Dziś rocznica wkroczenia żołnierzy Armii Czerwonej do Opola. Pamiętam, że w szkole uczono oczywiście o zbrodniach faszystów, o holokauście i zwycięskim pochodzie sprzymierzonych aliantów, którzy nieśli ludziom wolność. Nie było zbyt dużo mowy o zbrodniach sowietów, czy o zbrodniach popełnianych przez aliantów. Nawet jeśli o tym wspominano, to nie były to sprawy wyraźnie akcentowane i analizowane. O tych sprawach musiałem sam sobie doczytać, co z czasem było proste, bo w prasie pojawiało się mnóstwo artykułów na ten temat, a na półkach księgarń było coraz więcej książek. Historia przestała być dla mnie czarno-biała. Ale o tym jak bardzo jest złożona przekonał mnie dopiero Józef Mackiewicz… Zadałem sobie trud przepisania obszernych fragmentów jego artykułu pt. „Niemiecki kompleks”, który ukazał się na łamach „Kultury” w 1956 r. (nr 1/99), a potem znalazł się w tomie „Droga Pani…” (Londyn 1998).
Autor: Tomasz Kwiatek
Józef Mackiewicz: Niemiecki kompleks
„(…) W podróżach po Niemczech mieszkałem przelotnie u pewnej wdowy. Miała męża i dwóch synów. Mąż jej zginął na froncie we Francji, jeszcze w roku 1940. Jeden z synów na Krymie, drugi w Afryce u Rommla. Nie czyta teraz gazet, nie słucha radia. Nic jej nie obchodzi. Ożywia się tylko, gdy zacznie mówić o mężu i synach. Wtedy może opowiadać długo: o ich słowach, o spojrzeniach, o ich planach na przyszłość, o potrawach, które lubili, o sposobie mieszania kawy łyżeczką… Mieszka w jednym pokoju wytapetowanym fotografiami swych dzieci, gdy były małe, starsze i zupełnie dorosłe, i gdy ostatnio nosiły mundury. Słowem, zachowuje się tak, jak często zachowują się tak zwane zrozpaczone matki na całym Bożym świecie: mijają czasy, a ona żyje tylko tym, który był dziesięć i więcej lat temu.
Jakoś w rozmowie wspomniałem o tym moim mieszkaniu pewnemu rodakowi i w dyskusji, która się mimo woli wywiązała, poglądy jego dałyby się streścić w następującym schemacie: Wdowa winna była za czasów hitlerowskich wpłynąć na męża i synów, ażeby wymówili posłuszeństwo i raczej dali się rozstrzelać przez Gestapo, niźli iść na wojnę. A skoro tego nie potrafiła dokonać, to dziś, gdy zginęli, nie ma prawa płakać i lamentować, a wręcz przeciwnie powinna oświadczyć: „Dobrze im tak, moim synom, że zostali zabici…”(…).
Stojąc na tym stanowisku, musielibyśmy dość do przeświadczenia, że każdy Niemiec, w sowich czynach, uczuciach i odruchach posługiwać się winien nie refleksjami normalnego człowieka, a pobudkami wyższego rzędu, jakowego „człowieka politycznego”. Czyli rozciągać polityczną skruchę nie tylko na czyny własne, ale nawet za tolerancję wobec czynów współmałżonków, na całe swoje i swojej rodziny życie prywatne, bez określenia terminu ani pokolenia do jakiego owo wyrzeczenie się ludzkich instynktów miałoby trwać.
Tego rodzaju nazwijmy go postulat jest oczywiście nierealny. Ale świadomie nierealny, aby uniemożliwić stosowania obiektywnego kryterium w stosunku do tej grupy ludzi, którą uważa się za wrogów. Będzie jednak tylko pozornym paradoksem, gdy powiem, że stanowisko to wydaje mi się raczej konsekwentne, a nawet logiczne. Kto bowiem wychodzi z założeń koncepcji wiszącego nad nim politycznego zagrożenia ze strony Niemiec, popada naturalnym biegiem rzeczy w stan potencjalnej samoobrony. A wiemy, że w wypadkach obrony koniecznej nie prawi się przed frontem żołnierzy komunałów, iż przeciwnik jest człowiekiem zrodzonym z niewiasty, tylko przeciwnie: zgęszcza możliwie nieprzychylne barwy. Nie prawi się o miłości bliźniego i rzucaniu chlebem. Nie ma oczywiście miejsca na obiektywizm. W podnieceniu wojny strony posługują się nie obiektywizmem, tylko propagandą.
