W obszernym wywiadzie, który ukazał się na łamach grudniowego numeru miesięcznika „WPiS. Wiara, Patriotyzm i Sztuka”, prof. Szczerski wraz z Leszkiem Sosnowskim zastanawiają się nad dalszym rozwojem wydarzeń na Ukrainie i rolą, jaką nasz kraj mógłby w tym konflikcie odegrać.
„To właśnie Polska powinna wykazać w UE, że istnieje coś między Warszawą a kopułami Moskwy, że tam dzieją się rzeczy ważne i tam również jest interes Europy. Sprawienie, by właśnie ten region zaistniał w polityce europejskiej, powinno stanowić jedno z zadań polskiej polityki w Europie. Wszyscy, którzy zajmowali się geopolityką Europy, twierdzili, że ten, do którego należy Ukraina, ma szansę kontrolować de facto to, co w politologii nazywane jest rdzeniem Europy.” – uważa prof. Szczerski. – […] Pamiętajmy, że Putin powiedział swego czasu słynną sentencję: rozpad Związku Radzieckiego był największą katastrofą geopolityczną XX w. To była zapowiedź tej właśnie polityki rosyjskiej, którą dziś obserwujemy, a której istota polega na przezwyciężeniu konsekwencji tej, ich zdaniem, największej katastrofy geopolitycznej. […] Polska jest przez strategów rosyjskich uważana za kraj, gdzie trzeba budować wpływy rosyjskie, natomiast Ukraina to kraj, gdzie trzeba po prostu być, gdzie Rosja ma w pełni dominować.”
Poseł Szczerski zauważył również, że na poziomie UE nigdy nie zapadła decyzja, by kwestię członkostwa Ukrainy potraktować w sposób szczególny, tymczasem „nie będzie Ukrainy stowarzyszonej ani tym bardziej członkostwa Ukrainy w UE bez uznania przez przynajmniej część elit politycznych Zachodu, że Ukraina, jak i cały ten region wschodniej Europy, jest wartością samą w sobie, dla której warto zaryzykować pogorszenie relacji z Rosją. […] Sprawa nie jest przegrana. Niezwykle ważny jest ten sygnał woli społeczeństwa ukraińskiego, który biegnie z Kijowa. Politycy w UE nie mogą tego ot tak zignorować. […] Po pierwsze, potrzebne jest przekonanie, że warto zaryzykować dla Ukrainy pogorszenie relacji z Moskwą. Po drugie, żeby Ukraina weszła do UE, trzeba zaoferować coś więcej niż standardowe instrumenty, bo to jest kraj o dużo większych potrzebach. Wyniosłe i rygorystyczne podejście, jakie Unia ma zwykle wobec krajów, które starają się o stowarzyszenie z nią czy o członkostwo, tu nie będzie skutkować. […] Wszyscy wiedzą, że Rosja bez Ukrainy będzie ważnym państwem, ale z Ukrainą jest imperium. Nie spełniono żadnego z dwóch omówionych tu warunków: ani umowa stowarzyszeniowa nie miała charakteru strategicznego, ani nie było żadnej oferty pomocy realnej. Odwrotnie, ta pierwotna oferta to była propozycja, która każdy rząd na Ukrainie wysadziłaby w powietrze, np. oczekiwano szybkiego podniesienia cen gazu dla odbiorców i n d y w i d u a l n y c h o 40%. Dopiero potem zaczęto to jakoś łagodzić. Ale nie zmieniono warunków politycznych. A jeśli ktoś uważał, że Ukraina sama będzie w stanie uporać się z naciskiem Putina, to znaczy, że nie miał w ogóle pojęcia, w co i jak się gra na wschodzie Europy.”
Czy „bezzębny tygrys”, jakim stała się dziś Unia, da sobie jednak radę w ewentualnej potyczce z Rosją? Mało prawdopodobne. Słaba moralnie i politycznie oraz pozbawiona determinacji UE, ma wg rozmówców małe szanse na wyjście z impasu, który w skrócie można by opisać hasłem „Russia first”, ponieważ „wschodnia polityka Unii zawsze będzie najpierw uwzględniała reakcję i oczekiwania Rosji, a nie innych krajów tej części Europy. Stosunki UE z Kijowem, z Mińskiem czy z Tbilisi są pochodną stosunków z Rosją, a nigdy odwrotnie.”
Pytanie tylko, czy Europa byłaby w stanie cokolwiek na rzecz Ukrainy poświęcić, czy jest w stanie zagwarantować jej konieczną pomoc finansową i – co faktycznie może na tym zyskać. „Po co nam Ukraina w Unii? Czy to stowarzyszenie jest naprawdę warte takich wysiłków, zabiegów, walk, może nawet ludzie zginą na ulicach? Komu to w Europie jest naprawdę potrzebne?” – pytał Leszek Sosnowski. – Czy nie jest tak, że Unia myśli o tym, jak eksploatować Ukrainę, a nie jak ją rozwijać? Czy nie ma to być następny teren do eksploatacji przez międzynarodowe banki?”
