Dnia 27.11.2011 r. portal wpolityce.pl opublikował pierwszą część Śląska, dziś druga. Wówczas opisywałem Śląsk z pewnej perspektywy, dziś postaram się opisać go od strony „kuchennej”. Na początek jedna uwaga: wszelka dyskusja na tematy Śląska (i ziem zachodnich i północnych) zatrzymała się gdzieś na poziomie lat 50-60-ych. Wróciła na krótko z początkiem lat 90-ych. Ogólnie jednak dyskusja została zacementowana w okresie wczesnego Gierka, kiedy w 1970 r. nastąpiło porozumienie RFN-ZSRR, a potem prawdopodobnie w oparciu o nie, porozumienie Gierek-Brandt. Polski przemysł ciężki i wydobywczy rozbudowany został ponad potrzeby ówczesnego państwa. Huta „Katowice” z szerokimi torami była tego symbolem. Wszystkim mieszkającym w Polsce wydawało się, że wstąpiliśmy na drogę wielkiego dobrobytu, a architektom gierkowego rozdania, że realizują swój plan. Każdy dostał swoją perspektywę: Rosjanie, Niemcy Polacy i Ślązacy. I właśnie ten fakt na Górnym Śląsku (Katowickie i Opolskie) wyciszył kulturowo-polityczne animozje i antagonizmy miedzy ludnością miejscową i przyjezdną.
Wielką politykę pozostawmy na boku, zwróćmy uwagę na Górny Śląsk. Antagonizmy kulturowe na Opolszczyźnie były dużo bardziej żywe, niż w województwie katowickim. Stosownie do tego późniejszy okres „Solidarności” pokazał, że między Polakami a Ślązakami obu części Śląska, istnieje płaszczyzna porozumienia ponad Kościołem. W okresie „Solidarności” zaczęła ożywiać się też śląskość. I tu małe wyjaśnienie: jak polskość – ogólnie pobudzana jest ideałami wolności, tak śląskość na Śląsku Opolskim została intensywnie pobudzana przez kontakt z Niemcami (paczki wartości ranty dziadka w Wehrmachcie, 100 marek na granicy, niemieckie sklepy „nie do opisania”, paragraf 116 konstytucji niemieckiej). Tę samą śląskość w Katowickim nie pobudzał w takim stopniu kontakt z Niemcami, lecz świadomość własnego bogactwa kopalnego i stary żal do Polski z okresu międzywojennego – choć wówczas był jeszcze mało dostrzegalny. Mieszkańcom obu części Górnego Śląska nie można odmówić jednak lokalnego patriotyzmu. W Polsce patriotyzm jest jeden i dotyczy całości terytorium państwa, ale w tym względzie Polacy z pozostałych części Polski powinni brać przykład z tego napięcie, jaki towarzyszy Ślązakom, gdy mówią o Śląsku.
Opolszczyzna więc ze względów historycznych (1945 r.) i strukturalnych (wieś i rolnictwo) jest inna niż Katowickie. Po podpisaniu traktatu granicznego z Niemcami w 1990 r., w którym zapisano powstanie mniejszości niemieckiej, polskie władze nie chciały lub nie potrafiły tam przejąć inicjatywy. Przejęła je zatem wielopoziomowo finansowana przez niemieckie struktury mniejszość niemiecka na Śląsku Opolskim. Polskie władze zamiast zwrócić się o pomoc do polskich Ślązaków, zaczęły ich unikać, a nawet dyskryminować. Był to objaw braku samodzielnego myślenia. Mimo to, z około ponad 300 tys. rodzimych mieszkańców Opolszczyzny, do mniejszości niemieckiej zapisało się ok. 180-200 tys. Reszta dobrowolnie zrezygnowała z przywilejów płynących z paragrafu 116 konstytucji niemieckiej. Ale o tym cisza. Mniejszość niemiecka w województwie katowickim, której przewodził Brehmer, nie zdołała wprowadzić swojego posła do polskiego Sejmu i poniosła klęskę.
Jak wspomniałem wyżej, początek lat 90-ych był okresem ożywienia na Opolszczyźnie. Mieszkający tam Ślązacy, którzy czuli się nieco przytłumieni i niedowartościowani, swojej rekompensaty szukali w mniejszości niemieckiej. Wstępowano do niej głównie z trzech powodów:
1. korzyści materialnych,
2. braku identyfikacji z kulturą polską,
3. korzyści materialnych.
Ale ogólnie, tamten okres był okresem dość dużej otwartości z obu stron. Głównie kresowianie i członkowie mniejszości niemieckiej próbowali wyjaśnić swoje stanowiska. Wrogości nie było, ale obie strony robiły to w sposób który nie mógł przynieść sukcesów: okopały się po obu stronach barykady. Mniejszość niemiecka miała umocowanie prawne w 116 paragrafie konstytucji RFN, a zapis w traktacie granicznym był tylko formalnością. Zresztą, wszystko to opisałem w książce reportażowej pt. „Znów tracimy Śląsk”. I jak dotąd jest to jedyna książka pokazująca przemiany na Śląsku Opolskim w latach 1990-1998, od strony polskiej.
Ówczesne postawy społeczne ludności rodzimej na Śląsku Opolskim, oscylowały między głębokim patriotyzmem i realną oceną sytuacji na Śląsku a skrajną niechęcią do wszystkiego co polskie. Przykładem pierwszej postawy był np. Franciszek Adamiec, którego dobrze znałem. Jako były członek przedwojennego Związku Polaków w Niemczech, zajmował jednoznaczna postawę, że wszyscy Ślązacy są Polakami a kto się nim nie czuje, jest niedouczony. Dyskusji nie było. Najbardziej skrajną postawą natomiast zaprezentował pracownik naukowy Instytutu Śląskiego w Opolu, który wyrzucając rękę w kierunku zachodnim wykrzyknął: Jeżeli mamy zginąć, to tam!
Przy piwie w Katowicach
Gwarą śląską nie potrafię posługiwać się płynnie, ale jest przyjemna dla ucha. Przebija z niej starożytność, dziarskość, ale też prostota. Ślązacy instynktownie nie lubili polityki, bo w przeszłości nie rozumieli jej i byli jej ofiarami. Nie lubili też sobiepaństwa, bo z tej strony doznawali pogardy (chłopi i mieszczenie z natury tego nie lubią). Sobiepaństwo odnosiło się w pierwszej kolejności do niemieckości, ale polskie wydawało się im podwójnie wredne, bo pochodziło ze Wschodu, do którego wstręt wyrobiła im jeszcze szkoła pruska. Nie lubili też słabego państwa, bo ono sprowadzało na nich kłopoty. Lubili natomiast dobrze pracować, lubili sport, wesołość, dbali o rodzinę i pełny garnek.