Osobiście nie zaliczam się do grupy Polaków reprezentującej ową tezę polityczną, ale zdaję sobie sprawę z konsekwencji jej stanowiska. Nb. podmurowanego moralną spuścizną, oraz jakże słusznym żalem za lata okupacji i zbrodni.
***
Natomiast wynosząc sprawę poza krąg politycznych werbli, w innego poziomu płaszczyznę, powiedzmy: wyższej kategorii … w dziedzinę literatury na przykład, dziedzinę nie propagandy a nauki, słowem ideałów humanizmu, który bardziej interesuje się człowiekiem niźli jego narodowością, wydaje mi się, że dostrzegam rysy wyraźnej nieraz niekonsekwencji: Jesteśmy przeciwnikami odpowiedzialności zbiorowej; jesteśmy przeciwnikami masowych deportacji; jesteśmy przeciwnikami terenowego rozszerzania się ustrojów totalitarnych; jesteśmy największymi przeciwnikami mordów i gwałtów, ale – nie mówimy o nich, przynajmniej niezbyt głośno, w pewnych okolicznościach… W takich mianowicie, w których głośno je potępiać, czy zgoła protestować, jest dla pewnych względów – nie na rękę… Odwracając sytuację, jest to postępowanie nieco zbliżone do tego, o które oskarża się ogół Niemców, że mianowicie nie widzieli, czy też raczej nie chcieli nic wiedzieć na przykład o tym, co się działo w obozach koncentracyjnych. (…)
Podczas okupacji niemieckiej działy się straszne rzeczy. Mieliśmy do czynienia z olbrzymią, zorganizowaną machiną terroru i okrucieństwa, która, jeżeli chodzi o Żydów, nie miała precedensu może nawet w historii. O tym każdy z nas wie na pamięć. Natomiast co wiemy o odwecie we wschodnich Niemczech? Zamiast odpowiedzi na to pytanie, stwierdzę po prostu: to co wymienię poniżej będzie pierwszą polską publikacją na ten temat. A działy się rzeczy dokonane nie przez zorganizowaną, bezduszną machinę, a niestety, rękami indywidualnego ludzkiego rozbestwienia. Można się spierać, który z tych objawów był gorszy. Ale, jak na mój gust, decyzja w sporze nie wydaje się łatwa:
„W pewnej wsi – opisuje Thorwald – zamordowano chłopa niemieckiego i obcięto mu dla żartu głowę, gdy bronił swojej żony, którą gwałciło szesnastu żołnierzy sowieckich po kolei, i to należało do porządku rzeczy. Dlaczego jednak przy okazji, na ścianie stodoły przybito gwoździami głową w dół czternastoletniego chłopca, tego nikt nie wiedział…” – Kapelan amerykański, Francis Sampson, opowiada, że w Neubrandenburgu zgwałcone dziewczęta niemieckie wieszano za nogi do rozstawionych gałęzi drzew i rozcinano w pachwinach… W Pradze Czeskiej Niemki rozbierano do naga i kazano im w tym stanie uprzątać gruz; jednocześnie szeroko otwierać usta, aby każdy przechodzień mógł w nie splunąć; matki krępowano drutami kolczastymi i wrzucano do rzeki, zaś dzieci topiono w miejskich rezerwuarach wodnych, odpychając za pomocą długich żerdzi od krawędzi. Proboszcz Karol Seifert opowiada, że dnia 20 maja 1945 r., stojąc na brzegu Elby widział: rzeką płynęła drewniana tratwa, do której długimi gwoździami przybita była za nogi i ręce cała niemiecka rodzina z kilkorgiem dzieci… Były major sowiecki Klimow opisuje jak w rowach przydrożnych leżały kobiety niemieckie, którym powbijano kolbami między nogi butelki od piwa…