Prof. Szczerski odpowiada: „Trzeba na to wszystko patrzeć w pewnych proporcjach. Nie wiemy, jak potoczyłaby się sytuacja, gdyby nie było nas w Unii Europejskiej; mimo wszystko stwarza ona Polakom różne możliwości. Są rzeczy, których nie da się wyliczyć prostymi rachunkami. Do nich należy ważny fakt, że udało nam się złamać owo fatalne położenie geopolityczne, przeznaczone nam w 1945 r. To się udało. […] Rzecz polega na tym, że Polska powinna być – jak to nazywam – latarnią morską na Europę Wschodnią; nie po to, żeby coś dla siebie zagarnąć, tylko po to, żeby te kraje miały punkt orientacyjny. Żeby miały oparcie w kimś silnym, w Polsce, która w tej części Europy jest dla nich gwarantem demokracji, ich wolności, suwerenności i współpracy regionalnej. I Polska po 2010 r., po Smoleńsku, tę latarnię zgasiła… Nasze państwo nie jest już żadnym punktem nawigacyjnym, bo Polska prowadzi dzisiaj taką samą politykę, jak cała reszta Europy, a więc jest gotowa poświęcić kraje takie jak Ukraina czy Gruzja za stosunki z Rosją. Tak naprawdę Polska stała się tak słaba w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, jak nigdy dotąd po 1989 r. Gruzja poszła wiadomo w czyje ręce, Armenia sama wybrała Rosję. Azerbejdżan niczym się nie przejmuje, bo bardziej skłania się ku Turcji, która zaczyna uprawiać własną politykę regionalną. Ukraina – właśnie widzimy, co tam się dzieje. Białoruś jest w klatce, a w Mołdawii są wojska rosyjskie.”
Rozmówcy poruszyli też jeszcze jedną bardzo ważną kwestię: stosunek Ukraińców do Polski, ponieważ, jak zauważył Leszek Sosnowski, zamiast pozwalać, by na Ukrainie wciąż straszono „złym polskim panem”, powinniśmy raczej powiedzieć naszym sąsiadom: „nie dajcie sobie wmawiać, że waszym zagrożeniem jest Polska; prawdziwym zagrożeniem jest Rosja i przed nią się brońcie”.
„Komu zależy na takim wizerunku Polski, na tym antagonizowaniu? – pytał prof. Szczerski. – Zawsze w takim przypadku trzeba zapytać: cui bono? Dlatego tak absurdalne było to, co zrobili minister Sikorski i prezydent Komorowski przy okazji obchodów zbrodni wołyńskiej. To była dokładnie rosyjska nuta: nie można mówić o Wołyniu, bo zagraża to dzisiejszej Ukrainie. Ukraina jest obecnie na tyle wolna, samodzielna i „europejska”, że o zbrodni wołyńskiej możemy mówić otwarcie. Jeżeli zaś stwierdzimy, że dla dzisiejszej Ukrainy to jest problem, to wpisujemy się dokładnie w rosyjski sposób interpretacji stosunków między Ukrainą a Polską w celu ich zantagonizowania. Sikorski z Komorowskim powtórzyli tę rosyjską narrację. […] To jest absolutnie jeden kraj, duży i ważny dla Polski. Dlatego jest taki ważny, bo ma ogromny potencjał i jest tak blisko; nie możemy pozwolić, żeby to był obszar niestabilności, bo wtedy stanie się on dla Polski realnym zagrożeniem narodowego bezpieczeństwa.”
Jest to tylko część artykułu. Całość jest do przeczytania w aktualnym numerze miesięcznika “WPiS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka”. Można go zakupić tutaj.
Wydawnictwo Biały Kruk
w ogóle co za pieprzenie. Ukraina ma się rozkraczyć i zastanawiać między jedną a drugą republiką rad….
A gdzie nasz interes? Naszym celem powinno być odzyskanie Ukrainy. A nie robienie za adwokatów Eurokoryta.
Ukraińcy zapomnieli że w większości są Lachami! Wywodzą się z małopolskich i mazowszańskich chłopów. Zasiedlali wyludnione ziemie m. in. dzięki Rusinowi – księciu Wiśniowieckiemu.
Dali się zbałamucić ostatecznie Austriakom że Ukraińcy to osobny naród.
Naszym celem winno być odzyskanie granicy do Zbrucza zgodnie z umową z rządem Peltury, pierwszym ukraińskim.