Podczas kilku pierwszych piw rozmowa toczyła się o robocie, sporcie, rodzinie. W cenie byli ludzie bez swojego zdania ale z ikrą, bezideowcy i ogólnie – obojętni. Kolejne piwa fraternizowały pijących i zaczynały się wtręty kulturowe i polityczne, najczęściej z ciekawości. Przy piątym zwykle dochodziło się do przekonania, że musimy wypić szóste. Dopiero przy szóstym, siódmym zaczynała się normalna rozmowa, w której najczęściej okazywało się, że większość tego, co zostało wcześniej powiedziane, wynikało z najnormalniejszej przekory, i że mój rozmówca wcale tak nie myślał, jak mówił. Po ósmym piwie trzeźwieliśmy – ze śmiechu. Nazajutrz był ciężki piwny kac, a za tydzień ten sam scenariusz. I tak można było do końca świata. Lubiliśmy się, ale byliśmy nieprzemakalni. Na Opolszczyźnie piwo piło się raczej z mniejszą fantazją, tam punktem odniesienia były Niemcy i już. Ale byli też Ślązacy, w obu częściach Górnego Śląska, z którymi pijało się kawę, i to dobrą. W tym przypadku podziały zaborowe nie miały znaczenia.
Kolejne szczegóły
Trzynastego grudnia 1981 r. rano obudził mnie nasilający się jednostajny warkot czołgów. Czołgi nadjeżdżały od strony Sosnowca. Nie wiedziałem co się stało, ale zerwałem się i pobiegłem do miasta. Było już po akcji. MKZ-ty rozbite, a przy nich kręcili się ZOMO-wcy. Obszedłem centrum, nikt mnie nie zaczepił. W taki sposób dotarłem do ówczesnej ulicy Wieczorka. Na samym początku był czynny bar samoobsługowy, który istnieje do dziś. Tam spotkałem znajomego. Był z ojcem i jakimś nieznajomym mi kolegą. Krótka wymiana informacji: aresztowali tego i tego, będą następne. Atmosfera, jak z czasów II wojny. Wkrótce znajomy odszedł z ojcem, a ja zostałem z owym przygodnym nieznajomym. Cofnęliśmy się na Rynek i zaczęliśmy dywagować, co dalej będzie, nie z nami, lecz z Polską. Ta rozmowa przeczyła wszystkiemu temu, co działo się wokół nas. On, polski Ślązak miał skojarzenia z powstaniami śląskimi, ja z podziemiem. Nie znaliśmy się, ale gdyby było to możliwe, dziś chętnie spotkałbym go raz jeszcze.
Pewnego razu zadzwoniła do mnie córka polskiego oficera wysokiej rangi i powstańca śląskiego z pretensjami, że na odwrocie swojej książki, Śląsk Opolski podałem jako miejsce swego urodzenia. Darzymy się wzajemną sympatią, a mimo to krzyczała do słuchawki, że nie powinienem tak napisać. Na pytanie dlaczego, odpowiedzi nie uzyskałem, ale ogólnie chodziło o to, że określenie „Śląsk Opolski” musi być zarezerwowany dla rodowitych Ślązaków. Polacy powinni się zadowolić „Opolszczyzną”. Rozmowa zakończyła się warunkowo, powiedziałem, że jak pani przestanie krzyczeć, to się z panią zgodzę. W późniejszych kontaktach do tematu już nie wracaliśmy, ale w odniesieniu do innych, problem wciąż żyje swoim życiem.
Element powtarzający się w rodzinach mieszanych, ale wychowanych w atmosferze śląskiej:
a) odpowiedź w sytuacji konfliktowej: uważajcie, bo może być mi bliżej gdzie indziej,
b) na Opolszczyźnie, gdy powstawała mniejszość niemiecka: – Joł je pierunie Nimiec…, w kilka lat później, gdy powstała narodowość śląska: – Ni, joł ni je Nimiec, joł je Ślązok.
4. Wicekonsulat w Opolu, początek lat 90-ych, akcja zmiany nazwisk na niemieckie. Urzędnik pyta: – jak się pa nazywa?
– Gwóźdź.
– To co, Nagel? – odpowiada urzędnik.
– Ni, joł chca Gozdz.
– Ale żaden Niemiec tego nie wymówi – oponował urzędnik.
– Ni, joł nie chca Nagel. Jał chca Gozdz!
Urzędnik spojrzał na petenta i pożegnał go… Ten człowiek nie chciał być ani Niemcem, ani Polakiem, chciał zgubić polskie akcenty w swoim nazwisku i być po prostu Ślązakiem. W polskim urzędzie oczywiście zrobić tego nie mógł, ale mimo to prawdopodobnie intencją jego było, aby tej zmiany dokonał urząd niemiecki. Z tego faktu nie należy wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Ogólnie, zmiana nazwisk z polskobrzmiących na niemieckobrzmiące lub niemieckie, często wiązała się ze zmianą poczucia tożsamości i zmianą wrażliwości – nawet z dnia na dzień. Na pograniczach kulturowych jest to rzecz ogólnie znana.
Wśród wielu Ślązaków, także polskich, tytuł mojej książki (Znów tracimy Śląsk) budził opór. Wprawdzie tytuł pochodził od wydawcy, ale dopiero po czasie zrozumiałem, że w odczuciu śląskim tytuł nosił w sobie zakamuflowaną informację, że jakoby Śląsk był własnością Polski. U Ślązaków polskich i śląskich fakt ten można traktować, jako pewną specyfikę, poczucie własnej tożsamości. Natomiast zupełnie inaczej akcenty rozkładają się w przypadku opcji niemieckiej.
Dość typowy życiorys pana X. W swoim czasie opublikował bardzo dobry artykuł w „Krytyce”, potem dostał się do tygodnika mniejszości niemieckiej na Śląsku Opolskim. Tam swoją pracę potraktował bardzo poważnie, uwierzył, że jest stuprocentowym Niemcem i zaczął to udowadniać swoimi artykułami. Kiedy wyjechał do Niemiec – nie wiem, ale tam od Niemców dowiedział się kim jest. I wrócił do Polski. Obecnie mieszka gdzieś na terenie województwa śląskiego… Z psychologicznego punktu widzenia człowiek przeżył osobistą tragedię na własne życzenie. Dziś już zapewne wie, że żaden rodowity Niemiec nie uzna go za przedstawiciela swojej kultury. Przyjechał tu, gdzie jest jego miejsce, ale mosty zostały już spalone.
Podobne przykłady można mnożyć. Nie chodzi tu broń Boże o złośliwość, czy jakąkolwiek niechęć, lecz o dotarcie do pewnych oczywistości o przełamanie zupełnie sztucznych barier, które traktowane „w zaparte”, obu stronom czynią ogromne krzywdy. Zwykle dostrzega się je po czasie. Zabory to przeszłość i nie mogą nas wciąż dzielić.
