Choć słowo „śmieć” nie kojarzy się ładnie, ostatnimi czasy jest ono wyjątkowo często używane. Najpierw słyszeliśmy o „umowach śmieciowych”, które nagłośnił przewodniczący NSZZ „Solidarność” – Piotr Duda wykazując, jak bardzo umowy tego typu są niekorzystne dla pracowników. Teraz słyszymy o tzw. „ustawie śmieciowej”, która rzeczywiście dotyczy śmieci, ale czy aby nie nadawała się do śmieci? Po wnikliwszym przyjrzeniu się sprawie, chyba Polakom znowu wciśnięto coś niekorzystnego.
Temat śmieci budzi wiele emocji i rodzi wiele pytań. Na przykład, jak będzie przebiegać segregacja w praktyce, jak będzie wyglądać wzajemne pilnowanie się, by jeden z lokatorów nie zepsuł pracy całej kamienicy. Cóż z tego, że większość ekologicznie wyedukowanych mieszkańców wrzuci prawidłowo kartony do kartonów, a kubeczki po jogurcie, oczywiście po umyciu, do odpowiedniego pojemnika. Wystarczy jeden, który z lenistwa, złośliwości, bądź ze zwykłej niewiedzy złamie śmieciowe instrukcje, by zniweczyć zbiorowy trud całej kamienicy. Prawdopodobieństwo takiej sytuacji jest bardzo duże, a skutki przewidywalne i groźne – zapłacimy wtedy prawie dwa razy więcej – jak za odpady niesegregowane. Aż strach pomyśleć, jakie sąsiedzkie napięcia wywoła realizacja tej nieżyciowej ustawy. Na pewno z powodu śmieci pojawią się oskarżenia i donosy. W ten sposób do polskiej biedy i bezrobocia dołączy plaga wzajemnej podejrzliwości. Trudno się dziwić, że ludzie się boją zmian, gdy przeczyta się niefortunne sformułowania pism skierowanych do mieszkańców. Jedna z krakowskich spółdzielni mieszkaniowych na drukach deklaracji umieściła takie zdanie: „Koszt wywozu śmieci wzrośnie z kwoty 8,86 złotych na jedną osobę do kwoty 29 złotych, a nawet wyżej, ponieważ mogą dojść jeszcze inne koszty z tytułu dodatkowych usług przy wywozie śmieci”.
Nasuwa się pytanie, kto stanie się beneficjentem nowych regulacji? Mieszkaniec, gmina, czy firma zajmująca się odpadami? Na pewno stracą małe firmy, bo nie spełnią ostrych wymogów stawianych przez ustawę. Do przetargu rozpisanego przez gminę będą mogły stanąć tylko te firmy, które mają co najmniej pięć śmieciarek. Każdy taki pojazd będzie musiał być wyposażony w urządzenia do nawigacji satelitarnej i czujniki zapisujące miejsca wyładunku odpadów. Już tylko wymaganie minimalnej ilości śmieciarek eliminuje małe firmy. W ostatnich latach powstało wiele takich firm. Często były to gminne spółki komunalne. Powoli nauczyły się funkcjonować na rynku śmieci, dając zatrudnienie ok. 35 tys. ludzi. By sprostać obowiązkom, zaciągnęły kredyty na sprzęt, budowę wysypisk i sortowni odpadów. Ledwo zaczął się tworzyć w Polsce zdrowy rynek konkurencyjny, a już dopadła go „ustawa śmieciowa”. Bardziej by go zdławić, niż mu pomóc. Wobec obecnych wymagań, większość małych firm splajtuje powiększając szeregi bezrobotnych. Przetargi wygrają duże profesjonalne firmy – najczęściej zagraniczne, które w przetargach będą mogły zaproponować niskie ceny. To one w większości gmin przejmą kompleksową gospodarkę odpadami. W wielu polskich miastach i wsiach utworzyły już swoje przyczółki. Na przykład firma niemiecka Remondis działa już w 41 polskich miastach, na terenie dwunastu województw, a firma francuska – Veolia posiada swoje oddziały w Krakowie, Tychach, Wrocławiu i Warszawie. Już teraz firmy te górują nad rodzimymi firmami. Dysponują nowoczesnym sprzętem, posiadają własne spalarnie, zakłady segregacji i utylizacji odpadów. Nowa „ustawa śmieciowa” stworzy im warunki do rozwinięcia skrzydeł w Polsce. UE jest hojna w przydzielaniu dotacji na proekologiczne cele. Skorzystają te firmy, które wygrają przetargi, czyli w większości duzi zagraniczni gracze. Nowa ustawa śmieciowa sprawi, że nie będą już musiały zajmować się żmudną papierową robotą i kontaktami z tysiącami mieszkańców. Gmina będzie jedynym podmiotem, który przejmie ten niewdzięczny obowiązek, włącznie z kontrolą, naliczaniem opłat, windykacją należności, naliczaniem kar. Nowa ustawa zapewni firmom zajmującym się profesją śmieciową pewne dochody i odcięcie od bezpośrednich kontaktów z producentami śmieci. Gmina straci, bo będzie musiała czuwać nad prawidłową gospodarką odpadami na swoim terenie. Przybędzie jej obowiązków i nowych urzędników do obsługi śmieciowej działalności.
Jeżeli spojrzy się na śmieciowy problem w szerszym kontekście europejskim, nasuną się ciekawe spostrzeżenia. Na Zachodzie potrzeba szukania taniego źródła energii elektrycznej i cieplnej spowodowała wybudowanie elektrociepłowni opartych na spalaniu śmieci. Tani surowiec energetyczny, jakim są śmieci, spowodował że w bogatych państwach europejskich zapanował boom na tego typu instalacje. Dla przykładu, w rejonie Oslo wybudowano ponad 400 spalarni. Sytuacja ta doprowadziła do paradoksu, bo na Zachodzie zabrakło śmieci do spalania. Łączna wydajność istniejących spalarni wynosi 700 mln ton, podczas gdy „Zachód” produkuje rocznie „zaledwie” 150 milionów ton śmieci. Przydałoby się go zatem skądś przywieźć. A czemu by nie z Polski?
Polska ma zwyczaj wdrażania przepisów, które na Zachodzie tracą już swoją aktualność. Zaczniemy segregować odpady, podczas, gdy w Niemczech myśli się już o tym, by odstąpić od segregacji odpadów. Przy wysypiskach śmieci wybudowano fabryki, które automatycznie segregują, neutralizują i wykorzystują śmieci. Jesteśmy, jak zwykle, mało sprytni. Na przykład sprowadzamy tanie wyroby z zagranicy często w jednorazowym nieekologicznym plastikowym opakowaniu – np. owoce i warzywa z Grecji, a sami eksportujemy nasze towary w opakowaniach biodegradowalnych wg wysokich wymagań importerów. Aż prosi się skomentować postawę Polski słowami znanego powiedzenia: „Dlaczegoś biedny? Boś głupi!
Autor: Marcin Keller, za „Aspekt Polski” nr 187
Sprawa smieci,jest tak prosta do rozwiązania, a nasi politycy zagmatwają, skomplikują,wymieszają i to samo samorządy robią. Śmiechu warte. Ale oni za to „konfekcjonowanie” duze pensje biorą. Cóz, rozumu nie mają.