Słynne były w czasach Związku Sowieckiego audycje Radia Erewań, a raczej cykl kawałów o rzekomych odpowiedziach armeńskiej rozgłośni na różne wątpliwości i pytania słuchaczy. Kawał zaczynał się od pytania – stąd kiedy na konferencji wszystkich radzieckich rozgłośni, u schyłku komuny, dyrektor Radia Erewań wstał i zaczął swoje wystąpienie od słów: „Nas spraszywajut” („Pytają nas…) wszyscy uczestnicy wybuchnęli gromkim śmiechem. Jeden z najpiękniejszych kawałów „Radia Erewań” zaczynał się od pytania słuchacza: – „Drogie radio Erewań! Czy to prawda, że w Moskwie, na Placu Czerwonym, rozdają wołgi?” („Wołga” – to była marka luksusowego samochodu radzieckiego – przyp. JS) – „Prawda – odpowiada Radio Erewań – ale nie w Moskwie, a w Leningradzie, nie na Placu Czerwonym, a na Newskim Prospekcie i nie wołgi, a rowery, i nie rozdają, a kradną”. Kiedy śledzę polskie media, a zwłaszcza elektroniczne, mam wrażenie, że redagowane są wedle wzorca Radia Erewań. Oto portal Onet.pl zamieszcza informację za Radiem „Zet”, zatytułowaną sensacyjnie: „Było blisko rozpadu koalicji? Jak wam się nie podoba, to wypad!” Informacja ozdobiona w dodatku zdjęciami Tuska i Pawlaka. Zaciekawiony czytelnik, szukając informacji na temat kłótni między PSL a PO, sięga po artykuł i znajduje tam zwykłą porcję ataków na PiS. Znaczy, w której koalicji zgrzytało? W tej czy poprzedniej? Wołgi czy rowery? Rozdają czy kradną? Oczywiście nie jest to żaden błąd dziennikarza. Chodzi o to, że wielu czytelników już wie co znajdzie jak rozpakuje na Onecie informacje na temat niecnoty Kaczyńskiego – że mały, że nie ma bankowego konta i że wszystkiemu winien. No to ludziska po prostu już nie otwierają tych informacji i w związku z tym trzeba ich jakoś podejść, żeby łyknęli codzienną porcję propagandy. No to się daje tytuł „Zgrzyty w koalicji”, a w środek – jak zwykle „Kaczor jest be!” Ta metoda ma nie tylko swoją antykaczystowską wersję.
Znajduję inny tytuł „Poseł rozdaje tablety. PO: to może zaszkodzić”. Po otwarciu czytelnik znajdzie informację o pośle PO z Łodzi, który z partii dostał tylko 13 tys. na kampanię i postanowił sfinansować ją z funduszu swojej fundacji. Jak się okazało, zwołał konferencję, zapytał ludzi „co robić?”, a kiedy ktoś powiedział mu, żeby zapewnił wszystkim internet, to dał gościowi tablet. I tak oto z „tabletów” zrobił się jeden tablet (wołgi czy rowery), no ale najlepsze smaczki są w środku. Dziennikarz pisze jak to na takie działania „Zarząd Platformy kręci nosem” i już jesteśmy w klimacie PRL i języka komunistycznej nowomowy, wyśmiewanego przez kabareciarzy. Niezapomniany Jonasz Kofta proponował, by sobie wyobrazić następujące zdanie: „Członek wyłoniony z ramienia, stanął na czele i zabrał głos”. No bo spróbuj sobie Czytelniku wyobrazić „nos zarządu Platformy Obywatelskiej”. Skoro bowiem zarząd partii rządzącej ma „nos”, którym może kręcić, to ma zapewne i inne organy. Więc do bon-motu Kofty już całkiem niedaleko. Ale dość tych kpin z poważnych spraw. Mamy w końcu wybory. Demokratyczne. O takie jakeśmy walczyli z komuną. W ramach tej demokracji – oznaczającej jak wiadomo władzę ludu – dowiadujemy się z tego samego „Onetu” kto decyduje o tym kto może zostać posłem. Oto Włodzimierz Czarzasty został wycięty przez Napieralskiego, za to, że na spotkaniu z szefem SLD miał powiedzieć: „Grzesiu, czy ciebie kompletnie porąbało?” Ten „język” nie spodobał się szefowi, (czemu specjalnie się nie dziwię – komu by się podobał?) i wywalił Czarzastego z listy. No i już „lud” nie ma szans zagłosować na Włodka. Tak wygląda „demokracja” nie tylko w wydaniu SLD, to zasługa ordynacji wyborczej i ustawy o finansowaniu partii z budżetu. Że to bardziej przypomina atrapę i z „rządami ludu” nie ma nic wspólnego? No to co? A propagandowa papka Onetu, TVN i całej tej plejady „głównego nurtu” ma coś wspólnego z informacją? Tyle samo co rowery z Leningradu z wołgami z Placu Czerwonego.
A w ogóle to wybory powinny być „uczciwe”. Cokolwiek by to miało znaczyć.
Autor: Janusz Sanocki