Nowy rząd nacjonalistyczno-lewacki na własne życzenie polskiej dyplomacji?

Zastępca Naczelnego1

Prezes ZChR dr Bogusław Rogalski/NGO

Wizyta prezydenta Polski Andrzeja Dudy na Litwie koncentrowała przez kilka dni uwagę mediów w obu państwach. Wbrew pozorom, atmosfera była daleka od sielanki. A to dlatego, że po ostatnich wyborach parlamentarnych nastąpiło dosyć mocne przemodelowanie sceny politycznej na Litwie. Powiedziałbym nawet, że w jakimś sensie nastąpiło polityczne trzęsienie ziemi. Powraca stare. Stare, niedobre dla Polski i Polaków na Wileńszczyźnie.

Nie obyło się bez zgrzytów, bo wizyta stała się dla nowych litewskich władz pretekstem do skrytykowania sytuacji w Polsce, co w dyplomacji jest rzadko spotykane, aby tak potraktować gościa, głowę państwa, podobno zaprzyjaźnionego kraju. Prezydent Andrzej Duda przyjechał ratować relacje polsko-litewskie, ale spotkało go rozczarowanie i upokorzenie w stylu znanym z polityki landsbergistów. W jakimś sensie polska dyplomacja, a zwłaszcza ambasada w Wilnie „wyhodowała” sobie sama taką sytuację.

Arogancja wobec Prezydenta Polski to powrót do chłodnych relacji polsko-litewskich

Nadchodzi okres ochłodzenia w relacjach polsko-litewskich. Widać to było po nieprzychylnych wypowiedziach litewskich polityków w sprawie polskiego weta budżetowego w Unii i antyrządowych protestów środowisk proaborcyjnych i homoseksualnych. Prezydent Gitanas Nausėda skrytykował zastosowanie weta. Gabrielus Landsbergis, nawiązując do protestów, które od blisko czterech tygodni przetaczają się przez Polskę, szyderczo stwierdził, iż państwo, które stawia wysokie wymagania swoim sąsiadom powinno stosować je także w stosunku do siebie. Z kolei przewodnicząca Seimasu Viktorija Čmilytė-Nielsen, oświadczyła arogancko, że Litwa „nie może przymykać oczu na to, co się dzieje w Polsce”. W związku z wizytą Andrzeja Dudy w litewskim Internecie zorganizowano akcje protestacyjne, a w Wilnie odbył się kilkuosobowy marsz sprzeciwu wobec poczynań polskich władz. Arogancja wobec Prezydenta Polski, to ewidentny powrót do chłodnych relacji polsko-litewskich. Wizyta prezydenta przypadła w bardzo trudnym momencie, po wyborach parlamentarnych na Litwie, w trakcie zmiany rządu. Do tej pory w ustępującym rządzie premiera Sauliusa Skvernelisa uczestniczyła polska partia Akcja Wyborcza Polaków na Litwie-Związek Chrześcijańskich Rodzin. To się niestety teraz zmieni, ponieważ do władzy przychodzą skrajni nacjonaliści od Landsbergisa. Partii, która zawsze odnosiła się bardzo nieprzychylnie do Polski i Polaków na Litwie. Będzie utworzony rząd nacjonalistyczno-lewicowy, a można nawet powiedzieć, że lewacki, który swym ostrzem będzie bardziej antypolski. Związek Ojczyzny będzie współtworzyć rząd z dwiema partiami, w nazwie tylko liberalnymi, a tak naprawdę są to partie skrajnie lewicowe. Jedną z nich, Partię Wolności, można porównać do partii Wiosna Roberta Biedronia. Przede wszystkim skupia się ona na promowaniu ideologii gender, ruchów LGBT, małżeństw homoseksualnych i tak dalej.

