Patelski: Lwowianie pod Tyszowcami – maj 1863 r. Zapomniany epizod z dziejów Powstania Styczniowego*

Niezależna Gazeta Obywatelska2

dr Mariusz PatelskiZ chwilą wybuchu powstania istniejący w Królestwie podział na białych i czerwonych, utrwalił się także na gruncie galicyjskim. We Lwowie o względy społeczeństwa rywalizowały dwa komitety. Czerwoni – bazowali głównie na studentach i inteligencji. Ruch ten skupiał takie postacie jak: gen. Edmund Różycki, Jan Sawicki, publicysta Jan Dobrzański oraz poeta Kornel Ujejski. Czerwoni z czasem utworzyli we Lwowie Komitet Bratniej Pomocy. Biali, popierani zwłaszcza przez środowiska ziemiańskie, skupieni byli w Komitecie Galicji Wschodniej, na czele którego stali: Franciszek Smolka (który wkrótce wycofał się), Florian Ziemiałkowski i ks. Adam Sapieha. Czerwoni, jak mówiono, mieli chęć do walki ale brakowało im pieniędzy, biali dysponowali funduszami, początkowo jednak przyjęli postawę wyczekującą, licząc na wsparcie mocarstw zachodnich, zwłaszcza Francji – Napoleona III.

Przygotowania powstańcze we Lwowie i okolicy

Od strony wojskowej przygotowaniami powstańczymi kierował we  Lwowie gen. Józef Wysocki, mianowany przez Rząd Tymczasowy naczelnikiem wojskowym ziem ruskich. Jego głównym zadaniem miało być skoncentrowanie wszystkich sił dla wsparcia powstania na Ukrainie i ewentualne wspomożenie działań w Lubelskiem. Faktycznie, Wysocki nie spełnił pokładanych w nim nadziei; historyk i największy znawca historii powstania – Stefan Kieniewicz pisał o generale: „organizator niedołężny, dowódca pozbawiony autorytetu, coraz to zmieniał decyzje i w rezultacie nie wspomógł ani Rusi ani Lubelskiego”.

Aktywną rolę w szerzeniu powstańczej propagandy spełniało we Lwowie zwłaszcza środowisko akademickie, które żywo reagowało na wydarzenia rozgrywające się w Królestwie. Aktywni byli studenci wszystkich trzech uczelni: Uniwersytetu Lwowskiego, Akademii Technicznej oraz Wyższej Szkoły Rolniczej w Dublanach. Z tych środowisk oraz z szeregów młodzieży gimnazjalnej wyszli też pierwsi ochotnicy do powstania.

Po dłuższym wyczekiwaniu, ostatecznie przywódcy Komitetu Galicji Wschodniej podjęli decyzję o wsparciu powstania i w tym celu zamierzali zorganizować oddział, który miał zostać wysłany na Wołyń. Na czele oddziału stanął były oficer austriackiej artylerii mjr Jan Żalplachta pseudonim Zapałowicz, który wcześniej brał udział w potyczkach powstańczych jako dowódca batalionu w partii płk. Jana Czachowskiego. Decyzję kiedy oddział ma wyruszyć w pole oraz na jakim kierunku ma działać zależała jednak od gen. Wysockiego, który miał ambicje, by poprowadzić większe siły na Wołyń.

Wieść o decyzji Komitetu zelektryzowała lokalne sfery miejskie jak i okoliczne ziemiaństwo. Do powstania garnęła się zwłaszcza młodzież wychowana w kulcie poprzednich powstań. Wkrótce, wysiłkiem dwu blisko spokrewnionych rodzin ziemiańskich: Jordan Rozwadowskich i Obertyńskich, sformowano oddział kawalerii liczący 70 koni, który miał być włączony do partii Zapałowicza. W jego skład weszli liczni przedstawiciele obu rodzin: Tomisław, Tadeusz, Bartłomiej i Bolesław Rozwadowscy oraz Jan, Kazimierz, Zdzisław i Feliks Obertyńscy. Do oddziału zaciągnęli się ponadto: Włodzimierz Czerkawski, Stanisław Gostyński, Mieczysław Herman, Władysław Nanowski, Ludwik Ostrowski, Ernest Poten (późniejszy generał armii austriackiej), Józef Puchalski, Mikołaj Torosiewicz, Karol Wróblewski, Tadeusz Wasilewski oraz W. Younga. Z racji licznych powiązań rodzinnych formację nazwano „oddziałem rodzinnym Rozwadowskich”.

