11 Listopada jest świętem pamięci. W tym uroczystym dniu przywołujemy Ducha Historii. Wspominamy tych, którzy ponieśli najdroższe ofiary, oddali życie za ojczyznę, głosimy ich chwałę . Ich czyny są dla nas przykładem i mają być dla nas natchnieniem. Ostatnio do Narodowego Panteonu wkroczyli w wojskowym ordynku „Żołnierze Wyklęci”, bojownicy o Wolną Polskę, których do niedawna przecież nazywano bandytami. Jak słychać – nie będzie już uroczystych z kompanią honorową pochówków oprawców, katów, prokuratorów i sędziów. Nie będzie więc już więcej liturgii fałszu na pogrzebach tych, którzy się dopuścili się w przeszłości wobec Ojczyzny haniebnych czynów. Chcę w to wierzyć! Tego wymaga od nas poszanowanie prawdziwych bohaterów.
Odrabiając w tym dniu lekcję pamięci chciałbym przywołać z absolutnego niebytu w szerszej świadomości postać księdza Kazimierza Stopy.
Los zetknął mnie z tym kapłanem w okolicznościach i miejscu niezwykłym, był to bowiem olbrzymi szpital psychiatryczny, położony na zupełnych peryferiach PRLu. Nad samą południową granicą Polski. W szczytowym dla szpitala okresie liczył on 2200 pacjentów i 1140 osób personelu. Wiodącą metodą leczniczą w tym czasie była terapia zajęciowa. Ambicją dyrektora szpitala, który tak po prawdzie był – bardziej socjalistycznym menadżerem, niż konsyliarzem od „czubków” było: możliwie skuteczne zatarcie pamięci po twórcy „Miasteczka Miłosierdzia w Branicach” biskupie J .Nathanie, oraz udowodnienie …iż hospitalizacja chorych psychicznie może przynosić państwu socjalistycznemu wymierne korzyści ekonomiczne.
Temu miały służyć rozliczne warsztaty, pracownie, wytwórnie, szklarnie, piekarnie, młyn, rzeźnie, gospodarstwa rolne z hodowlą krów i nierogacizny, skarmianej tym co pozostawili na swoich talerzach chorzy i doglądający ich personel – z lekami psychotropowymi włącznie.
Tak powstało tam w II p. ubiegłego wieku, dosyć osobliwe ”państwo” w państwie, które nawet emitowało swój pieniądz. Można było nim płacić w sklepach szpitalnych. To państwo było bardzo zhierarchizowane. Do kasty braminów, absolutnie nietykalnej należeli: lekarze, aptekarz, weterynarz i paru psychologów. Niżej uplasowana była grupa wykwalifikowanego personelu medycznego, administracyjnego i technicznego (średni dozór w działalności produkcyjnej szpitala), następna w tej drabinie była liczna rzesza salowych, rzemieślników w tym krawców, szewców, piekarzy, masarzy, traktorzystów i innych pracowników fizycznych .A już zupełnie najniżej egzystowała, pozbawiona wszelkich praw… podstawowa baza, jaką byli pacjenci Państwowego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Branicach.
Z księdzem Kazimierzem zetknąłem się po raz pierwszy, podczas zwiedzania usytuowanych w głębokich piwnicach pracowni wikliniarskich. Zwrócił na siebie moją uwagę niesłychanie ascetycznym wyglądem. Z ostrych rysów twarzy wyłaniały się przepełnione smutkiem, bardzo wyraziste czarne oczy. Zręcznie wyplatał koszyk za koszykiem. Obskurność tego miejsca, które przypominało więzienny kazamat, podkreślały liszaje, odstającej od wilgoci lamperii. Wiklinę bowiem, żeby nadawała się do wyplatania trzeba było moczyć w specjalnych basenach. To był rok 1966. Na podstawie dzisiejszych ustaleń wiem, że wtedy już w szpitalu przebywał od 10 lat. Potem, na przestrzeni kolejnych blisko trzydziestu lat widywałem tego niezwykłego pacjenta w różnych okolicznościach, aż pewnego razu odkryłem, że odprawia mszę św. w branickiej bazylice. Zaczął chodzić już wtedy w sutannie z koloratką, w takim długim, czarnym płaszczu. Co raz bardziej pochylał się przy tym do przodu, jakby stale wiał mu z naprzeciwka wiatr. Zmarł 6 IV 1992 r. w Branicach i w kaplicy tamtejszego cmentarza został pochowany.
Ksiądz Kazimierz Stopa urodził się w 1906 roku, święcenia kapłańskie otrzymał w 1939 r. we Lwowie. Był wikarym w Dunajewie, Stanisławowie i Stryju. W 1946 roku został aresztowany przez NKWD, przez 10 lat więziony z przerwami przez sowieckich komunistów w Drohobyczu, Lwowie, zesłany do Kazania, osadzony w Lackiem koło Złoczowa. Nie zaparł się wiary, nie wyrzekł się polskości. Póki starczyło mu sił służył Bogu. W Stryju ostatecznie został aresztowany w 1950 r. Mieszkał wtedy, u też zasługującego na dobrą pamięć przewodniczącego rady parafialnej Franciszka Cyprysia, emerytowanego nauczyciela stryjskiego gimnazjum. Aresztowanie księdza Kazimierza Stopy wiązano wtedy z wcześniejszymi zatrzymaniami jego przyjaciół księży: Hieronima Kwiatkowskiego z parafii p.w. św. Antoniego we Lwowie oraz Wojciecha Olszowskiego ze Stanisławowa. Po trwającym blisko dwa miesiące śledztwie ks. Stopa został wywieziony w głąb ZSRR. Ubolewania godne jest to, że w akcji przeciwko księżom w Stryju i Drohobyczu wykorzystywano „narzeczoną” majora NKWD Sawiczewa, jej szczególne kompetencje do rewizji zbiorów bibliotecznych księży, w tym ks. Stopy wynikały z klasycznego wykształcenia w przedwojennym, drohobyckim gimnazjum i znajomości łaciny. Ks. Kazimierz Stopa przeszedł ostre śledztwa, gehennę sowieckich więzień, w końcu z wyraźnymi objawami choroby psychicznej został osadzony w więzieniu koło Złoczowa, skąd wydobył go na wolność tajny biskup ks. Jan Cieński. Zamieszkał wtedy pod opieką grekokatolickiego mnicha, działającego też w ukryciu, w miejscowości położonej pomiędzy Winnikami a Marianówka pod Lwowem. W połowie lat pięćdziesiątych w ciężkim stanie odesłano go do Polski, trafił do szpitala w Branicach. Księże Kazimierzu módl się za nami!
Stanisław Wodyński, 11 listopada 2014 r.