W rozmowie „Bez CENZURY” Wojciech Cejrowski twierdzi: – „Ja jestem finansowo niezależny od pracy w mediach, więc mogę sobie pozwolić na to, by mnie z mediów usunięto. I dlatego też pozwalam sobie na więcej”. Podkreśla jednocześnie w rozmowie z portalem MediaRP.pl – „dziennikarz/świnia traci czytelników, traci pracę”.
MediaRP.pl: Zapowiadał Pan, że wyprowadzi się z Polski? Zmienił Pan plany? Czy zrzekł się Pan już obywatelstwa polskiego?
Wojciech Cejrowski: Nie, planów nie zmieniłem. Już od wielu lat coraz mniej mieszkam w Polsce. Mniej niż 6 miesięcy w roku. Ale nigdy też nie zapowiadałem, że się z Polski wyprowadzę na stałe i bez prawa powrotu – mówiłem jedynie o zrzeczeniu się europejskiego obywatelstwa, o zrzeczeniu się europejskiej przynależności administracyjnej. Nie chcę być obywatelem Unii Europejskiej, natomiast narodowość polską zachowam do śmierci. Polska to moja Ojczyzna, a Ojczyzna to obowiązek. Tu są groby moich przodków, tu żyją moi krewni z którymi nie mam zamiaru tracić kontaktu. Prowadzę też w Polsce niektóre moje interesy, wydaję książki… Będę tu bywał mniej więcej tyle, co teraz, tylko, że oficjalnie jako obywatel zagraniczny z prawem do stałego pobytu, ale bez unijnego paszportu. Jasne?
Jak zareagowałby Pan, gdyby Pana córka oświadczyła, że jest lesbijką?
– Normalnie, tak jak każdy rodzic reaguje, gdy jego dziecko jest chore lub uzależnione. W takich przypadkach otaczamy naszych bliskich troską, opieką i pomocą w powrocie do zdrowia. Ze zboczeń homoseksualnych na świecie skutecznie leczy się od wielu lat. Niestety w Polsce, to dość trudne, więc pewnie skorzystałbym z pomocy któregoś z amerykańskich stowarzyszeń typu Monar, lub udał się po leczenie kliniczne do stowarzyszenia NARTH, skupiającego lekarzy wyspecjalizowanych w terapii uzależnień seksualnych.
Osoby ostro krytykujące homoseksualistów często są podejrzewane o to, że są kryptogejami? Także Pana podejrzewa się o to.
– Nie krytykuję osób, tylko zboczone zachowania. Osoby należy leczyć, grzechy potępiać i zwalczać. Z powodu mojego zaangażowania jestem krytykowany. Kiedy brak argumentów merytorycznych, przeciwnik rzuca brudem. Trochę śmieszne jest, gdy homoseksualista używa słowa „kryptogej” jako obelgi pod moim adresem.
Jak zdobył Pan pieniądze na swoją pierwszą wyprawę?
– Sprzedałem lodówkę, bo mi trochę brakowało na bilet, ale generalnie to ja po prostu zawsze zarabiam na siebie. Dzisiaj jest o wiele łatwiej, więc nie rozumiem studentów, którzy proszą mnie o sponsorowanie ich wypraw. Ja po prostu pracowałem wiele miesięcy, a potem miałem własne fundusze na wyprawę. Na przykład w Szwecji czyściłem stajnie z końskiego łajna. Miałem wodny karabin i końskie gówno latało w powietrzu, wpadało mi we włosy, w usta, w oczy, ale zarabiałem dobrze.
Jest Pan pisarzem, podróżnikiem, dziennikarzem, kabareciarzem. A z zawodu cieślą i niedoszłym aktorem. Które z tych zajęć sprawia Panu największą przyjemność i pożytek?
– Zależy kiedy. Zmieniam zajęcie, jak mnie nuży poprzednie. Czyli rano piszę książkę, a po południu układam audycję do radia. Płodozmian robi dobrze na mózg. A u mnie dodatkowo jest tak, że każde zajęcie ma być frajdą – w przeciwnym razie nie warto się tym czymś zajmować.
A z czego Pan żyje?
