Niewygodny temat dla wszystkich pseudo-obrońców praw człowieka, praw kobiet a już zwłaszcza dla mediów, które pełne są haseł o wolności, czyli: aborcja a handel zwłokami nienarodzonych.
Zdjęcia przesłane mi przez Hiszpanów zdają się nie pozostawiać żadnej wątpliwości: to fotograficzna dokumentacja transportu ciał abortowanych dzieci z jednej z największych klinik aborcyjnych w Madrycie „Dator” wprost do laboratorium kosmetycznego „Alter” (rzecz jasna, fotoreportaż robiony z ukrycia). Jak podaje na swych stronach laboratorium: jego misją jest „uczynić piękno bardziej żywym i trwałym” oraz dystrybuować produkty i farmaceutyki na 5 kontynentach. Co innego niż ludzkie tkanki, narządy, łożyska można przewozić z kliniki aborcyjnej do fabryki urody: kompresy? strzykawki? Może ktoś mi podpowie i da nadzieję, że nie żyjemy w barbarzyńskim świecie, gdzie kwitnie bestialski handel ciałami tych, którym odmówiono prawa do pojawienia się między żywymi.
„Dziecko zostaje wrzucone do maszynki do mielenia mięsa…”
To nieprawda – będą się upierać ci, którzy myślą naiwnie, że skoro nie piszą o tym media głównego nurtu to znak, że ten kryminalny proceder nie istnieje. W zachodnich demokracjach nikt nie jest już zainteresowany kwestionowaniem „cywilizacyjnej zdobyczy” – aborcji, a poza tym jak podpowiadają mi Hiszpanie – zajmowanie się tym tematem oznacza spore kłopoty. Hiszpania to nie tylko turystyczny raj, ale niestety też kierunek turystyki aborcyjnej, zwłaszcza jeśli matka późno podjęła decyzję o pozbyciu się dziecka. Usuwanie dziecka od 5 do 9 miesiąca życia to spory dochód dla prywatnych klinik. I jak podpowiada mój informator:
Dzieci tak naprawdę nie są usuwane z łona, ale mordowane poza ciałem matki, ponieważ w wielu przypadkach szybciej i bezpieczniej jest spowodować przedwczesny poród niż zabijać dziecko w organizmie matki. Po sztucznie wywołanym porodzie dziecko zostaje żywcem wrzucone do przemysłowej maszynki do mielenia mięsa, takiej jak w rzeźniach: model STR2000. Chyba, że trafia jak w niektórych przypadkach do eksperymentów medycznych”.
Nikt nie będzie zadzierał z biznesem aborcyjnym, nawet jeśli czasem odważni ludzie nauki, jak Dr. José Luis Redondo Calderón publikują szczegółowe studia w temacie „Eksperymenty na płodzie, przeszczepy, kosmetyki i ich związek z aborcją”
Znajdziemy tam w podsumowaniu:
Upowszechnienie aborcji spowodowało powstanie dużej liczby komórek, tkanek i narządów, które są wykorzystywane w różnych dziedzinach medycyny, czy to w badaniach, czy w leczeniu. Należą do nich kardiologia, hematologia, metabolizm, embriologia, neurologia, immunologia, okulistyka, dermatologia i przeszczepy. Obejmuje również wzmacniacze smaku i kosmetyki. Utylitaryzm spowodował mnożenie się banków komórek i tkanek w wyniku aborcji. Język został zmanipulowany dla usprawiedliwienia tego procederu. Badacze i społeczeństwo mają swoje interesy a więc i współudział w aborcji. Aborcja i „oddanie” tkanki płodowej nie mogą być rozdzielone jako dwa odrębne akty, istnieje symbiotyczny związek, ponieważ używane są świeże tkanki. Potwierdzenie zgody na użycie ciała nie jest możliwe. Można zaobserwować sprzeczność: nienarodzone dziecko nie jest szanowane, ani chciane, ale jego organy –owszem”. Cuadernos de Bioética, XXIII, 2012/ 3a
Jego szczegółowe studium na temat wykorzystywania płodów ludzkich należałoby przetłumaczyć i opublikować w języku polskim, również ze względu na wyjątkowy rygor bibliografii i dorobek naukowy autora. Opisuje sposoby wykorzystywania – uwaga – wciąż żywych płodów do eksperymentów, a także w jaki sposób laboratoria wykorzystują płody z aborcji w przemyśle farmaceutycznym i kosmetycznym. Przytacza np. przypadek szwajcarskiej firmy Neocutis, zasilającej prawie całą branżę kosmetyczną i udział – znanego nam skądinąd Nestlé w finansowaniu niektórych badań w Laboratorium Medycyny Płodu. Opisuje kryminalny proceder na Ukrainie: „Występuje tu bardzo wysoki wskaźnik aborcji, w niektórych przypadkach kobieta w ciąży jest wprowadzana celowo w błąd o rzekomej wadzie płodu, aby skłonić ją do aborcji. Niektórym kobietom płaci się za aborcję dziecka w późnej ciąży i używanie jego narządów. Istnieją podmioty, które ogłaszają sprzedaż wszelkiego rodzaju organów płodów ludzkich. Narządy z późnej aborcji są sprzedawane za około 17 000 dolarów”.