***
Śląsk jest nadal pograniczem kulturowym, dziś ze względu na oddalenie od granicy, jest pograniczem socjologicznym – wciąż czynnym. Każde pogranicze w Europie ma swoją specyfikę. Wprowadzenie jakichkolwiek standardów jest niemożliwe. Ogólnie, na każdym pograniczu z reguły jego mieszkańcy źle się czują w sytuacjach jednoznacznych, wymagających np. określenia przynależności narodowościowej. Ten świat wie, że jednoznaczna deklaracja wiąże się z kłopotami, i unika ich jak może. Ale jednocześnie każdy wie kim jest. Dawniej można było być, Francuzem lub Niemcem (opcja obojętna – Alzatczyk), Polakiem, lub Niemcem (opcja obojętna – Ślązak), Duńczykiem, albo Niemcem (tu sytuacja jest bardziej skomplikowana, z względu na Fryzów; Fryz był bardziej obojętny niż Duńczyk). Dziś już tak się porobiło, że w równym stopniu ta sama degrengolada moralna dotyka Niemca, Alzatczyka, Fryza, Ślązaka i Polaka. Rozpada się fundament naszej cywilizacji – rodzina. Wszystko daje się jednak zamknąć w jednym pojęciu – przesadny liberalizm.
Rodzina
Stan obecnych rodzin jest chyba najlepszym przykładem na upadek naszej cywilizacji. Jeżeli któreś z rodziców, ojciec lub matka (na Śląsku matka) trzyma rodzinę w określonych ramach, to druga strona może pozwolić sobie na pewien liberalizm. Ale jeżeli ta sama osoba przekroczy pewną granicę bezpieczeństwa i zechce być pięknym na pokaz, to rodzina zacznie trzeszczeć w szwach. Gdy pójdzie dalej – następuje rozpad, a wówczas wszystkie scenariusze stają się możliwe. Gdy rozpadniętych rodzin przybywa, zachwiane zostają proporcje najpierw społeczne, a potem kulturowe. Gdy owa otwartość na ten sam element, który rozłożył rodziny utrzymuje się nadal, zaczyna szwankować kulturowy system immunologiczny i następuje ogólna ruina moralna, w której każdemu trudno wytrzymać. Rodzina w stanie rozkładu nie może niczego zmienić, jest zbyt wątłą instytucją, do tego potrzebne jest zdrowe państwo. Liberalizm dostarcza więc tlenu, ale tylko do pewnego stopnia. Nadmierny liberalizm zaczyna destabilizować w takim samym stopniu gniazdo rodzinne, jak i państwowe. Destabilizuje również wiedzę, poczucie tożsamości oraz samą postawę obywatelską, bez których to przymiotów państwo nie jest w stanie się obejść. W taki sposób otwieramy szeroko bramy barbarzyństwu.
Śląskie drogi i czas przekory
Ślązacy mają dwie drogi, do których mogą się odwołać: polską i pruską. Droga polska oznacza kultywowanie tradycji powstań i Korfantego. Jest tu wiele do wyjaśnienia i zrobienia, ale jest to wciąż droga rozwojowa. Druga, pruska oznacza przyjęcie opcji niemieckiej, wbrew interesom polskim, a w dalszej perspektywie także interesom samego Śląska. Ta droga prowadzi do kolejnej opcji polskiej, albo donikąd.
Niemcy, jak pisze Michalkiewicz, są państwem poważnym i nie mają zamiaru włączyć Śląska do swojego terytorium. Przyczyn jest wiele, ale trzy wydają się najważniejsze. Pierwszą są emerytury, które obciążają znacząco budżet, drugą zwarto zamieszkały teren przez Polaków (tak określani są Ślązacy w Niemczech), który zmusiłby państwo niemieckie do nadania im praw mniejszości narodowych. Trzecią przyczyną jest organizacja mniejszości polskiej, która powstałaby na terytorium Niemiec i natychmiast poprosiła o pomoc Warszawę. Mniejszość ta powstałaby nie z inicjatywy polskich służb specjalnych, lecz oddolnie (co w Niemczech jest rzadkością), za sprawą samych Ślązaków różnej opcji, niewykluczone, że tych samych, którzy tworzyli mniejszość niemiecką w Polsce (przykładem są polskie przefarbowane lisy PRL-owskie). Dlatego, że mimo wszystko, śląskie tradycje powstańcze w Niemczech wzięłyby górę i okazały się silniejsze, niż dawne więzy pruskie. O tym wszystkim Niemcy doskonale wiedzą.
Z tych właśnie powodów Śląsk pozostanie przy Polsce w takim stanie, jakim jest. Gdyby stało się inaczej Śląsk, jako autonomiczna kolonia będzie miała duże szanse samą siebie pozbawić ochrony państwa polskiego (jakie by ono nie było). Bezbronność tego regionu będzie wówczas można porównać do czasów austriackich i pruskich. Niemcy, oczywiście, jako europejskie państwo środka, mające dyktować warunki walącej się Europie, muszą zapewnić u siebie, a więc w samym jądrze, kompletny i syty spokój oraz przelewający się garnek. Z tego względu Niemcy będą atakowane przez wszystkich, w różnych formach. Na Śląsku nie ma więc co liczyć ani na dobre zarobki, ani na lepsze od Polaków traktowanie, chyba, że będzie się w organizacji antypolskiej. W przeszłości Polaków i Ślązaków dzieliły nadzieje (czasami łączyły), ale Niemcy godzili nas skutecznie. Warto zawczasu dostrzec i zrozumieć tę zależność. Warto też zauważyć inną zależność, że siła społeczeństw Europy spada, wraca więc nagi kapitalizm (np. umowy śmieciowe).
Nie można więc twierdzić, że chce się zostać przy Polsce kpiąc z powstańców śląskich i samego Korfantego („stary pierdoła”). Jest to sprzeczność, którą można utrzymywać tylko w sposób polityczny i tylko w obszarze niewiedzy lub wyraźniej niechęci. Wychodzi na to, że ruch ślązakowców nie bardzo wie dokąd brnie i w jakim stopniu jest manipulowany. Tłumaczenie, że nie ma on przełożenia politycznego na Górnym Śląsku, lub że jest organizacją niewiele znaczącą, przypomina kamuflowanie znaczenia organizacji ziomkowskich w Niemczech. Ostatni spis powszechny ujawnił ponad 100 procentowy wzrost deklaratywny zwolenników narodowości śląskiej (320 tys. osób zadeklarowało śląską tożsamość, a 415 tys. wskazało ją jako druga po polskiej). Jeżeli drugą powinno uważać się za naturalną, to pierwsza oznacza klęskę nie tylko miejscowego uniwersytetu, ale taką samą klęskę polskich Ślązaków, bo deklaracja tożsamościowa będzie tą właśnie, która zadecyduje o przyszłych losach Śląska. (Na krzywe drzewo każda koza wejdzie). Na ponad milion ludności rdzennej w woj. śląskim wypowiedziało się zaledwie ok. 75 procent. Pozostałych 25 procent stanowi zagadkę, ale o tym niewielu pamięta.
