Nie rozumiem toczącej się obecnie dyskusji na temat tego, czy Donald Tusk powinien – jako przewodniczący Rady Europejskiej – dbać o interesy Polski, czy też dystansować się od niej. Skoro stoi na czele instytucji ponadpaństwowej, to wymaga się od niego reprezentowania całego kontynentu, a nie macierzystego kraju.
Czy ktokolwiek oskarża Sekretarza Generalnego Organizacji Narodów Zjednoczonych, że nie przedkłada interesów swojej ojczyzny ponad dobro całego świata? A czy papieżowi zarzuca się, że nie myśl partykularnie, skoro jest głową Kościoła powszechnego?
Wybór na każde z tych i podobnych stanowisk jest dowodem wielkiego zaufania do danej osoby jako potrafiącej myśleć globalnie, co bynajmniej nie wyklucza porzucenia patriotyzmu, co wspaniale udowodnił swoją posługą Jan Paweł II. Nie wolno jednak traktować takiej nominacji jako okazji do forsowania interesów własnego państwa.
A to, że Tusk był kandydatem Angeli Merkel na piastowaną obecnie funkcję to całkiem inna sprawa, bo przecież nikt rozsądny nie neguje oczywistej prawdy, że Niemcy odgrywają najważniejszą rolę w europejskich strukturach i bez ich poparcia nic ważnego się w nich nie dzieje.
Jerzy Bukowski*
*Filozof, autor „Zarysu filozofii spotkania”, piłsudczyk, harcerz, publicysta, rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie, przewodniczący Komitetu Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego w Krakowie, były reprezentant prasowy śp. pułkownika Ryszarda Kuklińskiego w Kraju