Wiesław, jak kształtowała się sytuacja w Polsce po grudniu 1970 r.?
Ponure zbrodnie milicji, Służby Bezpieczeństwa i komunistycznego wojska, które na rozkaz partii strzelały na Wybrzeżu do robotników, kopanie bezimiennych grobów nocą i bezkarność zbrodniarzy, mimo iż tliły się jeszcze ogniska oporu, stały się przyczyną poczucia klęski i bezsilności społeczeństwa po krwawo zdławionej rewolcie. Władze komunistyczne sięgnęły do metod pacyfikacji nastrojów społecznych sprawdzonych po 1956 roku na Węgrzech. Polegało to na obietnicach poprawy sytuacji ekonomicznej, której widocznym przejawem miała stać się obecność dóbr konsumpcyjnych w sklepach. Dla większości społeczeństwa były one jednak niedostępne. W sklepach sieci PEWEX można było zaopatrywać się za niedostępną i zakazaną w normalnym obrocie walutę zachodnią, zaś „luksusowe” dobra, takie jak pralka czy lodówka były dostępne „spod lady” dla osób uprzywilejowanych bądź dysponujących łapówką. Samochód zaś był towarem reglamentowanym m.in. w formie talonów dla partyjnych dygnitarzy. Ludzie stali w długich kolejkach za papierem toaletowym… Obok obietnic ekonomicznych, których substytutem stały się kolorowy telewizor i mały Fiat, obiecano ukarać winnych za krwawą rozprawę z robotnikami. Nic takiego oczywiście się nie stało, ale władzy udało się doprowadzić do tego, że społeczeństwo rozpoczęło pogoń za niedostępnymi dla przeciętnego obywatela dobrami konsumpcyjnymi. Pogoń ta, będąca przeciwieństwem dotychczasowego powszechnego ubóstwa, była zjawiskiem powszechnym. Usankcjonowano zwyczajowo łapownictwo i kumoterstwo. Całkiem spora grupa inteligencji nowego chowu za cenę uczestniczenia w podziale łupów deklarowała wierność partii komunistycznej. Codzienną strawą dla uwiedzionych wizją pomyślności i socjalizmu z ludzką twarzą stała się nachalna propaganda sukcesu.
Zaciągane na Zachodzie przez Gierka kredyty służyły jednak zgoła innemu celowi niż odbudowaniu polskiej gospodarki. Nowoczesne technologie i inwestycje miały wzmocnić sowiecki przemysł zbrojeniowy.
Widmo katastrofy gospodarki żyjącej na kredyt przepompowywany na cele militarne do Moskwy było coraz bliższe.
Za nierozliczoną zbrodnię na Wybrzeżu próbowali odpłacić komunistom bracia Kowalczykowie, z których teraz próbuje się zrobić terrorystów…
W atmosferze propagandowej hucpy, kreującej masowe poparcie dla polityki Gierka, komunistom wydawało się, że mogą bezkarnie urządzać biesiadę na świeżych grobach polskich stoczniowców. W Opolu, bastionie urzędniczego serwilizmu, spotkała ich dotkliwa niespodzianka i ostrzeżenie, że komuniści sprawujący rządy w imieniu Moskwy nie mogą już czuć się pewnie i bezpiecznie .
Rok po krwawym stłumieniu grudniowej rewolty na Wybrzeżu bracia Jerzy i Ryszard Kowalczykowie, wysadzając aulę opolskiej WSP, udaremnili celebrowanie zbrodni popełnionej przed rokiem przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa na robotnikach Wybrzeża .
Rezultatem ich czynu było przebudzenie się w Polsce ruchu dysydenckiego, który stopniowo od protestów przeciwko karze śmierci dla Jerzego Kowalczyka ewoluował w stronę konkretyzującej swoje poglądy i postawy politycznej opozycji.