Nie sposób obronić polskiej drogi na Śląsku bez czynnego włączenia się w tą obronę polskich, ale też i… śląskich Ślązaków. (Podobne zastrzeżenie dotyczy również Polaków z pozostałych województw Polski – bez odwołania się do tradycji oporu i jej znajomości, nie sposób niczego zorganizować). Rzecz jednak w tym, że problemy zaczynają się właśnie na Śląsku. I on daje początek albo rozpadowi, albo ściślejszemu zespoleniu państwa. Podzielono już Jugosławię, Czechosłowację, kolej na Polskę? Polska droga na Górnym Śląsku wyłoniła bohaterski nurt, wielu utalentowanych i wybitnych ludzi. W Polskiej historii jest on okresem znaczącym. Trudno uwierzyć, aby Ślązacy na pewno chcieli przyłożyć rękę do wspólnej klęski. Nie ma innej możliwości, jak umacniać siłę własnego państwa.
Ostatni spis powszechny, owszem potraktowany został przez ślązakowców jako swoisty plebiscyt, ale jego wyników nie można klajstrować stwierdzeniem, że Ślązacy na Śląsku zademonstrowali polskość. Trzysta sześćdziesiąt tysięcy to dobry punkt wyjściowy do dalszych działań dla każdego, kto zechce siłę tę wykorzystać dla swoich potrzeb. W dzisiejszej rozchwianej sytuacji polityczno-kulturowej, liczba ta oznacza realne niebezpieczeństwo dla całego Śląska, w zakresie dziś trudnym do przewidzenia. I jedno jest pewne, że ten „plebiscyt” nie był ostatnim plebiscytem, tym bardziej, że wspomniane 25 procent nie wyraziło swojego zdania.
Polacy ze swoim dziedzictwem pojemności kulturowej i zrozumieniem jej wieloaspektowości, nie mogą pozostać w roli przysłowiowego Niemca, który z całą życzliwością radził Polakom, aby zostali Niemcami, to będą mieć lepiej. Powinni wysłuchać co mają do powiedzenia zwolennicy narodowości śląskiej. Ale problem RAŚ jest w pierwszej kolejności problemem wewnętrznym samych Ślązaków. Problem z tą organizacją jest przede wszystkim problemem polskich Ślązaków. Powinni oni problem ten rozwiązać jakby w swoim gronie. Wszystko, co tworzy śląskość, a pojęcie to istnieje tylko w Polsce, zostało zagrożone. Ślązacy muszą się zdecydować, czy chcą jej bronić, czy też nie? Czy chcą bronić polskiej drogi, czy też chcą ją zarzucić. Stanowisko to powinno być jasne, tym bardziej, że reakcja Polaków często odczytywana jest jako kolejna „śląska krzywda”, bo takimi niestety kategoriami zaczyna się postrzegać stosunki katowicko-warszawskie. Jeżeli kogoś uraziłem to przepraszam, ale taka jest sytuacja, i taka logika historii. Ktoś musiał to spokojnie, szczerze i otwarcie powiedzieć.
Sprawa druga: nie ma się co czarować, dzieci tych którzy wyjechali do Niemiec – wszystkich, w następnym pokoleniu nie będą już ani Polakami, ani Ślązakami. (Chyba żeby się coś zmieniło). Jak na razie nie broni ich nic ani więź rodzinna która przestaje działać, ani patriotyzm i patriotyzm lokalny, które są w zaniku, ani wiara katolicka, która słabnie. W średniowieczu Ślązaków trzymała przynależność piastowska, potem dyskryminacja i katolicyzm. Dziś bóg-pieniądz rozbija wszystko, co w przyszłości – w okresie chaosu i destabilizacji może być elementem jednoczącym. Przed obliczem zagłady stanął cały ostatni ponadwiekowy wysiłek Górnego Śląska. Opanowanie Śląska przez kapitał niemiecki to nie tylko geopolityczne wzmocnienie Niemiec, ale przede wszystkim zgodnie z tym co mówił Adenauer o przeniesieniu stolicy Niemiec do Berlina, to wzmocnienie idei pruskiej.
Apel do wszystkich Polaków
Czas przekory już minął! Teraz ona zaczyna wystawiać nam wszystkim słone rachunki, płacą je zawsze najsłabsi. Nikt obcy rodzin nam nie poskleja. Musimy zrobić to sami – poprzez wzmocnienie państwa. To do wszystkich Polaków! Na Śląsku po około 600 latach historia dała nam ponowną szansę ułożenia stosunków na nowo. Tą szansą jest granica na Odrze i Nysie Łużyckiej oraz Śląsk w Polsce. I jeżeli mi wolno: Ślązacy nie powtarzajcie błędów Piastów śląskich. To nie Polska się od Was odwróciła, lecz Wasi przodkowie sami wówczas ciążyli w kierunku Czech (szerzej pisałem już o tym wcześniej). Powinniście zauważyć, jakimi od Polski odeszliście i jakimi do Polski wróciliście. Z tego płynie spokojna wielka nauka. W okresie dzielnicowym kolejni Piastowicze myśleli o zjednoczeniu Polski. W tamtym czasie na drodze stanęło im wiele przeszkód. Jedną z nich była niewiara w ich dobre intencje. I to nie były „odwrócone plecy”, lecz pewne doświadczenie. Za Jagiellonów broniliśmy się przed Niemcem widząc takiego w Habsburgach. Decyzja należy więc do Was… Pamiętam, jak w okresie Solidarności przyjechała ubrana na ludowo delegacja Serbołużyczan do Zielonej Góry, ze łzami w oczach i prosili o ratowanie ich ginącego języka. To, że dziś należą oni do nielicznej grupy, która ma prawa mniejszości, nie znaczy nic. Język zanika nadal.
Za przekorę i nieznajomość historii płaci się najcięższą monetą. Monetą, którą wybiją obcy. Wszystkim nam potrzebna jest szeroka wiedza i wyraźna perspektywa. Polska dziś posiada piastowskie położenie, a więc inne niż II RP. Geopolityka, Śląsk jednoznacznie skazuje na przynależność do Polski (patrz „Co Polska dała Śląskowi?). I nie mają z tym nic wspólnego ani Polacy, ani Niemcy. Taka jest geografia i logika dziejów. Może właśnie dziś warto podjąć dawną ideę piastowską i zacząć jednoczyć Polskę najpierw moralnie, a potem politycznie. Wielkopolanie, którzy jako pierwsi przeszli proces przeorientowania chłopsko-szlacheckiego, są może dziś najbardziej predysponowani do współpracy z Wami. Nie można też zapominać o kresowianach, którzy dziś mają jeszcze płytkie korzenie, ale swoją postjagiellońskością wnoszą ważne elementy do wspólnej skarbnicy. W obecnym kryzysie wszyscy się jednoczą, my nie możemy pozwolić sobie na podziały.
Od lat w całej Polsce, jak echo słyszy się powtarzającą frazę: „zasr… Polska”… Będzie Ona taka, jakimi będziemy my sami!!! Rzeczywista Polska nie jest bytem wirtualnym. My ją tworzymy własnym życiem, a ci, którzy tak mówią, nawet nie zauważają tej zbieżności. Polska będzie taka, jakimi będziemy my sami.
