Utracone dziedzictwo – „Pamiętnik z Kołomyi”

Niezależna Gazeta Obywatelska5

Czytelnikom NGO prezentuję obszerne fragmenty z pamiętnika Krystyny Greniuch, siostry mojego dziadka.

Pamiętnik ten prowadzony od roku 1936 jest wspomnieniem 16-letniej wówczas dziewczyny o mieście, które z perspektywy czasu wydać się może dla czytelnika egzotyczne i obce, a którego zawiłe i tragiczne losy, ilustrują historię Kresów Wschodnich – utraconego dziedzictwa.

Krystyna urodziła się w roku 1921. Ojcem jej był Tadeusz Greniuch, mój pradziadek, który mieszkając w Wieliczce po wybuchu I wojny światowej został zmobilizowany i wysłany na front w Galicji służąc w 13 „polskim” pułku piechoty CK Armii. Koniec wojny zastał Tadeusza właśnie w Kołomyi, gdzie w 1919 roku ożenił się z Rozalią z domu Tymoczko.

Z małżeństwa tego urodzili się w roku 1920 Stanisław, mój dziadek, a rok później Krystyna.

Po wkroczeniu do miasta Wojska Polskiego w czerwcu 1919 roku Tadeusz został na powrót zmobilizowany i dostał przydział do Wojskowych Warsztatów Samochodowych. Po demobilizacji w roku 1922 Tadeusz podjął pracę na Polskich Kolejach Państwowych, niestety, rok później zmarł osierociwszy 3-letniego Stanisława i 2-letnią Krystynę.

Dzieci całą swoją młodość spędziły w Kołomyi.

Kołomyja w granicach II Rzeczypospolitej znalazła się w województwie stanisławowskim. Będąc miastem powiatowym w roku 1921 liczyła sobie 41097 mieszkańców z czego 15 tysięcy Polaków, 16 tysięcy Żydów i 10 tysięcy Rusinów. Była więc Kołomyja typowym kresowym miastem z całą mozaiką współżyjących kultur.

Pierwsza część pamiętnika opowiada o wybuchu wojny, o pobycie w mieście najwyższych władz państwowych przed opuszczeniem kraju. Opowiada o wkroczeniu do miasta sowietów i o wielkim przywiązaniu mieszkańców do religii, która jednoczyła wszystkie nacje, dzięki czemu obroniono miejscowy kościół.

Pamiętnik o Kołomyi od 1936 r. – część pierwsza.

Kołomyja była miastem trzech tradycji: polskiej, ukraińskiej i żydowskiej.

Gimnazjum kołomyjskie miało poziom europejski. Wśród jego profesorów znajdowali się członkowie Krakowskiej Akademii.

Kołomyja posiadała dwa kościoły. Kościół parafialny rzymsko-katolicki i kościół O.O. Jezuitów przy ul. Kraszewskiego, który otrzymał relikwie błogosławionego Andrzeja Boboli w 1938 r. z Krakowa.

W 1939 r. na wiosnę zostałam przyjęta do K.S.M.Ż. (Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Żeńskiej – masowa organizacja wychowawcza o charakterze patriotyczno-religijnym. Istniał również jej odpowiednik dla chłopców – przyp. TG)

Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Żeńskiej które prowadził młodziutki ksiądz J. Schiller, jeden rok, bo był jeden rok u Arcybiskupa Twardowskiego sekretarzem, który zatęsknił za nim i zabrał go powrotem.

1-go września wybuchła wojna. 18-go września wkroczyli sowieci do Kołomyi w południe.

Ksiądz J. Schiller był już we Lwowie, uczył nas różne pieśni, zostawił nam na pamiątkę fiskamonię walizkową (klawiszowy instrument muzyczny – przy. TG).

(…) Trzeci kościół miał być wybudowany w lecie 1939 roku, było poświęcenie placu oraz założone były deski na ziemi i ludzie zaczęli kopanie pod fundament. Wojna się rozpoczęła i roboty stanęły (…) rozstrzeliwali Żydów, okropny jęk, płacz i zapach ludzkiej krwi nie do zniesienia, nie do zapomnienia. (Po wkroczeniu Niemców do Kołomyi w okresie wrzesień-październik 1941 masowo rozstrzeliwano Żydów – przy. TG)

16-go września była to sobota i bardzo gorąco, ludzie chłodzili się kąpiąc, mieszkałam koło Prutu i wszystko widziałam. Zaczęły nadjeżdżać samochody, ciężarowe i osobowe, to przyjechali z Zaleszczyk nasz Rząd Polski i zajęli naszą dzielnicę, i był prezydent Mościcki, i Marszałek Rydz-Śmigły i minister Beck, oraz dużo oficerów i cywilów, bardzo byli zmęczeni, utrudzeni, brudni, głodni i spragnieni.

U mojej cioci był Sejm i Senat, w całym budynku piętrowym, lokatorzy poszli spać, gdzie kto mógł, nawet na podwórku sobie siedzieli bo było bardzo gorąco.

Ciocia moja razem z lokatorami i sąsiadami zorganizowała obiad. Wszyscy pomagali i ciasto w nocy piekli i makaronu narobili i ugotowali rosół. W sadzie poukładali stoły, nakryli obrusami, nalewają rosół, a tu alarm wszyscy się zrywają, do samochodów wsiadają, nawet się nie żegnają, nic nie zjedli a była to niedziela 17 września godz. 12 w południe.

O jaka to była rozpacz, gdzie jedziecie?

Dlaczego uciekacie?

