Zapis na Smoleńsk

Niezależna Gazeta Obywatelska4

Do 16 stycznia 2012 r. przedłużony został termin nadsyłania prac konkursowych na pomnik ofiar tragedii z 10 kwietnia ubiegłego roku, jaki ma stanąć pod Smoleńskiem, a jego wyniki zostaną ogłoszone dopiero 30 marca . „Doszliśmy do wniosku, że nie chcemy rozstrzygać konkursu przed świętami Bożego Narodzenia. To nie jest najlepszy termin. Nie chcemy też budzić niepotrzebnych emocji, choć one na pewno będą.”-poinformował niedawno przewodniczący jury konkursu prof. Adam Myjak. Konkurs ogłosili wspólnie prezydenci: Bronisław Komorowski i Dmitrij Miedwiediew, zaś treść regulaminu została zatwierdzona przez ministrów kultury Polski i Rosji.

Patrząc z perspektywy ponad półtora roku od tragedii trudno nie odnieść wrażenia, że wszelkie pozytywne emocje – oddawanie czci poległym, budowanie pomników, obchodzenie rocznic, modlitwy w intencji ofiar – są „niepotrzebne”.

Poprawność polityczna nakazuje już nie tylko „dzień bez Smoleńska”, ale najlepiej wymazanie z pamięci wydarzenia z ranka 10 kwietnia.

I tak jak za życia Lecha Kaczyńskiego Radosław Sikorski nawoływał do „dorżnięcia watahy”, a obecny prezydent Bronisław Komorowski utyskiwał nad niepowodzeniem zamachu w Gruzji, tak teraz obowiązującym kursem jest milczenie tak na temat przyczyn i okoliczności tragedii, jak o jej ofiarach. Tak było we Wszystkich Świętych, gdy w mediach gros uwagi poświęcono lądowaniu boeinga na Okęciu, a wspominając tych, którzy odeszli skrzętnie pomijano pasażerów tragicznego lotu rządowego Tupolewa. Podobnie 11 listopada nie wspominano tych, którzy polegli na służbie ojczyzny 10 kwietnia 2010 r.

 Polakom zabrania się pamiętać.

 Ambasada wybrała Formułę 1

 To na Węgrzech, a nie nad Wisłą, powstał pierwszy na świecie pomnik ofiar katastrofy pod Smoleńskiem. Monument został odsłonięty 1 sierpnia 2010 r., w miejscowości Tatanabya na Węgrzech, w tamtejszym Parku Męczenników Aradskich – miejscu czczenia generałów zamordowanych podczas Rewolucji Węgierskiej. Poległych 10 kwietnia, podobnie jak węgierskich bohaterów narodowych, uhonorowano drzewcem kopijnym.

 Na uroczystościach byli węgierscy dyplomaci, wojsko, mieszkańcy miasta, Polonia. Nie przybyli, mimo wielokrotnych zaproszeń, przedstawiciele ambasady RP. Dla nich ważniejsza była Formuła 1, której wyścig tego dnia odbywał się na budapesztańskim Hungaroringu. Co tam jakaś Tatanbaya, tym bardziej, że jak powiedział portalowi Niezalezna.pl attache prasowy ambasady RP Marcin Sokołowski, nie był tożaden pomnik, a płyta nagrobna. Coś w rodzaju obelisku”.

 Pomnik w dwadzieścia dni

 Już 13 kwietnia 2010 r. rada miejska Tbilisi zdecydowała, że jedna z ulic stolicy Gruzji będzie nosić imię Lecha Kaczyńskiego. Z podobną inicjatywą wystąpiły władze Wilna.

Węgry, Litwa, Gruzja… Z państw, w których oficjalnie, z aprobatą władz państwowych, uczczono pomnikami, czy ulicami prezydenta Lecha Kaczyńskiego, można stworzyć długą listę.

