Na początku działalności słyszałem, że w mojej miejscowości w ogóle nie opłaca się nic robić, bo ludziom się nie chce, potem słyszałem, że nie ma sensu zakładać takiej organizacji, bo ludzi to nie interesuje- z Piotrem Stankiewiczem, naczelnikiem Korporacji Zbrojnej, rozmawiał Maciej Kałek.
Skąd zrodziła się idea na stworzenie Korporacji Zbrojnej?
Pytanie dobre i trudne. Idea ta dojrzewała we mnie bardzo długo, w sumie 5 lat i ciężko to będzie streścić w kilku słowach, no ale nie ma rzeczy niemożliwych Między innymi ten pogląd właśnie przyczynił się do powstania KaZetu. Ciągle słyszałem, że w tym kraju się nic nie da. W ciągu roku pokazałem, że się da. To jednak nie był ani początek, ani kluczowa sprawa. W bardzo dużym skrócie z jednej strony widziałem, że ludzie w naszym kraju są bezbronni i w razie wojny nikt im nie pomoże, a zamiast tylko o tym ględzić postanowiłem to po prostu zmienić. Z drugiej strony natomiast widziałem, że taka forma aktywności dla młodych ludzi bardzo uczy moralności i pomaga przygotować się na wiele trudności napotykanych w zwykłym życiu. W trudnych warunkach bardzo szybko kończy się udawanie, racjonalizowanie, zwalanie winny na innych, a słabości bardzo szybko wychodzą i trzeba sobie z nimi poradzić, a taryfy ulgowej brak. Stąd też połączenie masowej organizacji paramilitarnej i wychowania w duchu Cywilizacji Łacińskiej gdzie moralność jest najważniejsza i uznaje się istnienie prawdy obiektywnej.
W jaki sposób chcecie realizować dwa swoje postulaty, zawarte zresztą w opisie waszej strony na fb: stworzenie struktur Obrony Terytorialnej w całym kraju i patriotyczne wychowanie młodzieży w duchu Cywilizacji Łacińskiej?
Pierwszy poprzez werbunek i szkolenie do prowadzenia walki nieregularnej, czyli partyzantki. Do wyszkolenia partyzanta potrzeba znacznie mniej sprzętu i funduszy, a każdy strateg może potwierdzić, że na zwalczenie partyzantki potrzeba znacznie większych sił niż do pokonania armii regularnej. Chodzi tu o stosunki sił. Do zwalczenia regularnej armii potrzeba sił minimum 3 razy większych. Do zwalczenia partyzantki potrzeba sił minimum 34 razy większych.
Jeżeli chodzi natomiast o drugi nasz cel, czyli wychowanie w duchu cywilizacji łacińskiej to przede wszystkim staramy się dawać przykład oraz rozmawiać z młodzieżą, bo bardzo często jest po prostu olewana czy to w domu czy w szkole. Do tego dochodzi tłumaczenie teorii cywilizacji Feliksa Konecznego. Najważniejszy jest jednak przykład i właśnie zwykła rozmowa. Młodzi ludzie mają swoje problemy, obawy, często dramaty, a często nie mają kogoś z kim najzwyczajniej w świecie mogliby o nich pogadać, nie mówiąc już o doradzeniu czegoś wartościowego. Smutne jest to, że w większości domów rodzice traktują swoje dzieci (a raczej młodzież wkraczającą w dorosłość) tak jakby najchętniej wyłączyliby je pilotem, a młodzi ludzie wkraczający w dorosłość głównie mają kontakt z antywartościami i promowanymi patologiami.
Dlaczego właśnie „cywilizacja łacińska“, a nie np. „naród“, „lud“? Czy chodzi o jakieś pokazanie swojego uniwersalnego oblicza?
Lud jest częścią narodu, a nasz naród częścią cywilizacji łacińskiej Nie chcemy też zawężać się jako organizacja do jednej ideologii W Korporacji Zbrojnej są ludzie o naprawdę różnych poglądach, od centrowców i apolitycznych, aż po libertarian, narodowców, ultrakonserwatystów i wielu innych Jesteśmy więc jak to ująłeś, dość uniwersalni Praktyka również pokazała, że niezależnie od tego jaka obowiązywała ideologia, póki gdzieś funkcjonowała cywilizacja łacińska to dane ludy, narody, czy państwa rozwijały się pod każdym względem. Tam gdzie od tego odchodzono, tam zaczynało się źle dziać. W przytłaczającej większości przypadków ze względu na odejście od moralności.
Czy nie boicie się, że zostaniecie wzięci za „bojówkę prawicy“?
