które prokuratura powinna się powołać, a także zidentyfikował 14 osób, które z imienia, nazwiska i pseudonimu zostały wymienione.
Na zakończenie dr Szucki napisał:
W świetle powyższych dowodów, przedstawionych i stwierdzonych faktów, a nie wyjaśnionych okoliczności okrutnego ludobójstwa żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych ugrupowania kpt. Henryka Flame „Bartka” wniosek o wznowienie w tej sprawie ponownego śledztwa jest całkowicie uzasadniony.
Jakby w odpowiedzi na powyższe zawiadomienie Instytut Pamięci Narodowej już we wrześniu 2001 roku, po przejęciu akt umorzonego opolskiego śledztwa i po połączeniu z aktami sprawy gliwickiej, rozpoczął postępowanie w sprawie zbrodni w Barucie, bo jak napisał w uzasadnieniu „nie wyczerpano wszelkich możliwości dowodowych zmierzających do ustalenia sprawców zbrodni, jak i osób pokrzywdzonych”.
IPN, zanim rozpoczął śledztwo, postawił sobie trzy zasadnicze pytania.
Kto stoi za zbrodnią dokonaną na żołnierzach „Bartka”?
Ile osób i kto zginął w trakcie ubeckiej prowokacji?
Gdzie spoczywają pomordowani partyzanci?
Postępowanie trwało ponad 9 lat.
W jego toku zgromadzono ponad 20 tomów akt. Do Barutu kilkanaście razy przyjeżdżały specjalne ekipy złożone z historyków, prokuratorów, archeologów i saperów, ci ostatni przy pomocy żołnierskich łopat i kilofów oraz georadarów, kilkanaście razy przeszukali „polanę śmierci”. Odtajniono setki metrów bieżących akt, prokuratorzy wezwali na przesłuchania dziesiątki świadków, w tym po raz pierwszy, skruszonych funkcjonariuszy UB ,wśród których był, najważniejszy świadek – Fryderyk Zieliński, który dobrowolnie zgłosił się do IPN-owskiej prokuratury i z makabrycznymi szczegółami opisał egzekucję, w której uczestniczył.
Na apele IPNu, zamieszczane również w lokalnej prasie, zgłosiło się wiele osób poszukujących swoich krewnych.
W 2010 roku prokuraturze IPN w Katowicach udało się odpowiedzieć na dwa postawione sobie w roku 2001 pytania.
Za zbrodnią żołnierzy NSZ stało Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego.
Pierwszy rozkaz wyszedł od wiceministra Romana Romkowskiego.
Jego odbiorcą był dyrektor Departamentu III MBP Józef Czapliński, który nadzorowanie oraz wykonanie zadania zlecił majorowi Władysławowi Śliwie, naczelnikowi wydziału II Departamentu III MBP. Bezpośrednią realizacją operacji zajęli się szefowi UB z Katowic z Markiem Finkiem, który „prowadził” agenta specjalnego Henryka Wendrowskiego „Lawinę”, spiritus movens całego przedsięwzięcia.
Niestety, nikt z wymienionych wyżej oprawców nie stanął przed sądem, wszyscy bowiem zmarli śmiercią naturalną zanim IPN rozpoczął postępowanie.
Henryk Wendrowski zmarł w 1997 roku w Warszawie pobierając do ostatnich swoich dni resortową emeryturę i ciesząc się prestiżem ambasadora w Kopenhadze.
W wyniku „akcji likwidacji <B>” śmierć poniosło 158 żołnierzy NSZ, których życiorysy zajmują sporą cześć IPN-owskich teczek.
Niestety, ostatnie pytanie wciąż budzi wątpliwości bowiem, mimo setek odwiertów, nie odnaleziono, w miejscach wskazanych przez świadków na „polanie śmierci” w Barucie, jednoznacznych śladów na dowód dokonanej w tym miejscu zbrodni, zwłaszcza ludzkich kości.
Stąd też w połowie czerwca 2012 roku, w ramach ogólnopolskiego projektu badawczego IPN „Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego z lat 1944–1956”, na polanie pod Barutem kolejny raz pojawili się pracownicy IPN w poszukiwaniu śladów zbrodni z roku 1946.
I tym razem mimo zastosowania najnowocześniejszych urządzeń, nie udało się odnaleźć jednoznacznych dowodów.
Ostatnia hipoteza sformułowana przez dr Szwagrzyka z wrocławskiego oddziału IPN nadzorującego czerwcowe badania na „Hubertusie” brzmi, że najwidoczniej kolejny raz musiało dojść do zatarcia śladów zbrodni, to jest MBP w obawie przed identyfikacją miejsca masakry żołnierzy NSZ wysłało specjalną grupę do odkopania szczątków i przewiezienia ich w nieznane miejsce.
Czy uda się odpowiedzieć jednoznacznie na ostatnie pytanie?
Czy nadal nad sprawą zbrodni rozłożony jest „ochronny parasol”?
W roku 1947 został zamordowany Henryk Flame, dowódca, który wpadł na trop zbrodni swoich podkomendnych.
W latach 60’ został wrzucony pod pociąg sprawca zabójstwa, który za dużo wiedział i za dużo mówił.
W roku 1997 spokojnej i dostatniej starości dożył Henryk Wendrowski.
Czy sprawiedliwość jest jedynie archaicznym pojęciem z encyklopedii?
Autor: Tomasz Greniuch
IPN został założony z myślą, o zbadanie i udokumentowanie zbrodni wykonanych na narodzie polskim .Z treści artykułu wynika,że jest to” operacja” bardzo trudna.Jest to bolesna przeszłość, ale czy w chwili obecnej nie jesteśmy świadkami mrocznych zabójstw,których w dobie niepodległości nikt nie jest w stanie wykryć??? Demon nie śpi!