 W Polsce pamięć o Smoleńsku żyje w większości przypadków dzięki osobistemu zaangażowaniu samorządów, czy zwykłych ludzi. Gdyby o wszystkim decydowały władze centralne, to prawdopodobnie do dzisiaj nie mielibyśmy ani jednego obelisku upamiętniającego prezydenta RP oraz ofiary tragedii.

 To właśnie dzięki inicjatywie mieszkańców i Radzie Miasta pomorskiego Skórcza 19 maja 2010 r. stanął w ciągu dwudziestu dni, pierwszy w Polsce obelisk z granitową płytą upamiętniający Lecha Kaczyńskiego i jego pobyt w mieście w 2009 r. z okazji 75-lecia nadania Skórczowi praw miejskich. Uroczystości towarzyszyło przyznanie zmarłemu tragicznie prezydentowi tytułu „Honorowego Obywatela Miasta Skórcz”, zaś Katarzyna Doraczyńska, również poległa w Smoleńsku została osobą zasłużoną dla tego niespełna 4-tysięcznego miasta.

 Wołomin: pomnik oprotestowany przez Platformę

Wszystko zależy od lokalnego samorządu, tam gdzie przewagę ma PO zapomnijmy o upamiętnianiu tragedii smoleńskiej. W podwarszawskim Wołominie 11 listopada – wbrew zapowiedziom – nie doszło do odsłonięcia pomnika Lecha Kaczyńskiego. Na ostatniej sesji, która odbyła się 28 października Rada Miasta nie podjęła uchwały w tej sprawie. Zdaniem Kazimierza Zycha, wołomińskiego radnego i wydawcy patriotycznego pisma „Patria”, do którego wydawania prawa przejął po Jerzym Giedroyciu, następną datą może być 23 grudnia – dzień, w którym w 2005 r. Lech Kaczyński został zaprzysiężony na prezydenta Rzeczypospolitej.

 Pomnik w Wołominie jest inicjatywą Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Narodowej Tragedii pod Smoleńskiem i powstaje za prywatne pieniądze. Nie mniej fakt jego budowy wywołał niezdrowe emocje podsycane przez „Gazetę Wyborczą”, a na inicjatorów przedsięwzięcia posypały się gromy ze strony radnych i zwolenników Platformy Obywatelskiej. Jeden z radnych tego ugrupowania straszył, że odda sprawę do prokuratury, jeśli inicjatywa nie przejdzie wszystkich procedur. Starosta Piotr Uściński odpierał ataki w wywiadzie dla „Rzeczypospolitej” zapewniając, że „wszystko odbędzie się zgodnie z prawem”. „W zeszłym roku, kiedy budowano pod Ossowem pomnik poległym bolszewikom, wszystkie terminy były przekroczone i żaden polityk PO nie protestował.”- wyrażał zdumienie Uściński.

  Widać PO bolszewików lubi i widzi to co chce widzieć.

 „Tu-SK 154 M” na cenzurowanym

 Tragedia 10 kwietnia okazała się być mało inspirująca dla artystów, wydarzenie jakiego nie znał wcześniej świat nie stało się tematem scenariuszy (poza fabularnym filmem w reżyserii Piotr Matwiejczyka „Prosto z nieba” traktującym temat więcej niż powierzchownie), nie znalazło wyrazu w malarstwie, grafice, rzeźbie.

Wyjątek stanowi wystawa „Thymos. Sztuka Gniewu 1900 – 2011” w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu otwarta w październiku br. i czynna do 15 stycznia 2012 r., której kurator Kazimierz Piotrowski powiedział bez ogródek, że w sprawie katastrofy smoleńskiej „wyznaje teorię zamachu, ten najbardziej pesymistyczny scenariusz”, a ekspozycją „chce pokazać skalę gniewu, który narodził się po 10 kwietnia – zaprezentować jego ciągle żywe aktywa”. Ocenił przy tym, że „duża część Polaków odebrała to dramatyczne wydarzenie jako zamach, jako terroryzm państwowy”.

