Tomasz, zostałeś po raz kolejny radnym powiatu opolskiego, z ramienia prawicowego komitetu „Nasz Samorząd”, która to już kadencja?
Trzeci raz zostałem wybrany radnym, co daje powód do satysfakcji. Muszę jednak zaznaczyć, że w składzie rady są radni, którzy w samorządzie powiatowym są od początku, czyli rozpoczęli właśnie czwartą kadencję. Sam zastanawiam się, czy zbyt długa aktywność w samorządzie tych samych osób wychodzi na dobre lokalnym wspólnotom.
Jak sądzisz, ta kadencja będzie inna niż poprzednie?
Wynik wyborów dał na kilka dni nadzieję, że uda się odsunąć od władzy po 12 latach Mniejszość Niemiecką. Niestety Platforma Obywatelska zdecydowała się pozostawić MN przy władzy, oddając jej przy tym funkcję starosty i przewodniczącego rady. W konsekwencji na kolejne cztery lata, powiatem będą rządzić te same osoby, które sprawują w nim władzę od 12 lat. Mam jednak nadzieję, że w składzie obecnej rady znajdzie się więcej osób posiadających i wyrażających własne zdanie, bowiem oglądania widoku, gdy starosta kiwa radnym kiedy podnieść rękę nie najlepiej świadczy o stanie naszej samorządności.
Szczerze mówiąc o tym, co dzieje się na waszych sesjach mało wiem, a rada powiatu to przecież ważny organ administracji samorządowej?
Z tym poglądem polemizuję. Przez osiem lat pracy w samorządzie powiatowym coraz bardziej nabieram przekonania, że zasadność funkcjonowania powiatów jest wątpliwa. Uważam, że znaczną cześć zadań sprawniej, zrealizowałby gminy, jak chociażby prowadzenie szkół ponadgimnazjalnych, skoro i tak prowadzą szkoły podstawowe i gimnazja, podobnie z utrzymaniem dróg, skoro i tak drogi powiatowe wiodą z gminy do gminy i przez ich teren. Kolejnych przykładów można znaleźć więcej. Część obszarów działania administracji powiatowej dotyczy specjalistycznych obszarów i „polityczny” nadzór np. nad ochroną sanitarną, geodezją, budownictwem nie jest potrzebny.
W takim razie, po co Twoja aktywność dotyczy właśnie samorządu powiatowego?
Mówiąc najkrócej uważam, że nic o nas bez nas. Skoro istnienie powiatów jest faktem, trzeba to zaakceptować i być na tym polu aktywnym.
Co ciekawe, udało Ci się po raz trzeci wygrać wybory, pod niepartyjnym szyldem, choć nie jest tajemnicą, że z przekonania jesteś człowiekiem
prawicy?
Mam swoje przekonania i własne doświadczenia także z partiami politycznymi. W mojej ocenie przynajmniej od kilku lat stworzony system partyjny i wyborczy przynosi wiele szkód. Przykładów można wymieniać sporo. Nie uważam, by do podjęcia decyzji, którą drogę będziemy remontować lub gdzie urządzać plac zabaw koniecznym była decyzja partii. Z przykrością obserwuję, jak członkowie obecnych partii przyznają w wielu kwestiach na osobności rację, ale dodają, że muszą się zachować zgodnie z partyjną instrukcją. To jest po prostu pewne ubezwłasnowolnienie i zaprzeczenie mandatowi wolnemu.
Startowałeś też na urząd Burmistrza Ozimka, z Komitetu „Nasz Samorząd”, który tworzyłeś. Warto było?
Tak. W Ozimku udało się nam wprowadzić do Rady Miejskiej 6 osób. Co daje największą liczbę radnych. Taka sama ilość osób dostała się do rady z ramienia MN. Bój o funkcję burmistrza niestety przegrałem, ale trzeba mieć na uwadze, że Ozimek stał się specyficzną gminą.
Opolanie znają Cię też jako polityka o sceptycznym podejściu do Mniejszości Niemieckiej na Śląsku Opolskim. Jaka jest prawda?
Po prostu, jestem Polakiem więc mam obowiązki polskie. Nie chodzi o jakiś patetyczny cytat z Dmowskiego, ale o to, żeby nie dać zepchnąć się na margines, w świecie politycznej poprawności i europeizacji. Tak się składa, że przez ostatnie lata mojej aktywności społecznej miałem do czynienia z wieloma zachowaniami MN, która kreując się na „mniejszość”, a więc grupę z definicji słabszą, bardzo stanowczo realizowała swoje postulaty i interesy, często z pominięciem większości. Żeby nie być gołosłownym. Uchwalony w minioną środę program współpracy z organizacjami pozarządowymi w powiecie opolskim pomija możliwość dofinansowania przedsięwzięć patriotycznych, świąt narodowych, gwarantuje natomiast pieniądze organizacjom mniejszości. Wiadomo jakiej. Tablice w języku niemieckim niepotrzebnie dzielące społeczeństwo i narażające nas na kpiny, to kolejna historia.
Zawodowo też jesteś związany z samorządem. Od 5 lat jesteś sekretarzem gminy na Dolnym Śląsku. Czy jest różnica między podejściem do samorządu w tych obu województwach?
Trudno uogólnić. Obserwuję pracę wielu samorządów i wydaje mi się, że można powiedzieć, iż ich siła lub słabość w znacznej mierze wynika z potencjału osób, które go tworzą. Jeżeli osoby zarówno pracujące zawodowo, jak i wybierane nie mają koncepcji, pomysłów, przygotowania i odwagi mogą „pociągnąć w dół” nawet najbardziej perspektywiczną gminę. Problemem z którym bardziej stykam się na Opolszczyźnie, jest brak aktywności obywateli, którzy mając życiowe osiągnięcia i potencjał, stronią jednak od jakiejkolwiek aktywności społecznej.
Tomasz, znamy się od lat, łączy nas przyjaźń, która zaczęła się na studiach od akcji zwolnienia z UO prof. Dolaty za łapówki. Mało jednak wiem o tym, jaki jest Strzałkowski „po godzinach”?
Po pracy nie ma tego czasu zbyt wiele, ale jak już się uda coś wygospodarować, to poświęcam wolny czas półrocznemu synkowi, czyli rodzina. Poza tym zajmuję się również naukowo prawem konstytucyjnym, a w szczególności prawem wyborczym. Jestem też zapalonym kibicem. Jeżdżę na prawie wszystkie mecze reprezentacji Polski.
Znajdujesz czas na czytanie książek?
Tak. Szczególnie podczas wakacji nadrabiam zaległości czytelnicze. W przerwie noworocznej przeglądnąłem pierwszy numer Przeglądu Prawa Konstytucyjnego, a w kolejce na następne wolne dni czeka „Dolina nicości” Wildsteina.
Świetna lektura, szczerze Ci ją polecam. A Twój bilans 2010 r.?
Nie da się ukryć, że na rok 2010 będziemy spoglądać przez pryzmat jednej z większych tragedii w naszej państwowości. Prywatnie było bardzo dobrze. Zostałem pierwszy raz tatą. Na świat przyszedł mój synek Michał. Piszę też rozprawę doktorską.
Powodzenia i dziękuję za rozmowę.
Z czego ten doktorat?