25 czerwca 1976 r. przez nasz kraj przeszła fala strajków, a po nich represje…
Zapowiadane w przemówieniu premiera komunistycznego rządu Piotra Jaroszewicza w dniu 24 czerwca 1976 roku 70 procentowe podwyżki cen spowodowały falę strajków, głównie w Radomiu, Ursusie i Płocku. Komuniści w obawie przed rozlaniem się fali strajków na cały kraj szybko wycofali się z zapowiadanych podwyżek, zastępując je terminem konsultacji społecznych. W tym samym czasie doszło do zamknięcia zakładów pracy, ulicznych manifestacji i podpalenia Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Radomiu, brutalnych akcji pacyfikacyjnych z udziałem ZOMO i organizowaniem sławetnych „ścieżek zdrowia” w komendach milicji, gdzie bezlitośnie bito organizatorów i uczestników strajków oraz akcji protestacyjnych. Władze komunistyczne organizowały w terenie wiece potępiające rzekomo chuligańskie zamieszki i wywołujących je „warchołów”.
Wtedy powstał KOR, skupiający osoby o często skrajnie przeciwnych przekonaniach politycznych, ale mających na celu niesienie pomocy zwolnionym z pracy i represjonowanym robotnikom. Była to lekcja solidarności z pokrzywdzonymi, która złożyła się cztery lata później na wspaniały etos ruchu „Solidarność”.
W Opolu w tym czasie było spokojnie?
W amfiteatrze opolskim zorganizowano wielotysięczny „spęd” pracowników opolskich zakładów pracy, którzy pod dyktando partyjnych kacyków potępiali „warchołów” z Radomia i Ursusa. Otaczające to miejsce poczucie hańby zdjął, w czasie rewolucji solidarnościowej 3 maja 1981 roku w opolskim amfiteatrze wśród zgromadzonego tam wielotysięcznego tłumu uczestników manifestacji patriotycznej koncelebrujący w tym miejscu mszę św. legendarny opolski ks. bp Antoni Adamiuk. Do dziś, podobnie jak inni uczestnicy tego przedsięwzięcia, poczytuję sobie za zaszczyt udział w czołówce jego organizatorów.
Co robiłeś w tym czasie?
Byłem studentem I roku na wydziale mechaniki Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Opolu i buntowałem przeciwko komunie kolegów z roku.
W 1975 roku przesłuchiwano mnie jako podejrzanego o podpalenia siedmiu sklepów na VII zjazd PZPR. Podpaleń tych pod hasłem: „Jeszcze jedna podwyżka, a Opole spłonie jak szyszka” dokonywali inni ludzie, którzy w ten osobliwy sposób protestowali przeciwko oszukańczej polityce gospodarczej PRL, zmierzającej ku katastrofie. Nigdy później nie zaistnieli oni ani w „Solidarności”, ani w okresie kolejnych burzliwych dziejów naszego kraju.
Czy był to Twój pierwszy kontakt z aparatem bezpieczeństwa PRL?
Na opinię wywrotowca zapracowałem sobie wcześniej udziałem w „grupie destrukcyjnej” w I Liceum Ogólnokształcącym im. Mikołaja Kopernika w Opolu, gdzie wraz z Z. Bereszyńskim i kilkoma innymi kolegami buntowaliśmy się przeciwko politycznej rzeczywistości i byliśmy inwigilowani oraz zatrzymani przez SB w Sprawie Operacyjnego Rozpracowania pod kryptonimem „Powielacz”, na którym to sprzęcie (znajdującym się w dyspozycji Zbigniewa Bitki, z którego piwnicy SB powielacz wykradła, dokonując włamania) zamierzaliśmy wydawać niezależne pismo poza obiegiem cenzury. W 1978 roku wraz z Z. Bereszyńskim zorganizowaliśmy akcję plakatową na terenie Opola, przedstawiającą na fotografii Edwarda Gierka jako ściganego listem gończym za zdradę stanu – pozostawaniu na usługach Moskwy. Sprawa została objęta przez SB kryptonimem „Fotograf”. Była to spontaniczna akcja przeprowadzona w dusznej atmosferze komunistycznego zniewolenia. Rodziła się jednak nadzieja. Był to okres coraz bardziej intensywnej aktywności środowisk opozycyjnych w Polsce. Czekaliśmy na kolejny wybuch społecznych protestów jak na konieczny do normalnego życia oddech.
