Tomasz, przypadła Ci rola zastąpienia Arkadiusza Karbowiaka w roli naszego historycznego komentatora. Denerwujesz się?
Jeśli w ten sposób sformowałeś pytanie to tak. Zastąpić pana Arkadiusza, to prawdziwe wyzwanie. Najchętniej nie zastępował bym go, ale prezydent Zembaczyński już zadecydował.
Jestem przekonany, że świetnie sobie poradzisz! 20 czerwca obchodzimy 71. rocznicę mordu na Polakach w Palmirach. Przypomnij proszę, co to było za wydarzenie.
Data 20 czerwca jest jedynie symbolem tego, co wydarzyło się na polanach podwarszawskiej wioski w okresie od 14 grudnia 1939 r. do 17 lipca 1940 r. W okresie tym dokonywane były masowe mordy na ściśle wyselekcjonowanej grupie Polaków określonej przez Niemców mianem „warstwy przywódczej”. Było to skrupulatnie zaplanowane ludobójstwo oparte na rasowej doktrynie narodowego-socjalizmu mające na celu eksterminację szeroko pojętej elity – duchownych, naukowców, dziennikarzy, artystów, oficerów, działaczy społecznych i politycznych. Jednym słowem potencjalnych przywódców i liderów, których eliminacja z polskiego społeczeństwa miała zamienić nasz naród w niewolników czyli zgodnie z nazistowską doktryną – podludzi. Niezwykle wymowny, oddający całą przerażającą logikę śmiercionośnej doktryny jest cytat Adolfa Hitlera: „(…) celem wojny nie jest osiągnięcie jakiejś linii geograficznej, ale fizyczna eksterminacja wrogów. Obecnie tylko na wschodzie umieściłem oddziały SS Totenkopf, dając im rozkaz nieugiętego i bezlitosnego zabijania wszystkich mężczyzn, kobiet i dzieci polskiej rasy i języka, bo tylko tą drogą zdobyć możemy potrzebną nam przestrzeń życiową”.
Kiedy Hitler wypowiedział te słowa?
Tydzień przed niemiecką inwazją na Polskę do generałów Wermachtu. Jego wypowiedź stała się „kamieniem węgielnym” przyszłych mordów, których apogeum to Nadzwyczajna Akcja Pacyfikacyjna znana szerzej jako tzw. akcja AB z niemieckiego określenia Außerordentliche Befriedungsaktion. Najkrwawszym dniem tej operacji był właśnie 20 czerwca 1940 r., kiedy w Palmirach zamordowano 360 przedstawicieli polskich elit.
Ile osób w sumie wówczas zamordowano?
W wyniku Nadzwyczajnej Akcji Pacyfikacyjnej zamordowano w Palmirach ponad 2 000 osób. Należy jednak pamiętać, że akcja AB miała zasięg ogólnopolski i była jedynie elementem, co prawda najintensywniejszym i najkrwawszym, szerokiego planu zagłady polskich elit, a co za tym idzie zagłady Polski jako świadomego narodu. Poprzednikiem akcji AB była operacja Tannenberg, która rozpoczęła się już z chwilą przekroczenia granic II RP przez wojska niemieckie a zakończyła się 25 października 1939 r. Wówczas w 760 masowych mordach życie straciło ponad 20 000 osób.
Możesz wymienić jakieś grupy zawodowe lub środowiska?
W pierwszej kolejności ginęli weterani powstań śląskich i wielkopolskiego, działacze plebiscytowi z Warmii i Mazur oraz działacze Związku Zachodniego. Niemcy na długo przed inwazją na Polskę sporządzili listy proskrypcyjne Polaków przeznaczonych do likwidacji. Na listach tych znajdowało się w sumie ponad 80 tysięcy nazwisk. Drugą turą planu była Sonderaktion, która nastąpiła w listopadzie a która była wymierzona w nauczycieli akademickich, w ścisłą czołówkę polskich naukowców. Aresztowano i przewieziono do obozów koncentracyjnych w sumie 184 profesorów w tym 143 wykładowców Uniwersytetu Jagielońskiego. W trakcie akcji AB Niemcy rozstrzelali około 6,5 tysiąca osób. W Stanisławowie rozstrzelano około 200 przedstawicieli lokalnej inteligencji, to samo w Wilnie, w Grodnie, w Częstochowie, pod Radomiem, w Nowogródku, w którym ofiarami były m.in. zakonnice, w Ponarach mordowano wybitnych uczonych polskich. W każdym mieście mordowano lokalne elity. Jeszcze raz podkreślę, że najtragiczniejsze epizody akcji AB, to noc z 20 na 21 czerwca 1940 r. kiedy dokonano egzekucji najlepszych z najlepszych to jest 360 przedstawicieli ścisłej elity w Palmirach oraz ranek 4 lipca 1941 r., który przeszedł do historii jako mord profesorów lwowskich w wyniku którego rozstrzelano 40 wykładowców związanych z lwowskimi uczelniami oraz 5 w kolejnych dniach.
