Lewin Brzeski położony jest na lewym brzegu Nysy Kłodzkiej, w jej strefie ujściowej do Odry. Takie położenie sprawia, że teren obfituje w chronione i rzadkie gatunki roślin. Niestety, tutejsza flora poniosła olbrzymie straty w przeciągu ostatnich 100 lat, co wiązało się z antropopresją, ochroną przeciwpowodziową miasta (brzegi rzeki na długości 5 km, od „mostu kolejowego” aż po zakola Nysy Kłodzkiej w Kantorowicach, wyglądają, jak wymarła pustynia). Ofiara z przyrody, którą złożono dla uzyskania bezpieczeństwa przeciwpowodziowego miasta, jest bolesna, ale możliwa do zaakceptowania. Nie można się jednak pogodzić z bezmyślnym niszczeniem drzewostanu i krzewów tylko dlatego, że stanęły na drodze nieprzemyślanych działań inwestycyjnych lub są dokonywane przez pozbawionych skrupułów wandali. W samym Lewinie, bezmyślna polityka powojennych władz miejskich, pozbawionych wyobraźni i szacunku do przyrody, spowodowała, że upadek tętniących niegdyś życiem parków miejskich został przesądzony.
I tak, park nad Nysą Kłodzką za dawnym PGR już nie istnieje. Z niebywałą starannością wyrżnięto stary drzewostan: lipy, dęby i akacje. Kolejny park – ten niedaleko szkoły podstawowej, jeszcze po wojnie tętniące życiem miejsce festynów i zabaw na deskach, wykorzystywany przez szkołę do zajęć wychowania fizycznego – wyjątkowo skutecznie okaleczono. Upadek tego cudownego zakątka zaczął się jesienią 1968 roku, kiedy to pracownicy zakładu oczyszczania miasta z polecenia magistratu zburzyli stojący w centrum na klombie kilkumetrowej wysokości kamienny pomnik. Zrzucili leżącą na cokole dumną lwicę –symbol miasta, której ktoś później urwał głowę. Pylon i pozostałe kamienne bloki porozrzucano. Nie zapomniano w tej sprawie złożyć sprawozdania do Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Brzegu, informując, że w Lewinie Brzeskim żadnych poniemieckich pomników już nie ma. Nadszedł chyba już czas, żeby ten błąd naprawić – lwicę zwrócić miastu i parkowi… Później część parku przekazano pod „małą betoniarnię” i magazyny gazowni. Agonia tego miejsca trwa do dziś. Co jakiś czas ktoś wycina pojedyncze drzewa. Następny i zarazem ostatni to park nad Nysą, za „wodospadem”, w którym rosły rozłożyste dęby wycięte pod budowę „Orlika”. Park ten założył lewiński dobrodziej i budowniczy Hermann Thaler (1850-1917), jeden z najbardziej zasłużonych ludzi w dziejach przedwojennego Lewina. Dla uczczenia jego zasług mieszkańcy nadali zagospodarowanemu z pietyzmem miejscu nazwę Thalerpark. Urządzono w nim aleje spacerowe, wybudowano muszlę koncertową oraz boiska do siatkówki i kosza, a nad rzeką zbudowano przystań kajakową. Niestety, to wspaniałe miejsce dla wypoczynku mieszkańców wskutek braku zainteresowania władz miasta oraz działań wandali zaczęło podupadać. W latach 70. ubiegłego wieku podejmowano bezskuteczne próby odrestaurowania tego miejsca – niektóre aleje zostały nawet zaopatrzone w betonowe obrzeża chodnikowe, które po kilkunastu miesiącach zdemontowano i przeniesiono na Rynek, bo wizerunek władz miasta był ważniejszy od parku.
W 2011 roku Burmistrz Lewina Brzeskiego Artur Kotara podjął katastrofalną dla parku decyzję. W wyniku jej realizacji w parku wybudowano kompleks boisk w ramach rządowego programu „Orlik 2012”, wycinając przy okazji zwarty kompleks drzewostanu z powierzchni 0,7 ha, warty blisko 3 mln zł. Kilkadziesiąt wiekowych drzew, w tym kilka rozłożystych dębów o obwodzie pnia 350 cm i więcej, zostało powalonych, by stać się drewnem opałowym albo surowcem na deski. A przecież wystarczyło pomyśleć i inwestycję zrealizować kilkadziesiąt metrów dalej – na parkowej polanie i terenach i tak wymagających uporządkowania, bo zakrzaczonych i zdewastowanych.