– Z majątku, z inwestycji, z interesów, ze spekulacji ziemią, z czynszów za powierzchnie biurowe, które wynajmuję, z dywidend moich spółek, z tantiem autorskich, z handlu, honorariów, z napiwków (kiedy pracuję jako barman)… Lubię, kiedy pieniądze się kręcą i rozmnażają.
Czy nie obawia się Pan, że przez świat mediów został Pan zaszufladkowany jako „egzotyczny katol”, który nabluzga, jak trzeba, od głupków przezwie i „przejedzie się” po Frytce? Czy nie wpadł Pan w pułapkę swojego publicznego wizerunku, którego ocierająca się o skandal forma przesłania przekaz ważnych treści? Dlaczego ludzie oglądają w Internecie program, w którym odbył Pan rozmowę z Frytką z Big Brothera? Nie dlatego, żeby podpatrzeć nowoczesną strategię ewangelizacji i zobaczyć, jak prawda wyzwala człowieka. Tylko dlatego, że to fajny ubaw, a „Cejrowski znowu pojechał po bandzie”.
– A skąd Pan taki mądry? Bo ja na przykład nie robiłem badań na temat tego, dlaczego ludzie oglądają ten program z Frytką. Być może z powodów podanych przez Pana, ale ja tego nie wiem. Pan wie? Jeśli tak, to skąd? Taka niezawodna intuicja? A może Pan prorok? No i być może rzeczywiście jestem „egzotyczny katol”, bo połowę życia spędziłem w krajach egzotycznych i to na pewno miało na mnie wpływ.
Polakiem jestem z urodzenia, a kulturowo bliżej mi do Amerykanów; no więc być może jestem „egzotyczny katol”, ale skoro katol, to z definicji nie bluzgam nikomu. I nikogo nie przezywam. Natomiast staram się być ostry i dobitny do granic wyznaczonych wskazaniem Jezusa, by TAK było TAK, a NIE było NIE.
Z Frytką rozmawiałem o pryncypiach, a nie o niej samej. I dałem jej w tym programie wielokrotnie szanse jako człowiekowi, by sama inaczej oceniła swoje czyny. Niech Pan to sobie obejrzy ponownie – ja niczego nie osądzam, za to PYTAM dociekliwie.
Mój wizerunek publiczny nie jest dla mnie pułapką, gdyż ja nic nie muszę – nie muszę pracować w TV, ani nawet nigdzie w Polsce. Od wielu lat mam niezależność finansową, pozwalającą mi swobodnie poruszać się w świecie, w którym inni koledzy dziennikarze się samoograniczają – bo tu dom w kredycie, tam żona i dziecko, a oni na pensji w gazecie… Ja jestem finansowo niezależny od pracy w mediach, więc mogę sobie pozwolić na to, by mnie z mediów usunięto. I dlatego też pozwalam sobie na więcej.
Gdzie przebiega granica między ostrym wyrażeniem słusznego sprzeciwu a obrażaniem drugiej osoby i zamknięciem się na dyskusję?
– Granicy w takich kwestiach należy szukać we własnym sumieniu. W „Warto rozmawiać”, kiedy w stronę pani Senyszyn powiedziałem, że „z głupkami nie warto rozmawiać”, też nikogo nie wyzywałem, tylko stwierdziłem w dobitny sposób, że pewne kwestie nie mogą podlegać negocjacjom ani dyskusji oraz że nie warto rozmawiać z głupkami, bo wówczas poważne kwestie zostają sprowadzone do poziomu głupstwa.
Moja strategia polega na tym, by robić miejsce dla innych ludzi o podobnych poglądach. Gdyby mnie wtedy nie było w programie „Warto rozmawiać”, gdybym nie wybuchnął gorącym sprzeciwem, to dwie osoby siedzące na prawo ode mnie – Joanna Najfeld i prof. Nalaskowski – byłyby przez widzów ocenione jako skrajne. Dzięki mojemu „egzotycznemu katolicyzmowi” widz ocenił poglądy tej dwójki jako umiarkowane. I o to szło! I to jest prawdziwa wygrana.
Czy istnienie kodeksów i przepisów dotyczących etyki dziennikarskiej jest według Pana uzasadnione?