Rażąco wypaczone wyniki wyborów

Nowy rząd Republiki Litewskiej będzie miał słabe umocowanie prawne, ponieważ fakty pokazują na to, że doszło do wielkich nadużyć wyborczych na Litwie oraz rażącego naruszenia prawa wyborczego. Doszło też, jak pokazuje wiele faktów, do fałszerstw wyborczych. Główne ostrze tych działań było skierowane przeciwko polskiej partii na Litwie: Akcji Wyborczej Polaków na Litwie-Związkowi Chrześcijańskich Rodzin. Powstała nawet specjalna telewizja, w której całą aktywność medialną skierowano przeciwko Polakom. Również wydrukowano trzysta tysięcy gazet, które trafiły do domów. To tak, jakby w Polsce wydrukować pięć milionów gazet wyborczych. To wszystko działo się z naruszeniem ordynacji wyborczej, z naruszeniem prawa litewskiego, dlatego wyniki wyborów zostały zaskarżone przez AWPL-ZChR w związku z uzasadnionym podejrzeniem fałszerstwa i rażącym naruszeniem prawa. Natomiast proces odwoławczy jest bardzo dziwny na Litwie, ponieważ skargę wyborczą do Sądu Konstytucyjnego może złożyć prezydent Republiki Litewskiej lub Seimas. Przewodniczący Seimasu Viktoras Pranckietis grał na zwłokę. Nie chciał dopuścić do przekazania skargi, na co, zgodnie z prawem litewskim, były 72 godziny. W końcu przymuszony przez posłów oraz przez opinię publiczną uczynił to, ale naruszył termin 72-godzinny. Z tego powodu Sąd Konstytucyjny odmówił rozpatrzenia skargi. W ten sposób wyniki wyborów zostały rażąco wypaczone. A nadużycia wyborcze, które miały wpływ na skład Seimasu nie zostały prawnie zweryfikowane. To nie ma nic wspólnego z państwem prawa. Dlaczego jest to tak ważne? Ponieważ nowa większość parlamentarna ukształtowała się większością zaledwie kilku głosów, trzech posłów. Gdyby te wybory odbyły się uczciwie i gdyby skarga konstytucyjna została rozpatrzona, to prawdopodobnie nowy rząd, który ma oblicze antypolskie, skrajnej nacjonalistycznej partii Landsbergisa, który wzywał do historycznego zwycięstwa nad Polakami, nie powstałby. Ponieważ AWPL-ZChR uzyskała trzy mandaty poselskie w okręgach jednomandatowych, ale zabrakło dwie dziesiąte, zaledwie dwie dziesiąte procenta, aby ponownie przekroczyła próg wyborczy w okręgu wielomandatowym, ogólnokrajowym. I te dwie dziesiąte zadecydowałyby o tym, że partia miałaby zapewne czterech posłów więcej. Zatem mielibyśmy inny skład parlamentu, a w konsekwencji mielibyśmy inny rząd, z pewnością bardziej przyjazny wobec Polski i Polaków na Wileńszczyźnie.

Dr Bogusław Rogalski o Polakach na Kresach

 

Polska traci najbardziej przyjazny rząd na własne życzenie polskiej dyplomacji

Polska wraz z odejściem rządu Sauliusa Skvernelisa traci najbardziej przyjazny wobec Polski i Polaków rząd w historii stosunków polsko-litewskich od prawie trzydziestu lat. A był on dlatego tak bardzo korzystny i przyjazny, również wobec spraw polskich na Litwie, ponieważ częścią tej koalicji ustępującego rządu była Akcja Wyborcza Polaków na Litwie-Związek Chrześcijańskich Rodzin. To w głównej mierze dzięki polskiej partii doszło do znaczącego ocieplenia relacji polsko-litewskich i do lepszych relacji w stosunku do polskiej mniejszości narodowej. Teraz, jak już widać gołym okiem, niestety to się zmieni. Minioną wizytę Prezydenta Polski traktuję po części jako próbę utrzymania dobrych relacji i w pewnym sensie próbę gaszenia pożaru wywołanego również przez polską dyplomację przy decydującym udziale ambasady na Litwie. Dlaczego wspomniałem o polskiej ambasadzie? Bo polska placówka, odkąd ambasadorem została Urszula Doroszewska, przerwała tradycję dbania o dobre relacje z Polakami na Litwie, a zwłaszcza z oficjalnymi organizacjami polskimi, które są jedynymi reprezentantami Polaków z Wileńszczyzny, wybieranymi w demokratycznych wyborach, którym Wilniucy ufają od lat. Pani ambasador w sprawach Polaków na Litwie porusza się jak przysłowiowy słoń w składzie porcelany. Czyni więcej chaosu, destabilizacji, szkodliwych poczynań w relacjach z Polakami na Litwie, niż jakikolwiek ambasador od niesławnych czasów ambasadora Widackiego. Od dobrych standardów urzędowania Janusza Skolimowskiego obecna placówka bardzo się oddaliła, zwłaszcza w sferze obyczajów i wypracowanych przez lata tradycji. Wszyscy pamiętamy przecież próbę wpływania przez panią ambasador na wybory w Związku Polaków na Litwie, sporadyczną obecność na najważniejszych wydarzeniach oficjalnych polskich organizacji itd. Taka ostentacyjna postawa rzuca się w oczy z nienajlepszej strony. Zamiast pomagać, rozmawiać, wspierać ZPL i AWPL-ZChR rozmawia się na przykład z Polakami, członkami litewskich partii skrajnie liberalnych czy lewicowych, opowiadających się za genderyzmem, LGBT, występujących przeciw ochronie życia, którzy nie mają poparcia polskiej wspólnoty, a raczej ją rozbijają. Jedną z osób o takich poglądach, obcych wartościom głoszonym przez Prezydenta RP i obóz polityczny PiS, z którego Prezydent się wywodzi, Ewelinę Dobrowolską, ambasador zaprosiła nawet do ambasady na spotkanie z Prezydentem, choć ta nie reprezentuje żadnej polskiej organizacji, tylko skrajnie liberalno-lewicową litewską partię, której nie po drodze z tradycyjnymi polskimi wartościami. To jest nieodpowiedzialność. Taka postawa i działania wymienione wyżej mogły wpłynąć na wynik wyborów, mogły zamieszać niektórym Polakom w głowach i wpłynąć na brak tych dwóch dziesiątych procenta głosów niezbędnych do przekroczenia progu. Tak samo, jak negatywny wpływ na to mogło mieć sute finansowanie z kieszeni polskiego podatnika prywatnych mediów Znad Wilii i Kuriera Wileńskiego, które regularnie atakują oficjalne polskie organizacje na Litwie oraz atakują polityków i liderów polskiej wspólnoty. Dziennikarze z tych mediów organizują i uczestniczą w czarnych marszach, popierają skandaliczne wystąpienia tzw. strajku kobiet przeciw polskiemu rządowi. Specjalizują się w tym zwłaszcza tacy dziennikarze jak Kozicz, Mokrzecka czy bracia Radczenko. Skandal. Dodatkowo fundacje panów Falkowskiego i Dzięciołowskiego przeznaczają na te rozbijackie środowiska pokaźne środki, co wywołało oficjalne oburzenie nawet europosłów PiS, którzy napisali, że „fundacja zamiast pomocą Polakom na Wschodzie zajmuje się ściganiem Polaków”.