Temat tabu
Komu mam przesłać dokumentację fotograficzną z Hiszpanii, aby rozpoczęła się akcja uświadamiająca Polki, że za aborcją kryje się nie tylko zbrodnia na niewinnym ale także potężny biznes i handel ludzkimi zwłokami? W Hiszpanii to temat tabu, nikt nie jest już w stanie wpłynąć na decyzje i zaangażowanie polityków w tym temacie, ani skutecznie uruchomić postępowania sądowego. Podobno dopiero gdy materiał o nieprawidłowościach w klinice aborcyjnej dr. Morína ukazał się w duńskiej telewizji, dopiero wtedy wskutek nacisków z zewnątrz władze podjęły śledztwo i doprowadziły do jej zamknięcia.
Czy tego samego chcemy też w Polsce w perspektywie paru lat – zmowy milczenia mediów, polityków i biznesu aborcyjnego?
Może któraś z pań walczących o tzw. „prawa kobiet”, tych spod znaku błyskawicy – zechce objąć współczuciem także te małe „kobietki”, których ciała przewożone są z klinik aborcyjnych wprost do fabryk przemysłu kosmetycznego? Czy łkający nad Konstytucją niedoszły mnich Szymon Hołownia, ewentualnie mógłby też rozczulić się nad losem abortowanych dzieci, aby skłonić tysiące swych młodych sympatyków do przemyślenia spraw na nowo? A to nie on przypadkiem w swojej książce „Boskie zwierzęta” ubolewał nad losem zwierząt, poddawanych niecnym praktykom w laboratoriach? A co z ciałami dzieci abortowanych? Mają za mało futerka by je objąć współczuciem?
Czy pan Hołownia wydobył z siebie ostatnio jakiś stanowczy głos w tej sprawie? Zobaczmy…
Czas skończyć z tym barbarzyństwem w imię zysków jednej branży, Musimy zrobić wszystko, żeby ograniczyć cierpienie zwierząt w Polsce. Jako prezydent RP wprowadzę i będę surowo egzekwował Zielone Weto”.
Ach przepraszam – pomyłka, to znów troska o boskie zwierzęta ale nie o ludzkie dzieci. Poza tym, jak czytam w jego ostatnim wywiadzie dla DGP:
Mdli mnie gdy patrzę na samozadowolenie politycznych „obrońców życia”. Oni nie mają moralnego prawa do odzywania się w tej kwestii”.
Czy jako niepolityczna mogę ewentualnie odezwać się? Może spróbować mu przesłać fotoreportaż z Hiszpanii, może odżyje w nim kaznodzieja? Czy zemdli go także od oglądania zdjęć, czy tylko obrońcy życia fatalnie na niego oddziałują? Może jest szansa, że na fali wzmożenia moralnego i wytykania obrońcom życia faryzeizmu raz jeden rozpłacze się też nad losem najsłabszych, a nie nad Konstytucją? A może zaduma się chociaż nad metamorfozą pewnego publicysty, który niegdyś w cyklu felietonów „Taniec z gwiazdami” pasjami zajmował się gawędziarstwem i hipokryzją innych, a sam skończył praktykując jedno i drugie w świetle kamer, z żółtą teczuszką i celebryckim uśmieszkiem?
Kto oprócz obrońców życia i prawej strony mediów, czasem polityków, jest gotowy mówić o wszystkich bestialskich aspektach aborcji? O handlu ciałem abortowanych dzieci i przemycie do laboratoriów kosmetycznych nie usłyszymy od złotoustych obrońców praw człowieka.
No cóż, opozycja może i broni praw ale tylko tych ludzi, którzy mogą się im odwdzięczyć i oddać swój głos przy urnach. Abortowani głosu nie mają.
Źródło: Małgorzata Wołczyk/DoRzeczy.pl