Są jakieś znane nazwiska?
Akcja AB wymierzona była w szeroko pojęte polskie elity, a więc w ludzi przeważnie powszechnie znanych jeśli nie w skali ogólnopolskiej, to na pewno lokalnej bądź środowiskowej-zawodowej. Byli w śród nich politycy, tacy jak profesor matematyki, rektor Politechniki Lwowskiej a jednocześnie aż pięciokrotny premier rządu II RP Kazimierz Bartel, marszałek sejmu i wybitny działacz ludowy Maciej Rataj czy Mieczysław Niedziałkowski, publicysta i czołowy działacz socjalistyczny. Sportowcy – Janusz Kusociński, olimpijczyk, złoty medalista olimpijski z Los Angeles w biegu na 10000 m, czy Tomasz Stankiewicz, wicemistrz olimpijski z igrzysk w Paryżu z 1924 r., naukowcy jak inżynier Stefan Bryła pionier spawalnictwa, czy Tadeusz Tański będący wybitnym konstruktorem samochodowym, pisarz Tadeusz Boy-Żeleński, dziennikarz i publicysta Stanisław Piasecki założyciel i redaktor naczelny „Prosto z mostu” literackiego pisma kształtującego kulturowe gusta warszawiaków. Lista znanych nazwisk jest przerażająco długa, a każde nazwisko to wybitna postać, piękny i zasłużony dla Polski życiorys, liderzy w swoich zawodach. Bez nazwisk tych Polska jest uboższa w każdej dziedzinie.
Egzekucji dokonywano na tzw. palmirskiej polanie śmierci znajdującej się ok. 5 km za wsią. Ile ich w sumie było?
Nazwa palmirska polana śmierci najlepiej oddaje grozę tego miejsca. Jak wszystko w tym zbrodniczym procederze było szczegółowo i skrupulatnie zaplanowane, tak również samo miejsce kaźni zostało od podstaw stworzone przez Niemców. Przed wojną miejsce to stanowiło składnicę amunicji, stąd przez miejscowych było nazywane „prochownią”. Ze względu na pełnioną funkcję miejsce to było odludne a dodatkowo ukryte przed ciekawskimi wśród sosnowego lasu. W pierwszych miesiącach okupacji Niemcy rozbierali aż do fundamentów budynki prochowni i usunęli szyny kolejowe tam prowadzące, dodatkowo wycieli drzewa wokół niewielkiej polany, poszerzając jej teren do kilku kilometrów kwadratowych. Właśnie ta polana miała stać się tajemnym miejscem kaźni. Na tych kilku kilometrach kwadratowych w 21 egzekucjach zostało zamordowanych około 1700 osób pozostałe ponad 300 osób zostało rozstrzelanych w 24 innych miejscach zlokalizowanych w najbliższej okolicy.
Jak przebiegała egzekucja?