Potrzebny jest przegląd i uzdrowienie polskiej dyplomacji

Powinna o tym myśleć polska dyplomacja w Warszawie, bo są to błędy, za które trzeba będzie płacić i które będą mieć swoje konsekwencje w przyszłości. A nawet już mają. Przez taki, a nie inny wynik wyborów na Litwie Polska odczuje to na arenie międzynarodowej, ponieważ poprzedni rząd Skvernelisa zapowiadał, że w kwestiach europejskich, a zwłaszcza budżetu, nie poprze żadnych rozwiązań, które nawiązywałyby do tak zwanej zasady praworządności. Natomiast Landsbergis i jego ugrupowanie, które przejmuje obecnie rządy na Litwie twierdzi, że zasada praworządności w rozdzielaniu środków unijnych ma tutaj podstawowe zastosowanie. A zatem, wraz ze zmianą polityczną na Litwie, w jakimś sensie na własne życzenie polskiej placówki w Wilnie i polskiej dyplomacji, tracimy wielkiego sojusznika w kwestiach europejskich. I nad tym powinniśmy się zastanowić. Pamiętajmy o jednym. Relacje polsko-litewskie będą dobre wówczas, gdy będzie dobre traktowanie przez państwo litewskie Polaków na Litwie. A rządy litewskie będą wówczas przyjazne dla Polski, gdy będzie zjednoczona silna polska Wspólnota, a AWPL-ZChR będzie mieć wpływ na litewską władzę. To jest właściwa droga. I przez ten pryzmat należy postrzegać wszystkie relacje obecne i przyszłe, które będą pomiędzy naszymi państwami. Do tej pory, gdy był rząd z udziałem polskiej partii AWPL-ZChR, mieliśmy taką jedność między państwem litewskim a Polską. Jedność, czy raczej jeden głos w sprawach międzynarodowych, zwłaszcza w kwestiach obronnych i europejskich. Dzisiaj mam obawy, co do działań nowego nacjonalistyczno-lewackiego rządu. A ostrze tego rządu najpewniej będzie skierowane znowu przeciw Polakom. To jest polityka anachroniczna, bardzo szkodliwa dla relacji polsko-litewskich. Dlatego na obopólne relacje powinniśmy patrzeć przez pryzmat polskiej mniejszości na Litwie. Pamiętajmy, że najlepszymi ambasadorami Polski w tych naszych relacjach są nasi Rodacy. To ma zasadnicze znaczenie. W sprawach Kresów polska dyplomacja musi odejść od hołdowania doktrynie Giedroycia, która jest szkodliwa dla kresowej polskości. To są sprawy, które powinny być elementarzem każdego ambasadora na Litwie.

Mam nadzieję, że Pan Prezydent Andrzej Duda doprowadzi do przeglądu i uzdrowienia polskiej dyplomacji i w jakimś sensie wymusi na MSZ zmiany, zmiany które będą korzystne dla państwa polskiego i Polaków na Kresach. Dyplomacja powinna mocno wspierać Polaków wszędzie tam, gdzie stanowią siłę, a zwłaszcza na Litwie, bo pamiętajmy, że nie ma drugiego takiego kraju na świecie, w którym Polacy byliby tak dobrze zorganizowani.

dr Bogusław Rogalski*

* politolog i prezes Zjednoczenia Chrześcijańskich Rodzin

Źródło: www.l24.lt 

 

  1. Bosław
    | ID: 57ecb605 | #1

    Nie traćmy nadziei ale …

Komentarze są zamknięte