Szanowni Państwo! Żeby być komunistą, trzeba było być durniem albo draniem, a najlepiej jednym i drugim. Żeby być lemingiem wystarczy być durniem. Draństwo jest zarezerwowane dla gangsterów wszelkiej maści, których lemingi mają podziwiać. I podziwiają. Torebka za 40 tys. zł budzi respekt, a żądania górników niechęć. Nie dość, że tacy umorusani, to jeszcze upierają się, żeby ten węgiel nadal wydobywać z polskich kopalń, zamiast dać zarobić Putinowi. A to przecież panisko całą gębą!
Niektórzy obserwatorzy sfer finansowych szacują, że jest najbogatszym człowiekiem świata. Już niebawem połowa bogactw globu przypadnie 1% ludzkiej populacji, do której niewątpliwie on należy. Według tych samych szacunków obywatele Rosji to jedni z najuboższych ludzi na świecie. A może kolebka komunizmu zrealizowała właśnie swój sztandarowy postulat: każdemu według potrzeb? Nigdy nie powiedziano, kto te potrzeby miałby określać, ale ludy radzieckie nie miały wątpliwości, że tego szczytnego zadania może się podjąć tylko przewodnia siła jaką była partia, a ściślej jej bijące serce i mózg zarazem, czyli KGB. I oto syn tej formacji wcielił właśnie w czyn najważniejszy postulat komunizmu.
Niemcy uważają, że jak się ma w ręku gospodarkę, to ma się władzę. Rosjanie przeciwnie – jak się ma władzę to się ma pieniądze. A co uważają Polacy? No cóż, nas nikt nie zapyta o zdanie, nam przecież wystarczy ciepła, mimo że bardzo droga, woda w kranie.
Pozdrawiam i do następnej soboty.
Małgorzata Todd
Felietony w wersji audio i video: Facebook | YouTube | MediaFire
Do wysłuchania, pobrania i wolnego rozpowszechniania.
„Lekcja pokera”
odcinek 88
♣
Suto zakrapiana kolacja dobiegała końca. Przyszedł czas na szczerą, na ile to możliwe, rozmowę. Olek pobieżnie tylko napomknął o kłopotach, jakie go sprowadzają. Teraz zapytał wprost:
– Gdzie będę spał? – rozejrzał się po niewielkiej izbie, w której siedzieli.
– Chata, jak widzisz, jest niewielka, pozbawiona wygód – padła wymijająca odpowiedź.
– Naplewat na krawat, na połu możno spać – wyrecytował Olek powiedzonko, z którego Rosjanie są dumni.
Obaj oczywiście dobrze znali rosyjski. Jeden z nich był Czeczenem, drugi Ukraińcem. Ale obydwaj mieszkali już wystarczająco długo w Polsce, żeby rozmawiać po polsku.
– Jak chcesz – zgodził się Wołodia. Rozlał to, co zostało jeszcze w butelce sprawiedliwie do dwóch szklaneczek z grubego szkła i swoją podniósł w geście toastu.
– Na zdarowie!
– Na zdarowie! – Olek wychylił swoją szklankę pospiesznie i zagryzł razowcem z wędzoną słoniną. – A jak długo mogę u ciebie zostać? – spytał.
– Jak długo będziesz chciał albo póki cię nie znajdą.
– Z tym znalezieniem, to żartowałeś? – spytał Olek z nadzieją w głosie.
– No, nie do końca. Mam tu dobre układy z miejscowymi władzami, ale zależy o jaką stawkę idzie gra. Za mało wiem o tobie i sprawie, która cię tu sprowadziła.
– Co chcesz wiedzieć?
– Właściwie, to może lepiej żebym za dużo nie wiedział – zreflektował się Wołodia.
– To co robić? – Olkowi nie podobało się to, co usłyszał.
– Trzeba będzie przerzucić cię przez granicę.
– Mógłbyś? Którą granicę masz na myśli? Na wschód mi nie spieszno, a do niemieckiej daleko – Olek spojrzał na Wołodię uważnie, może nawet podejrzliwie.
– Nie bój nic. Swój przecież jesteś, pobratymiec. Olek milczał. Nie wiedział, czy może wierzyć tym zapewnieniom.
– Pytasz o granicę? Otóż powiem tak: do niemieckiej daleko, a co byś powiedział o brazylijskiej?
– Nie mówisz poważnie – Olek po raz drugi pozwolił sobie powątpiewać w słowa kompana.
– Za parę dni w Gdyni przycumuje brazylijski kontenerowiec. Do tego czasu znajdę ci bezpieczną kwaterę.