Takie oskarżenia będą zawsze. Biorąc pod uwagę argumentację takich twierdzeń z reguły jest się po prostu z czego pośmiać. Interesuje nas bardziej stan faktyczny, niż czyjaś opinia. „Po owocach ich poznacie”. Ludzie wychodzący z takiego założenia nas nie krytykują. No i raz usłyszałem, że jesteśmy bojówką lewacką. Chociaż rekord padł jak pewien jegomość próbował mnie przekonywać, że nasza działalność jest nieistotna bo „ważą się losy galaktyki, a kosmiczne wibracje miłości…” czy coś w tym guście. (śmiech) Nie pozostało mi nic innego jak odpowiedzieć temu panu, że chwilowo nie prowadzimy programu kosmicznego, ale jak coś w tej kwestii ruszy to się odezwiemy.
Stwierdzacie w swoim „Podręczniku Adepta KZ“, że chcecie walczyć nie „z“ kimś, ale „o“ coś… mógłbyś rozwinąć, o co chodzi w tej myśli?
Ten kawałek o walce jest bardziej filozoficzny niż rzeczywiście dotyczący walki w rozumieniu militarnym. W bardzo dużym skrócie chodzi o to by działać konstruktywnie, a nie destrukcyjnie. Tworzyć coś dobrego. Sam KaZet jest przykładem takiej walki. Mogłem całymi latami walczyć z rozbrajaniem Polski, albo walczyć o to by Polacy byli bezpieczni. Efekt? W walce „z” pewnie ograniczyłby się do tego, że opublikowałbym parę krytycznych tekstów, po przeczytaniu których i ponarzekaniu w komentarzach nikt nic by nie zrobił. W walce „o” w rok, zaczynając całkowicie od zera sprawiłem, że potencjalny agresor musi tu przysłać dodatkową brygadę (3400 żołnierzy). Wojny jeszcze tym nie wygrałem, ale potencjalnemu agresorowi dzień zepsułem. Przykłady można mnożyć bez końca, a sam temat jest na tyle obszerny, że wystarczyłby na całkiem obszerną książkę
No dobrze, to w zasadzie – ile macie obecnie oddziałów?
Korporacja Zbrojna liczy obecnie 18 oddziałów, pracujemy nad czterema następnymi. Rozwijamy się natomiast na tyle szybko, ze w chwili opublikowania tego tekstu będą to pewnie informacje nieaktualne.
A kogo macie w swoich szeregach? Tylko młodzież?
Nie tylko. Korporacja Zbrojna to inicjatywa, która łączy pokolenia. Najmłodsi członkowie mają lat 15, najstarsi 50. Są wśród nich ludzie z doświadczeniem z różnych grup paramilitarnych, z dawnej jednostki desantu morskiego w Lęborku, z CBA, wieloletni działacze „Solidarności”, młodzi działacze i aktywiści z różnych stron sceny politycznej, publicyści, studenci Akademii Obrony Narodowej czy Wojskowej Akademii Technicznej, psycholodzy, do tego utalentowani konstruktorzy… ciężko tak wszystko za jednym razem wymienić.
To ilu członków chce zyskać Korporacja Zbrojna, byś powiedział: „udało się!“?
Wszystkich możliwych Będę wstępnie zadowolony jak osiągniemy najpierw 100 000 , a potem 350 tysięcy. Nie oznacza to jednak, ze wtedy przestaniemy się rozwijać i rozrastać. Zawsze będzie coś co będzie można zrobić jeszcze, a do tego będą potrzebni kolejni ludzie.
Wiesz, pewne osoby na pewno zarzucą wam „porywanie się z motyką na słońce“…
Gdybym pytał ludzi co o tym sądzą to nigdy bym nie zaczął. Znowu „Po owocach ich poznacie”. Na początku działalności słyszałem, że w mojej miejscowości w ogóle nie opłaca się nic robić, bo ludziom się nie chce, potem słyszałem, że nie ma sensu zakładać takiej organizacji, bo ludzi to nie interesuje, bo już są inne, bo nic się nie da zrobić… Jak na razie udaje mi się zakładać ponad 2 oddziały w miesiącu (zacząłem promować Korporację Zbrojną w internecie 8 miesięcy temu), co sprawia, że jesteśmy najszybciej rozwijającą się organizacją tego typu w Polsce. Do tego rozwijamy się coraz szybciej, a poszczególne oddziały zyskują coraz to nowych członków. Tak więc, co by kto nie mówił praktyka pokazuje, że nie jest to oderwane od rzeczywistości. Sam ten wywiad to potwierdza. Gdy 14 miesięcy temu postanowiłem ruszyć z działalnością to miałem mniej-więcej buty, moro, oporządzenie i paczkę fajek w kieszeni oraz pomysł w głowie. Dziś wypowiadam się jako przywódca prężnie rozwijającej się, ogólnopolskiej organizacji.
