Kącik literacki NGO: Ziemia Kanaan

Niezależna Gazeta Obywatelska

judaZiemia Kanaan była święta. Została bowiem nadana ludziom przez Boga. Potem jednak przyszedł naród karmiony manną. Przyszli Żydzi strząsnęli ze swych sandałów proch pustyni. Przynieśli ze sobą przekonanie o własnym wybraństwie oraz brud. Zbrukali ziemię Kanaan.

Za nimi przyszli kolejni wędrowcy, Zdrożeni koczownicy, niepokorni łowcy przygód, waleczni rycerze. Był bowiem Kanaan wiecznie zieloną oazą wśród pustyni, wtulonym w ramiona dwóch rzek rajem na ziemi.

Jednak Żydzi szybko zapuścili w tej oazie korzenie, rozległe i trujące. Tam się kochali, tam mieli dzieci i ziemią nadaną im przez Boga z nikim się podzielić nie chcieli. A że nie umieli walczyć jak rycerze i milczeć tak pięknie, jak Beduini, zarzynali kolejnych przybyszów pustyni jak woły, albo jak niewinne baranki … zawsze z imieniem swego boga na ustach.

A Kanaan ciemniał, jego kotliny mrokiem się pokrywały, zakola rzek mętniały. Rajskie drzewa miały coraz mniej słońca i dawały coraz gorsze owoce. Kanaan ciemniał użyźniony niewinną krwią przybyszów.

Bóg, który nadał ziemię Żydom nie żądał krwawych ofiar. Niesłuchany i zapomniany

stawał się powoli bezwolnym uczestnikiem krwawego przedstawienia, jak słudzy Nerona w amfiteatrze. Imię jego zaś, przez starożytnych Żydów nabożnie zastępowane przydomkami, teraz powtarzano na każdym kroku i przy każdym morderstwie. Strzępiło się i wycierało, jak zbyt często noszona szata z lnu. Jego oblicze bledło ponad wzgórzami.

A potem przyszli inni bogowie, potężniejsi od tego pierwszego. Tajemniczy i małomówny bóg Beduinów, oraz kolorowi jak kacykowie bożkowie pogańscy. Nigdy nie pojawił się natomiast Bóg ojciec Zachodu. Być może za dużo było w tym miejscu nienawiści.

Czasem pojawiali się jego potężni wysłannicy. Dobrotliwi i jaśni wyciągający ręce do zgody. Nikt w ziemi Kanaan nie miał jednak dla nich czasu. Zapomniani bogowie niewielką mieli siłę sprawczą a ludzie zbyt zajęci byli wojną, opłakiwaniem zmarłych i poprzysięganiem zemsty. Wysłannicy zachodu odchodzili więc z niczym, nie miał kto bowiem przyjąć darów, które przynieśli: przebaczenia, pojednania, braterstwa.

Dlatego Ojciec zachodu, po długim czasie zrezygnował i odwrócił swe oczy od świętej Ziemi Kanaan, w której ludzie modlili się do samych siebie i która stała się buzującym kotłem nienawiści. Ojciec widział jak niewiele jest w niej dobrego. Mimo to, na dowód, że nie zapomniał przymierza zawartego u początku dziejów, Ojciec Zachodu od czasu do czasu wysyła nad Kaanan tęczę. W jego ogrodach zaś nadal czeka na znak kilku potężnych wysłanników wraz z białymi końmi gotowymi do drogi. Na wypadek, gdyby w Świętej niegdyś Ziemi Kanaan znalazł się jeden sprawiedliwy.

Maria

Komentarze są zamknięte