Dość cytat. Nie chodzi o ich ilość. (…) Przytoczyłem te przykłady z trzech względów: po pierwsze dla zilustrowania pewnej kategorii informacji, których szersza opinia polska bądź nie posiada wcale, bądź tylko pobieżnie. Po drugie, że „wśród nas” znalazł się kapłan katolicki, ks. Kantak, który na łamach londyńskich „Wiadomości” oceniał „odwet sowiecki” pozytywnie… Po trzecie dla, postawienia następującego pytania: czy po tym co przeszli ci ludzie, względnie ich najbliżsi , powiedzmy matka, której syna przybito gwoździami do stodoły, lub córkę rozcięto między gałęziami drzewa, jest w stanie, czy nie jest uznać to za „słuszną karę Bożą” tylko dlatego, że jej rodacy dokonali zbrodni w innych krajach? Moim zdaniem, nie jest w stanie. Ani Niemka, ani żadna inna matka na świecie. Ze stanowiska politycznego łatwo jest, naturalnie, sprowadzić sprawę do „kto pierwszy zaczął”… W buchalterii wojennej wpisać do zysków i strat… Tak samo jak z dialektyki typu bolszewickiego czerpać garściami argumenty. Ale odwołując się do wyobraźni piszących o życiu: jest-li możliwe, aby człowiek nad trupem bestialsko zamordowanej osoby sobie najbliższej zdobywał się na rachunek polityczny i – opłakiwał obcych ludzi, zamordowanych w obcym kraju? Gdyby taki się znalazł, musiałby być ze stali i należeć do rasy „Übermenschów”. A ja osobiście w rasę Übermenschów szczerze nie wierzę. (…)
Nigdy nie byłem tym co się nazywa „filoniemcem”. Wprawdzie uważałem i uważam, że polityczne zagrożenie niemieckie jest dla Polski znacznie mniej niebezpieczne niż zagrożenie bolszewickie, ale te polityczne przekonania nie odgrywają żadnej roli w niniejszych rozważaniach. Przyznam, że podjąłbym je może z większą namiętnością i większą ilością argumentów, gdyby np. cały naród rosyjski był pomawiany o winę i czyniony odpowiedzialnym za bolszewizm w takim stopniu, jak to czyni się cały naród niemiecki odpowiedzialny za hitleryzm. (…) Nie „bronię” ani Niemców, ani Rosjan. Bronię samego siebie przed infantylizmem narzucanych mi poglądów. Memu przyjacielowi, staremu „dobremu” endekowi zrobiono niedawno w szpitalu niemieckim transfuzję krwi. Ktoś skonstruował dowcip, że krew pochodziła od byłego SS-mana i że po wyjściu ze szpitala przyjaciel mój będzie zmuszony poddać się procesowi denazyfikacji… Moim zdaniem wielu z rodaków nie zdaje sobie sprawy, że ich poglądy na polityczną biologię … nie tak znów daleko odbiegają od poziomu tego dowcipu. Z tą różnicą, iż każdy dowcip pozostanie zawsze w granicach dozwolonych żartów, natomiast zbliżone do niego credo polityczne graniczy z czasem z błazenadą.
***
Generalnym zarzutem wysuniętym przeciwko wszystkim Niemcom, który podczas toczącej się wojny obowiązywał pół świata, a obecnie podtrzymywany jest jeszcze przez pewną część opinii, jest zarzut, że nie obalili Hitlera, a przeciwnie dali się mu prowadzić i wykonywali posłusznie jego rozkazy. – Jest to zatem identyczny zarzut, który można wysunąć przeciwko Rosjanom, że pozwolili się opanować Leninowi, że słuchali Stalina, i wykonywali służbę w GPU i NKWD. Podczas wojny zarzutu tego jednak nie wysunięto, gdyż pół świata wspierało bolszewików i pozostawało z nimi w sojuszu, a w tej liczbie i – Polska… Wskazuje to więc wyraźnie na koniunkturalność tego rodzaju oskarżeń i ich nie tyle moralną, co raczej propagandowo-polityczną genezę.
Tymczasem sprawa przedstawia się tak: „reżym” hitlerowski trwał w Niemczech zaledwie 12 lat, podczas gdy bolszewicki w Rosji trwa już 38 i – trwa w dalszym ciągu. Który z nich był krwawszy i pociągnął za sobą więcej ofiar, można wykazać dopiero cytując cyfry statystyczne. Natomiast żadnej statystyki nie wymaga stwierdzenie faktu, że bardziej totalitarny był i jest ustrój komunistyczny.