Jakieś plany korporacji na najbliższą przyszłość? Spotkanie? Zjazd? Rajd?
Przede wszystkim duża akcja promocyjna w okresie wrzesień-październik. Poza tym będziemy mieli w ciągu tych dwóch miesięcy jeden wyjazd szkoleniowy, gdzie członkowie KaZetu będą uczyć się między innymi zielonej (leśnej) taktyki, survivalu i strzelania dynamicznego z wykorzystaniem replik ASG. Czy będziemy tam uczyć nowych członków czegoś jeszcze będzie zależało jak wyrobimy się czasowo. W czasie tego wyjazdu będziemy również pomagać przy organizacji pewnej imprezy militarnej dla miejscowych członków Związku Harcerstwa Polskiego.
Dziękuję więc za wywiad, a waszej grupie życzę wytrwałości.
To ja dziękuję.
Świetna formacja.Jak najbardziej słuszne jest szkolenie młodych i to do partyzantki.Życzę powodzenia we wszelkich działaniach.Bo szkoła nie nauczy obrony.Bo rodzice też nie nauczą obrony.Bo państwa zatraciło swoj obowiązek chronienia ludności cywilnej.Bardzo dziękuję.
Przepraszam ale mam pytanie, po co w Polsce partyzantka? Czy toczymy z kimś wojnę? Czy obecnie w Europie jest jakiś konflikt zbrojny? Czy są kraje, które rozbudowują siły zbrojne.? Bo np. Federacja Rosyjska to ma siły zbrojne na poziomie sprzed 30 lat a ich najnowsze wynalazki (np. Su-34) to chyba i za 20 lat nie osiągną zamierzonej ilości, a każdy kolejny różni się od poprzedniego.
Z kim więc walczyć, bo chyba nie z rodakami? Polacy dzięki Bogu poza latami 1945 – 47 uniknęli wojny domowej.
Panie „nowy” – pytanie „po co partyzantka” jest o tyle dla mnie niezrozumiałe, że:
a) w przypadku wszelkich powstań, wszelkich działań partyzanckich wychodziły braki ludności w obsłudze bronią etc. Były nieraz źle przygotowane. Dlatego warto szkolić się, póki szkolić się możemy.
b) pytanie o to, po co się szkolić, jest bez sensu z punktu widzenia słabości naszej armii. W chwili obecnej Rosja nie potrzebuje ultranowoczesnej armii, skoro nawet tak mały kraj, jak Białoruś ma 75 000 żołnierzy (a jest o wiele od nas mniejsza) – my natomiast mamy mniej, jak 100 000 żołnierzy w tym masę stopni wyższych od faktycznej siły zbrojnej naszego państwa (ciekawostką jest to, że mamy blisko 500 000 urzędasów… sic!). Jesteśmy słabi, więc siłą obronną państwa będą nie tylko wojska;
c) w każdym normalnym kraju demokratycznym istnieją milicje obywatelskie, oraz grupy paramilitarne, które zajmują się uczeniem się strzelać. Takie grupy jak KaZetka w USA to normalność. Nikt nie pyta „po co”;
d) „Nie wiem już, czy wojna to przerwa w czasie pokoju, czy też pokój jest przerwą w czasie wojny” ;) Pokój jest bardzo niestały. Nie zalecam patrzeć na opinie ekspertów. Ci sami eksperci zapominają totalnie o tych faktach:
„Na wrzesień zaplanowane zostały manewry „Zachód 2013”, w trakcie których ćwiczone mają być scenariusze zakładające atak na terytoria krajów bałtyckich oraz… prewencyjny atak jądrowy na Warszawę.” – w marcu nagłośnia PiSu (niezalezna.pl) mówiła tak.
A teraz mówią media (i to też na portalach lewackich):
„Michaił Aleksandrow, rosyjski ekspert z Instytutu Wspólnoty Niepodległych Państw w Moskwie, jasno sugeruje, że Rosja powinna uświadomić Zachód, iż za agresję wobec Syrii trzeba zapłacić wysoką cenę. Podpowiada nawet, że najlepszym sposobem jest użycie broni jądrowej oraz zajęcie przez Rosję krajów bałtyckich.”
Pozdrawiam!
@ P.nowy. Dobre pytanie zadałeś.Wiec ja, pod pojeciem partyzantki rozumie wszechstronne ćwiczenie młodych rodaków. Najpierw to uczyć aktywności, która uczy moralności i pomaga przygotować sie na wiele trudnosci napotykanych w zwykłym życiu. W trudnych warunkach, jak pisze autor artykułu, bardzo szybko kończy się udawanie, zwalanie winy na innych a słabości bardzo szybko wychodzą i trzeba sobie z nimi poradzić.