Prace, które pojawiły się na wystawie, łączy wspólny mianownik – są manifestacją gniewu, rozumianego w kontekście tradycji klasycznej jako thymós, czyli rodzaj siły życiowej, porywu ducha, który inspiruje. Ekspozycja pokazuje oblicza polskiego gniewu aż do katastrofy smoleńskiej w 2010 r.

Okazało się jednak, że wystawa w toruńskim Centrum Sztuki Współczesnej, wyjątek potwierdzający regułę zapisu na Smoleńsk, nie ma w polskich realiach racji bytu. Po tym jak Piotrowski powiedział, że 10 kwietnia polska elita zginęła w wyniku zamachu, po zaproszeniu na wernisaż otwierający wystawę Jana Pospieszalskiego i Ewy Stankiewicz, autorów filmu „Krzyż”, opowiadającego o wydarzeniach na Krakowskim Przedmieściu zaraz po tragedii smoleńskiej, część artystów wycofała swoje prace. W liście otwartym do dyrektora CSW Pawła Łubowskiego i Kazimierza Piotrowskiego, kuratora wystawy, napisali: „Nie wyraziliśmy zgody na to, by wystawa służyła za pretekst do wygłaszania teorii spiskowych dotyczących zarówno świata sztuki jak i polityki. Nie chcemy by nasz udział w tej wystawie rozumiany był jako poparcie dla poglądów wyrażonych przez kuratora”. Salonowa układność wymagała zdystansowania się od słów Piotrowskiego, iż „ gdy badamy przyczyny tragedii w Smoleńsku z 10 kwietnia 2010 roku, jednym z obrazów, jaki staje nam przed oczami, jest sieć niejawnych powiązań i interesów, sojusz zlustrowanych i czekających na lustrację, domniemana aktywność służb specjalnych, słowem gra operacyjna teczek i wywiadów”. Podobnie nie do przyjęcia dla salonu okazała się instalacja Jacka Adamasa „Tu-SK 154 M” w formie okazałych liter składających się na prosty do rozszyfrowania rebus z nazwiskiem premiera odpowiedzialnego politycznie za tragedię smoleńską.

 Sto lat za Murzynami

 Okazuje się, że w sprawach pielęgnowania polskiej tradycji narodowej ustępujemy krajom afrykańskim. Zdystansowały nas Gambia, Mozambik, Togo, Liberia, Gwinea -Bissau i Wyspy św. Tomasza i Książęca, w których uszanowano pamięć poległych pod Smoleńskiem 10 kwietnia wydaniem okolicznościowych znaczków pocztowych z wizerunkiem Marii i Lecha Kaczyńskich. Poczta Polska nie uznała za stosowne upamiętnienia ofiar tragedii smoleńskiej i nie wyemitowała z tej okazji specjalnego znaczka pocztowego.

 Pomnikowa manipulatorka

 Stolica Polski, państwa, którego prezydent zginął w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach w bezprecedensowej w świecie tragedii, nie doczekała się ani pomnika ofiar, ani ulicy, czy skweru Lecha Kaczyńskiego. Owszem, 10 listopada 2010 r., w siedem miesięcy po tragedii, odsłonięto pomnik na warszawskich Powązkach Wojskowych, jednak nie było to do końca wyjście naprzeciw oczekiwaniom rodzin ofiar, nie mówiąc już, czy ten monument o powiedzmy dość dyskusyjnej formie i symbolice, nie był przypadkiem ucieczką do przodu władz Warszawy zwalczających wszelkie formy upamiętniania pamięci o 96 ofiarach 10 kwietnia 2010 r.?

Władze stolicy przeciwne postawieniu pomnika w miejscu spontanicznie wskazanym przez społeczeństwo, tam gdzie gromadziły się tłumy oddające hołd poległym, czyli na Krakowskim Przedmieściu zyskały przecież dogodny pretekst do odmowy, dzięki właśnie postawieniu obelisku na Powązkach. Ratusz uzależnił ostatecznie budowę pomnika na Krakowskim Przedmieściu od wyników sondażu, w którym zadano tendencyjne pytanie: „Czy pana/pani zdaniem oprócz pomnika, który stanął na cmentarzu powązkowskim w Warszawie, powinien stanąć w centrum stolicy drugi pomnik upamiętniający ofiary katastrofy pod Smoleńskiem?”

