– Szczypiorniak żyje w zupełnie innym tempie i realiach niż futbol. W Legii już po trzech miesiącach wyrzuca się z pracy Besnika Hasiego, w handballu – to obserwacja globalna – wszystko toczy się niespiesznie i leniwie – pisze w felietonie Bartosz Gębicz, dziennikarz „PS”.
Kilkanaście dni temu rozpoczęły się kolejne rozgrywki PGNiG Superligi mężczyzn. Jako człowiek, który na piłkę ręczną patrzy wyłącznie z perspektywy kibica, nie muszę ich oceniać tak jak zajmujący się na co dzień szczypiorniakiem redaktorzy Osiński i Wesołowski. Liga, od tego sezonu wreszcie z nazwy zawodowa, po latach zaniedbań próbuje się zmieniać. Cieszę się, że mamy w Polsce ambicje stworzenia ciekawych i silnych rozgrywek. Cieszę się, że kluby (prawie wszystkie) spłacają długi i powstają nowe spółki. Czytałem pełne entuzjazmu słowa nowego szefa Superligi Łukasza Gontarka, próbującego zreformować tę gigantyczną skamielinę. Idee są szlachetne, pomysły oryginalne, ale moim zdaniem proponujące raczej show, a nie przyszłą sportową wartość dodaną. Jeśli zaczniemy się bawić w niebiesko-pomarańczowy podział na grupy czy absurdalną punktację (niech ktoś mi wytłumaczy, jak zwycięstwo Wisły nad Piotrkowianinem można wyceniać wyżej niż ewentualny sukces z Vive?!), zamiast zmniejszać dystans do uważanej za wzór Bundesligi, będziemy go tylko tracić.
Szczypiorniak żyje w zupełnie innym tempie i realiach niż futbol. W Legii już po trzech miesiącach wyrzuca się z pracy Besnika Hasiego, w handballu – to obserwacja globalna – wszystko toczy się niespiesznie i leniwie. Rozdający karty, „rozgrywający” prezydent EHF Hassan Moustafa szeryfem pozostaje od 2000 roku i być może to stanowisko będzie piastować dożywotnio. Równo z nim trwającą aż do dziś pracę z Zagłębiem Lubin (liga kobiet może być zawodowa za rok) rozpoczęła także Bożena Karkut. Najwybitniejsza polska zawodniczka w historii, jako trener także fachowa, konkretna i kompetentna, od kilkunastu lat pozostaje w cieniu (zaledwie jeden tytuł, choć wielokrotnie bardzo mocny skład) konkurencyjnej drużyny z Lublina. Pozostaje, choć z tą drużyną nie powinna. Jest/była do niedawna wiecznie, wiecznie druga…
Wiecznie drugą, a raczej czwartą ligą (po piłkarskiej, siatkarskiej i koszykarskiej) na długo może w Polsce pozostać także PGNiG Superliga. Wszystko dlatego, że choć prawnie zmiany idą w dobrym kierunku, z punktu widzenia kibica zamiast od głowy ligę zaczęto przebudowywać od ogona. Prezentując opakowanie, czyli nowe logo Superligi, a nie treści, które powinny je wypełniać. Jakby trochę w kontrze do tego, co jeszcze niedawno deklarował nowy prezes.
– Dokładamy wszelkich starań, by nowa odsłona rozgrywek była na każdym poziomie adresowana do Was – Kibiców. Pragniemy, by również dzięki Waszemu zaangażowaniu, pasji i dumie Superliga stała się wyjątkową organizacją na sportowej mapie Polski. Ma być nie tylko atrakcyjna wizualnie i sportowo, ale utrwalać wartości, które reprezentuje piłka ręczna: wspólnotę, wzajemny szacunek, fair play, siłę zespołu, niezłomność i walkę do końca – zapowiadał latem Łukasz Gontarek. Mam wątpliwości, czy o taką walkę mu chodziło…
A ona trwa. I to trwa w najlepsze. Trwa w miejscach, gdzie już dawno powinna zostać zakończona, a pole bitwy posprzątane. Choćby na stronie internetowej Superligi. Po kilku miesiącach od podjęcia decyzji o profesjonalizacji jako kibic nie mogę uwierzyć w biedę, którą tu widzę. Biedę to zresztą mało powiedziane. Tu po prostu jest pustynia! Od początku sezonu w poniedziałek wczesnym rankiem nie sposób w tym miejscu znaleźć dużej części weekendowych wyników. Protokoły, które zostały już zebrane, obejmują jedynie strzelone bramki. Innych statystyk – o tych sumujących i bardziej skomplikowanych nawet nie wspominam – ani widu, ani słychu. Zero tego, co już od dawna potrafią pokazać i przekazać np. siatkarska PlusLiga czy koszykarska Tauron Basket Liga. Najczęściej live. W tym przypadku zamiast zawodowstwa jest zawód.
