Izba Reprezentantów przegłosowała 11 grudnia dwa artykuły przygotowane na proces postawienia prezydenta Donalda Trumpa w stan oskarżenia. Pierwszy artykuł dotyczy nadużycia władzy przez prezydenta, a w szczególności chodzi o rozmowę telefoniczną z prezydentem Ukrainy z lipca ubiegłego roku w której Trump poprosił Wołodymyra Zełenskiego o zbadanie prawdopodobnej korupcji, w jaka mógł być zamieszany kontrkandydat na urząd prezydenta, Joe Biden.
Trump tłumaczy że uważał taką prośbę za słuszna ponieważ nie chce wysyłać miliardów na Ukrainę, jeśli jest to skorumpowany kraj, ale wiele zarzuciło mu przez to nadużycie władzy. Drugi artykuł, jaki został przegłosowany oskarża prezydenta o utrudnianie pracy Kongresu. O ile w amerykańskim kongresie ciężko było dopatrzyć się 'konstytutek’ na podobieństwo tych noszonych w Polsce na przykład przez Pana Wałęse który do dziś konstytuki nie zdejmuje i „mają mnie w niech pochować!”- wykrzykuje, to podczas kilkugodzinnego procesu kongresmeni gorąco debatowali i równie wrogo zarzucali prezydentowi łamanie konstytucji i prawa. Sprawująca funkcje spikera Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych Nancy Pelosi która jeszcze niedawno zaznaczała jak poważne i pilne jest postępowanie z procesem impeachmentu, teraz zdecydowała ze nie prześle artykułów impeachmentu do Senatu, do momentu, w jakim uzna to za stosowne. Jeśli Pelosi zdecyduje się na przekazanie dokumentów do Senatu, wtedy rozpocznie się podobny proces nadzorowany przez prezesa Sadu najwyższego Stanów Zjednoczonych John’a Roberts’a, a ustawodawcy przeanalizują dowody i oddadzą głos. Dwie trzecie, czyli 67 senatorów jest konieczne, aby usunąć prezydenta Trumpa z urzędu – to jak na tą chwile na pewno się nie stanie, ponieważ Senat kontrolowany jest w większości przez Republikanów, z których żaden nie poparł artykułów impeachmentu.
Sylwester Szymaszek*