Tegoroczne lato postanowiłem wraz z małżonką przedłużyć na wybrzeżu Costa Brava w skąpanym słońcem Malgrad de Mar. Nie chce bynajmniej opisywać tutaj moich wczasów, lecz podzielić się z Państwem doświadczeniem zetknięcia z katalońską pobożnością. Zawsze gdy jestem na wczasach za granicą odnajduję kościół, gdzie odprawiana jest Msza wg czcigodnego starego rytu. Tak było i tym razem. Korzystając ze sposobności polecam wszystkim chętnym, którzy również znajdując się poza granicami naszej Ojczyzny, chcieliby spełnić swój niedzielny obowiązek wysłuchania Mszy, rewelacyjną stronę http://honneurs.free.fr/. Jest to zestawienie wszystkich Mszy trydenckich na całym świecie. Odnajdujemy kontynent, następnie państwo, aż odnajdując diecezję dochodzimy do miasta i wreszcie do kościoła. Nigdy się na niej nie zawiodłem, gdyż jest wciąż uaktualniana o nowe miejsca i zmiany godzin celebracji. Wrócę jednak do sedna sprawy.
Wybrałem jeden z pięciu kościołów w Barcelonie, gdzie Msza odprawiana jest po staremu. W zasadzie była nim kaplica Matki Bożej Miłosierdzia i św. Piotra Apostoła (Capilla de Nuestra Señora de la Merced y San Pedro Apóstol). Jest położona zaledwie pół godziny drogi od obleganego przez turystów słynnego kościoła Sagrada Familia. Z mapką w ręku dotarłem w końcu na miejsce. Ulica la Fornija, na której się znalazłem, jakże różniła się od zgiełku, którego doświadczyłem pół godziny wcześniej. Spokój i cisza. Kościół z zewnątrz w ogóle nie rzucał się w oczy. Był wtopiony w kamienicę, która biegła wzdłuż ulicy. Chcąc upewnić się, czy dobrze trafiłem, otworzyłem delikatnie drzwi i doszedł mnie kojący głos łaciny: „benedicta tu in mulieribus et benedictus…”. Byłem na miejscu. Poczułem się jak w domu. Mogłem bez żadnych problemów włączyć się w modlitwę różańcową prowadzoną właśnie przez wiernych. Jeden wspólny język Kościoła pozwalający doświadczyć uniwersalizmu i jedności katolików na całym świecie. Jeszcze rzut oka na ołtarz i bez wątpienia wiedziałem, że za krótką chwilę wydarzy się tu coś, czego nie da się opisać – Msza wg Usus Antiquor. Sześć świec, na środku krucyfiks przypominający, że Msza jest Najświętszą Ofiarą, kielich przykryty welonem i otwarty Mszał ukazywały wspaniałą harmonię. Chwilowo przeniosłem się myślami do Polski i ukochanego miasta Opola, gdzie parę godzin później wierni z Opolskiego Środowiska Tradycji Łacińskiej będą uczestniczyć w dosłownie takiej samej Mszy. Dusz było 12. Mało? A każda z nich to wielki skarb dla Boga. W naszych polskich warunkach kręcono by nosem, że liczba za mała, że nie warto dla takiej garstki. A tam Msze są o godzinie 9 i 12 w każdą niedzielę. W końcu rozpoczęła się Msza. I kolejne zaskoczenie. Spośród tak małej liczby osób 4 potrafiły całkiem poprawnie zaśpiewać propria (części zmienne) przeznaczone na tę niedzielę (14 niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego). Zaś wszyscy wierni bez wyjątku potrafili zaśpiewać części stałe Mszy „Orbis Factor”. Dwóch ministrantów sprawnie posługujących księdzu. W kościele rozlegały się oprócz chorału gregoriańskiego również tradycyjne pieśni katalońskie. Miód na serce widzieć tak rozmodlone dusze, w tak skromnej liczebnie grupie. Były dzieci oraz osoby starsze. Jest więc zachowana pewna ciągłość, która w przyszłości pozwoli na obudzenie się i pielęgnowanie Tradycji tam, gdzie jej nie ma. Cała nadzieja w tych najmłodszych, uśmiechniętych i pełnych zapału dzieciach. Nasiąknięte od młodości żywą wiarą, tą katolickością stanowiącą Msze trydencką, poczuciem sacrum, a w końcu dogmatami wiary wynikającymi z liturgii, stanowią solidny fundament na przyszłość. Widać było, że żyją tym wszystkim na poważnie. I znowu pojawiła się myśl, że „gdzie dwaj albo trzej zebrani w Imię moje, tam jestem pośród nich”. I ta obietnica Chrystusa spełnia się na oczach. W naszym rodzinnym mieście też mamy ten wielki skarb, jakim jest Msza trydencka, mówiąca wiekami, przemawiająca wiarą przodków i całej chrześcijańskiej Europy. To ona kosztowała życie tylu męczenników i obrońców wiary, to pod jej natchnieniem powstawały najwybitniejsze dzieła świętych i tworzone były najwspanialsze utwory muzyczne oraz budowle sakralne. Korzystajmy z tego, to źródło niewyczerpanych łask. Wystarczy przyjść. W każdą niedziele i święta nakazane (wg starego kalendarza) o godz. 18:30 drzwi kościoła św. Sebastiana stoją otworem dla każdego, kto jest już zmęczony wszelkimi nadużyciami liturgicznymi i brakiem szacunku wobec świętości, a chce zaczerpnąć niezmiennej czystości wiary. Te małe grupki są zarzewiem dzisiejszej ewangelizacji, nasza grupa również chce pokazać, że to, co było motorem napędowym naszych pradziadów i dziadów, jest tym samym dla współczesnych ludzi.
Będąc w Hiszpanii oprócz silnej wiary spotkałem również jej brak. Nie wspominając o zachowaniach ludzi w miejscach sakralnych, jak żucie gumy, głośne rozmowy, ubranie niegodne miejsca i bawienie się komórkami, najbardziej drastycznym przykładem była moja wizyta w klasztorze położonym w masywie górskim Montserrat. To główny ośrodek religijny regionu Katalonii i jeden z ważniejszych ośrodków pielgrzymkowych. Cudami słynąca figurka Czarnej Madonny (La Moraneta) przyciąga rzesze pielgrzymów. To miejsce jest dla Hiszpanów tak ważne, jak dla Polaków Jasna Góra. I tam doświadczyłem tragizmu pomieszania wiary z innymi filozofiami. Otóż na dziedzińcu przed wejściem do klasztoru znajduje się rzekomo miejsce przepływu energii zwane czakrą. Od razu widać, że takie bzdury pochodzą od filozofii buddyjskiej i hinduistycznej. Godnym ubolewania jest fakt, że ludzie wchodzą w to koło świadczące o energii i modlą się wznosząc ręce do góry. Do kogo się modlą? Na pewno nie do Boga w Trójcy Jedynego. To szatańska sztuczka polegająca na łączeniu katolicyzmu z innymi (błędnymi już) religiami lub filozofiami. Następnie ci ludzie szli do klasztoru pokłonić się Matce Bożej, chwilę wcześniej odprawiając jakieś ezoteryczne czary… Boli, ale daje też siłę do odważniejszego głoszenia jedynej prawdziwej katolickiej wiary. Byłem niesamowicie wdzięczny Bogu za doświadczenie religijności tej garstki tradycjonalistów z małej kaplicy, którzy wiedza, skąd czerpać siłę. Bóg zsyła łaski, a nie energię…
Autor: Marek Kuryło, Opolskie Środowisko Tradycji Łacińskiej