W podsumowaniu każdego spotkania nie ma tego, co kibica interesuje najbardziej, są za to aż… cztery rubryki „represyjne”: upomnienie, ilość kar, dyskwalifikacja, kara dodatkowa. Przecieram oczy ze zdumienia i zastanawiam się, czy czytam o sporcie, czy może trafiłem na jakiś arkusz z przesłuchania? Może kogoś chcą zaraz wsadzać za kraty? W zakładce historia, z której wszyscy powinniśmy być dumni (ta polska obejmuje przecież prawie sto lat!), wpisano na łapu-capu… 7 równoważników zdań.
Na kortach, gdzie kibicujemy Agnieszce Radwańskiej, ponadnarodowa korporacja WTA swoje 40 lat działalności przedstawiła tak, że nie dodałbym nawet jednego wyrazu! Tu, gdy patrzy się na ten wyciąg-bubel z całego wieku, człowiekowi zwyczajnie głupio i wstyd. Sprawdzam i wszystko staje się jasne: Wikipedia nie podała nic więcej… Kurczę, myślę sobie, gdzie to wszystko poginęło? Czy tak wygląda nowa jakość, którą wcześniej ogłaszano? Czy tak zachęca się kibica do oglądania piłki ręcznej? Czy to promocja, czy jakiś sabotaż? Zmieniamy się na lepsze, czy produkujemy środki masowego odstraszania?
Żeby ostudzić głowę, wszedłem na stronę Handball Bundesligi. Prześwietliłem TBV Lemgo Piotra Wyszomirskiego. O każdym meczu drużyny naszego reprezentacyjnego bramkarza znajdziemy absolutnie wszystko. Są szczegółowe statystyki graczy z pola i tych stojących między słupkami, a po następnym kliknięciu świetnie graficzne porównania zespołów, rzuty z różnych sektorów boiska, z karnych, w przewadze, w osłabieniu. Co tylko dusza zapragnie. Jest relacja na żywo z każdego spotkania od 1. kolejki! Parade von Torwarts Piotr Wyszomirski. Jedna, druga i trzecia. Wszystko dokładnie opisane. Brawo, panie Piotrze!
Ważniejsze u Niemców jest jednak co innego: jedna, zwarta, przejrzysta i nie dzielona mocna liga. Choć ta część z Kilonią, Flensburgiem czy berlińskimi Lisami to oczywiście inna bajka niż szorujący po dnie klub Wyszomirskiego. Wszystkie ekipy sprowadzane są jednak do jednego mianownika, bo tak łatwiej sprzedać i reklamować całe rozgrywki. Zespoły razem zaczynają i kończą też w jednym momencie, a nie półtora miesiąca przed końcem sezonu. Nie grają seriami u siebie, a później seriami na wyjazdach. Jeśli myślimy o szerokiej, wyrównanej czołówce, dla podnoszenia poziomu i rywalizacji o medale ma to kolosalne znaczenie!
Prezentacja w Superlidze dwóch najsilniejszych klubów – Kielc i Płocka – to już nie tylko moim zdaniem kuriozum do kwadratu. Wyobrażacie sobie Real i Barcelonę grające z jednej strony razem, a z drugiej oddzielnie i pokazywane przez znaczną część roku w odrębnych tabelach, choć ta zbiorcza też gdzieś na drugim planie istnieje? Albo dwa pomalowane w różnych kolorach Manchestery i takie same relacje Mourinho oraz Guardioli? Przecież to absurd, w poważnej lidze nikt by na taki układ nie poszedł.
PGNiG Superliga dopiero szuka swojej formuły i sposobu na życie. Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, ale chyba zbliża się już czas, gdy trzeba zacząć eliminować błędy. Nauczmy się je usuwać, bo że są i będą, to widać gołym okiem. Piłkę ręczną trzeba reformować zdecydowanie, lecz na pewno z głową!
Łukasz Gębicz
źródło: twitter