Zalplachta Zapalowicz JanW maju 1863 r. Komitet lwowski ponaglany żądaniami z Królestwa postanowił przyspieszyć akcję mjr. Żalplachty Zapałowicza. Ochotnicy z Galicji mieli wesprzeć oddział gen. Antoniego Jeziorańskiego, który od końca kwietnia walczył dzielnie z Moskalami w Lubelskiem, bijąc ich m.in. pod Kobylanką przy granicy z Galicją. Wymarsz oddziału Zapałowicza był jednak, dłuższy czas, wstrzymywany przez gen. Wysockiego, który dopiero po bitwie Jeziorańskiego pod Kobylanką zgodził się posłać z pomocą Oddział Lwowski – jak go oficjalnie nazywano. 7 maja Zapałowicz dostał też od gen. Wysockiego rozkaz udania się ze swymi siłami do województwa lubelskiego.  Natychmiast podjęta koncentracja oddziału nie do końca się powiodła. W wyniku zarządzeń władz austriackich, pierwotny rejon koncentracji został przeniesiony z lasów cewkowskich w rejon Huty Różanieckiej i Rebizant. Zmiany te, w połączeniu z krótkim czasem przeznaczonym na zebranie wszystkich sił,  spowodowały, że z planowanych 450 ludzi piechoty stawiło się 300 ochotników, kawaleria stopniała natomiast z 70 do 32 szabel.

Ochotnicy Lwowskiego Oddziału

Mimo licznych niedogodności, nastrój wśród ochotników panował doskonały. Zofia Romanowiczówna, pełniąca wówczas m.in. rolę kurierki powstańczej,  wspominała po latach: „W maju d. 14., z matką moją, panną Felicyą Wasilewską i kilku innymi paniami i pannami, znalazłam się na łąkach nad Tanwią, stanowiącą tam granicę od rosyjskiego zaboru, nieopodal Rudy Różanieckiej. Przez srebrną wstęgę rzeki, przez koronki krzewów patrzyliśmy na chłopców naszych, nie bardzo umundurowanych ni uzbrojonych – Bronią wtedy była bezmierna miłość do Ojczyzny, zapał i odwaga. Nad czołem błyszczał u każdego srebrny orzełek, ale świetniejszym blaskiem płonęły ochy i czoła… »Jeszcze Polska nie zginęła!« zaśpiewali potężnym chórem, a potem w marszu: »Co to za gwar«…”. Miejsce zbiórki nie było przypadkowe. Ruda Różaniecka należała bowiem do „barona [J.] Brunickiego »szczerego patrioty«, który potrafił utrzymywać dobre stosunki z wojskiem austriackim, tak że patrzono przez palce na zjeżdżających się  ciągle powstańców, znoszoną broń, itd. W gościnnym tym domu przez cały dzień nie zbierano nakrycia ze stołów, przy których co chwilę ktoś przysiadał, zwłaszcza że oprócz powstańców przybywali i organizatorowie i kobiety, bądź przywożące coś dla oddziału, bądź pragnące zobaczyć jeszcze i pożegnać swoich”.

Powstancy Styczniowi Tadeusz i Tomislaw Rozwadowscy oraz Franciszek SzymanowskiZebrane siły – tzw. Oddział Lwowski, zwany też „oddziałem Jasia” zostały zorganizowane na wzór wojskowy. Kawalerią dowodził rtm. Tomisław Rozwadowski, jego zastępcą został rtm. Jan Obertyński (obaj byli eksoficerami austriackimi i weteranami spod Solferino), funkcje wachmistrzów objęli N. Czerkawski i N. Jugan. Ułani byli doskonale uzbrojeni. Na wzór austriacki, posiadali pałasze i rewolwery, a połowa także lance. Nowoczesne uzbrojenie posiadali także piechurzy wyposażeni w belgijskie sztucery z bagnetami – zakupione m.in. z funduszy „czerwonego księcia” – Adama Sapiehy.

