Coraz więcej małżeństw się rozwodzi, maleje też liczba rodzin wielodzietnych. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy stanowi z pewnością degradacja pozycji mężczyzny w rodzinie. Warto się przyjrzeć chociażby systemowi edukacyjnemu, zdominowanemu wszak przez kobiety: w przedszkolach, klasach szkolnych, na wywiadówkach, w samorządach rodzicielskich – wszędzie prym wiodą panie. Decyzje związane z edukacją dzieci podejmowane są dziś praktycznie wyłącznie przez mamy – ojcowie się w te kwestie nie mieszają. A przecież jest to zwrot o 180 stopni w stosunku do roli ojca sprzed nie dalej jak stu lat.
Degradację pozycji mężczyzny w rodzinie w ogromnym stopniu powoduje na zachodzie Europy radykalny feminizm (wkraczający do Polski stosunkowo od niedawna), natomiast w naszym kraju czynnikiem decydującym jest twarda rzeczywistość antyrodzinnej polityki państwa. Ojciec nie jest już żywicielem i opiekunem. Niewiele rodzin jest w stanie utrzymać się z jednej pensji. Aby więc rodzina mogła żyć w godnych warunkach, kobiety po prostu muszą pracować. Walka zachodnich feministek o likwidację różnic w wynagrodzeniu mężczyzn i kobiet skutkowała nie tyle podwyższeniem pensji kobietom, co obniżeniem jej mężczyznom. W rezultacie wiele kobiet, które wolałyby zostać w domu i zajmować się dziećmi, zostało zmuszonych do „dokładania się do domowego budżetu”. W Polsce ten sam efekt przyniósł socjalizm – współczesne polskie feministki tylko budują na sukcesie poprzedniego systemu.
Syndrom Piotrusia Pana
Nie mniej destrukcyjnym współczesnym „osiągnięciem cywilizacyjnym” jest absolutne novum – syndrom Piotrusia Pana. Chodzi o dorosłego mężczyznę zachowującego się jak niedojrzały chłopiec. Czarujący, dowcipny i… kompletnie niegodny zaufania. Mimo upływu lat nie potrafi zbudować trwałej więzi z drugą osobą. Mężczyzna taki skoncentrowany jest wyłącznie na sobie, najważniejsze są zawsze jego potrzeby, jego wygoda, jego zadowolenie. Nie potrafi wziąć na siebie żadnej odpowiedzialności, nawet za konsekwencje własnych decyzji. Czas spędza na zabawie, pracę wykonuje byle jak, często pozostaje na cudzym utrzymaniu. Nieustannie poszukuje okazji do odprężania się i przelotnych przygód seksualnych. Często towarzyszy temu fascynacja sportami ekstremalnymi i upodobanie do drogich produktów. Choć zwykle deklaruje chęć głębokiej przyjaźni i znaczącego związku, jego relacje z innymi ludźmi są powierzchowne. Bywa, że Piotruś Pan się żeni, wymaga jednak wówczas od partnerki postawy opiekuńczej i pobłażliwej, jakby była mu ona matką, a nie żoną. Dorobiwszy się dzieci, potrafi się z nimi bawić, jednak umywa ręce od wychowania, a w sytuacji najdrobniejszego problemu – po prostu ucieka. Zjawisko to opisuje szczegółowo Dan Kiley w książce Syndrom Piotrusia Pana. Pędzący beztroskie życie, nigdy niedorastający chłopiec jest uroczą postacią literacką. Gorzej, gdy jest on członkiem naszej rodziny.
Piotrusia Pana wychowuje zazwyczaj nadopiekuńcza samotna matka lub też dorasta on w domu, gdzie matka ma pod każdym względem dominującą rolę, a ojciec został odsunięty na boczny tor. Oto błędne koło – kryzys ojcostwa powoduje przeniesienie problemu na kolejne pokolenie.
Toksyczny gender
Warto w tym kontekście wspomnieć o odnoszącej coraz większe sukcesy ideologii gender, głoszącej, że różnice między płciami są wyłącznie natury kulturowej, a w istocie mężczyźni i kobiety psychicznie się od siebie nie różnią.
Ideolodzy gender uważają, że role płciowe określone przez kulturę są zawsze arbitralne, wymuszają dopasowanie do określonych oczekiwań, niezależnie od predyspozycji i potrzeb konkretnej osoby. Co więcej – uznają role płciowe obowiązujące w kulturze cywilizacji zachodniej za wysoce krzywdzące – przede wszystkim dla kobiet.
Jeden z najważniejszych dogmatów ideologii gender stanowi założenie, że społeczeństwo, w którym mężczyźni pełnią rolę żywicieli, opiekunów i przywódców, podstawowym zaś zadaniem kobiet jest rodzenie dzieci i opieka nad nimi – czyli tzw. społeczeństwo patriarchalne – jest narzędziem opresji kobiet. Kobiety są ofiarami instytucjonalnie utrwalonej męskiej dominacji.
A zatem – zgodnie z ideologią gender – pragnienie kobiety, by zostać matką, nie ma nic wspólnego z jej płcią, lecz z wyuczonymi, kulturowo narzuconymi oczekiwaniami oraz stereotypami, które się w nią wpaja od momentu, gdy sięga po pierwszą zabawkę. Jest więc ono wynikiem krzywdzącej kobietę indoktrynacji. Problem z ideologią gender jest taki, że choć nie ma ona oparcia w nauce (przeczy jej sama biologia, zwłaszcza fakt różnic w psychice kobiet i mężczyzn wynikający z różnic w budowie mózgu), na wielu uczelniach powstają „studia genderowe”, tym samym nadając tej ideologii naukowy status.