Ale rozciągnięcie odpowiedzialności zbiorowej na całe narody jest nie tylko propagandową grą koniunktury politycznej, jest zarazem rzeczą co najmniej śliską… Z całą świadomością wstępuję na tę śliską drogę, aby rozpatrzyć pytanie: dlaczego analogicznego zarzutu nie można wysunąć np. przeciwko narodowi polskiemu za tolerowanie „reżymu” Bieruta już od lat dziesięciu? Jeżeli chodzi o ogólny potencjał UB, WOPu, KBW i pokrewnych formacji policyjno-politycznych, to liczbowo nie ustępują one ilości oficerów i szeregowych wszystkich formacji SS Niemiec hitlerowskich. Dalej: Na Hitlera Niemcy dokonali kilku zamachów, a na Bieruta Polacy ani jednego. Mało tego: Nie jakiś tam jeden tylko odłam Polaków, ale w tej chwili wszyscy Polacy na świecie, zarówno w kraju, jak i na emigracji, uważają namawianie do zamachu na Bieruta bądź strzelanie do reprezentantów „reżymu”, słowem, każdą próbę obalenia tego ustroju politycznego siłą, za – prowokację, za którą płacić będzie naród, czyli za – zbrodnię. Wynikałoby z tego, że poczytujemy Niemcom za zbrodnię (nieobalenie Hitlera) to, co sobie samym za cnotę. I odwrotnie: za obowiązek dla każdego Niemca to, co sobie za zbrodnię.
Odpowiedź na to zestawienie, obowiązująca wszystkich Polaków (zawsze karanych w dyscyplinie kolektywnych poglądów) jest jedna: To zupełnie co innego! Nie ma tu żadnej analogii! Hitleryzm był tworem niemieckim i powstał wewnątrz narodu niemieckiego, podczas gdy współczesny bolszewizm Polski został jej narzucony z zewnątrz i utrzymuje się wyłącznie siłą bagnetów obcego okupanta. Stąd ma się wyprowadzić dalszy wniosek, że naród nie jest odpowiedzialny za „obce” ustroje, narzucone mu siłą, natomiast odpowiedzialny jest za „własny” ustrój państwowy. I dalej: ten „własny” ustrój charakteryzuje mentalność narodu i stanowi typowe odbicie jego moralności. Przyjmując jednak tę formułę stajemy wobec szeregu trudnych do rozwiązania problemów. Na przykład, który z ustrojów był bardziej typowy dla mentalności narodu francuskiego: krwawa dyktatura rewolucji 1789, imperializm cesarski Napoleona, czy reakcja Ludwika XVIII? Zmiany, które zaszły w przeciągu lat dwudziestu sześciu. Czy wobec krótkości tych terminów, decydować ma ilość lat następnych? Ale w takim razie wypadałoby stwierdzić, że naród niemiecki przez okres o wiele dłuższy uchodził za „naród poetów i myślicieli”, niźli gestapowców i SS-manów. Podobnych łamigłówek należałoby rozwiązać bardzo dużo na całym świecie. Chociażby nawracając do krótkie dwudziestolecia Polski niepodległej: czy typem odpowiadającym mentalności narodu były bardziej rządy „Centrolewu” i sejmowładztwa, czy dyktatury Brześcia i Berezy? Wyciągając aktualne konsekwencje z różnicy czynionej z „własnym” i „obcym” ustrojem, musielibyśmy dojść także do wniosku, że w równym stopniu zbrodnią było ze strony Niemców, że nie strzelali ongiś do Hitlera, jak zbrodnią byłoby dziś gdyby odwrotnie – strzelali do panów Nuschkego, Ulbrichta czy Grotewohla. Byłaby to co najmniej wygodna interpretacja dla wszystkich ustrojów komunistycznych na globie, których kolebką jest zawsze obca im Moskwa. (…) Oczywiście, że temat tego rodzaju nie da się wyczerpać ani w kilku argumentach, ani mniej lub więcej zawiłych formułach. Geneza władzy i narzucanego narodom ustroju państwowego ginie w mrokach historiozofii i należy do dziedziny nieskończenie obfitszej w wykładnie psychologii ludzkiej, a także przykłady dziejowe. Gdybyśmy dorzucili jeszcze nie rozstrzygnięte od wieków zalecenie Kościoła „że każda władza pochodzi od Boga”, znaleźlibyśmy się w sieci bardzo sprzecznych interpretacji, trudnych do rozplątania. Ja oczywiście próbować tego w tym miejscu nie będę. (…).
Autor: Józef Mackiewicz, przepisane za: „Kultura” 1956 nr 1 (99).
Jestem pod wrażeniem.
Przerażające są opisy ” wyzwalania” przez Armię Czerwoną!
Powiem, że sąsiadka w mojej wiosce z dzieciństwa pamięta te mroczne czasy. Chętnie opowiada jak wyglądało to wyzwolenie. Co ” Rusy”wyprawiali!