Jaka była geneza powstania ruchu „Solidarność”?
Na genezę „Solidarności” złożyła się suma doświadczeń i oczekiwań społecznych gromadzonych w zniewolonym i gnębionym przez okupację sowiecką społeczeństwie, które z pokolenia na pokolenie zachowało umiejętność przekazywania tradycyjnych wartości patriotycznych, religijnych. To niewątpliwie doświadczenia walki zbrojnej z okupacją sowiecką w latach 1945-56, poznańskiego czerwca 1956 roku, 1968 roku w Polsce i Czechosłowacji, grudnia 1970 roku, wysadzenie auli przez braci Kowalczyków, budowanie opozycji, czerwiec 1976 roku, powstanie Komitetu Obrony Robotników i Wolnych Związków Zawodowych oraz wielu innych działań społecznych. Ta pokoleniowa walka o wolność i praca polityczna elit musiały jednak trafić na podatny grunt i sprzyjające okoliczności. Polacy, choć zagubieni i zobojętniali na komunistyczną przemoc, byli jej świadomi. Niemoc, a nawet powszechna niemal niewiara w możliwość dokonania wyłomu w pojałtańskim „porządku” politycznym nie oznaczały dezorientacji podobnej do tej, która możemy obserwować dzisiaj. Do wzrostu nadziei na odzyskanie wolności na pewno obiektywnie przyczyniła się interwencja rosyjska w Afganistanie, która okazała się dla Rosji klęską. Wyczuwaliśmy instynktownie, że ekspansja sowiecka została zatrzymana i Rosja nie jest zdolna, jak kiedyś, do przeprowadzenia interwencji. Ważniejszy chyba i niezbędny był czynnik psychologiczny przywracający Polakom poczucie siły, odwagi, wspólnoty i dumy narodowej, czyli tego wszystkiego, czego przez dziesięciolecia przemocą i kłamstwem pozbawiała nas okupacja sowiecka.
Jaki według Ciebie miał na to wpływ wybór 16 października 1978 r. kardynała Karola Wojtyły na papieża?
To właśnie ów czynnik, który nazwałbym zbiorowym poczuciem potęgi i niezachwianej mocy, która daje słabszemu zdolność walki z wielokrotną przewagą wroga. Zdrajcy obserwowali skutki działania tej mocy z przerażeniem i bezradnością.
W 1979 r. papież Jan Paweł II przyjechał do Polski i w Warszawie do zebranych milionów Polaków wypowiedział znamienne słowa: „Nie sposób zrozumieć tego miasta, Warszawy, Stolicy Polski, która w roku 1944 zdecydowała się na nierówną walkę z najeźdźcą, na walkę, w której została opuszczona przez sprzymierzone potęgi […], nie możne być Europy sprawiedliwej bez Polski niepodległej na mapie […]. I wołam z głębi tego tysiąclecia: Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!” Co czułeś, słuchając tych słów?
Wiedziałem i czułem, że stał się jednocześnie cud i polityczny przełom, że pojawił się na pohybel komunistów interrex – symbol prawdziwej władzy duchowej dla Polaków i mąż opatrznościowy dla Polski, symbol wolnościowych dążeń Polaków, który jawnie wzywa do przebudzenia zniewolony polski naród. Pamiętam, jak kłóciłem się z kolegą ze szkoły średniej i studiów, który został komunistą, że Wojtyła nie uzyskał przepustki do Watykanu od PZPR. Była to ich szeptana propaganda, by zdeprecjonować autentyzm symbolu i zachwiać wiarę narodu. Sadzę, że tak jak ja czuła i myślała wtedy większość Polaków. Widziałem, jak z zalęknionych mieszkańców mojego miasta, którzy odsuwali się ode mnie w zatłoczonym autobusie wiozącym mnie na zajęcia, gdy przekazywałem koledze ze studiów „serwis” z Wolnej Europy, zmieniają się z dnia na dzień z ponurych niewolników jadących do pracy w tryskających radością i energią, dumnych z powodu przynależności do bohaterskiego narodu, którego głową i namiestnikiem bożym jest człowiek znajdujący się na najwyższym z tronów tego świata. Teraz było już jasne, że coś się wydarzy, a gdy pójdziemy do walki, nie będzie to garstka samotnych straceńców.
