„Rewolucja ołtarza”

Niezależna Gazeta Obywatelska7

Bartłomiej Gajos [facebook.com]Zapewne wielu osobom znana jest już strona internetowa o nazwie Kronika Novus Ordo. Jej autorzy przez kilka lat śledzili najróżniejsze nadużycia, przede wszystkim liturgiczne, w Kościele doby posoborowej. Część uwagi poświęcali również dewastacjom i desakralizacji katolickich świątyń. Dewastacja starych kościołów to nie tylko zamienianie je na magazyny, kawiarnie, kwiaciarnie czy domy mieszkalne jak to ma miejsce na zachodzie Europy. To także radykalne zmienianie ich wnętrz, przesiąkniętych mistyką i zbudowanych na chwałę Bożą. Zmiany takie mają na celu przystosowanie ich do „ducha Soboru”. Kończy się to zwykle wyniesieniem starych ołtarzy, usunięciem balasek, ściągnięciem obrazów, skuciem ozdób, zamalowywaniem fresków, niszczeniem ambon, wynoszeniem ław i stalli.

Tego typu praktyki są nagminne, jednak ostatnie zmiany we wrocławskiej kaplicy klasztornej sióstr karmelitek jakoś szczególnie we mnie uderzyły. Pod pretekstem konieczności remontu kaplicy zdemontowano stuletni ołtarz dębowy. Agata Combik, redaktor „Gościa Niedzielnego” z aprobatą pisze o dokonanych zmianach: „1 maja odbyło się uroczyste jej poświęcenie po gruntownym remoncie, jaki przeszła w ostatnich czasie. Był on konieczny ze względu na niebezpiecznie uginający się strop, ale przy okazji prowadzonych prac radykalnie zmieniono wystrój wnętrza. Stało się jasne, pogodne; w kaplicy znalazł się m.in. nowy, posoborowy ołtarz, nowe tabernakulum, a także obraz św. Józefa autorstwa Ewy Walczak-Jackiewicz.” Jak rozumiem powodem remontu był zły stan stropów, a nie ołtarza. Po co zatem zdecydowano się na demontaż wiekowego altare Dei? Jeszcze pod koniec 2010 roku służyłem w tej karmelitańskiej kaplicy do tradycyjnej Mszy Świętej, dla której ten ołtarz został wzniesiony. Przez ponad 40 lat celebrowano przy tym ołtarzu przede wszystkim nową, posoborową mszę i nikomu jak dotąd nie przeszkadzało. Zatem powód radykalnych zmian wnętrza kaplicy jest inny, tj. wspomniany na wstępie „duch Soboru”. Sobór miał być obliczony na to, aby pojednać Kościół ze współczesnym światem i jego „wartościami”. Pojednanie to niestety nastąpiło i przynosi tragiczne skutki. Świat nieustannie zmienia się na gorsze, a więc aggiornamento dokonane 50 lat temu już się zdezaktualizowało. Konieczna zatem jest taka formuła, która pozwoli przeprowadzać aggiornamento nieustannie, tak aby móc przystosowywać religię do coraz bardziej laickiego świata. I tak właśnie trwa nieustanna rewolucja, której celami są: „wolność, równość i braterstwo” we wnętrzu Kościoła. Wolność to wolność religijna, która odmawia prawdzie katolickiej prawa do jej szczególnej ochrony ze strony państwa. Równość to sprowadzenie wszystkich wyznań do jednego mianownika, to powszechne kapłaństwo, kapłaństwo kobiet, to wreszcie zatarcie różnic między duchowieństwem, a laikatem. Braterstwo to ekumenizm: bezcelowe, bezowocne dialogowanie dla samego dialogowania. Dziś tylko to się liczy, tylko to warte jest zachodu.

Tak jak dla jakobinów jedynym, bezwzględnym celem było ustanowienie panowania „wolności, równości i braterstwa”, tak dla fanatyków „ducha Soboru” jedynym celem, bez względu na ofiary, jest nieustanne aggiornamento, nieustanne nowinkarstwo religijne, które demoluje tradycję katolicką wszystkich wieków. Jak widać, nie omija także architektury. Jedynym celem zmian we wrocławskim karmelu jest nieokiełznana chęć dostosowanie jej wnętrza do soborowych ideałów. Dla modernistów ołtarz jest zbędny, bo ,nawet przy celebracji posoborowej mszy, dokonuje on rozróżnienia (choćby tylko wizualnego) między kapłanem, a znajdującym się za nim ludem. Zatem musi on zostać zastąpiony nowym ołtarzem, a raczej stołem, tak aby wokół niego mogło stanąć kilkunastu kapłanów i koncelebrować mszę w plastikowych, tandetnych i kiczowatych szatach liturgicznych; aby dochować zasady równości i nie oddzielać celebransa od ludu; aby wreszcie uczynić zadość wymaganiom ekumenizmu i upodobnić mszę to protestanckiego nabożeństwa. Odwrócenie celebransa przodem do ludu jest wszakże pomysłem samego Kalwina.

