Coraz więcej Polaków wyjeżdża na wakacje do nietypowych i trudno dostępnych miejsc. Jednym z nich jest Antarktyka, gdzie stopniowo rozwija się turystyka dla wymagających odbiorców. Wyprawy rozpoczynają się najczęściej z Argentyny, a ich średni koszt to ok. 8-9 tys. dolarów. Pomimo odległości i trudnych warunków to bezpieczne wyjazdy dla wszystkich, którzy mogą sobie na to pozwolić.
Egzotyczna turystyka rozwija się coraz dynamiczniej.
– Już nie są to tylko standardowe wyjazdy na plażę do Egiptu, Tunezji czy nawet do Tajlandii, Kenii i temu podobnych miejsc. Nasi turyści zaczynają poszukiwać miejsc egzotycznych, ciekawych, nie zawsze łatwo dostępnych, może kosztownych, ale dających wielką satysfakcję. Po powrocie jest o czym opowiadać, jest czym pochwalić się rodzinie czy znajomym, że było się w miejscu, do którego niewielu dociera – uważa Preisner.
Coraz większa popularność takich wyjazdów jest związana również z rosnącymi możliwościami. Już od początku lat 90. Polacy mają możliwość jeżdżenia swobodnie do niemal wszystkich krajów świata. Znikają polityczne czy zdrowotne ograniczenia, a biura podróży wykazują się coraz większą aktywnością w organizacji takich wyjazdów.
Standardowa oferta zwiedzania Antarktyki to rejs niedużym statkiem lub w tańszym wariancie, kosztującym 4-5 tys. dolarów, jachtem. Wielkość jednostek jest ograniczona możliwościami przewiezienia pasażerów na ląd, co stanowi główną atrakcję wyprawy. Większe statki wycieczkowe z miejscami dla nawet 1,5 tys. pasażerów również pływają w pobliże Antarktydy, ale rejs na ich pokładzie nie obejmuje postawienia stopy na najzimniejszym kontynencie.
– Z punktu widzenia zdrowotnego i przygotowania to każdy właściwie może tam pojechać, chyba że bardzo obawia się mocnego huśtania na statku. To są najbardziej rozhuśtane akweny na ziemi. Cieśnina Drake’a znana jest z tego, że tam prawie zawsze jest 10 w skali Beauforta, ale na to są środki farmakologiczne, to nie jest dzisiaj problem – mówi dr Zdzisław Preisner z Katedry Turystyki i Rekreacji Wyższej Szkoły Bankowej w Toruniu.
Na biegun południowy można udać się także samolotem, ale Preisner podkreśla, że koszt takiej wyprawy sięga nawet 30 tys. dolarów. Taka forma podróży jest znacznie mniej popularna niż rejs.
Statki wypływają w większości z portu Ushuaia, położonego na argentyńskiej części Ziemi Ognistej. Ushuaia to najdalej na południe położone miasto na świecie. Niewielka część rejsów rozpoczyna się w Australii i Nowej Zelandii. Niezależnie od portu rozpoczęcia podróży do kosztów rejsu musimy doliczyć dolot do Argentyny, Australii lub Nowej Zelandii. To dodatkowe kilka tysięcy złotych.
– Nasi turyści zdecydowanie korzystają z tego kierunku udając się do Ushuaia przez Buenos Aires i tam rozpoczynają rejs, który trwa 8-10 dni najczęściej. Są też dłuższe rejsy, ale one są kosztowne, bo w ogóle turystyka antarktyczna jest niestety najdroższa na świecie – podkreśla Preisner.
Preisner dodaje, że są również oferty rejsów dookoła Antarktydy. Trwają one nawet dwa miesiące, a kosztują od trzydziestu paru do nawet 50 tys. dolarów.
newseria, lz