Nietrudno znaleźć wiodący temat z ostatniego tygodnia. Zafundował go opinii publicznej Ryszard „Tolerancja” Kalisz, szef komisji ds. śmierci Barbary Blidy. Po ponad trzech latach działania komisji, która wcześniej nie wyróżniła się niczym ciekawym, nagle zostajemy zbombardowani unikatowym wnioskiem: Kaczyński i Ziobro przed Trybunał Stanu. I wnioskiem jeszcze bardziej unikatowym: Barbara Blida choć popełniła samobójstwo, to popełnić go nie chciała, a było ono efektem chęci okaleczenia się.
Ten scenariusz już znamy. Politycy SLD i rządy, jakie sprawowali przez kilka lat w Polsce były pozbawione wszelkich elementów niezgodnych z prawem. Nie było korupcji, nie było nieuczciwych interesów, a gdyby Michnik nie otworzył buzi, to zapewne nie byłoby też afery Rywina. Wszystko było w jak najlepszym porządku, ponieważ Polska była krajem mlekiem i miodem płynącym. Dlatego podejrzewający o działalność w mafii węglowej Barbarę Blidę, powinni odejść w cień i na zawsze zamilknąć. Wszak to uczciwość była domeną tamtych rządów.
Ryszard Kalisz, który jeszcze do niedawna był trójką na warszawskiej liście SLD do Sejmu, dziś odkupuje swoje winy. Chce postawić dwóch polityków przed Trybunałem Stanu za to, że odważyli się podnieść rękę na system, który był tak chętnie nakręcany przez różnorakie grupy interesu w Polsce. Barbara Blida – naczelna męczennica IV (uczciwej) RP, była ofiarą zmasowanego ataku agentów ABW na jej skromny dom o 6 rano. I choć nie udało się udowodnić, że Kaczyński na spółę z ministrem Ziobro wyskoczyli z szafy i pociągnęli za spust, to wymyślono kolejny scenariusz poniżenia prezesa PiS, by tylko stał się on jak najmniej wiarygodny w oczach Polaków. Zabieg nietrafiony, choć w oczach wielu ludzi utrwalono wizerunek dyktatora Kaczyńskiego i jego krwawego pomagiera, którzy przez dwa lata wchodzili do domów Polaków jak najwcześniej się dało, by tylko zrobić więcej szumu. Zapomnieli jednak dodać, że spokojnie nie mogli spać tylko Ci, którzy coś przeskrobali. Uczciwi obywatele wysypiali się do wybranej przez nich pory.
Choć raport komisji Kalisza zakrawa o scenariusz dosyć lichego dramatu, nie jest dla uważnych obserwatorów żadnym zaskoczeniem. Po pierwsze, napisano w nim to co chciano wciskać ludziom od samego początku, podczas każdego posiedzenia komisji. W głowach „śledczych” siedzących po obu stronach posła Kalisza, winni byli znani już w momencie, gdy komisja się formowała. Oczywiście z wyjątkiem śledczych z ramienia PiS. Po drugie, zyskał on uznanie przede wszystkim polityków SLD z Grzegorzem Napieralskim na czele, a także młodego, zdaje się niezbyt wytrawnego polityka Platformy – Marka Wójcika.
Gdyby być jednak wnikliwym, wypadałoby zapytać o koszty poprowadzenia tego ponad trzyletniego cyrku, który dziś raczy opinię publiczną bublami, typowymi dla ostatnich czterech lat rządów Platformy. Komisja ta powstała bardzo szybko po zmianie ekipy rządzącej – wygrana Platformy w listopadzie 2007 roku dała taką możliwość już w pierwszej połowie stycznia 2008 roku. Była to więc sprawa priorytetowa dla nowego układu. Prawdziwe obawy nachodzą jednak człowieka gdy pomyśli, że sprzymierzeni w komisji przeciwko PiS-owi posłowie PO i SLD, mieliby taką koalicję-szopkę utworzyć po jesiennych wyborach parlamentarnych.
I pozostaje jeszcze jedna kwestia, która bardzo mocno obrazuje stan Naszego państwa. Istnieją takie dwie komisje – komisja śledcza, która bada (badała) w rzeczywistości sprawę jasną i klarowną, jaką jest popełnienie samobójstwa przez osobę podejrzaną o mniejszy lub większy udział w życiu tzw. mafii węglowej, i druga, komisja Jerzego Millera, która bada katastrofę prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Ta pierwsza działa kilka lat, ta druga zakończy działalność za kilka tygodni, może miesięcy. Ta druga nie wyjaśnia jednak dosłownie niczego. Aby było ciekawiej, prowadzi ją szef MSWiA właściwie po części w swojej sprawie. Tak więc w dzisiejszej Polsce na sto różnych sposobów, politycy starają się wyjąć z ręki Blidy pistolet i wmówić ludziom, że zawalił Ziobro z Kaczyńskim, ale nie ma chętnych do wyjaśnienia prawdziwych powodów śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego i dużej części elity polskiej sceny politycznej.
Gdy to wszystko zrzuca się do jednego worka, wniosek jest tylko jeden – Ryszard Kalisz o wiele lepiej prezentował się na kolorowej platformie w towarzystwie gejów i lesbijek oraz na wiecach Palikota, niż jako szef sejmowej komisji śledczej. Ale jeden sukces osiągnął – jedynka na warszawskiej liście SLD już jest w jego kieszeni i patrząc na wydarzenia ostatniego tygodnia, można zastanawiać się czy tylko koleżeństwo posłanki Piekarskiej decydowało o tej zmianie.
Autor: Marcin Rol