Dziś nie tylko buduje się obiekty sakralne, które z sakralnością nie mają nic do czynienia. Nie tylko wynosi się na piedestał niczym niepohamowane nowości, które wprost zaprzeczają prawdzie, pięknu i dobru. Dziś niszczy się także to co wiele pokoleń naszych przodków zostawiło nam w spadku. Demoluje się ołtarze i pali szlachetne szaty liturgiczne, ewentualnie przeznacza się je na użytek świecki, najczęściej rozrywkowy, a wprowadza się kicz, plastik i brzydotę. Z resztą zmiany w architekturze najlepiej ukazują jałowość i szkodliwość zmian soborowych. Najlepiej unaoczniają jak daleko posunięte szkody wyrządził cywilizacji katolickiej II Sobór Watykański. „Walące się ołtarze są siedliskiem demonów” – stwierdził niemiecki pisarz, Ernst Junger. I tak walą się ołtarze świata, tabernakula chowa się w bocznych kaplicach, aby nie razić niekatolickich turystów. Chrystus stał się powodem do wstydu dla jego upadłych żołnierzy. Nawet sam Paweł VI, współautor i rzecznik modernistycznych zmian grzmiał, że dym szatana wtargnął do Kościoła. Za kilkaset lat katolicy będą pisać o wielkiej apostazji, o herezjach, które niszczyły Kościół na przełomie XX i XXI wieku tak bardzo, że pokolenie tych wieków nie tylko nic duchowego i wzniosłego nie zostawiło w spadku, ale i zniszczyło to co w spadku od poprzednich, wielkich pokoleń dostało. Oto owoce Vaticanum II – zagłada cywilizacji zachodniej i nowoczesne barbarzyństwo.

  1. | ID: 77ddb225 | #1

    Autor porusza temat ważny i niepopularny. To dobrze o nim świadczy. Natomiast nie do utrzymania są już dziś balaski, czy podczas Mszy św. odwrotna pozycja kapłana do wiernych, i to nie ma nic wspólnego z barbarzyństwem. Z protestantyzmem owszem, ale w tej formie pośrednictwa, jaką oni zaprezentowali, nie ma chyba nic złego. Ogólnie mówiąc, człowiek dziś bardziej (niż dawniej) zbliżył się do Boga i tego Kościół nie może nie zauważyć. Zresztą ma w tym swój udział. Artykuł uderza jednak w Jana Pawła II. Sobór Watykański II być może popełnił błędy, które teraz Kościół powinien skorygować, ale nie można mu odmówić zasług. Konserwatyzm nie polega na obronie „do ostatniego balaska”, lecz raczej na dbaniu o niezmienność wartości, które są podstawa naszej cywilizacji. Ogólnie artykuł ciekawy, a największą jego zaletą jest samodzielność myślenia.

  2. 19 maja 2013, 16:40 | #1
  3. foxmann
    | ID: 5a7a00d1 | #2

    @Genek: A na jakiej podstawie uważasz, że „dzisiaj człowiek się bardziej zbliżył do Boga”. A jak kiedyś był „zbliżony do Niego”? Wydaje Ci się, że gorzej niż dzisiaj? Proszę litości w doborze argumentów. SV2 nie przyniósł żadnych dobrych owoców jeśli porównamy stan Kościoła przed i po nim. Fanatycy zindoktrynowani posoborowiem mają tysiące różnych krętactw jak odwrócić kota ogonem (a to, że czynniki kryzysu są poza Kościołem i soborem, a to że jeszcze „nie został” dobrze odkryty, a to, że … nie wiadomo co), a fakty są takie, że takie odpływu wiernych, a co najważniejsze utraty wiary nie było chyba nigdy w historii Kościoła.
    Zindoktrynowani ideolodzy (czyli wykładowcy w seminariach, hierarchowie, osoby które rządzą Kościołem) soborowi celowo dewastują stare świątynie i tłumaczą to wszystko większości niezorientowanej, że niby sobór tak kazał

  4. | ID: 41c806e1 | #3

    @ foxmann
    Uwaga dobra. Tak, rzeczywiście brakło z mojej strony pewnej konkretyzacji (a może innego ujęcia). W tym co napisałem chodziło mi o tę likwidację barier, które wprowadził Kościół (balaski, tyłem do wiernych itd). Kościół funkcjonuje w zmieniającym się świecie kultury. Protestantyzm wszedł, że tak powiem, na rynek, ma wielu wyznawców i jest faktem. Oczywiście nie ma to nic wspólnego z katolicyzmem, ale szczególnie w dzisiejszym świecie, wszystko jest porównywane ze sobą i zestawiane. Nie wnikam, czy we właściwym porządku czy też nie. Ale utrzymywanie takiego dystansu wobec Boga, o którym pisałem , nie sposób byłoby utrzymać na dłuższą metę. Dziś w każdej dziedzinie skracany jest dystans. Dystans ten powinie też skrócić i skrócił Kościół. W tym sensie katolik dziś bardziej zbliżył się do Boga. Oprawa musi się jakoś więc zmieniać, choć zasady moralnie muszą pozostać niezmienne i tu szczególna rola Kościoła. Dzięki, pozdrawiam