W badaniu większość (ponad 70 proc. ankietowanych) spośród w niejasny sposób dobranej grupy 1100 respondentów stolicy powiedziało „nie”. Czy można się było jednak spodziewać innej odpowiedzi skoro pytano o „kolejny”, a zatem w domyśle „niepotrzebny” pomnik? „Dlaczego pani prezydent nie zapytała wprost o budowę Pomnika Smoleńskiego na Krakowskim Przedmieściu? Pytanie o kolejny, drugi, narzucało w sposób oczywisty ankietowanym odpowiedź” – ocenił prof. Włodzimierz Bernacki, szef społecznego komitetu na rzecz budowy pomnika.

Skoro prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz jest taką zwolenniczką demokracji, to dlaczego nie zarządziła referendum w sprawie dalszego istnienia stalinowskiego reliktu, tzw. pomnika czterech śpiących na Pradze, wysławiającego początek sowieckiej okupacji Polski? Dlaczego nie spytała warszawiaków, czy chcą jeździć wagonami metra w barwach narodowych Rosji, czy w stołecznych czerwono-żółtych?

 Most Północny nie dla Kaczyńskiego

 Jeśli w Lublinie może istnieć plac Lecha Kaczyńskiego, w Kielcach pierwsza w Polsce ulica, której jest patronem, a w Świdnicy skwer poświęcony Głowie Państwa, to dlaczego stołeczny Most Północny za patrona nie może mieć prezydenta Polski, który wcześniej był też prezydentem Warszawy? Odpowiedź prosta – nie chce tego Platforma Obywatelska. Niechęć do wszystkiego co było związane z osobą pierwszego obywatela Rzeczypospolitej była już widoczna w pierwszych dniach po 10 kwietnia, gdy władze miasta nie zadbały o pożywienie dla Polaków, którzy chcąc oddać hołd parze prezydenckiej bez względu na pogodę stali w wielogodzinnych kolejkach do Pałacu Namiestnikowskiego. Gdy za rządów PiS gmach rządu okupowało „białe miasteczko” prezydent miasta z Platformy Obywatelskiej zawoziła im kanapki i napoje. Ale to był – jak mawiali komuniści – „słuszny protest” przeciwko złemu PiS-owi i element polityki nieposłuszeństwa obywatelskiego, do którego nawoływali Donald Tusk i Lech Wałęsa.

 W tych dniach władze stolicy rozstrzygną, kto będzie patronem mostu. I najprawdopodobniej, mimo prowadzonej akcji poparcia dla tej idei, nie będzie to Lech Kaczyński. Jak mówią niektórzy stołeczni radni, na honorowanie prezydenta RP „trzeba jeszcze poczekać”. Zapewne na zatarcie w świadomości Polaków daty 10 kwietnia. Dlatego też nie ma szans na powodzenie wniosek o przemianowanie al. Armii Ludowej, ekspozytury sowieckiej na Polskę, na al. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

 Patronką Mostu Północnego zostanie pewnie Maria Skłodowska-Curie. Cóż z tego, że noblistka ma już w Warszawie dwie ulice i pomnik, według radnych PO powinna zostać jeszcze dodatkowo uhonorowana, gdyż w roli patronki mostu stanie się „ważnym elementem promocji Warszawy”. Jak nietrudno się domyśleć w odróżnieniu od Lecha Kaczyńskiego…

 Ofiary Smoleńska jak bandyci z UPA

Możemy się dziwić, że Węgrów, Amerykanów, Gruzinów, a nawet mieszkańców państw afrykańskich stać na symboliczne i zarazem wymowne gesty świadczące o szacunku dla prezydenta Lecha Kaczyńskiego i pozostałych ofiar tragedii smoleńskiej, jakie u nas byłyby nie do pomyślenia. To jednak zależy od władz, mediów i salonowych autorytetów, które nadają ton życiu publicznemu. Lech Kaczyński tak jak za życia był przedmiotem niewybrednych kpin, tak po tragicznej śmierci też mu ich się nie szczędzi.

