I stało się. Nie powiem jednak, że jestem specjalnie zaskoczony, bo taka kolej rzeczy była do przewidzenia. I to nie dlatego, że bawię się we wróżenie z fusów, ale doświadczenia z poprzednich wydarzeń pomagają projektować przyszłość. Proces, który ma na celu likwidację kolejnych środowisk choć trochę krytykujących obecną władzę trwa w najlepsze i nic go nie zatrzyma w najbliższych latach.
Już w momencie, gdy do mediów przeciekła informacja na temat wykupienia przez Grzegorza Hajdarowicza wydawcy „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze„, można było się spodziewać, że linia owych gazet będzie ulegać zmianie. Oczywiście nie natychmiastowej, ale wolnej i nienarażonej na duże straty finansowe. W końcu sytuacja była dosyć skomplikowana: kupiec wydawcy, który nie miał rok wcześniej pełnych funduszy aby pokrywać wypłaty dziennikarzy „Przekroju”, nagle wyciąga spore sumy na kupno wydawcy dwóch bardzo poczytnych tytułów w Polsce. Nie kwestionuję jednak pochodzenia tych pieniędzy, ale zwracam uwagę na kupno dwóch gazet o dużym rynkowym sukcesie. Gdyby ich linia zmieniła się od razu, kupiec szybko pozbyłby się tysięcy czytelników. I prawdopodobnie nie grałby roli fakt, że tygodnik Lisickiego i szeregu wysokiej jakości publicystów zebrał już w pierwszym numerze rekordową ilość nabywców.
Lecz problem (a uważam, że to jest problem) usunięcia z funkcji redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej” trzeba rozpatrzyć w dwóch płaszczyznach. Pierwsza jest taka, że najprawdopodobniej zobaczymy niedługo powtórkę z historii nie tak odległej. Powtórkę ze zmiany redakcyjnego składu, która miała miejsce w tygodniku Wprost. Wszyscy dobrze pamiętają jak krótko po odejściu z gazety Stanisława Janeckiego, jego miejsce zajął wszystkim dobrze znany Tomasz Lis. Czym to zaowocowało – nie trzeba się specjalnie rozpisywać. W redakcji główne miejsca zajęli tacy ludzie jak Najsztub, Hołdys, Magdalena Środa czy Tomasz Sekielski, którzy na dodatek byli promowani jako odświeżenie „zapyziałego” pisemka. Poziom swojej twórczości pokazali z kolei nieco później.
Czy tak stanie się z „Rzeczpospolitą”? Przyznaję, że nie wiem, bo nigdy nie byłem specjalnie zainteresowany twórczością następcy Lisickiego. Ciężko zresztą wyciągać wnioski z biografii człowieka, który zarówno dołożył swoją cegiełkę do działalności Radia Wolna Europa, lecz z drugiej strony kojarzy się z takimi mediami jak Newsweek, TVN czy Polsat. Czas wszystko pokaże, choć losy pisma Tomasza Lisa nie zostawiają miłych wspomnień i nie budują po tej zmianie specjalnego entuzjazmu.
Natomiast druga płaszczyzna dotyczy spoglądania na umiarkowanych dziennikarzy i publicystów. Każdy przyzna, że „Rzeczpospolita” Pawła Lisickiego nigdy nie była aż tak radykalna w ocenach obecnej władzy jak „Gazeta Polska” Sakiewicza. Nie znaczy to jednak, że zawsze była głucha i ślepa w obserwacji życia politycznego, a krytyka działań rządu Tuska nigdy się w niej nie pojawiała. Problem tkwi w tym, że nawet tak umiarkowane medium, gdzie znajduje się szereg naprawdę dobrych publicystów, musi w czyimś interesie przestać funkcjonować tak jak dotychczas. To swoisty dowód strachu elit przed jednym tylko (częściowo) krytycznym tytułem.
Już teraz nasuwa się pewnie czytelnikowi wiele pytań: czy w momencie zmiany linii gazety odejdą z niej ludzie pokroju Wildsteina, Ziemkiewicza, Pospieszalskiego czy Zaremby. Jak w ogóle przeobrazi się cała gazeta i czy stanie się kolejnym „Wprost” klepiącym regularnie władzę po plecach. Mnie jednak nasuwa się jedno zasadnicze pytanie: skoro nawet umiarkowana gazeta musi przejść takie zmiany, to jak wielkie zakusy muszą istnieć aby zlikwidować media pokroju „Gazety Polskiej”?
Autor: Marcin Rol
Ciekawa sprawa pokazuje wrażliwość nowego właściciela „Rz” http://www.gazetakrakowska.pl/stronaglowna/467529,milioner-hajdarowicz-chce-314-tys-odszkodowania,id,t.html?cookie=1