Potem mamy 1 lipca 1980 r. i podwyżkę cen, a następnie falę protestów i dziesiątki strajków…
Najpierw już w lipcu w lubelskim, potem na Wybrzeżu. Niebawem fala strajków solidarnościowych zaczyna obejmować niemal całą Polskę.
Jesteśmy przed świętowaniem 31. rocznicy wydarzeń sierpniowych. Przypomnij, co się wydarzyło w sierpniu 1980 r. w Opolu?
Postawa Opolan i Ślązaków była w tamtych dniach odczytywana przez strajkujących jako obojętna i asekuracyjna. Wyrażało się to w pisanych na kolejowych wagonach pociągów jadących na południe kraju pełnych goryczy obelgach pod ich adresem (Opolanie i Ślązacy to są ch… nie Polacy).
Strajki i organizowanie się związków rozpoczęto na Opolszczyźnie dopiero we wrześniu. Do chlubnych wyjątków należały nieliczne zakłady, takie jak ZCW „Górażdże”, czy ZUP w Nysie. W Opolu w końcu sierpnia zastrajkowały PKS i WPKM. Do tych, które odegrały później kluczową rolę w organizowaniu ponadzakładowych struktur „Solidarności” zaliczyć należy Wojewódzka Kolumnę Transportu Sanitarnego i Opolski Zakład Robot Inżynieryjnych. Protesty pojawiły się raczej w końcu sierpnia i na początku września. W kilku zakładach powstają komitety układające listy postulatów wzorem strajkujących robotników Wybrzeża. Żądania mają charakter raczej ograniczony do spraw zakładowych; bardziej socjalny niż polityczny. Nie ma jednak wielkich akcji strajkowych. Powstanie większości struktur założycielskich niezależnych związków zawodowych datuje się dopiero po podpisaniu Porozumień Gdańskich, czyli we wrześniu 1980 roku.
Co wtedy robiłeś?
Gdy rozpoczęły się strajki na Wybrzeżu znajdowałem się w akademiku Politechniki Szczecińskiej przy ul. Ku Słońcu, położonej nieopodal jednostki wojskowej. Gromadziłem wraz z kolegą Januszem Smoczyńskim materiały do pracy magisterskiej w tamtejszym oddziale PKS. Gdy drugiego dnia po rozpoczęciu się strajków w Szczecinie usłyszeliśmy nad ranem odgłosy wozów bojowych, zbierałem w akademiku puste butelki na koktajle Mołotowa. Potem okazało się że wozy bojowe nie zostały skierowane do pacyfikacji strajków Tego samego dnia, korzystając z ostatnich chwil łączności telefonicznej, zadzwoniliśmy z poczty do promotora naszej pracy Jana Pomiernego, który oznajmił, że wbrew zakazowi prorektora przyjeżdża do nas. Pomógł nam wówczas w ekspresowym tempie skopiować materiały i trzy następne dni spędziliśmy chodząc pomiędzy strajkującymi zakładami pracy, by zebrać dla naszego emisariusza możliwie największą ilość druków i naprędce wydawanych przez strajkujących gazetek. Z tymi skarbami powrócił on na uczelnię, gdzie czekali pracownicy naukowi spragnieni wiadomości z Wybrzeża. Zostali oni później założycielami „Solidarności” na opolskiej WSI. My pozostaliśmy w Szczecinie do podpisania porozumień i zakończenia strajku. Uczestniczyliśmy w drodze wyjątku w zorganizowanym w sali konferencyjnej Stoczni Szczecińskiej wiecu po zakończeniu strajku. Dodam, że okno naszego pokoju w akademiku było jedynym, w którym widniało hasło wyrażające poparcie studentów dla strajkujących robotników Szczecina. Wyjeżdżając ze Szczecina przyrzekliśmy sobie, że z początkiem roku akademickiego założymy niezależną organizację studencką wzorem tworzącej się organizacji związkowej.