 Były prezydent Lech Wałęsa wielokrotnie podkreślał, że Lech Kaczyński „nie zasługuje na pomniki”, gdyż „jako prezydent się nie sprawdził, bez przerwy konfliktował, poobrażał sąsiadów wszystkich”. „Na pewno zginął i to jest osiągnięcie, że zginął. Natomiast innych osiągnięć nie widzę” – bezceremonialnie stwierdził w jednej z wypowiedzi dla TVN24. Taka wypowiedź w odniesieniu do poległego prezydenta nie wytrzymuje krytyki, nie mieści się w żadnych cywilizowanych normach.

 Kroku Wałęsie próbował dotrzymać także ekonomista Waldemar Kuczyński, ikona Unii Wolności i Platformy Obywatelskiej, odznaczony przez prezydenta Komorowskiego, w czerwcu 2011 r. Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. W programie TVN24 pt.” Tak jest” Morozowskiego i Knapika odnosząc się do podmiany przez Rosjan tablicy pamiątkowej na lotnisku Siewiernyj w nocy z 9 na 10 kwietnia 2011 r. tuż przed pierwszą rocznicą tragedii, Kuczyński przyrównał ofiary Smoleńska do… band UPA. Były minister przekształceń własnościowych usprawiedliwiając skandaliczne postępowanie Rosjan, którzy usunęli z tablicy słowa o katyńskiej zbrodni ludobójstwa, pytał w stacji Waltera, jak zachowaliby się Polacy, gdyby Ukraińcy przyjechali do Polski, i przywiesili u nas tablicę oddającą cześć bandom UPA?

 W cywilizowanym, demokratycznym państwie taka wypowiedź stawiałaby polityka poza nawiasem życia publicznego. W Polsce Tuska Kuczyński jest wciąż cenionym autorytetem, stałym bywalcem mainstreamowych mediów.

 11 listopada jak w PRL

 Publiczne okazywanie pamięci o Lechu Kaczyńskim, Marii Kaczyńskiej i pozostałych ofiarach poległych 10 kwietnia 2010 r. jest nie tylko niepoprawne, może okazać się także niebezpieczne. Przekonał się o tym na własnej skórze 11 listopada w Krakowie Stanisław Markowski, twórca muzyki do hymnu „Solidarności”. W trakcie uroczystości obchodów Święta Niepodległości na placu Matejki w Krakowie, przy grobie Nieznanego Żołnierza został brutalnie zaatakowany przez policjantów w cywilu, którzy starali się przy użyciu siły wyrwać mu z rąk portret Lecha i Marii Kaczyńskich.

 „Nie dałem sobie wyrwać tego drzewca. Czułem się tak, tak jakbym dzierżył chorągiew na placu boju. Wiedziałem, że nie mogę się poddać. W pewnym momencie zacząłem wołać „Ludzie pomóżcie” i wtedy policjanci najwyraźniej uznali, że wokół mnie zrobiło się za duże zamieszanie i zostawili mnie w spokoju. Czegoś takiego nie przeżyłem od 1989 r.” – relacjonował później Markowski. „Uważam, że chodziło o to, żeby nie pokazać prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki. Cały czas chodzi o to, żebyśmy prezydenta Kaczyńskiego go nie widzieli, żeby wyciszyć sprawę pamięci i czci dla niego. Wynika to z poczucia winy władz, które próbują na siłę sprawę smoleńską zgasić, myśląc, że można po prostu skalpelem tę pamięć wyciąć– oceniał.