Na kilka dni przed planowanym transportem skazańców niemieckie oddziały pracy wykopywały na polanie śmierci doły w których miały spocząć ciała przyszłych ofiar głębokości 2,5 – 3 m i długości około 30 m, przerażające jest to, że często doły te wykopywała młodzież z Hitlerjugend obozująca nieopodal Palmir. Transporty skazańców formowano zazwyczaj o świcie, pozostawiając ludziom złudzenie, że mają być wywiezieni do obozu koncentracyjnego. Pozwalano im zabrać ze sobą walizki, plecaki, i inne osobiste rzeczy a nawet paczki z żywnością i dodatkowe porcje chleba na drogę. Często zwracano również więźniom dokumenty i rzeczy złożone w więziennym depozycie. Uspokojonych w ten sposób więźniów ładowano do samochodów ciężarowych i wywożono. Dopiero gdy samochody skręcały w drogę polną, a potem wjeżdżały w las, rodziły się w skazańcach podejrzenia. Niektórzy w tym właśnie miejscu, na skraju lasu, wyrzucali z samochodów rzeczy osobiste, dokumenty, książeczki do nabożeństwa czy inne osobiste drobiazgi, w nadziei, że w ten sposób naprowadzą kogoś na swój ślad. Samochody zatrzymywały się w lesie w pobliżu polany. Przerażonym już więźniom kazano wysiadać, często krępując im ręce i zawiązując oczy, co jeszcze bardziej potęgowało uczucie strachu. Żydom pozostawiano opaski z gwiazdą Syjonu, a pracownikom sanitariatu, bo i tacy byli, opaski Czerwonego Krzyża. Niemcy prowadzili skazańców grupami na polanę i ustawiali tam nad samą krawędzią wykopanego dołu, planowo, gęsto obok siebie, tak żeby zaoszczędzić pracy zbierania i chowania zwłok. Pluton żandarmerii lub SS dokonywał egzekucji z broni maszynowej. Po salwie dobijano niektórych rannych pojedynczymi wystrzałami z pistoletów, innych, dających jeszcze oznaki życia, po prostu spychano do dołów. Następną grupę rozstrzeliwano w tym samym miejscu, tak, że padające ciała tworzyły nową warstwę. Niemiecka precyzja i oszczędność była widoczna nawet w obliczu zbrodni.
Ginęli tylko więźniowie warszawskiego Pawiaka?
Nie tylko. Na podpalmirską polanę zwożono skazańców również z innych miejsc z Warszawy jak np. z więzień przy ul. Daniłłowiczowskiej i ul. Rakowieckiej.
Czyli Palmiry, to taki warszawski Katyń… Można te zbrodnie w ogóle porównywać?
Jak najbardziej. Zarówno motywy, cel przyświecający oprawcom, charakter zbrodni jak i samo wykonanie były bardzo do siebie podobne. Oczywiście niemiecka precyzja w dbaniu o szczegóły przerastała sowiecką zbrodnię. Ale właśnie przez tę precyzyjność zbrodnia palmirska jest jeszcze bardziej przerażająca. W 2006 r. IPN otworzył nawet wystawę zatytułowaną „Zakłada polskich elit. Akcja AB-Katyń”. Organizatorzy wystawy podkreślili że obie operacje represyjne były wstępem z jednej strony do germanizacji, a z drugiej – do sowietyzacji Polski. W pierwszym rzędzie uderzono w najlepiej wykształconych, najzamożniejszych, aktywnych społecznie i politycznie oraz najbardziej patriotycznych Polaków, którzy mogli stanowić zagrożenie dla planów okupantów.
Czym była akcja AB i egzekucja w nocy z 20 na 21 czerwca, w której zabitych zostało co najmniej 360 osób?
Egzekucja ta stała się symbolem akcji AB i całej niemieckiej polityki eksterminacyjnej polskich elit ponieważ zamordowano w niej największą liczbę osób, jak sam wspomniałeś było to ponad 360 osób, wśród których byli najwybitniejsi i najbardziej znani Polacy z olimpijczykiem Januszem Kusocińskim na czele. Można śmiało stwierdzić, że zginać w gronie osobistości rozstrzelanych w czerwcową noc z 20 na 21 było prawdziwym zaszczytem.
Z tego co wiem, Niemcy stosowali wówczas zwiększone środki ostrożności.
W dniach egzekucji specjalne oddziały żandarmerii otaczały polanę śmierci szczelnym kordonem, patrolowały najbliższą okolicę, a lokalne władze zwalniały w tym dniu z pracy leśników i pracujących w pobliżu polskich robotników, tak żeby nie było ewentualnych świadków zbrodni. Po egzekucji wypełnione zwłokami doły Niemcy zakopywali, maskowali starannie mchem, igliwiem, a potem obsadzali polanę równomiernie młodymi sosenkami. Do rodzin wymordowanych gestapo wysyłało krótkie zawiadomienia o zgonie, niekiedy podając jako przyczynę śmierci atak serca.
Czy wobec tego wszystkie miejsca kaźni zostały odnalezione i zidentyfikowane?