Olek zaczynał wierzyć, że szczęście go jednak nie opuściło. Jakimś cudem udało mu się zmylić pościg i dojechać aż tu. Miał nadzieję, że dobrze zapamiętał to rozwidlenie dróg. Należało skręcić w prawo. Tak właśnie zrobił, ale po przejechaniu około stu metrów nabrał wątpliwości. Las stawał się coraz gęstszy, a droga coraz bardziej błotnista i wyboista. Czy to na pewno ten las? Żadnego znaku szczególnego. Był tu o całkiem innej porze roku, a i wcześnie zapadająca noc nie sprzyjała dobremu rozeznaniu terenu. Miał jednak nadzieję, że kierunek jest właściwy.
Śnieg leżał całymi połaciami, przykrywając poszycie lasu, a koleiny na drodze stawały się coraz głębsze, grożąc, że w którymś momencie samochód zawiśnie, nie sięgając kołami podłoża drogi. Żałował, że nie ma samochodu terenowego, tylko limuzynę z niskim zawieszeniem, przystosowaną do szybkiego i komfortowego pokonywania szos. Tu mogła zawieść w każdej chwili.
Blask reflektorów wydobywał coraz to nowe wertepy, zakręty, ale nic nie wskazywało na zbliżanie się do jakiegoś domu. Tylko ta droga – dokądś musiała przecież prowadzić. Jeszcze jeden zakręt i…
Na środku drogi stał uzbrojony mężczyzna. „Tylko tego mi potrzeba” – pomyślał Olek. Zatrzymał samochód. To, co na pierwszy rzut oka robiło wrażenie munduru, w rzeczywistości nim nie było, a przynajmniej nie był to mundur policjanta, czego mógł obawiać się najbardziej. Mężczyzna ze strzelbą na ramieniu miał na sobie kombinezon w łaty, tak zwaną panterkę. Szedł w jego kierunku.
Olek obserwował go uważnie. Postać zaczynała wydawać mu się znajoma, ale bał się pomyłki. Sięgnął pod fotel i wyjął kałacha. Tamten szedł ku niemu, zachowując wyczuwalną ostrożność. Kiedy był już całkiem blisko, Olek nagle poczuł ulgę. Wyskoczył z samochodu. – Wołodia! – zawołał.
CDN
Czytaj i pobierz ten odcinek powieści w pliku PDF – kliknij tutaj Już teraz można zamówić całość w formie e-booka za jedynie 20 zł wpłacając należność na konto Wydawnictwa TWINS (dane w stopce) oraz podając e-mail do wysyłki.
Teatrzyk Zielony Śledź
ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.
JEGO KRÓLEWSKA MOŚĆ
Występują:Występują: Fritz i Wańka
Fritz – Co powiesz na naszą nową inwestycję?
Wańka – O! Udało się już wykupić śląskie kopalnie?
Fritz – Jeszcze nie, ale to tylko kwestia czasu. Nasi ludzie w zarządach intensywnie pracują nad upadłościami.
Wańka – To co masz na myśli? Bo grafit, to myśmy właśnie wykupili.
Fritz – Mówię o naszej wspólnej inwestycji w JKM.
Wańka – A! Chodzi ci o ten kanał telewizyjny, w którym on występuje na okrągło?
Fritz – To było znakomite posunięcie.
Wańka – Skoro ty tak uważasz…
Fritz – Wiem co masz na myśli. Chwali was, a gani nas.
Wańka – To oczywiście tylko pozory. Myślisz, że on wierzy w to co mówi?
Fritz – Tak to przynajmniej wygląda. Zrobiliśmy go ekspertem od wszystkiego. To każdemu może przewrócić w głowie. Nie zdziwię się jeśli polactwo wybierze go prezydentem.
Wańka – Do tego oczywiście nie dopuścimy.
Fritz – Masz rację, ale tak ich poróżni, tak skołuje, że zapomną kto tu rządzi.
Wańka – I o to właśnie chodzi! Same krętactwa wyborcze mogą nie wystarczyć żeby miłościwie im panujący Namiestnik wygrał już w pierwszym podejściu.
KURTYNA
P.S. Drodzy aktorzy nie dajcie się prosić, zagrajcie w Teatrzyku Zielony Śledź!
Poszukujemy głosów-duetów, które wcieliłyby się w role Fritza i Wańki oraz
Mochera i Leminga. Chętnych do udziału w przedstawieniach
Teatrzyku proszę o kontakt na adres:
[email protected]
… mohery, lemingi…polactwo…
Proszę pani ” poetki”
– pani ” poezja” nadaje się w sam raz do Niezaleznej
Bo tylko ją czytają inteligenci z Klubów GP:)
” Poszukujemy głosów-duetów, które wcieliłyby się w role Fritza i Wańki oraz
Mochera i Leminga.”
Mohera pisze się przez samo H
Inteligencja szpagatowa!