Przyrzeczenie wypełniliśmy, zakładając Niezależne Zrzeszenie Studentów. Zostałem jego przewodniczącym oraz członkiem władz krajowych.
Jak przyjęliście podpisanie porozumień w Szczecinie i Gdańsku pod koniec sierpnia 1980 r.?
Przyjęliśmy je jak zwycięstwo nad reżimem komunistycznym, który tym razem ustąpił pod naciskiem milionów. Wiedzieliśmy, że tego zwycięstwa nie wolno nam zmarnować, że jest ono olbrzymim sukcesem społeczeństwa, kamieniem milowym na drodze do odzyskania niepodległości, ale jednocześnie początkiem jej decydującego etapu.
Jak oceniasz I „Solidarność”?
Był to wyjątkowy ruch społeczny, który miał u swych podstaw najszlachetniejsze idee i wspaniałe założenia odwołujące się do poczucia wspólnoty i solidarności społecznej. Obok tych uniwersalnych wartości w naturalnym porządku znalazły w nim swoje miejsce patriotyzm, wartości chrześcijańskie, szacunek dla historii własnego narodu, walka o wolność i niepodległość. Znalazło się w nim wszystko, co sowiecki komunizm odebrał naszemu narodowi.
Na czym polegał jej fenomen?
Na tym właśnie zespoleniu wszystkich funkcji, które odebrała nam niewola sowiecka, czyniąc „Solidarność” zjawiskiem o dotychczas niespotykanej skali, gdyż stanowiła ona coś na kształt budującego obok komunistycznego państwa własne struktury o charakterze terytorialnym wypełniające i dublujące niemal wszystkie jego funkcje. Była ruchem rewolucyjnym, w sensie burzliwej dynamiki działania i jakości zmian politycznych i społecznych. Fenomen jej polegał na jednoczesnym sprzężeniu do działania we wspólnym celu wielu milionów ludzi ogarniętych potrzebą wolności własnego kraju i tworzeniem sprawiedliwego porządku społecznego. Przejęła ona błyskawicznie wszystkie obszary życia społecznego, z których naród wyparty został przez obcy system. Fenomenalna i skuteczna okazała się utęskniona po czasach terroru i totalitaryzmu demokracja, przyjęta instynktownie i powszechnie jako forma budowania struktur organizacyjnych, a także jako forma obrony przed podejmowanymi próbami penetracji ruchu przez służby specjalne. Ludzie znający się na co dzień nie pozwalali narzucić sobie niewiarygodnych przywódców i fałszywych idei. Niezwykła była w tamtym czasie wzajemna życzliwość, której nigdy przedtem, ani potem nie doświadczyliśmy na podobną skalę. Należy zaznaczyć również, że istotnym czynnikiem mobilizującym polskie społeczeństwo było powszechne antysowieckie nastawienie i wspólna chęć przeciwstawienia się temu największemu wówczas zagrożeniu. Komuniści nie byli w stanie pokonać tak ogromnej i zdeterminowanej siły metodami pokojowymi. W późniejszym czasie, po Okrągłym Stole, „Solidarność” pozbawiona była cech tej organizacji, która powstała w 1980 roku.
Jaki był stosunek „Solidarności” do Ślązaków? Nie próbowaliście ich przekonać, że można razem walczyć z komuną?