Dzięki odwadze miejscowych, zwłaszcza pracownikom służby leśnej, którzy z narażeniem życia obserwowali poczynania Niemców, a nawet zaznaczali miejsca zbrodni, znamy dziś wiele szczegółów palmirskiej kaźni. Zaraz po zakończeniu wojny leśnicy wskazywali miejsca, w których dokonywano ekshumacji. Zidentyfikowano w ten sposób 24 miejsca w których Niemcy dokonywali masowych mordów. Niestety z pośród 1700 wydobytych zwłok, z czego 170 stanowiły kobiety, zidentyfikowano jedynie 400. Warto dodać, że świadkiem ekshumacji był delegat Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, Szwajcar dr Emil Bosch, który przybyły na miejsce ekshumacji w maju 1946 r. i oświadczył dziennikarzom, że „wstrząsające dowody martyrologii Polski, jakich świadkiem był na Palmirach, przekraczają wszystkie jego dotychczasowe wyobrażenia o zbrodniach niemieckich”.
Przy wejściu na cmentarz ofiar akcji AB w Palmirach umieszczono słowa, pierwotnie wyryte przez nieznanego więźnia na ścianie celi w więzieniu w Alei Szucha: Łatwo jest mówić o Polsce, trudniej dla niej pracować, jeszcze trudniej umrzeć, a najtrudniej cierpieć. Czym są Palmiry dla Polski?
Wydaje się, że Palmiry niestety stanowią „białą plamę” w zbiorowej świadomości Polaków. Zbrodnia ta została jakby zapomniana i poświęcona w imię dobrosąsiedzkich stosunków z Niemcami. Tymczasem Palmiry powinny zacząć budzić podobne emocje co Katyń, dziś stanowiący symbol martyrologii narodu Polskiego, nie chcę przy tym umniejszać znaczenia i roli sowieckiej zbrodni. Palmiry powinny stać się dla Polski i Polaków prawdziwą lekcją patriotyzmu i drogowskazem jak go pielęgnować i rozwijać. Ci którzy w Palmirach oddali życie, oddali je również służbie dla Polski, nie było tam przypadkowych osób. Wszyscy bez wyjątku byli patriotami zasłużonymi dla Polski. W trudnym czasie okupacji pielęgnowali to uczucie w imię którego zginęli. Przytoczony przez Ciebie cytat w pełni oddaję istotę ludzi mordowanych w Palmirach. Oni nie tylko o Polsce mówili, oni przede wszystkim dla Polski pracowali za co spotkało ich cierpienie i śmierć. Warto zacytować również pożegnalne słowa Stanisława Piaseckiego skreślone na kartce papieru do żony na kilka dni przez jego egzekucją w Palmirach – „Wybacz mi żono, że Polskę ukochałem bardziej niż Ciebie i dziecko”. Ten piękny i przerażający zarazem cytat również oddaje charakter ludzi mordowanych w Palmirach. To byli prawdziwi patrioci, tytani swoich dni, z nadprzeciętnymi zdolnościami. Trzeba o nich pamiętać i trzeba ich naśladować.
Bardzo Ci Tomku dziękuję.
Temat stał się krajowy http://wpolityce.pl/view/13823/_W_pierwszej_kolejnosci_gineli_weterani_powstan_slaskich_i_wielkopolskiego__dzialacze_plebiscytowi_.html
Chyba tylko w opolskim staje się AUTORYTETEM przez mianowanie. Do formatu p. Karbowiaka p. Greniuchowi wiele brakuje, choc może niekoniecznie wiedzy historycznej.
Tomasz super! Dajesz radę, godnie zastąpiłeś Karbowiaka
Czy wiadomo coś na temat, kto pomagał Niemcom przygotowywać listy z nazwiskami Polaków do likwidacji? Wspomniał Pan, że Niemcy mieli już gotowe listy przed akcją…
No cóż, byli to „bracia” ślązacy, być może Ci, którzy dziś mienią się „narodem”. Była to wszelkiego rodzaju „V kolumna”. A na terenach wschodnich (np. mord profesorów lwowskich) denuncjowali m.in. ukraińcy.
I chyba właśnie za takie zdania jak powyższe o ślązakach, nie będzie pan dla Niemców autorytetem:-) Karbowiaka akceptują bo powiedział dobre słowo o tragedii górnosląskiej