Dlatego mężczyzna, pragnący być współcześnie prawdziwym mężczyzną, walczącym o swą męskość, stoi przed nie lada wyzwaniem. Słyszałam powiedzenie, że do bycia ojcem zaczyna się wychowywać chłopca od urodzenia. Współcześnie wielu mężczyzn dopiero w wieku dorosłym zaczyna poszukiwać pozytywnych wzorców swej tożsamości jako ojca i męża, a to jest zadanie nadzwyczaj trudne.
Poligon męskości
Miejscem, w którym mężczyzna może w pełni poczuć się mężczyzną, jest rodzina wielodzietna. Nie chodzi tu tylko o fakt spłodzenia wielu dzieci, choć warto wspomnieć, że wszystkie kultury uznają liczne potomstwo za błogosławieństwo. Wspomnijmy choćby słowa psalmu: Oto synowie są darem Pana, a owoc łona nagrodą. Jak strzały w ręku wojownika, tak synowie za młodu zrodzeni. Szczęśliwy mąż, który napełnił nimi swój kołczan. Nie zawstydzi się, gdy będzie rozprawiał z nieprzyjaciółmi w bramie (Ps 127, 3-5).
Chodzi o coś znacznie więcej – rodzina wielodzietna z czystej konieczności powraca do tradycyjnego modelu, w którym ojciec pełni rolę żywiciela i obrońcy. Niezwykle wszak trudno pracować na etat kobiecie z piątką (i więcej) małych dzieci. I choć wielodzietność oznacza znaczące obniżenie standardu życia, to jednak otwiera pole kreatywności i pobudza twórcze rozwiązywanie problemów. Jak zachować estetyczny, czysty dom mimo niedoboru środków materialnych i konieczności panowania nad destrukcyjnymi popędami maluchów? Jak rozwiązać kwestię niedoboru metrażu w stosunku do ilości osób, tak by zapewnić każdemu prywatną przestrzeń? Jak podzielić obowiązki domowe i opiekę nad dziećmi, aby także żona miała możliwość zarobkowania (w postaci na przykład prac zleconych) czy chociażby czas na odpoczynek? To wszystko konkretne zadania stawiające wyzwanie męskiej zaradności. To w domu wielodzietny ojciec ćwiczy umiejętność zarządzania zespołem, bycia przywódcą, wyznaczania celów i stawiania priorytetów.
Wielodzietność uczy także różnicowania między potrzebami a zachciankami. Rodzice nie są w stanie finansowo spełnić wszelkich zachcianek swych dzieci, uczą je jednak zaradności, doceniania wartości pozamaterialnych, kształtowania charakteru.
Lider, przewodnik, wzór
Warto także przypomnieć, że ojciec (nie tylko wielodzietny) jest w rodzinie przekaźnikiem wartości i to od niego zależy system wartości przyjęty przez jego dzieci. Dobitnie ilustruje to wypowiedź amerykańskiego działacza katolickiego Donalda Turbitta z ruchu Mężczyźni św. Józefa, który zauważa, że na 100 nawróconych młodocianych, 16 przyprowadza całą rodzinę do Kościoła, na 100 nawróconych kobiet 62 przyprowadzają całą rodzinę do Kościoła, gdy na 100 nawróconych mężczyzn – całą rodzinę do Kościoła przyprowadza aż 96. Dane te potwierdzają liczne badania – właśnie hierarchia wartości ojca ma największe znaczenie dla kształtowania systemu wartości w rodzinie. Piszą o tym i psycholodzy, i pedagodzy, jak choćby dr Maria Jankowska w artykule Rola ojca w wychowaniu dziecka („Wychowanie w przedszkolu”, czerwiec 2010).
W rodzinie wielodzietnej ojciec odgrywa rolę szczególną. Tam, gdzie wielodzietność nie jest wynikiem przypadku, a świadomego otwarcia obu małżonków na przyjęcie daru wielu dzieci, musi istnieć dobra komunikacja między mężem a żoną. Konieczna jest współpraca i zgodny system wartości. W rodzinie wielodzietnej po prostu nie da się zrzucić odpowiedzialności za wychowanie dzieci tylko na kobietę. W rodzinie z jednym dzieckiem czy dwojgiem dzieci brak ojca bądź brak współpracy z jego strony może zostać w pewien sposób zrekompensowany działaniami matki. Przy większej ilości dzieci jest to fizycznie niemożliwe.
Piotr (ojciec ósemki dzieci) pisze o tym w liście do mnie: Jedną z ról ojca w rodzinie, zarówno wielodzietnej, jak i nie, jest to, aby ojciec był autorytetem dla swoich dzieci. To on, patrząc z perspektywy dzieci, rozwiązuje ich najtrudniejsze sprawy. Wraz z żoną dopełniają się wzajemnie w swych rolach wychowawczych. Nie każdemu ojcu to pasuje, ale w niektórych sprawach powinien stać się na chwilę „matką”. Podobnie wypowiada się Dominik (ojciec trójki dzieci): Ojcowie sami sprowadzili się do roli bankomatu. Rola ojca jest kluczowa – w każdej rodzinie. Jest głową, od niego zależy wychowanie dzieci, ich podejście do życia i ludzi, on uczy świata, przekazuje wiarę, wartości – jest żywym świadectwem dla swych dzieci (dla synów – jak być mężczyzną, dla córek – jak patrzeć na mężczyzn).
Współczesny mężczyzna musi zatem walczyć o swą męskość. Ma przeciw sobie całą kulturę. Można jednak żywić nadzieję, że natura (w tym tęsknota współczesnych kobiet za prawdziwym, bogatym i owocnym macierzyństwem) nie da się zagłuszyć.
Autor: Bogna Białecka, za Polonia Christiana nr 19