Dlaczego nas zostawiacie a sami jedziecie?

Byłam tam i pobiegłam wpatrywać się którędy jadą i zobaczyłam ich na moście na Prucie.

Płakałam, bo już wiedziałam że jadą do granicy rumuńskiej, bo było najbliżej.

Gdy już odjechali jak zaczęło błyskać i grzmoty waliły i deszcz z ulewą, nawet niebo płakało. Zostaliśmy sami.

Na drugi dzień w poniedziałek wkroczyli sowieci w samo południe, no i zaczęła się nasza gehenna. Żydzi sklepy pozamykali, piekarnie chleba nie piekły, głód i brud, ani proszku ani mydła. Trzeba było stać całą noc za kawałkiem chleba.

Zrobili co siódmy dzień wolny, a w niedzielę ludzie musieli iść do pracy. Światła w kościele parafialnym nie było bo trzeba było bardzo dużo płacić, ludzie po pracy szli od razu do kościoła myśmy śpiewały na chórze przy świecach bez organów, ludzie nam dziękowali, chodzili nawet Ukraińcy.

27-go listopada stała w kolejce za cukrem a tu podchodzi do mnie Żyd i mówi Ty stoisz w kolejce, a była może godzina 1-sza po południu, a o 3-ciej mają wam zamknąć Kościół O.O. Jezuitów.

Rany Boskie, pobiegłam na plebanię, opowiedziałam naszym księżom, a był wtenczas ks. Prałat Ludwik Peciak i dwóch wikarych, ks. Jan Maruszczak i ks. Kazimierz Matlak.

Po drodze gdy biegłam do domu wszystkim ludziom mówiłam, spotkałam brata który zorganizował chłopaków i poszli pod kościół, oczywiście wszyscy ludzie biegli, a gdy ja przyszłam było już bardzo dużo ludzi.

Z domu księży wynosili rzeczy, ludzie z procesją wyszli przed dom, zatarasowali drogę i wejście do budynku. Wszystkie dzwony się rozdzwoniły, nawet w cerkwi i biegli Polacy i Ukraińcy, nawet żydówek było bardzo dużo. Ludzie wywiesili sztandary. Przyszedł jeden Żyd, nasz kołomyjski, i mówi że muszą zabrać księżom mieszkanie, a my za kamienie i w tego Żyda, bardzo żeśmy go potłukli, ledwo z życiem uszedł od nas, a ludzi było kilka tysięcy i coraz więcej przybywało.

Przyszedł ruski oficer i zaczął przemawiać do dzieci, że starzy już nie dadzą się oderwać od kościoła, ale wy to tak. Wszystkie dzieci wraz z rodzicami i babkami zaczęli śpiewać „My chcemy Boga”, nie było rady poszedł, lecz go nie biliśmy.

Wynoszą ludzie z mieszkań co się da na przechowanie, widziałam, że dużo rzeczy przepadło.

I tak stoimy na posterunku i słychać śpiew i płacz i znowu przychodzi ruski oficer inny i mówi że dzwonił do Stalina co się u nas dzieje i Stalin powiedział, załatwić w spokoju, myśmy mu nie uwierzyli, ale on daje ruskie słowo honoru, że możemy naprawdę wszystko wnieść z  powrotem i tak dosyć długo stał z nami, wreszcie ludzie złapali go z tłumem i z procesją wnieśli go do kościoła i postawili przed Ołtarzem. Czapkę mu zdjęli, on się nie bronił, organy zagrały i buchnęła pieśń „Z tej biednej ziemi” z płaczem okropnym był to śpiew. Do dzisiaj mam to w pamięci, jak byłam koło Ołtarza i widziałam łzy w jego oczach.

A jednak ludzie zostali całą noc, ale był spokój już nie przychodzili, ludzie pomału zaczęli się rozchodzić i tak pozostało.

Za to w dwa tygodnie później zabrali nam Ojca Kozłowskiego i wywieźli go do Stanisławowa i tam siedział w areszcie, już go nie wypuścili. I co się z nim stało? Czy przeżył to piekło?

Już tego nie wiem.

Autor: Tomasz Greniuch

  1. jarek
    | ID: c7ebcac4 | #1

    Brawo Tomaszu, czekam na kolejne części :)

  2. maria
    | ID: f65ffd39 | #2

    ja tez czekam na ciag dalszy, moj dziadek Wojciech Zajac pochodzil z Piadyk k Kolomyji zmarl w 1935 r lecz w rodzinie tkwi pragnienie poznania Jego histori i histori rodzin; Markowscy , Robotyccy i Zajac tj,siostr i brata mojego dziadka.pozdrawiam

  3. Gracjan
    | ID: a7097fcf | #3

    @maria
    Witam , wżeniłem się w rodzinę Robotyckich, która pochodzi z Kołomyji.

  4. maria
    | ID: fa4461c1 | #4

    @Gracjan
    Witam i chce powiadomic ze nawiazalam kontakt z rodzina Robotyckich ,ktorzy mieszkali w Piadykach i ich babka zd.Zajac byla siostra mojego dziadka w 1946 r w ramach repatryjacji dostali przydzial w okolice Nakla n Notecia, bardzo bylabym szczesliwa gdyby poszerzyl sie krag rodzinny .Jak moge bezposrednio nawiazac kontakt.pozdrawiam .maria

  5. maria
    | ID: e46a3f2c | #5

    @maria
    Witam Gracjanie chcialabym nawiazac z Tobą kontakt

Komentarze są zamknięte