Protestujący na wieży radiostacji w Gliwicach, były działacz opozycji antykomunistycznej i były wiceprezydent Gliwic, Andrzej Jarczewski został zmuszony do przerwania swojego protestu poprzez interwencję brygady antyterrorystycznej, do której doszło wczoraj nad ranem (8 czerwca). Jarczewski prowadził swój protest od 6 czerwca, z powodu, jak twierdzi, bezpodstawnego zwolnienia go z pracy w Muzeum w Gliwicach. Po zakończeniu protestu Jarczewskiego przewieziono do szpitala psychiatrycznego w Toszku.Według relacji samego Jarczewskiego, do interwencji doszło o godz. 4.30, kiedy spał w zbudowanym przez siebie, na dolnym pomoście wierzy, szałasie. Wtedy to weszło tam czterech mężczyzny. Jeden z nich stanął nad jego głową, a inny od strony nóg. Jarczewski spał na brzuchu. Antyterroryści podnieśli przykrycie i mimo, że nie stawiał oporu, skuli mu ręce z tyłu kajdankami. Następnie spuszczono go na linie z wieży.
Andrzej Jarczewski twierdzi, że znalazł się w szpitalu na postawie wniosku lekarza pogotowia, w związku z tym, że głosił, że ma zamiar skoczyć z wieży. Jednak on sam zdecydowanie temu zaprzecza, nie zgodził się również na leczenie, więc nie dostaje żadnych leków. Jarczewski twierdzi, że nie tylko odcięto mu wczoraj prąd na wieży, ale także zablokowano kartę SIM w jego komórce. Według relacji świadków, którzy odwiedzili go w szpitalu, jego stan jest dobry.
Autor: Grzegorz Bieniarz
Polecam tę stronę
http://www.wroclawskikomitet.pl/komitet/inicjatywy/item/517-ostatni-list-do-premiera-jarosława-kaczyńskiego
Może pani wyjaśnić, co ten wpis ma wspólnego z tym artykułem? Oraz czy autorzy listu mają jakieś konkretne dowody na poparcie swoich tez?
wieża, wieża!!!
Masakra ale byki!!!