Początkowo nieufni Ślązacy przystępowali do „Solidarności” tak, jak inni mieszkańcy naszego regionu. Uczestniczyli oni w sposób naturalny w „Solidarności”, zwłaszcza w środowiskach wielkoprzemysłowych, robotniczych. W środowisku wiejskim ogromną pracę uświadamiającą wykonał ówczesny przewodniczący NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych Jerzy Gnieciak. Obecność i aktywność Ślązaków w „Solidarności” nie była eksponowana. Na pewno nie byli oni najaktywniejszym żywiołem w regionie. Ostrożność ta wynikała zapewne z nieufności i złych relacji z żywiołem napływowym w czasach komunistycznych. W okresie kilkunastu miesięcy legalnej działalności więzi te były jednak skutecznie odbudowywane. Rozbił je ponownie stan wojenny. Po 1989 roku kolejna szansa na ich odtworzenie została zmarnowana, tym razem nie przez komunistów. W rozbite przez stan wojenny więzi społeczne skutecznie wkroczyła organizacja Mniejszości Niemieckiej, dająca złudne przekonanie, że nie ma nic wspólnego z pozbawioną dla Ślązaków wiarygodności „transformacją systemową” i jej zapleczem personalnym. Zaplecze to było dla rodowitych mieszkańców Opolszczyzny zupełnie niewiarygodne. Próbowano narzucić im pogląd, że osoby takie jak Dorota Symonides, czy Edmund Osmańczyk, dawni prominentni posłowie z czasów PRL, są ich autentycznymi przedstawicielami i będą dobrze ich reprezentować. Taka polityka środowisk budujących porozumienie z komunistami przy Okrągłym Stole doprowadziła do utraty poczucia tożsamości z ruchem „Solidarność” u wielu Ślązaków.
Czy w Twoim środowisku zostało coś z tych sierpniowych emocji i ideałów? Teraz po lekturze teczek w IPN-ie „Solidarność” nie wygląda tak różowo jak można było sądzić…
Właściwie niemal wszystko pozostało aktualne, tym bardziej, że w efekcie zawarcia porozumienia z komunistami przy Okrągłym Stole odstąpiono od wielu postulatów społecznych z sierpnia 1980 roku. Łatwo przekonać się, że w utworzonej po 1989 roku formacji politycznej – III RP agentom i ich mocodawcom, którzy nie ponieśli żadnych konsekwencji za swoje czyny, żyje się znacznie lepiej niż ofiarom komunistycznych represji. Lektura teczek upewniła nas jedynie, że większość ludzi zachowała się przyzwoicie. Mimo, że agentura była rozbudowana, nie była w stanie zaszkodzić ruchowi „Solidarność”. Dopiero stan wojenny spowodował jej rozrost i skuteczne operacyjne wykorzystanie na ogromna skalę, nie wyłączając zwłaszcza Okrągłego Stołu, który przypieczętował wygaszenie rewolucji solidarnościowej i zakończenie jednego z najwspanialszych rozdziałów polskich zmagań o wolność.
Bardzo Ci dziękuję.
Wiesław Ukleja do parlamentu. Najlepszy kandydat numer 1 na liście PiS do Sejmu. Nasz NUMBER ONE!
Co do informacji na temat Opolszczyzny to jako ciekawostkę dodam, że to właśnie w Opolu, w sierpniu 1980 założono pierwszy, w skali kraju, wolny związek zawodowy w klubie sportowym. Działo się to w opolskiej Odrze.
Z wielką przyjemnością przeczytałem ten wywiad.
Dziękuję.
Panie Ukleja dzięki, zwłaszcza za te słowa: „Obecność i aktywność Ślązaków w „Solidarności” nie była eksponowana. Na pewno nie byli oni najaktywniejszym żywiołem w regionie. Ostrożność ta wynikała zapewne z nieufności i złych relacji z żywiołem napływowym w czasach komunistycznych. W okresie kilkunastu miesięcy legalnej działalności więzi te były jednak skutecznie odbudowywane. Rozbił je ponownie stan wojenny. Po 1989 roku kolejna szansa na ich odtworzenie została zmarnowana, tym razem nie przez komunistów. W rozbite przez stan wojenny więzi społeczne skutecznie wkroczyła organizacja Mniejszości Niemieckiej, dająca złudne przekonanie, że nie ma nic wspólnego z pozbawioną dla Ślązaków wiarygodności „transformacją systemową” i jej zapleczem personalnym. Zaplecze to było dla rodowitych mieszkańców Opolszczyzny zupełnie niewiarygodne. Próbowano narzucić im pogląd, że osoby takie jak Dorota Symonides, czy Edmund Osmańczyk, dawni prominentni posłowie z czasów PRL, są ich autentycznymi przedstawicielami i będą dobrze ich reprezentować. Taka polityka środowisk budujących porozumienie z komunistami przy Okrągłym Stole doprowadziła do utraty poczucia tożsamości z ruchem „Solidarność” u wielu Ślązaków”.
