W każdą rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Polsce przez sowieckiego namiestnika w Warszawie Wojciecha Jaruzelskiego (ciągle jeszcze generała!) myślę nie tylko o sławnych przywódcach „Solidarności” i grup antykomunistycznego oporu, ale przede wszystkim o setkach tysięcy Polaków, którzy w różnej formie i na wiele sposobów włączyli się w oddolne podtrzymywanie oraz organizowanie struktur mających na celu „długi marsz”.
Po szoku, jakim był 13 grudnia 1981 roku, bardzo szybko nadszedł czas romantycznego z ducha, ale pozytywistycznego w konkretach działania. Ci, którzy pozostali wierni narodowym imponderabiliom zdawali sobie sprawę, że walka z komuną może potrwać wiele lat i nie wiadomo, jakie przyniesie ofiary, ani czy zakończy się sukcesem. Mimo to stanęli w potrzebie, bo było to dla nich oczywiste.
Po 1989 roku cieszyli się ze zwycięstwa, ale nie był to pełny triumf. Czuli, że ustrój wprawdzie upadł, ale jego funkcjonariusze stali się beneficjentami nowego układu politycznego, oni nadal byli zaś obywatelami drugiej kategorii, chociaż powinno być odwrotnie.
Dobrze więc, że obecny obóz rządzący wreszcie docenił ich trud, oddanie i konsekwencję. Nie wszyscy bohaterowie z lat 80. doczekali tych czasów, niektórzy są więc honorowani pośmiertnie. Lepsze jednak to niż nic, zwłaszcza że ci ludzie nigdy nie myśleli o zaszczytach, a tylko o elementarnej sprawiedliwości dziejowej. Teraz się ona wreszcie dokonuje.
Cześć i chwała bohaterom walk o niepodległą Polską!
Zastępca Redaktora Naczelnego NGO
Jerzy Bukowski*
*Filozof, autor „Zarysu filozofii spotkania”, piłsudczyk, harcerz, publicysta, rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie, przewodniczący Komitetu Opieki nad Kopcem Józefa Piłsudskiego w Krakowie, były reprezentant prasowy śp. pułkownika Ryszarda Kuklińskiego w Kraju