Definicja zaściankowego człowieka jest w Polsce dosyć łatwa do zdefiniowania. Mianowicie, gdy nie zgadzasz się z głównym nurtem rozumienia rzeczywistości, gdy zaleci od Ciebie oszołomem zadającym pytania i, co gorsza, oczekującym odpowiedzi – masz problem, bo jesteś „inny”. Z takim układem mamy do czynienia zarówno w mediach, jak i w czysto ludzkich, prywatnych relacjach. Dlatego albo jesteś git i łykasz każdą bzdurę rzuconą w mediach jako prawdę objawioną, albo idź i nie wracaj, bo:
a) rządu Platformy się nie krytykuje;
b) pie***lisz o Smoleńsku, piecz ciasta na Wigilię;
c) Wałęsa jest jak Papież – wszyscy go znają, więc też nie mówimy o nim źle.
W tym świątecznym nastroju postanowiłem więc poświęcić trochę miejsca ostatniemu podpunktowi, gdyż sporo mówi się o tym w ostatnim okresie.
Polskim mediom udało się wykreować tematy tabu, których konstrukcji nie wolno naruszać, a zadanie niewygodnego pytania jest równoznaczne z tworzeniem teorii spiskowej. Idąc tym tokiem myślenia, nie wolno (ba, właściwie to nie wypada, sic!) pytać o przeszłość naszego narodowego idola, wąsatego Lecha Wałęsę. Wymownym tego przykładem było oburzenie, gdy książki Cenckiewicza i Gontarczyka pierwszy raz ujrzały światło dzienne, bo nieskazitelnemu bohaterowi nadały przydomek „Bolek”. I awantura się zaczęła.
Wracam do tego, ponieważ ostatnie ekscytacje związane z ustaleniami IPN, jakoby SB chciało Wałęsę kompromitować przed wręczeniem Nobla, zatrzęsło całym krajem. Już niektórzy wypalili jakim to kłamcą i belzebubem był autor Przyczynku do biografii, kiedy okazało się, że dokumenty dotyczą lat 80., a 70. wciąż nikt nie zakwestionował. Co lepsze, we wspomnianej książce także opisano, że przed wręczeniem Nobla fałszowano dokumenty, ale dowody na współpracę Wałęsy z SB w latach 70. istnieją. Sam zresztą miał się do tego przyznać w mieszkaniu Andrzeja Gwiazdy.
Ale to nie koniec festiwalu przedświątecznego lansowania Wałęsy. Szokiem i zadziwieniem było niedawne wydanie książki Danuty Wałęsy, która idąc pod prąd napisała bestseller. Czy to będzie bestseller to się dopiero okaże, w zależności ilu z Państwa znajdzie tą książkę pod swoją choinką. Trudno mi jednak uwierzyć, że napisanie jej i wydanie było organizowane w tajemnicy, za plecami Lecha Wałęsy, któremu po publikacji aż wąs się zjeżył z zadziwienia i irytacji, bo domowe sekrety ujrzały światło dzienne (nie o take Polskę walczyłem chciałoby się rzec). Jednak każdy, kto kiedyś miał do czynienia, lub zajmuje się marketingiem i promocją wie, że to nie jest żadna różnica zdań czy poglądów, ale zwykła reklama pt. „jest tam w tej książce coś, co wyjść nie powinno poza próg mego domu i warto to przeczytać”.
Dziś te wszystkie „legendy”, bardziej lub mniej umaczane przy Okrągłym Stole wydają książki i biografie, wywyższając swoje dokonania do historycznych posunięć, bez których dziś nas by nie było. A prawdziwi bohaterowie siedzą cicho, gdzieś w tej naszej Polsce i patrzą na wszystko z dołu, często nie mając pieniędzy na lekarstwa, bo zdrowie już nie to samo, gdy było się młodym i w PRL-u się walczyło. Stanisław Skalski, bohater Września i bitwy o Anglię zmarł właśnie w taki sposób, samotny i opuszczony. W biedzie. Nie wiem, czy Wałęsa kiedykolwiek o nim wspomniał, ale na pewno było odwrotnie. Ten legendarny lotnik powiedział w latach 90. o byłym prezydencie zdanie, którym można podsumować cały artykuł: Mamle ustami jak ryba.
A ja życzę Błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia wszystkim tym ludziom, którzy właśnie gdzie tam siedzą i patrzą na wszystko z dołu, zapomniani.
Autor: Marcin Rol
Marcin Rol jak zawsze dobitnie i szczerze
Merry Xmas
Bomba artykul! Podpisuje sie obiema rekami pod nim.