Co do samego wywiadu, to muszę tu nadmienić, że był on moim pomysłem. Jakieś dwa tygodnie temu, kiedy Wiesław Ukleja przyszedł na zebranie Klubu Gazety Polskiej w Opolu, zaproponowałem zrobienie z nim wywiadu na tzw. 31 „okrągłą rocznicę”. Zamiast pisania kolejnego mało odkrywczego artykułu o „wydarzeniach sierpniowych”, gdzie takich opracowań są setki, to doszedłem do wniosku, że zamiast tego lepsza była by właśnie taka forma uczczenia rocznicowych obchodów. Niestety już nie zdążyłem tego zrobić, a pierwotny pomysł, w efekcie końcowym, wygląda zupełnie inaczej niż to co zakładałem ja – co do kształtu wywiadu, koncepcji lub zadawanych pytań. A to dlaczego nie doszło do jego realizacji właśnie przez moją osobę, jest już zupełnie inną historią, która też jest warta wyjaśnienia.
Przepraszam kompromituję się. Wiem o tym. Niestety nie zdążyłem jeszcze o tym napisać. Myślę, że teraz to naprawię. Dlaczego nie doszło do tego wywiadu to wiem, ale nie powiem. Może dlatego, że się bałem rozmowy, a może musiałbym się bardziej przygotować. Cholera właściwie to nie wiem co robię?
Osoba, która się pode mnie podszywa niech wie, że reprezentuje bardzo niski poziom, i to wszystkiego : kultury, intelektu, ogłady etc, etc. I zastosowana forma dyskusji jest tylko i wyłącznie wyrazem jej bezsilności, która świadczy, że zwyczajnie nie ma ona innych argumentów.
@Bień
Bień, jesteś leń! Sam zawaliłeś sprawę. Może miałeś dobry pomysł ale nie spieszyłeś się z realizacją więc ktoś cię uprzedził. Tak już jest w życiu. Nie słyszałeś o wyścigu szczurów? Nie mazgaj się tylko wyciągnij właściwe wnioski z tej lekcji.
Na kanapie siedzi Bień,
Nic nie robi cały dzień…
A potem zazdrości
innemu szybkości!
Ależ kochani tu nie chodzi o moje lenistwo, lub szybkość, ale o to, że możliwość zrobienia tego wywiadu mi odebrano albo raczej, że wywiadu tego robić już nie musiałem, bo mój trud i tak byłby bezcelowy. Po prostu ta sytuacja ma inne przyczyny niż, niektórzy przypuszczają.
Bień czyli Grzegorz Bieniarz nie sprawdził się jako redaktor naczelny NGO. Niestety nie potrafi odejść z godnością. Żenujące są te skargi, biadolenia.
Naprawdę rozgryzłeś mnie „Sherlocku”, cóż za intelekt i domyślność, jestem pod naprawdę wielkim wrażeniem, nie ma co. A co do pożegnania, to wszystko nastąpi w swoim czasie.
„Mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna ale po tym jak kończy”. Nieważne kto to powiedział (chyba wszyscy wiedzą) ale doskonale pasuje do redaktorskiej „kariery” Bienia.
Niech pan pamięta, że się powołał na słowa komunisty.
Ma pan rację , mężczyzny nie rozpoznaje się po tym jak zaczyna ale jak kończy:
http://niepoprawni.pl/blog/5205/grzegorz-bieniarz-dlaczego-nie-jestem-juz-w-ngo-opole-moje-wyjasnienia-i-przyczyny-rozstan
Zrobił publicznie kolegom „koło pióra”, obsmarował ich na całą Polskę i jeszcze jest z siebie dumny. Zero lojalności. To ma być dowód „męskości”? Tak zachowuje się przekupka a nie chłop z j… Taka rozróba przed wyborami to samobójczy gol do bramki opolskiej prawicy. Polityczne szkodnictwo. W moich oczach pan Bieniarz jest skończony raz na zawsze. Myślę, że nie tylko w moich.
Akurat innej opinii się nie spodziewam na tym forum.