Donald Tusk wygrał ostatnie wybory parlamentarne. Jednym z głównych przekazów kampanii wyborczej było 300 mld złotych, które Polska rzekomo miałaby dostać w nadchodzących latach z Unii Europejskiej. Takie zapowiedzi gryzły się jednak z rzeczywistością z dwóch powodów: Platforma Obywatelska pokazała przez ostatnie 4 lata, że nie posiada jakichkolwiek zdolności efektywnego pozyskiwania funduszy unijnych oraz to, że wszelkie zapowiedzi z cyklu „cudu gospodarczego” są zwykłą farsą.
Poprzednia kadencja miała się charakteryzować ogromnym skokiem cywilizacyjnym Polski. Zaplanowane na 2012 rok EURO w Polsce i na Ukrainie miało być szansą na tysiące nowych kilometrów autostrad, szybkie połączenia kolejowe i infrastrukturę sportową. Jednak na kilka miesięcy przed rozpoczęciem ogromnej szansy rozwoju nie mamy skończonych dróg, jeżeli w ogóle istnieją to prowadzą z nikąd do nikąd, koleje wołają o pomstę do nieba, a kibice nie mogą być pewni tego, czy przejadą podczas EURO na Ukrainę samochodem i pociągiem. O samolotach nie wspominając, bo terminali lotniczych też nie wybudowano. Szybsze możliwości komunikacji pozwoliłyby na to, aby ktoś zamiast spędzać w trasie 4 godziny, spędzałby 2, a pozostały czas poświęciłby na zwiedzanie. Polskie miasta mogłyby wszak zarobić na turystyce. Jakby tego było mało, stadiony są przepłacone o grube dziesiątki milionów złotych, a na niektórych sypią się schody. Polacy nie mogą więc liczyć na to, że ta wielka inwestycja państwa się zwróci. Ten przykład idealnie obrazuje jakość wykonywanych przez obecną władzę usług. Ich rządy są nie tylko miałkie i zakompleksione, ale przede wszystkim są straconym czasem.
I tak jak nie będzie wielkiego skoku cywilizacyjnego dzięki EURO, tak nie było żadnego „cudu gospodarczego” i nie będzie żadnych 300 mld złotych z Unii. Donald Tusk wraz ze swoim ministrem finansów dobrze wiedzieli (lepiej niż każdy przeciętny obywatel), że finanse polskiego państwa są tragiczne, a w Europie szaleje kryzys. Oczywistym było więc, że pieniędzy na budowę mostów i Orlików będzie ubywać, zamiast przybywać, a wszystkie środki będą skierowane na odbudowanie zmasakrowanej strefy euro. I nagle po 300 mld złotych cisza, europoseł PO Janusz Lewandowski sam przyznaje się, że brał udział w „durnych klipach”, ale w zamian za to polskie społeczeństwo może pokryć koszty rozpasanego życia Greków i Włochów. Jeżeli wierzyć nieoficjalnym zapowiedziom, Polacy pokryją z puli potrzebnych 200 mld euro około 5% (czyli 10 mld). Dziś to grubo ponad 40 mld złotych, które mają zostać wyrwane z polskich rezerw walutowych. Pytanie tylko po co, skoro wpompowanie tych wszystkich pieniędzy nic strefie euro nie da, bo nie ma żadnego racjonalnego planu uzdrowienia europejskiej gospodarki. Gdy w polskich rezerwach zostanie raptem 30 mld złotych, nie tylko będziemy pozbawieni możliwości obrony przed spekulantami, ale nie otrzymamy także jakiejkolwiek gwarancji odzyskania „inwestowanych” pieniędzy.
Nie trafiają też do mnie argumenty dyżurnych ekonomistów, którzy w tej chwili krzyczą o potrzebie ratowania euro, bo jak ono upadnie to „Polska przestanie się rozwijać” i będzie jak trzeci świat. Nic podobnego. To, że strefa euro upadnie jest prawie pewne i wieszczą o tym wszyscy ekonomiści (łącznie z brytyjskim tygodnikiem The Economist, który eurostrefie daje tylko rok życia). Wrzucenie tam choćby miliarda złotych jest stratą tych pieniędzy, które będą polskiemu państwu potrzebne na okres po upadku europejskiej waluty. Faktem jest, że wówczas utracimy rozwojowe fundusze europejskie np. na budowę infrastruktury. Ale każdy kij ma dwa końce: po pierwsze, aby otrzymać takie dotacje, najpierw musimy całą budowę pokryć z własnych środków, a dopiero później mogą nam zwrócić 50% całej sumy, a po drugie, w obecnym kryzysie pula pieniędzy na takie inwestycje radykalnie się zmniejszy i będzie raczej symbolicznym wkładem w polski rozwój.
I w końcu pytanie o zwykłą sprawiedliwość (która w sumie nie istnieje, ale elementarnie powinna być zachowana). Włosi i Grecy żyli przez wiele lat ponad stan. Kreatywna księgowość, którą stosowali Grecy, aby dostać się do strefy euro musiała prędzej czy później skończyć się na ogromnych długach. Niemcy dziś nie narzekają, bo ważne greckie porty mogą wykupić za niewielkie pieniądze. Włosi z kolei mają kolosalne, prawie 2 bilionowe zadłużenie (oczywiście w euro). Nasze 40 mld złotych to kropla w morzu potrzeb. Ale poza długiem, mają też ulokowane prawie 3 bln euro na giełdach, w bankach i innych aktywach finansowych (pisał o tym prof. Rybiński). Gdyby chcieli, mogliby pokryć owe koszty ze swojej kieszeni, a nie z kieszeni zdecydowanie biedniejszych Polaków. Dlaczego więc mamy wrzucić ogromne pieniądze w studnię bez dna? Po to, aby strefa euro przetrzymała dodatkowe 3 lub 6 miesięcy?
I wreszcie zasadnicze pytanie do naszego premiera: jak daleko jeszcze się posunie, aby przypodobać się zagranicznym politykom kosztem polskiego narodu? Kiedy przestanie opowiadać głupie farmazony o potrzebie wejścia polski do strefy euro, skoro wszyscy w Unii tylko liczą ile pozostało do jej upadku i ile mogą na tym ugrać?
Polacy wybrali rządy Platformy Obywatelskiej, choć mogli zauważyć przez ostatnie 4 lata w jak kiepski sposób sprawowała władzę. Zagłosowali na ludzi, którzy podnieśli im podatki, ceny jedzenia i benzyny, za każdym razem tłumacząc to brakiem wpływu na cokolwiek. Dziś chcą zrujnować państwo do reszty, ale z pewnością zrobią to w perfekcyjny, populistyczny sposób. I nie myślcie drodzy Państwo, że gdy złotówka będzie potrzebować pomocy Europy, to spadnie na nas deszcz złota. A nawet jeżeli spadnie, to wyjątkowo podle oprocentowany.
Autor: Marcin Rol
http://wpolityce.pl/artykuly/20080-dlaczego-platforma-nie-uratuje-europy-po-to-aby-strefa-euro-przetrzymala-dodatkowe-3-lub-6-miesiecy
ZŁODZIEJE TO ZA MAŁO POwiedziane.
MAM NADZIĘJĘ ŻE ŻŁODZIEJSKA UNIA EUROPEJSKA ROZPADNIE SIĘ W CIĄGU NAJBLIŻSZYCH 2 LAT.
MARCIN ROL – JAK ZAWSZE DOBITNIE NA TEMAT POstkomunistów
SZACUN
Wydaje mi się że strefa euro nie upadnie.
Jak już to skurczy się do Frank-Germanii i kilku mniejszych państw.