W ubiegłym tygodniu byliśmy w Polsce świadkami wydarzeń, których przebieg wywołał u wielu niemały szok. Jak zauważyli publicyści i dziennikarze ataki na kościoły, profanacje, niszczenie i demolowanie świętych dla chrześcijan-katolików miejsc, dokonywane przez członków naszej polskiej wspólnoty nie zdarzyły od ponad tysiąca lat! Chodzi tutaj o bunty przeciwko religii chrześcijańskiej, określane też mianem tzw. powstania ludowego, które miały miejsce latach trzydziestych XI wieku. Spowodowały one, jak pamiętamy potężny kryzys monarchii wczesnopiastowskiej zażegnany dopiero dzięki śmiałym i odważnym działaniom Kazimierza Odnowiciela. W późniejszych stuleciach naszej historii ataków na kościoły dokonywali już tylko obcy najeźdźcy. Do znaczenia symboli narodowych przeszły takie wydarzenia jak obrona Jasnej Góry w czasie potopu szwedzkiego czy ataki wojsk carskich na warszawskie kościoły i aresztowania wiernych w 1861 roku.
W to, co dzieje się teraz na naszych oczach trudno byłoby uwierzyć jeszcze kilka tygodni temu. I nie mam tutaj na myśli samych protestów przeciwko orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego o niezgodności tzw. przesłanki eugenicznej z naszą ustawa zasadniczą. Nie od dziś wiadomo przecież, że społeczeństwo ( nie tylko zresztą nasze) różni się w poglądach na ten temat. Chodzi mi głównie o sposób ich wyrażania , który urąga jakimkolwiek standardom debaty publicznej. Tak wulgarnych i obscenicznych haseł wykrzykiwanych przez rzesze agresywnych tłumów nie widzieliśmy jeszcze w Polsce bodaj nigdy.
Tym, co szczególnie uderza w protestach jest widok wielu młodych ludzi, często nie rozumiejących nawet znaczenia haseł i symboli ochoczo wznoszonych w tłumie. Za wychowanie młodych ludzi jesteśmy odpowiedzialni my-dorośli, włączając piszącego te słowa. Gdzie zatem zostały popełnione kardynalne błędy? Kto jest bardziej winny tej sytuacji? Szkoła, rodzice, rówieśnic a może media?
Każda jednoznaczna odpowiedź byłaby tutaj dużym uproszczeniem. Nie ulega wątpliwości , że polska szkoła przez ostatnie dziesięciolecia niedomagała w sferze wychowania. Nauczyciel przestał być dla młodego człowieka mistrzem i autorytetem. Przyczyn tego jest wiele: niedostatecznie przygotowanie przyszłych pedagogów na studiach, tzw. „negatywna selekcja” do zawodu nauczyciela, słabe wynagrodzenia itd. To tylko kilka punktów długiej listy błędów popełnionych w oświacie na przestrzeni ostatnich lat. Skutki tych błędów najbardziej są widoczne w sferze wychowawczej.
To pominięcie funkcji wychowawczej przez szkołę skutkuje przejęciem tej roli m.in. przez Internet. Od kilku lat pogłębia się zjawisko „zaszywania się” dzieci w Internecie: w serwisach społecznościowych, komunikatorach. To tam, a nie w realnym świecie, toczy się życie młodych ludzi. A co na nich czeka w sieci? Natłok spłyconych i uproszczonych komunikatów, nasyconych niesamowicie drastycznymi obrazami, pornografią i wulgaryzmami. To powoduje utratę wrażliwości oraz zagubienie i bezradność w wielu obszarach realnego życia. Młodzi szukają szybkiej odpowiedzi na trudne pytania, przez co stanowią grupę, którą dosyć łatwo można manipulować. Truizmem jest dziś przecież twierdzenie, że współczesna szkoła nie sprzyja nauce krytycznego myślenia i wyrabiania sobie własnych poglądów na różne tematy.
W świat wartości coraz rzadziej mają również szansę wprowadzać młode pokolenie księża i katecheci. Powód jest jednak zgoła odmienny: na lekcjach religii uczniowie bywają coraz rzadziej. W ostatnich latach obserwujemy potężny odpływ uczniów uczęszczających na religię. Drastyczny spadek można zaobserwować choćby na przykładzie archidiecezji łódzkiej. W 2015 roku na religię w Łodzi uczęszczało jeszcze ponad 80 procent uczniów, trzy lata później liczba ta zmalała do zaledwie 45 procent.
Wszystko to, połączone z kryzysem rodziny, szczególnie ojcostwa, powoduje, że młody człowiek jest coraz bardziej pozbawiony elementarnych wartości, które mogłyby być dla niego podstawą moralnego „kręgosłupa”. A przecież wszystkim nam powinno zależeć na tym, żeby przyszłe pokolenia kształtowały swój rozwój w oparciu o takie wartości, jak uczciwość, pracowitość, prawdomówność, szacunek wobec innych, zrozumienie i empatia.
Ostatnie wydarzenia z udziałem młodych ludzi powinny być dla nas sygnałem alarmowym. Jeśli nie podejmiemy szybkich, zdecydowanych działań wychowawczych opartych na współpracy pomiędzy szkołą, rodziną i Kościołem, to szybko znajdziemy się w rzeczywistości, której już nikt i nic nie będzie w stanie zmienić. Wartości, które są fundamentem Polski: państwa, wiary katolickiej i wspólnoty narodowej są obecnie śmiertelnie zagrożone. Trzeba o nie dzisiaj walczyć w sensie dosłownym, ale trzeba też walczyć, aby przetrwały w kolejnych pokoleniach.
dr Grzegorz Wierzchowski *
* Były dyrektor Szkoły Podstawowej nr 13 w Zduńskiej Woli i Łódzki Kurator Oświaty (2016-2020) odwołany z tej funkcji przez ministra Dariusza Piontkowskiego za zdecydowany sprzeciw wobec ideologizacji szkół przez propagatorów LGBT. Jesienią 2012 r. ukazała się nakładem Wydawnictwa Księży Sercanów Dehon książka Grzegorza Wierzchowskiego. „Dzieje klasztoru dominikanów w Sieradzu” to jednocześnie jego praca doktorska. W publikacji na temat 600-letniej obecności dominikanów w Sieradzu autor zajął się wieloma sferami zakonnego życia. Opisał m.in. ich gospodarkę, nowicjat, szkoły i rekrutację. Z „Dziejów…” dowiemy się również, jakie dochody miał klasztor i skąd je czerpał, jakie było przeznaczenie klasztornych budynków i poznamy mieszkających w nich zakonników. Studia historyczne ukończył na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, a w 2011 r. obronił doktorat na Uniwersytecie Wrocławskim.