 Pamięć to minimum

 „Trzeba domagać się od władz budowy pomnika na Krakowskim Przedmieściu. Jeżeli będzie potrzeba, sami taki pomnik zbudujemy” – mówił 10 kwietnia br. socjolog prof. Zdzisław Krasnodębski podczas spotkania inaugurującego działalność Ruchu Społecznego im. Lecha Kaczyńskiego. „My nie zapomnimy ofiar katastrofy smoleńskiej (…) Ale ta pamięć to tylko minimum tego, co możemy zrobić, to najbardziej fundamentalny obowiązek uczciwego Polaka. A ten, kto ten obowiązek kwestionuje – moim zdaniem – nie zasługuje na to miano”.

Krasnodębski zaznaczył też, że największym pomnikiem, jaki możemy zbudować Lechowi Kaczyńskiemu, to taka Polska, o jakiej on marzył. Wyjaśnił, że chodzi o Polskę, która jest suwerenna, podmiotowa i traktowana z szacunkiem przez sąsiadów.

 O ile taka Polska pozostanie pewnie długo jeszcze w sferze naszych nieziszczalnych aspiracji, o tyle zachowanie pamięci mamy wciąż w zasięgu ręki. To nawet nie przywilej, ale powinność, bo jak przestrzegał Herbert utrata pamięci oznacza utratę sumienia.

Autor: Julia M. Jaskólska i Piotr Jakucki, http://jakuccy.pl

  1. ????
    | ID: b3068e78 | #1

    Znowu?
    Przecież są już pomniki!!
    To jest już mania.

  2. Matrix
    | ID: 715017ad | #2

    Zbigniew Herbert mówił, że naród który traci pamięć traci sumienie, a więc to nie jest żadna „mania”.

  3. Matrix
    | ID: 715017ad | #3

    Gdzie są te pomniki? W Warszawie na Krakowskim Przedmieściu nie ma, a to tam przede wszystkim powinien być pomnik, a nie jakaś głupawa w treści tablica na fasadzie Pałacu Namiestnikowskiego.

  4. | ID: 6fd241fd | #4

    Ponownie zwracam uwagę szanownych redaktorów Obiegu i innych pism i blogów na pomijany przez nich problem cenzury i autocenzury, który został ujawniony podczas wystawy Thymos – „Cenzorzy na kierowniczych stanowiskach w instytucjach kultury – znak czasu” Czyżby oczywistość knebla miała mniejsze znaczenie od głoszonych przez kuratora treści, które zawarł w liście intencyjnym do zapraszanych artystów co otwarte i uczciwe a spotkało się z inwektywami. Poniżej ciąg dalszy korespondencji z Dyrektorem CSW Pawłem Łubowskim, który ocenzurował moje listy otwarte z 4 i 6 listopada nie umieszczając ich na stronach CSW.
    W dniu 2011-11-13 20:11:40 użytkownik Paweł Łubowski napisał: „Przecież jest umieszczony już jeden Pański list otwarty na stronie CSW. Strasznie Pan płodny w pisaniu listów otwartych. Tylko zazdrościć Pozdrawiam PŁ”
    Odpowiedź. Szanowny Panie Pawle, rzeczywiście umieścił Pan manifest z-dada-styczny skierowany do uczestników wystawy, którym i obywatel artysta Paweł Łubowski stał się ujawniając swoje polityczne poglądy przez włączenie się w prowokacyjną próbę upolitycznienia wystawy, zaś list otwarty 1 i 2 były skierowane do osoby publicznej i apolitycznej do Dyrektora CSW w Toruniu. Zatem gdy kolega Dyrektor wróci z urlopu proszę go zawiadomić o wystąpieniach obywatela artysty uczestnika wystawy. Możecie też Panowie ustalić wspólne stanowisko. Proszę przy okazji o przekazanie Panu Dyrektorowi CSW zapytania czy ww. stanowisko, które piastuje jest związane z respektowaniem zasad -jakich i kto je ustalił? Jacek Adamas

Komentarze są zamknięte