Autor ma racje,co w chwili obecnej na scenie politycznej widzimy . a na sobie i rodzinach testujemy. To są słabe nowalijki, a nie mocni politycy. nb.mężczyżni. Popieram wszelka forme mądrej ,zorganizowanej ,wychowujacej formacji. W tych sprawach rola nauczycieli sie zakończyła,że wspomnę przedmioty w szkole jak :Przysposobienie obronne,ze strzelaniem włącznie ,pomocy sanitarnej, terenowe podchody w ramach cwiczeń itp zajęcia.Tym sposobem pokolenie 50+ radzi sobie w zyciu, rozwiązuje problemy,gdy politycy nie przeszkadzaja.
Podwójnie budujący artykuł. Uważam, że tworzenie takich oddziałów to wspaniała sprawa, a co najistotniejsze – budzimy się jako społeczeństwo. Robimy to, czego państwo nie robi. Mamy rządy głupców i w tej sytuacji jako naród sami przejmujemy oddolnie inicjatywę.
@nowy
Zadajesz dziwne pytanie. Kobieta, która już trochę przeżyła, lepiej rozumie sprawy, które są raczej domeną facetów -:) No ale jeśli „nowy” oznacza również nowicjusza w życiu, to można to jeszcze zrozumieć i pewne rzeczy wytłumaczyć. Tyle, że najpierw mały pstryczek w nos:) => po roku 1944 i w latach następnych, wojna domowa to może i była ale dla ludzi pokroju płk.Wałacha i innych sowieckich służalców. Dla Polaków była to walka z okupantem o odzyskanie niepodległości.
Uważasz, że partyzantka ma sens jedynie w wypadku prowadzenia wojny? No w zasadzie słusznie…. Tylko o tym mysli się wcześniej, a nie jak już działania wojenne trwają. Na szczęście mamy pokój, ale jak jest pokój trwały to dowodzi historia. Myśląc Twoimi kategoriami można zadać pytanie: po co nam wojsko. Skąd bierze się partyzantka w czasie działań wojennych? Z rozproszonych oddziałów wojskowych , z ludności cywilnej nie mogącej w inny sposób walczyć w sytuacji kiedy praktycznie armia nie istnieje. Co świadczy o skuteczności partyzantki, o jej przydatności do walki i wreszcie o tym jak sami potrafią ochronić swoje życie? WYSZKOLENIE. Jakie wyszkolenie mają dzisiejsi chłopaczkowie w „rurkach” którzy życia wojskowego na oczy nie widzieli? Jakie wyszkolenie bojowe mają chłopacy, którzy ostatnio w wojsku byli kilka miesięcy? Oni nawet odpowiedniego obycia z bronią nie mają, a co dopiero mówić o innych sprawach. Jeśli w wypadku nagłego zagrożenia chłopacy ci poczuliby werwę walki i „poszli w las” to uchowaj mnie Panie dowodzić takimi. Sami by się pozabijali :) Dlatego to co robi P.Stankiewicz uważam za coś wspaniałego. To znakomita alternatywa dla LOK-u bo uczy innych potrzebnych rzeczy w sytuacji kiedy wielu chłopaków przeszkolenia wojskowego nigdy nie zdobędzie. Może i z Twojej pozycji jest to bzdurne i niepotrzebne w warunkach pokoju. No cóż….. w razie konfliktu zbrojnego zawsze możesz z panienkami gotować zupe w leśnym wojskowym kociołku i schronić się pod opieką tych wyszkolonych chłopców -:) Tyle, że co innego wymaga się od kucharza w restauracji, a co innego od kucharza w wojsku. Oprucz władania nożem i widelcem musi dobrze strzelać.
PS.
A tak na marginesie, to jeszcze nie tak dawno miałem styczność z takim „przeszkolonymi” żołnierzami. Jeden tłumaczył się, że był kucharzem, a drugi zawodowy żołnierz, który po roku przeszedł (chyba po znajomości) do innej służby, stwierdził że w wojsku miał Beryla i nie wie co z kałasznikowem ma robić przy załadowaniu amunicji…. Kucharzowi, za którym stałem na strzelnicy w porę wytrąciłem broń, bo zabiłby kolegę strzelającego obok niego. To są zasady posługiwania się bronią, króre niektórzy chłopcy mają wpojone od dziecka. Ja mając 10 lat nigdy nie kierowałem pistoletu zabawki, a potem broni sportowej w czyimś kierunku. O broni ostrej już nawet nie wspomnę.