Autor: Ryszard Surmacz
Ryszard Surmacz (1950), historyk, przez 11 lat był dziennikarzem reportażystą w kilku polskich czasopismach. Na tematy śląskie publikował także w „Kulturze” paryskiej, za którą otrzymał nagrodę POLCUL-u. Autor pięciu książek (szósta w przygotowaniu). Obecnie, pracownik IPN O/Lublin. Mieszka w Lublinie. /Biogram za: wpolityce.pl/
„Mimo to, z około ponad 300 tys. rodzimych mieszkańców Opolszczyzny, do mniejszości niemieckiej zapisało się ok. 180-200 tys. Reszta dobrowolnie zrezygnowała z przywilejów płynących z paragrafu 116 konstytucji niemieckiej.”
Paragraf 116 ani słowem nie wspomina o członkostwie w w jakiejkolwiek organizacji niemieckiej!
Jeżeli pan Surmacz nie zna niemieckiego to niech tłumacza zatrudni nim coś napisze.
„Przykładem pierwszej postawy był np. Franciszek Adamiec, którego dobrze znałem. Jako były członek przedwojennego Związku Polaków w Niemczech, zajmował jednoznaczna postawę, że wszyscy Ślązacy są Polakami a kto się nim nie czuje, jest niedouczony. Dyskusji nie było.”
Ale argument – głupi jesteś i koniec:)
„Zmiana nazwiska” nie polegała na tłumaczeniu na niemiecki tylko powrót do pisowni z czasów niemieckich.
I nie odbywało się to w konsulacie RFN tylko w polskim urzędzie!
Niestety autor jak wielu publicystów nie wspomniał o germanizatorskiej roli Abp. A.Nossola na Śląsku Opolskim
to niestety jest temat tabu przez nikogo nie poruszany. Jestem katolikiem i bardzo mnie to zawsze bolało i boli…
że Biskup Polski tyle krzywdy wyrządził swoim wiernym … bałamucąc ich tzw. językiem serca na Mszach Świętych.
*Grabowski: Szanowny Panie! Abp Nossol cokolwiek o nim nie powiedzieć zaproponował członkom MN msze w j. niemieckim w tym w j. serca. Nikogo nie zmuszał i nie zmusza chodzić na nie. Aż tak Pana te msze w oczy kolą?
Pan Surmacz choć poruszył dość delikatnie kilka ważnych kwestii i nawet jak na człowieka spoza Śląska dość kompetentnie poruszył pewne zagadnienia, to jednak podaje w dalszym ciągu tę samą polską agitkę, którą słyszymy od wielu lat, tylko mniej obcesowo i bardziej kulturalnie.
1. Co do rozbicia dzielnicowego, traktatku w Trenczynie, gdzie Kazimierz Wielki zrzekł się praw do Śląska (tutaj trzeba rozumieć prawidłowe granice Śląska. To nie tylko woj. opolskie i dawne katowickie, ale obszar zaczynający się obecnie w Niemczech i kończący się w Mysłowicach. To jest prawidłowe rozumienie pojęcia Śląsk. Do tej pory jednak funkcjonuje to wyświechtane przedwojenne rozumowanie obejmujące tylko dawne autonomiczne woj. śląskie) trzeba wiedzieć, że sprawa ta była bardziej złożona. Śląsk był bardzo monarchiczny i każde księstwo to była własność monarchy, który mógł z tym robić co chciał i niejako „sprzedać” siebie i swoich poddanych. „Konsolidacja” takich księstewek pod berłem dość dobrze funkcjonujących np. Luksemburczyków była bardzo atrakcyjna i dawała gwarancje rozwoju, czego nie można powiedzieć o raczkującej polskiej państwowości.
2. Argument Piastowski to czysta propaganda, dlatego że Piastowie raz że się później zgermanizowali, dwa to to, że to tak odległe w czasie rozumienie państwowości, że naprawdę nie ma żadnych poważnych związków z Polską Piastów i np. powstaniami śląskimi, które były zwyczajną rozróbą, jakich było pełno w ówczesnej Europie.
3. Próbuje Pan przekonać Ślązaków różnych opcji do opcji polskiej i to jest to, czego właśnie najbardziej nie lubimy. Tego „przekonywania”. Jesteśmy ludźmi, których przekonuje coś co naprawdę funkcjonuje, a nie jakieś puste frazesy. Mamy niejako wybór narodowy w dalszym ciągu. Obecnie w PL wiele się zmieniło na plus trzeba to uczciwie przyznać, ale opcja niemiecka jest dla wielu nadal bardzo atrakcyjna i trudno indywidualnie mieć to komuś za złe, że za taką się opowiada.
4. Cytuje Pan redaktora Michalkiewicza, który mimo swojego barwnego języka często stawia niczym nie podparte tezy, własne fantazje i gdybania podaje jako fakty do wierzenia. I w sprawach Śląska ma przy całym szacunku małe pojęcie, często się myląc co do konkluzji zawartych w swoich tekstach.
Przytłaczająca większość Ślązaków czuje się Polakami, czego Pan uparcie nie chce przyjąć do wiadomości. Siłą rzeczy odwołujemy się do Piastów, a nie do Luksemburczyków, bo niemiecka historia jest nam obca tożsamościowo.
Nie drogi Panie – to była walka o polskość tych ziem, podjęta z bronią w ręku przez kilkadziesiąt tysięcy Polaków górnośląskich, to było zwieńczenie kilkudziesięciu poprzednich lat walki z germanizacją. Naprawdę mnie śmieszy zaklinanie rzeczywistości, tej przeszłej i tej teraźniejszej, polegające na udawaniu, że 90. lat temu żadnych Polaków ani polskości na Górnym Śląsku nie było, tylko jakieś głupki, które poszły do powstań ot tak sobie, bez większych powodów. Otóż prawda jest taka, że to niemieckość na Górnym Śląsku jest novum (do końca XVIII w. nie było tu ani jednej niemieckiej osady, a pojawienie się niemieckich mas to dopiero efekt Kulturkampfu), zaś ruch ślązakowski (wspierany przez Berlin i Pragę) to wytwór przełomu XIX/XX w., który nigdy nie był liczny (wbrew rozsiewanej dziś przez RAŚ propagandzie). Także dzisiejsi zwolennicy RAŚ to efekt propagandy ostatnich lat (jak się ludzi bombarduje codziennie z największych regionalnych mediów „Polska jest 'be’ ” , „RAŚ jest cool”, to nic dziwnego, że część to kupiła (zwłaszcza, że strona broniąca polskości nie posiada żadnych dużych mediów, żeby się temu w konkretny sposób przeciwstawiać). Na szczęście kupiła to dotąd stosunkowo niewielka część mieszkańców obu województw i mam nadzieję, że to się nie zmieni.
Nie ma żadnych „różnych opcji” do przekonywania. To strona niemiecko-ślązakowska (bo powiedzmy sobie jasno, to jest jeden ruch, a wiele osób w poprzednich latach deklarujących się jako Niemcy, teraz zaczęło deklarować się jako naród śląski i pod tym pretekstem podejmować próby zawłaszczenia sobie śląskości, jednocześnie negując wszystko, co w dziejach Śląska polskie, a wynosząc pod niebiosa wszystko co niemieckie) próbuje przekonywać (podmywając prawdę historyczną o polskim,dziewiętnastowiecznym ruchu narodowym na Śląsku, prawdę o powstaniach śląskich i utożsamiać polskość ze zbrodniami sowieckiego najeźdźcy) śląskich Polaków do rezygnacji z polskości.