Zgodę na wycinkę drzew na wniosek Burmistrza Lewina Brzeskiego wydał Starosta Brzeski, który w decyzji administracyjnej z dnia 11 września 2011 r. zezwolił wyciąć – w związku z budową boisk na terenie parku – 55 drzew. Na podstawie ustawy o ochronie przyrody naliczył jednocześnie konieczną opłatę za usunięcie drzew w wysokości 2.956.749,36 zł, odraczając obowiązek jej wpłaty przez gminę Lewin Brzeski na okres trzech lat od wydania zezwolenia pod warunkiem zastąpienia usuniętych drzew innymi drzewami. W decyzji Starosta nakazał Burmistrzowi Lewina Brzeskiego nasadzić drzewa i krzewy w parku nad Nysa Kłodzką w ilości co najmniej 290 sztuk w terminie do dnia 30 kwietnia 2013 r. Wydana decyzja zobowiązuje ponadto burmistrza do powiadomienia starosty o wykonaniu tego obowiązku bezzwłocznie, jednak nie później niż do 7 maja 2013 r.
Pomimo nakazu, burmistrz nie wykonał ciążącego na nim obowiązku kompensacji przyrodniczej wyciętych drzew. Podjęte w grudniu 2013 r. czynności w celu realizacji postanowień decyzji starosty miały charakter działań pozornych, bowiem polegały na posadzeniu jedynie 20 drzewek, co w żaden sposób nie może przywrócić równowagi przyrodniczej zdewastowanego parku. Część drzewek posadzono w odległości 3 m od boisk, co zapewne za kilkanaście lat będzie skutkowało kierowanym do Starosty Brzeskiego wnioskiem o ich wycięcie.
Kolejny przykład dewastacji i niszczenia przyrody w gminie Lewin Brzeski można zaobserwować na gruntach wsi Kantorowice na wysokości cmentarza ewangelickiego, nad Nysą Kłodzką. Rośnie tam na powierzchni 4,5 ha ostatni już fragment lasu dębowego, który jeszcze przed wojną rósł po obu stronach rzeki. W minionych latach część drzew została usunięta wskutek robót mających na celu zabezpieczenie Lewina Brzeskiego przed powodzią. Ocalała, niewielka już enklawa dębów szypułkowych jest jedynym w tym rejonie Lewina Brzeskiego skupiskiem tych drzew. Niestety, są one nielegalnie wycinane. W ostatniej dekadzie wycięto w tym miejscu 16 dorodnych dębów szypułkowych, o czym świadczą pozostawione pnie drzew. Część z nich miała obwód 260 cm. Złożyłem w tej sprawie interpelację do Burmistrza z nadzieją na skuteczne zabezpieczenie pozostałych jeszcze dębów przed dalszą wycinką.
Wiele starodrzewów w gminie wycięto również z poniemieckich cmentarzy, które przecież –ze względu na nasze narodowe tradycje – powinny pozostawać pod szczególną troską i być otoczone należytą opieką. Niestety, największe straty zanotowano w tym względzie – co stanowi bolesny paradoks – po podpisaniu przez Józefa Cyrankiewicza i Willy’ego Brandta w roku 1970 układu o współpracy gospodarczej i kulturalnej między PRL i RFN. Realizując jego postanowienia, polski rząd zobowiązał się m.in. do uporządkowania poniemieckich cmentarzy oraz zabezpieczenia przed dewastowaniem miejsc spoczynku przez poszukujące surowca firmy kamieniarskie. W trakcie prowadzonych robót porządkowych oraz budowy ogrodzeń wszelkiego rodzaju złodzieje i wandale mogli już bez obaw, korzystając ze sprzętu mechanicznego, wywozić ścięte drzewa i fragmenty pomników. Takiej zorganizowanej akcji oburzeni mieszkańcy wsi nie byli już w stanie się przeciwstawić ani je przeciwdziałać.
Pastwienie się nad przyrodą, bezmyślne wycinanie drzew, a przez to degradacja środowiska naturalnego, może niedługo i u nas zaowocować tym, czego doświadczyli wcześniej wyspiarze na przepięknej polinezyjskiej Wyspie Wielkanocnej. Bez opamiętania wycinali drzewa, których potrzebowali do transportu kamiennych pomników przedstawiających bóstwa. Doprowadziło to do katastrofy ekologicznej i głodu, gdyż zabrakło im drewna do budowy łodzi, tak niezbędnych do połowów ryb i polowań na morświny. Skończyli marnie – w jaskiniach i norach.
Autor: Ludwik Juszczak
Artykuł ukazał się w styczniowym wydaniu NGO nr 12 (I-II 2014)