1. Wczoraj podczas kolejnej „gospodarskiej” wizyty tym razem na terenie specjalnej strefy ekonomicznej w Łowiczu (woj. łódzkie), premier Tusk spotkał się z przedstawicielami wszystkich specjalnych stref ekonomicznych w Polsce.
Poinformował ich o przedłużeniu działania wszystkich stref ekonomicznych w Polsce do roku 2026, choć o podjęciu takiej decyzji mówił już blisko miesiąc temu podczas ostatniego tygodnia kampanii wyborczej w Elblągu.
Ogłoszenie wtedy przedłużenia działania stref miało pomóc kandydatce Platformy wygrać wybory na prezydenta Elbląga, ponieważ na terenie tego miasta znajduje się taka strefa i wprawdzie nie cieszy się jakąś nadzwyczajną popularnością ale paru inwestorów do tej pory przyciągnęła.
Ta decyzja rządu, a także obiecanie kilku inwestycji drogowych i kolejowych, a nawet nowego budynku sądu, jednak kandydatce Platformy nie pomogły i ostatecznie wybory wygrał kandydat Prawa i Sprawiedliwości.
2. Premier Tusk nie ma specjalnie „armat”, żeby móc solidnymi „wystrzałami” informować opinię publiczną, że jednak rządzi w Polsce, więc zdecydował się zorganizować spotkanie z szefami wszystkich stref ekonomicznych i po raz drugi ogłosić decyzję, która została podjęta miesiąc wcześniej.
Przy okazji zdecydował się na ogłoszenie końca kryzysu w Polsce, stwierdzając stanowczo na konferencji prasowej „ewidentnie wszyscy czujemy, że kryzys się kończy”.
Wspomniał także, „że wprawdzie w tym roku mamy poważne problemy z dopięciem budżetu ale jednocześnie na nowo chcemy rozpędzić gospodarkę”.
3. Nie bardzo wiadomo na jakiej podstawie premier Tusk ogłosił koniec kryzysu, być może zdaniem jego doradców taką podstawą może być lipcowy odczyt tzw. wskaźnika wyprzedzającego koniunktury (PMI), który po raz pierwszy od kilkunastu miesięcy przekroczył 50 pkt. i wyniósł 51,1 pkt.
Wydaje się jednak, że budowanie na jednym wskaźniku (i to opartym na przewidywaniach ) tak zdecydowanych tez, świadczy tylko o kompletnej bezradności premiera i jego doradców, w sytuacji zapaści gospodarczej do której sami doprowadzili.
Ponadto widać wyraźnie, że rozsypał się budżet na 2013 rok i tak naprawdę mimo zapowiedzianego zwiększenia aż o 16 mld zł deficytu budżetowego, konieczne będzie cięcie wydatków o przynajmniej 8,5 mld zł (w tym głównie wydatków o charakterze majątkowym), co przecież nie będzie sprzyjało rozwojowi.
4. Szczególnie dziwacznie zabrzmiało stwierdzenie premiera Tuska, że jego rząd chce na nowo rozpędzić gospodarkę.
Po pierwsze gdyby nie fundamentalne błędy w polityce gospodarczej popełnione w 2012 roku, to najprawdopodobniej nie byłoby spowolnienia wzrostu PKB prawie do zera i nie trzeba by było teraz gospodarki na nowo rozpędzać.
Poza tym jak już wspomniałem rząd nie ma „armat”. W całym 2013 roku mamy wyraźny „dołek” związany z inwestycjami publicznymi, co wytknęła nam nawet Komisja Europejska.
I niestety ten „dołek” prędko nie zamieni się w „górkę” inwestycyjną. Środki z nowej unijnej perspektywy finansowej 2014-2020, większą falą pojawią się w naszej gospodarce jak dobrze pójdzie dopiero w roku 2015.
Natomiast zapowiedziana blisko rok temu przez premiera Tuska koncepcja z wehikułem inwestycyjnym czyli spółką Polskie Inwestycje, która miała rozruszać inwestycje, jak widać jest realizowana w najlepszym stylu „fachowców” z Platformy.
Najpierw rozdanie posad „bliskim i znajomym królika” (jak w przypadku dwóch spółek, które mają budować elektrownię atomową), a później będziemy się rozglądać za projektami, które należałoby wesprzeć ale najlepiej byłoby, żeby to były projekty firm „naszych kolegów”.
Wygląda więc na to, że premier Tusk próbuje zaklinać rzeczywistość „gospodarczą”, ponieważ coraz częściej grunt pali mu się pod nogami.
Zbigniew Kuźmiuk
Poseł PiS
hahahahahhahaha, jedno kłamstwo więcej, jedno mniej, jaka to różnica :) :)