– Żadne kodeksy etyki dziennikarskiej nie są potrzebne. Człowiek albo jest porządny i zachowuje się etycznie, albo nie. Wykonywany zawód nic tu nie zmienia. Etyka dziennikarza jest dokładnie tą samą etyką, co etyka, stolarza, szambiarza czy papieża.
Ale czy młody dziennikarz nie powinien mieć na początku drogowskazu, który poprowadziłby go właściwą drogą? Poza tym co z przypadkami zarzutów stawianych dziennikarzom lub nadużyć dziennikarskich? Kodeksy i przepisy są podstawą rozstrzygania takich spraw. Jak zatem wymierzać sprawiedliwość bez ich istnienia?
– Wystarczą kodeksy karne. Kodeksy etyki są zbędne. A młody dziennikarz w redakcji ma redaktorów prowadzących, redaktora naczelnego – i oni go krok po kroku wprowadzą. Samodzielną robotę dostanie dopiero po jakimś czasie, jak się sprawdzi.
Poza tym dziennikarzem zostaje się jak człowiek jest już ukształtowany moralnie. „Prowadzenie właściwą drogą” to chyba przesada. Masz człowieku rozum i sumienie, masz autorytety moralne, jesteś po pierwszej komunii świętej i po maturze, a może i po studiach, to SIĘ SAM PROWADŻ WŁAŚCIWIE.
Wiele osób przeciwnych istnieniu kodeksów i przepisów podobnie jak Pan powołuje się na Dekalog. Ale przecież nie wszyscy dziennikarze są wierzący. Nie wszyscy więc uznają zasady zawarte w przykazaniach. Jakie rozwiązanie byłoby właściwe dla tych ludzi?
– Kodeks karny reguluje kwestie przekroczeń kryminalnych, a wolny rynek kwestię przekroczeń etycznych – dziennikarz/świnia traci czytelników, traci pracę.
Czym według Pana przede wszystkim powinien kierować się dziennikarz wykonujący swój zawód?
– Tym samym, czym powinien się kierować dziennikarz NIE wykonujący swego zawodu. W pracy obowiązuje mnie ta sama etyka, moralność, te same życiowe drogowskazy, co poza pracą. Dla mnie osobiście „wyrocznią” jest dziesięć przykazań. Moim zdaniem ten kodeks zawiera w sobie odpowiedzi na wszystkie możliwe pytania dot. etyki, moralności, relacji międzyludzkich itd. Sprawdza się w każdej sytuacji i zawsze – bez względu na to czy byłem przedszkolaczkiem, jestem dziennikarzem, czy też będę starym dziadem.
Podobno zaczyna Pan dzień od modlitwy i lektury Starego Testamentu. Dlaczego upodobał Pan sobie akurat Stary Testament?
– Stary Testament rozumiem, do Nowego nie dorosłem duchowo. Nowy Testament do mnie nie przemawia i mnie… nudzi. W Starym są proste reguły, a ja taki język lubię. Lubię, kiedy Bóg mi czegoś zabrania wprost oraz coś nakazuje jako ojciec – trochę apodyktycznie, ale zawsze z miłością. A koncepcja Boga – brata ludzi jest dla mnie trudniejsza…
Najbardziej dramatyczne wydarzenie w Pańskim życiu to…
– A bo ja wiem? Topiłem się ze dwa razy na poważnie. Raz do mnie strzelali, raz mnie torturowali… Ale czym jest dramatyzm? Tragedią? Nieszczęściem? Strachem? Czy może ważnym zakrętem życiowym?
A najpiękniejsze?
– …hm… Jak Ona mi powiedziała: I love Wojtek.
Czego Pan się najbardziej w życiu boi?
– Śmiertelnych chorób, kalectwa.
Dziękuję za rozmowę.
Za: Media RP
A kim jest ONA????
Pan Cejrowski jest zwykłym celebrytą.
Nie jakimś radykalnym katolem!
Wobec tej biednej kobiety zachował się skandalicznie
http://www.youtube.com/watch?v=Po09hKLzPaQ
@Eleonora
Potraktował ją tak jak na to zasługiwała.
Ale ONA to chyba nie Frytka??
Brawo podziwiam i pozdraiam takich ortodoxów jest mało..Poznać tyle kultur …Pozdrawiam