Piechota, wchodząca w skład partii Zapałowicza, podzielona była na 4 kompanie: „Gwardyjską” dowodzoną przez Tymona Kniaziołuckiego (a wedle niektórych źródeł przez Kazimierza Zbyszewskiego) oraz trzy strzeleckie. Na czele pierwszej, złożonej z młodzieży studenckiej i samborza, stanął kpt. Soter (Stanisław?)  Biliński. Kompanią drugą dowodził Meliton Menkes-Menczyński (względnie Trylowski), a trzecią kpt. Aleksander Ubysz. Wszyscy powstańcy zostali odziani w szaraczkowe rogatywki z żółtymi lampasami. „Oddział Lwowski” posiadał ponadto własnego lekarza, którym został dr Juwenal Niewiadomski. Wśród ochotników, którzy przyłączyli się do wyprawy Zapałowicza nie zabrakło różnych barwnych postaci. Funkcję adiutanta dowódcy pełnił, znany później polityk i organizator Stronnictwa Ludowego, dr Karol Lewakowski; w szeregach powstańczych znalazł się także Tadeusz Romanowicz (brat wspomnianej Zofii Romanowiczówny), po powstaniu znany publicysta oraz założyciel i redaktor „Nowej Reformy”. Dowódcą plutonu w 3. Kompanii był natomiast Alfred Deyma – później naczelny dyrektor kolei państwowych w Galicji. W piechocie przeważała młodzież, głównie studenci Uniwersytetu Lwowskiego, Akademii Technicznej i Wyższej Szkoły Rolniczej w Dublanach (przez współczesnych określani jako: akademicy, technicy i dublaniści), a także młodzi rzemieślnicy i czeladnicy oraz gimnazjaliści ze Lwowa i Sambora. W kawalerii dominowała natomiast szlachta, zatrudnieni w majątkach ziemskich oficjaliści oraz chłopi z Bełzkiego i Złoczowskiego.

Szlak bojowy oddziału Zapałowicza

Marcin_borelowski13 maja powstańcy przekroczyli granicę austriacko-rosyjską na rzece Tanwi. Tu do oddziału dołączył płk Marcin Borelowski „Lelewel”, pełniący funkcję przewodnika z zadaniem „rozpoznania rozłożonych po kraju magazynów i władz R[ządu] N[arodowego]”. Ponieważ dwa dni wcześniej pod Hutą Krzeszowską został rozbity oddział gen. Jeziorańskiego, Zapałowicz zmuszony został do zmiany planów i postanowił „odepchnąć się w głąb kraju” i dalej „przerżnąć się na Wołyń”. Następnego dnia w okolicy Oseredka, do Oddziału Lwowskiego przyłączył się Jan Czerwiński z partią liczącą około 600 ludzi, z czego połowa nie posiadała uzbrojenia. W oddziale Czerwińskiego wyróżniał się oddział włościan podlaskich – kosynierów pod dowództwem mjr. Pawła Porady (Parady) sołtysa z Godziszowa oraz złożona z najmłodszych ochotników formacja tzw. „ptaszników” – strzelców wyposażonych w lżejsze karabiny – przeważnie dubeltówki zwane „lepażówkami”.

Inicjatywa połączenia obu oddziałów wyszła najprawdopodobniej ze strony Lelewela Borelowskiego. W ten sposób chciał on wzmocnić powstańcze zgrupowanie, przeciw któremu Rosjanie wysłali, z okolic Majdanu Sopockiego, kolumnę wojskową liczącą około 1200 żołnierzy i dwa działa. Sam Borelowski odłączył się od Oddziału Lwowskiego i z niewielką partią przebywał nad granicą w oczekiwaniu na broń z Galicji dla zgłaszających się licznie ochotników.

Dalszy szlak bojowy wiódł przez Krasnobród, gdzie powstańcy zostali oficjalnie zaprzysiężeni i przez Tarnawatkę do Dzierążni. W ostatniej miejscowości 17 maja dołączył do Zapałowicza kolejny oddział Leszka Wiszniewskiego złożony ze 120 galicyjskich Podolaków. Tym samym liczebność całego zgrupowania Zapałowicza wzrosła do ponad 1000 powstańców.

Najprawdopodobniej z partią powstańczą Wiszniewskiego, przybyła do oddziału także Lucyna Skrzyńska (z Ostrowca Świętokrzyskiego) używająca pseudonimu „Fulgentyna” – jedyna kobieta, której nazwisko pojawia się w związku z wyprawą Zapałowicza. Skrzyńska, „19-letnia blondynka o ujmującym spojrzeniu”, jak ją opisywano, należała już od 1862 r. do ruchu przygotowującego powstanie, a po wybuchu walczyła w oddziałach „komendanta Wiśniewskiego” i Mariana Langiewicza.

