Piotr Legutko na co dzień dziennikarz i redaktor naczelny dodatku „Gościa Niedzielnego” w Krakowie, na portalu SDP odniósł się ciekawie do tego co zrobił znanej posłance PiS Krystynie Pawłowicz były dziennikarz tej gazety, a dziś „Gazety Wyborczej”. Marcin Wójcik zrobił reportaż, wykorzystując zaufanie posłanki do GN. Cały artykuł był dostępny w pierwszych dniach publikacji całości, dziś nie można dotrzeć do niego na stronach dodatku GW – Duży Format.
„Krystyna Pawłowicz oskarżyła Marcina Wójcika, autora poświęconego jej tekstu w „Dużym Formacie”, że dopuścił się „skrajnej manipulacji i naruszenia zasad etyki dziennikarskiej poprzez ukrycie swego prawdziwego miejsca pracy i przedstawienie się jako dziennikarz „Gościa Niedzielnego”. Do zarzutów pani poseł dorzuciła także brak autoryzacji zamieszczonych w tekście wypowiedzi, mimo iż tego wyraźnie zażądała oraz podanie fałszywych informacji co do celu w jakim był zbierany materiał o niej.
Przypadek jest ciekawy i wart uważnego przeanalizowania. Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że rację ma dziennikarz, a nie polityk. Autor tekstu bowiem nie podszywał się i nie kłamał. W trakcie przeprowadzania rozmowy faktycznie, był dziennikarzem „Gościa Niedzielnego”, a nie „Gazety Wyborczej”. Mówił także prawdę o celu, w jakim prosił o spotkanie. Faktycznie pisze książkę o ludziach związanych z Radiem Maryja. O książce wiedział także redaktor naczelny „Gościa”. Do tego miejsca wszystko się zgadza. Ale dalej zaczynają się (etyczne) schody.
Fakt, że Marcin Wójcik przez osiem lat pracował w redakcji „GN” ma niewielkie znaczenie, bo materiał nie miał z tą redakcją nic wspólnego, a jego autor był już de facto za jej drzwiami, z angażem do „GW” w kieszeni. Ale wiedział doskonale, że to legitymacja „Gościa” będzie kluczem do tekstu „Ze mną trzeba grzecznie”. Zachował się więc jak policjant, który już wie, że odchodzi ze służby, ale sobie jeszcze na konto munduru trochę poszaleje.
A książka? To gołąb na dachu. Kiedyś będzie, przeczyta ją parę tysięcy ludzi, za to tekst w „Wyborczej”, to solidny wróbel w garści. Już jest. W „Dużym Formacie”, w nie mniejszym nakładzie oraz z mołojecką sławą na salonach. Książka była więc przynętą, „Gość” haczykiem, a „DF” patelnią na której grillowana miała być poseł Pawłowicz. Taki był cel całej operacji – zrealizowany w 100 procentach. Reszta to didaskalia.
Oczywiście reporter często udaje kogoś innego, by wyciągnąć od rozmówcy cenne informacje, pozyskać jego sympatię, sprawić, by się otworzył. Ale przecież Marcin Wójcik był sobą i – jak twierdzi – nikogo nie udawał. Dziennikarz działający „pod przykrywką” zawsze w końcu odsłania twarz. Tu autor idzie w zaparte. Upiera się, że nie wypuszczał pani profesor. „Uważam, że rozmawiała ze mną nie dlatego, że pracowałem wówczas w „Gościu Niedzielnym”, ale dlatego, że pytałem o sprawy, które ją interesowały – mówi w rozmowie z Wirtualnemedia.pl.
I tu obraża naszą inteligencję.
Każdy, kto przeczytał tekst, nie ma wątpliwości, że Marcin Wójcik chciał napisać pamflet i to zrobił. Takie teksty o politykach powstają, nie są czymś wyjątkowym, zwłaszcza w „GW”. Przez karykaturalny opis postaci, dobór cytatów, styl narracji – są bardziej literaturą niż dziennikarskim portretem. Decydując się na taką formę autor z oczywistych względów zignorował prośbę o autoryzację.
„Fragmenty moich wypowiedzi są przemieszane z ośmieszającymi komentarzami i insynuacjami autora nie mającymi żadnej podstawy w rozmowie. Dziennikarz nadał im również w tekście wulgarny i prymitywny charakter w celu ośmieszenia mnie i odebrania wiarygodności w oczach wyborców” – czytamy w oficjalnym oświadczeniu Krystyny Pawłowicz. Pani poseł jest wstrząśnięta, ale jako osoba publiczna musi się do takich tekstów przyzwyczaić. Zrozumieć, że z nią też „można niegrzecznie”. Zwłaszcza, że ma taki, a nie inny styl bycia w mediach.
Dla nas, dziennikarzy, odpowiedź na pytanie, czy z politykami można niegrzecznie, powinna brzmieć: można, byle pod własnym nazwiskiem i firmą, nie na cudze konto. Reszta jest kwestią smaku.”
– pisze Piotr Legutko na portalu SDP.pl
tk
A ja czytałem ten artykuł, bardzo fajnie pokazał p. Pawłowicz, z dozą sympatii. Po tym artykule nadal nie zgadzam się z nią ale przynajmniej rozumiem jej drogę życiową.