Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich zapewni opiekę prawną dziennikarzowi, której nie zapewniła redakcja „Dziennika Zachodniego”, gdzie pracował. Dziennikarz po kilkuletnim procesie został skazany z artykułu 212 kodeksu karnego.
Wiele mówi się i pisze o kryzysie dziennikarstwa. Coraz mniej jest dziennikarzy, coraz więcej – media workerów. Niedobitki z naszej branży zajmują się jeszcze dziennikarstwem śledczym (nie przeciekowym, czyli nie korzystają z „kwitów”, łaskawie podsuwanych przez różne instytucje).
Czyja to wina? Czy dziennikarz zajmujący się kontrowersyjnym tematem ma poczucie, że „w razie czego” jego redakcja stanie za nim murem i zapewni opiekę prawną? Niestety nie ma.
Ponieważ miałem szczęście pracować w redakcjach („Rzeczpospolita”, „Dziennik Polska Europa Świat”), które poczuwały się do lojalności wobec swoich dziennikarzy, to nie mogę przejść do porządku dziennego nad przypadkiem Michała Tabaki, byłego już dziennikarza „Dziennika Zachodniego”, gazety należącej do prasowego koncernu, któremu jak widać zasady lojalności i przyzwoitości wobec byłych pracowników, są obce.
Redaktor Tabaka napisał do mnie e-maila. Tak się bowiem złożyło, że jestem Prezesem Oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w Katowicach oraz przewodniczącym Komisji Interwencyjnej Zarządu Głównego SDP. Opisał, w jaki sposób jego dawny pracodawca – redakcja „Dziennika Zachodniego” potraktowała i opuściła go podczas sądowej potyczki. Poprosił SDP o pomoc.
Ponieważ sposób potraktowania Michała Tabaki przez redakcję „Dziennika Zachodniego” oraz wymiar sprawiedliwości jest tak nieprawdopodobny, że postanowiłem zamieścić fragmenty jego listu:
„Sprawa ma swój początek w lutym 2006 r. Do redakcji DZ trafia Michał Figlus, ówczesny poseł z ramienia Samoobrony. Ma temat dotyczący sprowadzenia przez prezesa Sądu Rejonowego w Zawierciu samochodów (opel vectra), który ma wady prawne. Po kilku rozmowach postanawiam się podjąć pisania tej historii. Rozmawiam z kilkoma osobami, w tym samym prezesem sądu. Powstaje tekst – czoło DZ z 22 lutego 2006 r. (z przerzutem na s. 7). Pół roku później prezes sądu składa akt oskarżenia – z tytułu art. 212 kk przeciwko mnie i ówczesnej naczelnej DZ – Elżbiecie Kazibut-Twórz.
Byłem wtedy etatowym dziennikarzem DZ, ale de facto od samego początku było dla mnie pewne, że będę miał swojego własnego adwokata. Dlaczego? Poprzednie doświadczenia działu reporterskiego (w którym wtedy pracowałem) z adwokatami z kancelarii reprezentującej DZ nie napawały bowiem optymizmem. Zdarzało się, ze adwokaci zapominali o kolejnych terminach rozpraw, nie przykładali się do prowadzonych postępowań, dawali do podpisania dziennikarzom czyste kartki – in blanco etc.
W tym przekonaniu utwierdziła mnie sytuacja z początku sprawy, kiedy kolejne rozprawy były organizowane jeszcze w sądzie na Placu Wolności w Katowicach. Kilkanaście minut przed rozprawą otrzymałem telefon z redakcji, że nie musze dzisiaj iść do sądu bo rozprawę przełożono. Zaraz potem zadzwoniłem do swojego adwokata z pytaniem, czy to prawda. Ten się bardzo zdziwił. Ja z resztą też bo rzekomo przełożona rozprawa jak najbardziej odbyła się we wcześniej wskazanym terminie.
W tym miejscu tylko nadmienię, że za ten tekst w DZ otrzymałem 80 zł, a na adwokata – na przestrzeni już ponad 5 lat – wydałem ponad 10 tys. zł. Pierwszym wyrokiem sądu było umorzenie – ze względu na znikomą szkodliwość czynu. Potem były dwa uniewinnienia. Dalszy scenariusz za każdym razem był taki sam: oskarżyciel prywatny (prezes Sądu Rejonowego w Zawierciu) składał apelację, ta za każdym razem okazywała się skuteczna i sprawa wracała do poprzedniej instancji; rzecz jasna z obligatoryjnym zmianą przewodniczącego orzekającego.
Znamienne jest to, że w ciągu ostatniego 1,5 roku zorganizowano w sumie 23 rozprawy (ich efektem był ostatni uniewinniający wyrok). Teraz, na przestrzeni zaledwie 1,5 miesiąca, wyznaczono przeszło 10 rozpraw. Skąd nagle taki pospiech? Odpowiedź jest banalna. Otóż brak pospiechu byłby bardzo nie na rękę oskarżycielowi prywatnemu. Sprawa bowiem przedawnia się 22 lutego 2012 r.
I rzeczywiście: sąd bardzo szybko wydał wyrok skazujący, w uzasadnieniu (w procesie karnym!!!) kierując się takimi stwierdzeniami, jak „zazwyczaj”, „raczej”; zapominając o tym, że takie sformułowania wykluczają bezsprzeczne rozstrzygnięcie (ktoś jest fajny, czy raczej fajny, a może zazwyczaj fajny?). W takim zaś przypadku obowiązuje rzymska zasada: in dubio pro reo – wiąże się z jedną z obowiązujących zasad polskiego procesu karnego, zasadą domniemania niewinności. […]
Kolejna sprawa: sąd uznał w uzasadnieniu, że postanowił oceniać cały tekst, a nie wskazane w akcie oskarżenia fragmenty. Jakim prawem??? Czy to sąd mnie oskarżył (czyli Skarb Państwa), by do woli decydować co może być przedmiotem oskarżenia, a co nie? To po co akt oskarżenia? Na jakiej zasadzie prawnej przewodniczący składu sędziowskiego wyręczył oskarżyciela prywatnego?
Przez cały okres (od sierpnia 2006 r.) mam swojego adwokata, któremu płacę za każdą rozprawę, niezależnie, czy ta trwa 5 minut, czy może 5 godzin.
W tzw. międzyczasie – w odstępie 2,5 roku – zostałem szczęśliwym ojcem dwóch synów, co w oczywisty sposób determinuje moje dodatkowe wydatki.
Uprawomocnienie się skazującego wyroku oznacza dla mnie utratę pracy – obecnie piastuję stanowisko rzecznika prasowego prezydenta Siemianowic Śl. Osoby skazane nie mogą zaś pracować w jednostkach samorządu terytorialnego. Więc z dwójką dzieci, z żoną na urlopie macierzyńskim po prostu nie będę miał za co żyć.”
Tyle historia sądowego dramatu Michała Tabaki. Dla klarowności przekazu warto jeszcze dodać, że była redaktor naczelna „Dziennika Zachodniego” w tej samej sprawie została uniewinniona. Nie musiała też z własnej kieszeni pokrywać kosztów adwokata, bo tego zapewnił jej wydawca. Taki mały luksusik przynależny szefom…
Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich pomoże redaktorowi Tabace. Zapewnimy pomoc prawną. Wystąpimy też do Ministra Sprawiedliwości o objęcie tej sprawy nadzorem. Zachowamy się po prostu przyzwoicie.
Autor: Tomasz Szymborski, za: tosz.salon24.pl