Potyczka pod Tyszowcami

Następnego dnia całe zgrupowanie dotarło do Tyszowiec, leżących po drodze do Hrubieszowa, gdzie dowódca zamierzał uzupełnić zapasy sprzętu obozowego oraz obuwia, by następnie kontynuować marsz na Wołyń. Miejscowa ludność przywitała powstańców z wielkim entuzjazmem. Na wieść o zbliżającym się oddziale tyszowczanie, prowadzeni przez miejscowych księży, wyszli przed miasto ze sztandarami. Po zetknięciu obu grup żołnierze Żalplachty zostali pobłogosławieni przez kapłanów i „sowicie skropieni święconą wodą”. Do miasta weszli z rozwiniętym sztandarem, który opisał ochotnik, uczeń z Lublina – Stefan Brykczyński. Sztandar był „podwójny, z jednej strony karmazynowy z białym orłem, z drugiej niebieski z Matką Boską”. Następnie na rynku odbyła się uczta przygotowana przez mieszczan.

Granica zaborow rosyjskiego i austriackiego na niemieckiej mapie z XIX wPobyt oddziału Żalplachty w Tyszowcach nie trwał długo.  Ledwo powstańcy ugasili głód i pragnienie, szczególnie dotkliwe po ciężkim całodniowym marszu w piekielnym upale, gdy dowództwo zostało zaalarmowane o zbliżającej się do miasta kolumnie wojsk rosyjskich. Wrogie oddziały maszerowały z tego samego kierunku, z którego przyszli powstańcy. Mjr Żalplachta po krótkiej naradzie z oficerami podjął decyzję o wyjściu z miasta i przekroczeniu rzeki Huczwy. Jeszcze zanim oddziały osłony minęły rogatki miejscowości, doszło do pierwszych starć z nacierającymi kozakami.

Do głównych walk doszło tego dnia na błoniach między miastem a lasem (na wschód od Tyszowiec). Wycofujące się oddziały powstańcze osłaniała 1. Kompania strzelecka pod dowództwem kpt. Sotera Bilińskiego oraz część oddziału Leszka Wiszniowskiego. Mimo, iż żołnierz powstańczy był młody oraz nieostrzelany, twardo i spokojnie „trzymał tyralierę” przeciw nacierającym oddziałom wroga. Ochotników nie przeraziły ani salwy karabinowe, rytmicznie oddawane przez wyćwiczonego żołnierza rosyjskiego (tzw. ogień rotacyjny), ani ostrzał artyleryjski i gęsto spadające granaty. W boju zasłużył się m.in. Karol Lewakowski, idący na czele strzelców. W decydującym momencie potyczki Rosjanie spróbowali obejść oddziały osłonowe powstańczego zgrupowania i wbić się klinem pomiędzy nie, a wycofujące się do lasu główne siły mjr. Żalplachty. Natarcie rosyjskich dragonów, którzy wtargnęli na pole walki, odparli jednak strzelcy z kompanii kpt. Bilińskiego wsparci przez powstańczą kawalerię rtm. Rozwadowskiego. Straty strony polskiej tego dnia nie były wysokie, wyniosły 4 zabitych i 7 rannych.

Obrońcy leśnej twierdzy – bój w lasach tuczapskich

mapa Tuczapy  i MolozowemPo walce oddziały Zapałowicza wycofały się w pobliskie lasy. W nocy nieoczekiwanie odłączył się od zgrupowania oddział Wiszniewskiego i bez wiedzy głównodowodzącego udał się na Wołyń, pozostawiając w olszynie mały, składający się z 40 ludzi, oddział. W zamieszaniu zaginęły także konie juczne z amunicją, a na ich odnalezienie stracono kilka godzin, co wstrzymało marsz całości sił powstańczych na wschód. 19 maja zgrupowanie Zapałowicza  przeszło w lasy pomiędzy wsie: Tuczapy, Mołożów, Stara Wieś i Miętkie. Rannych umieszczono w folwarku – Mołożów pod opieką dr. Niewiadomskiego. W nowym obozie powstańcy dostali pożywienie i wódkę, którą dostarczyli mieszkający w okolicy ziemianie – Wacław i Eustachy Świeżawscy należący do Towarzystwa Rolniczego i „związani hasłami białych”.