„Nie lubimy”? Może Pan mówić tylko i wyłącznie za siebie. Nie jest Pan żadnym reprezentantem ogółu Ślązaków, ani właścicielem śląskiej mentalności.
To jest jakiś żart? Polska od wstąpienia do UE została tak zadłużona, że spłata tego wydaje się niemożliwa (wg prof. Rybińskiego jesteśmy 8 najbardziej zadłużonym krajem świata), jedne z najwyższych na świecie podatków, monopole windujące ceny do tych na zachodzie (przy polskich zarobkach), zlikwidowano własną państwowość na rzecz socjalistyczno-sodomskiej UE, a „elity” rządzące Polską sprawiają wrażenie, jakby były gotowe na skinienie palcem spełniać życzenia każdego ośrodka zagranicznego (ostatnio 8 mld dolarów dali MFW, gdy w wojsku zamykają stołówki i oszczędzają na kapelanach). Do tego ciągłe ataki na Kościół, na wolność słowa (że wspomnę tylko o ACTA), pozamykany dostęp do kilkuset zawodów, upadająca instytucja rodziny, zapaść demograficzna największa w historii oraz ofensywa antycywilizacyjna zboczeńców. A Pan tu widzi zmiany na lepsze? No to chyba nie z polskiego, ani katolickiego punktu widzenia.
Do tego jeszcze bym dodał jego stachanowski wręcz modernizm.
Brednie, po prostu brednie, polakowskie.
Obrzydliwe ten pseudointelektualny ton i ten kolonialno-paternalistyczny styl.
A facet praktycznie nic nie zrozumial. Cos tam uslyszal, cos tam wymieszal.
Totalna deformacja (i przez to dezinformacja) w wyniku niewlasciwej oceny,
blednego eksponowania banalów, ominiecia waznych kwestii itd. itp.
Najsmieszniejsze sa te „zabory” w kontekscie Slaska. :)
Autor pisze jak „o Murzynach”, którzy sa dla niego raczej Chinczykami…….. :(
panie Szczurze: „Przytłaczająca większość Ślązaków czuje się Polakami, czego Pan uparcie nie chce przyjąć do wiadomości.” – a przepraszam pytał Pan każdego z osobna kim się czuje? Co to za argument? Piastowie po Kazimierzu Wielkim się po prostu zgermanizowali. Nie wiem co w nich miałoby być jakimiś punktem odniesienia do polskości. W PRLu owszem musieli czymś uzasadnić nowe granice, więc ukuto na potrzeby propagandy takie pojęcia jak: „ziemie odzyskane” (nota bene, żeby coś odzyskać to trzeba być wpierw właścicielem tego czegoś), „piastowski, prastare polskie ziemie”. Teraz jednak możemy o pewnych rzeczach mówić otwarcie i chyba jako ludzie myślący nie traktujemy poważnie tego co mówili w PRL-u na tematy polityczne i historyczne.
Powstania może sobie każdy nazwać jak chce, a nawet to, że III zostało wygrane, choć tak naprawdę było nierozstrzygnięte, gdyż Alianci przerwali tę bezsensowną walkę, ale jak to w komunie potrzebna była jakaś „legenda”. Po I wojnie mnóstwo regionów zwłaszcza tych przygranicznych niemieckich zostało poddane plebiscytowi i wybuchały na tych terenach mniejsze, bądź większe zamieszki, jak to w rejonie konfliktu. Oczywiście możemy mówić patetycznym tonem o tym, ale pytanie w jakim celu?
Powiada Pan także, że nie ma różnych opcji? To jak Pan wytłumaczy różne deklaracje narodowościowe chociażby w ostatnim spisie (i to nawet ramach jednej rodziny!). Nie widzi Pan tego celowo, czy nie chce Pan po prostu z zasady tych faktów statystycznych deklaracji narodowościowych przyjąć do wiadomości? Napisałem w liczbie „my” i chodziło mi w tym „my” wyłącznie o autochtonów, którym nie odpowiada sposób traktowania nas przed ludność napływową, a także dyskryminacja i kpiny chociażby z naszej gwary.
Jeśli Pan nie dostrzega mimo wszystkich negatywnych rzeczy także tych pozytywnych to jest Pan po prostu nieobiektywny w swojej ocenie. Ja osobiście widzę, że na przestrzeni nawet 10 ostatnich lat poprawił się standard życia w Polsce i jeśli ma się porządne kwalifikacje to można całkiem atrakcyjną pracę znaleźć. Wiele rzeczy nie funkcjonuje dobrze, ale nie jest tak, że wszystko jest do bani. Problemy, o których Pan jest uprzejmy pisać dotyczą nie tylko Polski, ale w głównej mierze całej Europy i prostego rozwiązania na razie nie znaleziono
@WaldemaR
Proszę wyjaśnić określenie „polakowskie”. Bo ja w swoim kraju, we własnym miejscu urodzenia jak słyszę, że nie jestem Polakiem tylko polakowcem to mam różne mieszane i raczej negatywne odczucia wobec osób, które tego określenia używają.
„polakowiec” – polski nacjonalista który nie akceptuje innych wartości i poglądów oprócz swoich.
Czyli słowo zaczerpnięte z analogicznego określenia „ślązakowiec”. Osobą niezorientowanym przypomnę, że ślązakowcami określają się bardzo często członkowie RAŚ. Chyba nie zaprzeczasz, ze tak jest?
tak czynią tylko „polakowcy” a ich zdaniem nie bardzo się przejmujemy:)
Wyniki spisu powszechnego to potwierdzają, a tak naprawdę, przed rozpoczęciem kampanii medialnej 10 lat temu promującej „narodowość śląską”, w ogóle ciężko było znaleźć kogoś, kto by takową deklarował. Owej kampanii medialnej uległa głównie młodzież urodzona juz w III RP. Zwykła tresura.
Ale my się odwołujemy do tych, którzy się nie zgermanizowali.
Co z tego? My jesteśmy dziś panami tych ziem i będziemy je sobie nazywać, jak nam się będzie podobało. Jeśli ja postanowię nazwać szopę na własnej działce Villa Arkadia to moja sprawa. Na tych ziemiach jest dziś Polska i jeśli naród polski postanowił je nazywać „odzyskanymi” (niemała część tych ziem stała się częścią państwa niemieckiego dopiero w wyniku rozbiorów zresztą) to tak je będziemy nazywać. A że niektórych to boli, to tylko powód do tego, żeby nazwy „odzyskane” używać.
Badania historyczne dotyczące Ziem Odzyskanych były w PRL-u rozwinięte i bardziej profesjonalne, niż w III RP. Oczywiscie propagandy trochę tez było (co było uzasadnione, bo do czasów Gomułki RFN otwarcie mówiła, że chce je zagarnąć, a i w stosunkach z NRD były aż do jej upadku zgrzyty w Zatoce Pomorskiej (które zresztą nie zakończyły się po zjednoczeniu Niemiec).