Kobiety zaalarmowane o zbliżaniu się czerwonoarmistów do wsi, chowały się po komórkach, ziemiankach… gdzie kto mógł, a te, które musiały zostać w domach, celowo brudziły się czerwoną farbą…
A budowniczy mojego domku, przez dłuższy czas zamieszkiwał w lesie, bo od ” wyzwolicieli” otrzymał nakaz wykonania z jednego zszabrowanego, dużego zegarka, trzech mniejszych dla wszystkich towarzyszy, którzy zagościli u niego w domku :)
Prawie jak w powieści Sergiusza Piaseckeigo ” Zapiski oficera Armii Czerwonej”
Straszne czasy, straszne….
Nie zapominajmy jednak, że demony zła wypuścili Niemcy, wszak Hitler był demokratycznie wybranym kanclerzem!
I jeszcze jedno, czytałam komentarz pani Pszon w GW, odnoszący się do tzw. Tragedii Górnośląskiej.
Pani redaktor mówi:
Cóż, u większości radnych sejmiku nie ten poziom, nie ten horyzont, co u Karola Wojtyły, Stefana Wyszyńskiego czy Bolesława Kominka, których 47 lat temu, ledwie 20 lat po wojnie, stać było na powiedzenie do Niemców „przepraszamy”.
Szanowna pani, własnie!
Polacy ustami Wielkich, przytaczanych przez panią, wypowiedzieli już to słynne „Wybaczamy i prosimy o wybaczenie”
Pamięta to pani?
A słyszała pani odpowiedź?!
Mniemam, że zna pani wszystkie aspekty tegoż Orędzia?!
Polacy są wielkodusznym narodem, szanowna pani redaktór, są…
( czego dowodem może być istnienie tak nienawistnej gazetki, którą pani reprezentuje)
Polecam pani uwadze
http://www.teologiapolityczna.pl/assets/stories/NOWOSCI_II_KOLUMNA/zurek1.pdf
czy zło wywołane przez jedną stronę usprawiedliwia zło drugiej strony?
czym więc różnią się te strony?
Hitler może i został wybrany demokratycznie ale nie na 12 lat!
Następnych wyborów już nie było!
Proszę nie porównywać ofiar ze sprawcami
Każdy czyn zasługuje na moralną ocenę.
Oczywiście, że jedno drugiego nie usprawiedliwia, ale to nie Polacy wywołali to zło!
http://wpolityce.pl/artykuly/21935-jozef-mackiewicz-niemiecki-kompleks-dzis-rocznica-wkroczenia-zolnierzy-armii-czerwonej-do-opola
Pierwsze zło przyszło z zachodu a drugie ze wschodu. Oba były Polsce i Polakom równie obce, a co do „rodzimego” UB to była tam zadziwiająca nadreprezentacja synów Izraela vide Salomon Morel, kat zarówno napływowych „hadziajów” jak i śląskich autochtonów.
A kto tu obarcza Polaków za wywołanie II WŚ???
Proszę przeczytać sobie propozycję Uchwały ws. Tragedii Górnośląskiej.
Odnoszę wrażenie, że Pani ani posłania polskich biskupów ani Chrystusowego nie zrozumiała.
a ten w Łambinowicach?
Czesław Gęborski, komendant obozu w Łambinowicach miał na sumieniu wielu autochtonów ale również Polaków z innych części kraju m.in. osobiście zastrzelił Jana Przewoźnika ps. „Ryś” zastępcę dowódcy Zgrupowania Odddziałów NSZ kpt. Henryka Flame „Bartek” a także brał udział w operacji wymordowania około 200 żołnierzy tej formacji. Zwykła kanalia. Po roku 1945 nie tylko na górnym śląsku doszło do tzw. „tragedii”, zjawisko to rozlało się na wszystkie kraje bloku sowieckiego i ślązacy nie są tu jakimiś szczególnymi ofiarami.
A więc zło nie ma nic wspólnego z narodowością.
Wydaje mi się że sklala zjawiska na GŚ była większa niż w innych regionach Polski gdzie Dotyczyło to głównie opozycji a u nas w dużej mierze cywilów.
I o nich też chodzi w uchwale.
Warto zaglądać do tych wspomnień. Winna to być lektura obowiązkowa dla tych, którzy wszystkie wiadomości mają ze szkoły i TV.