W nowym miejscu Zapałowicz rozlokował odpowiednio siły Oddziału Lwowskiego, wyznaczając 2. Kompanii strzeleckiej pozycje w centrum frontu (wzdłuż linii lasu zwrócona na zachód); 3. Kompanii prawy brzeg lasu, a I plutonowi Kompanii „Gwardii” i 1. Kompanii strzeleckiej – lewy brzeg od strony Starej Wsi. Oddział Czerwińskiego miał natomiast zająć pozycje w lasach tuczapskich, ochraniając lewą flankę sił Zapałowicza. Czerwiński rozkazu jednak nie wykonał, wycofał się i rozlokował z tyłu za obozem Zapałowicza, informując o tym pisemnie naczelnego dowódcę.

 19 maja, od godziny 11.00, na stanowiska powstańcze zaczęły nacierać kolejno trzy kolumny nieprzyjaciela przybyłe od Hrubieszowa, Tomaszowa i Tyszowiec. Kolumnami mieli dowodzić pułkownicy Szarloting, Lubin i Janow, wedle innych źródeł Emanow, Szelting i Mielnikow. Każda miała się składać z 2 rot piechoty, 2 dział oraz dwu szwadronów dragonów. Ich atak nie był jednak skoordynowany, co ułatwiło powstańcom obronę. Jako pierwsi na pole bitwy dotarli kozacy, którzy, po dojściu do folwarku w Mołożowie, napadli na szpital powstańczy. Umieszczonych tam 6 rannych i lekarza Niewiadomskiego ograbili, a następnie wszystkich żywcem spalili. Śmierć ponieśli także mieszkańcy folwarku: gorzelniczy, oficjalista i właściciel. Córce oficjalisty kozacy obcięli piersi. Najprawdopodobniej zginął tu lub dostał się do niewoli także wachmistrz Jugan, który miał eskortować dr. Niewiadomskiego i rannych. Powstańcy, obserwujący z oddalonego lasu dramat swych rannych kolegów, na próżno próbowali przyjść im z pomocą. Uczestnik tych zmagań Franciszek Longchams de Berier wspominał: „Buchnął płomień… w jednej chwili ogarnął szopę, a w jej wnętrzu rannych i doktora… Z okrzykiem »Jezus Marya! Bij! Zabij!« rzuciły się nasze kompanie ku obronie płonących braci. »Sztychom! Hurra!« wrzasnęli sołdaci i natarli znów na nas bagnetem. Długo trwały krwawe, a nie pomyślne dla nas zapasy. Szopa szpitalna świeciła tymczasem purpurowo w przerażonych oczach naszych, niby olbrzymia pochodnia Nerona! W niej zginęli wszyscy bez wyjątku ranni i ich opiekun, lekarz Niewiadomski…”. W walkach Generał Tadeusz Rozwadowski okładka książki M. Patelskiegotych uczestniczył także student prawa – Tadeusz Jordan Rozwadowski. On i jego towarzysze  słyszeli jak: „z fal ognia i dymu dochodziły (…) jęki i rozpaczliwe krzyki. Moskale mordowali rannych!!!, A oni zbyt słabi liczebnie, żeby im przyjść w pomoc, musieli słuchać tych jęków z rozpaczą i bezsilną wściekłością w sercu”.

Mord popełniony na bezbronnych rannych wywołał powszechne oburzenie i był szeroko komentowany w ówczesnej prasie. Nieznany autor komentarzy do późniejszego raportu Zapałowicza pisał: „Barbarzyństwo takie jest nie tylko cechą azjatyzmu mongolsko-moskiewskiego, ale zarazem i piętnem tchórzów, gdy przecież waleczny żołnierz europejski – Niemiec, Polak, Francuz, Anglik, Szwajcar, Włoch – bezbronnych rannych nie morduje. I ja byłem rannym, i byłem w niewoli, ale w Europie. U moskali obyczaj ten jednak nie ustaje od wieków i ciekawa rzecz, kiedy też armia moskiewska, co jeszcze za Piotra Wielkiego przybraną została w europejskie szaty, nabyć będzie w stanie i cywilizacji europejskiej?”.

 Autor: dr Mariusz Patelski, Uniwersytet Opolski

Za tydzień druga część artykułu z aneksem

*W tekście wykorzystano m.in.:  S. Brykczyński, Moje wspomnienia r. 1863, Warszawa 1908; Z. Kolumna Pamiątka dla rodzin polskich, cz. 2, Kraków 1868, Zapomniane wspomnienia, oprac., opatrzył wstępem i posłowiem E. Kozłowski, Warszawa 1981; S. Zieliński, Bitwy i potyczki 1863-1864, Rapperswil 1913.

Komentarze są zamknięte