Było jak najbardziej rozstrzygnięte.
I właśnie dlatego będę zawsze (i do tego samego będę namawiał wszystkich znajomych) przeciwstawiał się RAŚ. Podważacie zasadność walki Polaków górnośląskich o przynależność G.Śląska do Polski, przy tym bezczelnie zakłamując historię (a przed chwilą narzekał Pan na fałszowanie historii w PRL-u).
Legendy to tworzycie Wy. Prawda jest taka, że masowy żywioł niemiecki, a już zwłaszcza ruch ślązakowski (który pojawił się dopiero na przełomie XIX/XX w. i był nieliczny) to na Śląsku novum i że na tym terenie od wieków żyli Polacy (tak POLACY!), którzy masowo poszli do powstań walczyć, by być częścią państwa polskiego. Bardzo to Was boli, a „komuna” to tylko ucieczka od niemożności podważenia faktów historycznych.
Niby gdzie jeszcze były plebiscyty na terenach rywalizacji polsko-niemieckiej?
Próbuje Pan zbanalizować te zrywy Polaków górnośląskich, bo one rozkładają całą propagandę RAŚ na łopatki. Dlatego tak je zakłamujecie i podważacie ich sensowność na każdym kroku.
Jak to w jakim celu? Żeby oddać hołd Bohaterom jedynego (obok powstania wielkopolskiego) zwycięskiego polskiego zrywu powstańczego w dziejach. Pana to boli, bo Pan się z Powstańcami i ich celami politycznymi nie utożsamia, a wręcz przeciwnie. A ja zawsze będę ich czcił.
Ale Pan nie jest żadnym reprezentantem ogółu autochtonów. Może Pan mówić co najwyżej za siebie (ew. kolegów, którzy Pana upoważnili do wypowiadania się także w ich imieniu i na tym koniec).
A „dyskryminacja” i „kpiny z gwary” to bujdy na resorach, bo nigdy osobiście nie byłem świadkiem czegoś takiego. Zwykła propaganda, żeby budować frustracje i później na niej politycznie jechać, co jest główną domeną działalności RAŚ-u.
Jeśli standard życia się poprawił, to za sprawą zaciągnięcia potężnych pożyczek (za Gierka standard życia też się poprawił) i wyrzucenia z Polski 2-3 milionów ludzi w wieku rozrodczym. Długi trzeba będzie spłacać (nie wiem, jak to zrobią przetrzebione następne pokolenia, bo drugi czynnik powoduje w Polsce depopulację).
Niestety to nieprawda. W Polsce jest zamkniętych kilkaset zawodów (najwięcej w Europie) i choćby najlepsze kwalifikacje nic tu nie pomogą (liczą się układy lub wręcz geny). Dlatego tyle młodzieży wyjeżdża (moim zdaniem ta polityka jest robiona celowo, pod wpływem lobbingu państw zachodnich, żeby dostarczyć im tanią, dość dobrze wykwalifikowaną i bliską kulturowo siłę roboczą z Polski, zamiast Murzynów i Arabów, z którymi mają same problemy; oczywiście dowodów żadnych nie mam).
Ale inne kraje mnie nie interesują. Po drugie to Polska jest 8 najbardziej zadłużonym krajem świata i bodaj 15 od końca pod względem rozrodczości na ponad 200 sklasyfikowanych krajów. To jest cicha zagłada. Dodatkowo inne kraje w okolicy mają całkiem dobre armie, a Polska nie ma już właściwie żadnej i jeśli socjal-lewacka UE zacznie się rozpadać tak, jak Jugosławia, to nie będzie nawet jak się bronić.
Dodatkowy czynnik to to, że Polska ma najbardziej w Europie konserwatywne społeczeństwo, jeszcze nadal dość zapełnione kościoły i ja osobiście chciałbym, żeby tak zostało, bo gdy widzę spustoszenie duchowe i obyczajowe narodów zachodnioeuropejskich i pomyślę, że w Polsce też tak może być, to mnie ciarki po plecach przechodzą. Tak więc w Polsce, oprócz wcześniej wymienionych czynników, jest jeszcze ważna rzecz do uratowania-jako taka cywilizacja łacińska (nigdy nie zamieniłbym jej na np. holenderski standard życia materialnego).
Niestety Abp.Nossol zmuszał księży do liturgii w języku niemieckim….przykładem był ks. Tadeusz Kasprzyk wspaniały kapłan śp. ze wsi Raszowa który przez wiele lat pod naciskiem Kurii ,,fonetycznie,, odprawiał Msze Św.
nie znając języka niemieckiego ….takich przykładów jest i było na Opolszczyźnie jeszcze bardzo dużo. Jak znają język niemiecki wierni świadczy fakt że kazania incydentalnie tylko głoszą kapłani w języku niemieckim, tylko w języku polskim czyli wbrew kłamstwom Arcybiskupa Nossola to język polski jest językiem serca ludności mieszkającej na Śląsku.
@Grabowski
Bolek, wydaje się, że MN jest ” na wyczerpaniu”- krótko mówiąc, nie chwyciło!
Więc teraz rusza produkcja ze ślązakami jako narodem :)
( a naszych bełkoczących niby w języku serca, wielebnych żaden rasowy szwab za chiny nie zrozumie)
Przeczytaj lepiej to:
http://www.diecezja.opole.pl/index.php/wiadomosci/listy-pasterskie/biskupa-opolskiego-andrzeja-czai/1545-list-biskupa-opolskiego-na-niedziele-dobrego-pasterza–w-trosce-o-dobro-duchowe-kosciola-i-rodzin
Wydaje się, że wzorem naszych braci zza Odry, nie unikniemy przykrego widoku niespełnionych starszych panów, udających Kapłanów….
A to wszystko ” w trosce o dobro Kościoła” rzecz jasna!
Cieszy niezmiernie, że Ksiądz Biskup zajmuje się statystyką i oznajmia nam, że na tym cudnym zachodzie jest już 37 tysięcy diakonów stałych, a w Polsce ” tylko” kilkunastu :(
Szkoda, że nie podał Ksiądz Biskup danych odnośnie kondycji ichniejszych kapłanów? Wydaje się, że za niedługo będzie tam więcej wszelakich szafarzy i diakonów i innych dziwaków, niż kapłanów…
Chociaż… po co im kapłani, wszak Kościól ma za zadanie szerzenie dzieł charytatywnych, a nie udzielanie sakramentów…
Choć, tutaj mamy przekłamanie bo w Polsce mamy ich zaledwie dwóch ( diecezja toruńska i warszawska)
Ale, przecież z hierarchią nie dyskutujemy, my tylko od wrzucania do koszyczków :)
I tak, za niedługo zaproszę was na uroczyste święcenia (?) do katedry. Popatrzymy jak dają se buziaczki, co?!
http://www.traditia.fora.pl/kosciol-na-swiecie,2/swiecenia-zonatych-stalych-diakonow-w-kanadzie,566.html
Pozdrawiam!
