Po kilku miesiącach w których ministrowie przedstawiali różne pomysły na temat reformy w systemie emerytalnym, rząd zaprezentował wspólną koncepcję. Składka przekazywana do otwartych funduszy emerytalnych, spadnie z 7,3 proc. wynagrodzenia do 2,3 proc., a pozostałe 5 proc. zostanie przekazane na specjalne konto emerytalne w ZUS. Zmniejszenie składek przekazywanych do OFE ma rekompensować dodatkowa dobrowolna składka trafiająca do tych instytucji lub w ramach III filara, wpłaty te będzie można odliczyć od podstawy opodatkowania.
Wbrew komentarzom rządowym, trudno mówić o korzystnych skutkach tej zmiany dla wysokości przyszłych emerytur lub przynajmniej utrzymania przewidywanej ich wysokości. OFE licząc w długim terminie efektywniej zarządzały środkami niż ZUS lub gdyby środki były odkładane na lokacie bankowej. Ponadto specjalne subkonto emerytalne w ZUS ma być waloryzowane według realnego wzrostu PKB oraz inflacji albo średniej stopy zwrotu inwestycji w OFE. Natomiast po 2020 r. zakłada się spadek dynamiki PKB w Polsce do poziomu ok. 1% rocznie, co jest związane z fatalnymi perspektywami demograficznymi i starzeniem się społeczeństwa. Ponadto zaproponowane rozwiązania w postaci obniżenia składek w zasadzie mocno ograniczają możliwość wyeliminowania poważnej wady systemu OFE wpływającej na obniżenie przyszłych emerytur z II filara, czyli jego kosztów związanych z wysokością opłaty manipulacyjnej.
Po dużym znakiem zapytania stoi również skuteczność proponowanych form dodatkowego oszczędzania. Liczba uczestników IKE, w porównaniu z rachunkami w OFE, których Polacy posiadają ponad 15,5 mln, jest nader znikoma. Na koniec pierwszego półrocza 2010r., indywidualne konta emerytalne posiadało niecałe 800 tys. ubezpieczonych, mimo, że i one wiązały się z rozwiązaniem przyjaznym z punktu widzenia fiskalnego, tj. zwolnieniem od podatku od zysków kapitałowych. Jeszcze mniej Polaków oszczędza w innej formie III filara, czyli pracowniczych programach emerytalnych (ponad 330 tys. na koniec 2009 r.).
O co więc tak naprawdę chodzi w rządowych zmianach? Rząd dąży do obniżenia wysokości deficytu oraz zahamowania wzrostu długu publicznego. Refundacja z tytułu przekazania składek do OFE stanowi bardzo poważne obciążenie sektora finansów publicznych – w roku 2010 to około 22,5 mld zł, podczas gdy w projekcie ustawy budżetowej na rok 2011, przewidziano na ten cel kwotę ponad 23,8 mld zł. Zmniejszenie wysokości składek (przy założeniu że zmiany wejdą w życie zgodnie z rządowym planem z początkiem kwietnia 2011r., co jednak wydaje się mało realne), pozwoli zmniejszyć deficyt w roku 2011 o ok. 17,8 mld zł, a w roku 2012, już o blisko 25 mld zł. Jednak są to rozwiązania krótkoterminowe, które może być traktowane jako zamiatanie problemu pod dywan. Dług publiczny Polski przy zaliczeniu do niego zobowiązań emerytalnych przekracza 220% PKB i zaproponowane ostatnio zmiany w żaden sposób jego nie zmniejszają. Duży deficyt w systemie emerytalnym może być zmniejszony poprzez podniesienie składek, zwiększenie liczby osób je płacących lub podniesienie wieku emerytalnego. Żadne z tych rozwiązań nie zostało zaproponowane, zatem i deficyt związany z systemem emerytalnym, nie ulegnie faktycznemu zmniejszeniu.
Autor: Maciej Rapkiewicz, ekspert Instytutu Sobieskiego z zakresu finasów publicznych