@svatopluk
A widzisz i tu się wrobiłeś, bo ślązakowcem na tym forum określał się niejaki Piotr D. vel. „Pejter”. Zapytaj się więc go czy jest w takim razie, parafrazując twoją definicję „polakowca”, – śląskim regionalnym szowinistą, który nie akceptuje innych wartości i poglądów oprócz swoich ?
:)
1. gdzie nazwałem siebie ślązakowcem?
2. gdzie członkowie RAŚ nazywają siebie ślązakowcami?
3. Po co mam mnie się pytać Svatopluk? sam Ci odpowiem : akceptuję wartości i poglądy każdego, póki nie wkraczają w moje prywatne życie.
Słowo „ślązakowcy” ma swoją około 100-letnią tradycję i można je znaleźć w wielu źródłach przedwojennych. Słowo „polakowcy” to, jak rozumiem, złośliwość svatopluka.
@Pejter
coś mi dzwoniło ale nie w tym kościele. Pejterowi dośc dobrze argumentowano, że jest „ślązakowcem” a on się przed takim określeniem uparcie bronił rękami i nogami – to takie typowe dla „raśistów” – wypieranie się w żywe oczy. Niejako w rewanżu i w odreagowaniu uknuli oni sztuczne określenie „polakowcy”, które jest dośc absurdalne – można je zinerpretowac jako: osoba narodowości polskiej, propagująca na polskim śląsku polskie ideały i wartości. swoją drogą jutro mamy święto flagi a pojutrze 3 Maja, więc takich wyrażających swoją polskośc „polakowców” w samym Opolu będzie od groma, i nie myślę tu o tym oenerowskim marszu tylko chocby ludziach, którzy swoich oknach wywieszą polską flagę. I pamiętajcie raśki określenie „polakowiec” jest obrażliwe i uwłaczające i nie ma nic z tą tolerancyjnością i otwartością, którą twierdzicie, że propagujecie.
Zapis dyskusji z Pejterem o ślązakowcach (pod koniec):
http://ngopole.pl/2011/04/08/list-otwarty-do-biskupa-opolskiego-ws-biura-ras-w-opolu/
To wystarczyło przeprosić za pomyłkę…chyba, że to celowo manipulowanie. „Polakowcy” to zapewne określenie obraźliwe (nie ja je stworzyłem, nie ja go używam), ale chyba nie przeczy Pan/Pani, że tak samo jak nazywanie osób deklarujących narodowość śląską „ślązakowcami” czy członków RAŚ „rasisatmi” czy „rasiakami”?
Nie każdy patriota uznaje się za nacjonalistę.
Ktoś mądry powiedział że prawdziwy patriota to taki który akceptuje inny patriotyzm bliźniego.
panie Szczurze: Widzi Pan statystyki to jedno, a realia to drugie. W spisie rozne rzeczy ludzie deklaruja, a mysla co innego. W mojej nawet rodzinie i posrod znajomych jeszcze wsrod wielu osob panuje obawa (wsrod starszego pokolenia), aby deklarowac co innego niz „narodowosc polska”. To tak troche jak w PRLu gdzie partia miala zawsze prawie 100% poparcia. Chyba wie Pan o czym mowie. To, ze w ogole dyskutujemy na ten temat widze jako pozytywny rozwoj tego, ze problem pomiedzy autochtonami i ludnoscia naplywowa istnieje i nie jest zamatany pod dywan.
Mozemy oczywiscie mowic o Piastach, ale nawet jesli odwolamy sie do tych „polskich” to i tak w monarchicznym systemie panstwowosc i narodowosc ksztaltowala lojalnosc wobec monarchy, a nie jak w II pol. XX w. osobista deklaracja. Zdarzalo sie takze w historii Polski, ze polski krol w ogole (Stefan Batory), albo slabo mowil po polsku (niemiecki elektor Saksonii August Mocny) i nie przeszkadzalo to w niczym, zeby mowic o sobie per Polak. Pan uzywa argumentow, ktore tak naprawde powstaly w XX w. wraz z rozwojem nacjonalizmow, gdzie stosowano sztywne i czesto niesprawiedliwe kryteria jak uzywany jezyk, wyznawana religia, a teraz kwestia wrecz plebiscytowo wymuszanej deklaracji.
Poza tym prosze rozwinac pojecie „my”, bo pare linijek pozniej zarzuca mi pan, to, ze te forme stosuje i powinienem mowic za siebie, wiec uprzejmie prosze stosowac jednolite standardy.
Swoja dzialke i swoja wlasnosc moze pan oczywiscie nazwac jak chce, jesli panu nie przeszkadza wystawienie sie na smiesznosc. A „panem” to jest pan owszem swojej legalnej wlasnosci, ale calych ziem zachodnich to juz niekoniecznie. Dla mnie termin ziemie odzyskane jest po prostu klamstwem. Stalin zrealizowal swoja polityke imperialno-terytorialna zabierajac Polsce mase terenow wschodnich, dajac prawie 1/4 terytorium Niemiec, do ktorego nawet przed wojna sam polski minister Jozef Beck w czasie walk nie zglaszal najmniejszych roszczen (np. Wroclaw). Mozna udawac, ze Wroclaw to 1000-letnia ostoja polskosci, ale udawanie, zawsze bedzie udawaniem.
W zwiazku z razaca ignorancja historyczna informuje: plebiscyty byly w regionie Prus Wschodnich (pl-de) w regionie obecnego Dzialdowa (plebiscyt przegrany przez Polske ponad 90% dla Niemiec), miedzy Francja a Niemcami o Alzacje, a nawet pomysl zrobienia granicy na Renie (stad po I wojnie demilitaryzacja Nadrenii), miedzy Niemacami a Dania (pokojowe ustalenia granicy), Niemcy-Belgia (pokojowo, stad niemiecki jest takze j. urzedowym w tym kraju). Plebiscyty dot. sasiadow Niemiec, poniewaz podobnie jak II tak i I wojna zostala przez Niemcow przegrana. Jako, ze system plebiscytow i niejednorodnych narodowych panstw nie funkcjonowal dobrze po II wojnie zwycieskie panstwa stwierdzily, ze panstwa jednolite narodowo beda lepiej funkcjonowac, stad przesiedlenia, tak aby przede wszystkim uniknac walk na tle etnicznym po krwawej II w. sw.
Dalsza dyskusja wydaje mi sie byc jalowa, ale odniose sie jeszcze do „Ale inne kraje mnie nie interesują.” – to bardzo zle drogi Panie. Jestesmy w zglobalizowanym swiecie. Polska nie jest pepkiem swiata i jesli chce normalnie egzystowac musi sie w tym wszystkim odnalezc. Dzisiaj to co sie dzieje jest wynikiem powiazan swiatowych (np. kurs PLN-EUR zalamuje sie, bo Chinom spadl eksport). Tak to dziala i brak zainteresowania innymi obraca sie przeciwko tym, ktorzy widza tylko czubek swojego nosa.