  5. Trydent
    | ID: 6523f5c4 | #4

    @Genek
    Opisywany przez Pana dystans jest niczym innym jak właściwym ukierunkowaniem na Boga. Kapłan nie stał tyłem do ludzi, stał natomiast przodem do Najświętszego Sakramentu, czyli do Boga ukrytego w Hostii ( tej konsekrowanej podczas Mszy) jak i tej w tabernakulum. To oznaka czci i szacunku, pokory i bojaźni Bożej. To nie dystans. Owszem, dałoby się utrzymać głęboką wiarę u ludzi podtrzymując ten „dystans”. Z kolei balaski służyły do tego by oddzielić sacrum od profanum i by ukazywać, że skoro wierzy się , że Pan Jezus jest Obecny Realnie w Najświętszym Sakramencie to się klęka. Ukazywały jasno, że kapłan nie jest takim samym człowiekiem niż ja czy Pan. Nie w sensie człowieczeństwa i ciała, ale w nadprzyrodzonej formie wynikającej z Jego świeceń. Nikt poza nim nie ma władzy, by w Jego rekach na słowa Przeistoczenia znalazło się Prawdziwe Ciało i Krew. Pokazywały również , że na ołtarzu dzieją się wielkie tajemnice wiary. Uważam, ze katolik oddalił się zdecydowanie od Kościoła. Otóż wiele osób utożsamia wiarę na podstawie tego czy jest coś dla niego zrozumiałe. Nie mówię, że jest w tym coś złego. Dobrze jest rozumieć. Jednak nie jest to najważniejszy i jedyny aspekt. To co Pan nazywa barierami w rzeczywistości nimi nie są. W Kościele nie ma przypadku, każdy gest i dzieło sztuki ma swój wymiar i symbolikę. Coś mają ludziom przedstawić np .jakąś prawdę wiary czy dogmat. Skierowanie kapłana w stronę Najświętszego Sakramentu ma jeszcze swoja głęboką symbolikę, ołtarze były dawniej budowane na Wschód, co oznaczało Jezusa Chrystusa Wschodzące Słońce, ze Wschodu ma nadejść również Chrystus przy końcu świata. Poza tym kapłan skierowany w jedną stroną ze swoimi owieczkami (wiernymi) podążający w jednym kierunku. Piękne znaczenie i piękny obraz. Kościół rzecz jasna funkcjonuje w dzisiejszym świecie, ale nie może się do tego świata naginać. Jeśli chodzi o protestantów – są odłączonymi od Kościoła heretykami. Musimy modlić się z nich i prosić Boga o ich rychłe nawrócenie i wejście z powrotem na łono Jedynego Prawdziwego Kościoła. Ich nauki są bowiem zatrute i bardzo zgubne dla dusz.
    Pozdrawiam serdecznie.

  6. | ID: 41c806e1 | #5

    @Trydent
    Tak, to wszystko prawda, ale SV2 zmniejszył ten dystans. Odwrócenie twarzy kapłana uczyniło z niego pośrednika Boga w kierunku wiernych. Wcześniej było odwrotnie, kapłan stojąc twarzą do ołtarza był częścią wiernych zwróconych w kierunku Boga. Nie wiem co jest bardziej właściwe, natomiast dzisiejszy stan znajomości Biblii i zasad religii jest zastraszający. Jest to wina wiernych, ale również samego Kościoła. Statystyczny wierny dziś już nie ma pojęcia o tych niuansach, o których Pan pisze. Proszę też zwrócić uwagę, jak rozluźniają się więzi trzymajace naszą cywilizację. Rozluźnienie dystansu jest potrzebne. ale nie może się to odbywać kosztem chrześcijańskich wartości. Protestanci są heretykami, na łono Kościoła już nie wrócą, chcemy czy nie wyznaczają jednak pewne standardy. Robią wrażenie szczególnie na źle wyedukowanej młodzieży wyjeżdżającej na zachód. Dziękuję i serdecznie pozdrawiam

  7. Stefan Szolc
    | ID: db93f5e9 | #6

    Argumentacja pana Genka pokazuje, jak namieszano ludziom w głowach przekonując ich przewrotnie do nowej Mszy (nota bene należy podkreślić, że Sobór jako taki nie miał nic wspólnego z dewastacją Mszy, która odbyła się w zaciszu gabinetów). Wspólny kierunek celebracji – ku Tabernakulum i Krzyżowi na ołtarzu – to jest podstawa. Kapłan i prowadzony do zbawienia przez niego lud zwróceni są do Boga (o czym pisał już Trydent).
    Według mnie nie język narodowy, nawet nie zubożenie modlitw, przyklęknięć i gestów, lecz właśnie odwrócenie kapłana „do ludu” stanowi największą wadę nowej Mszy. Nowa Msza stała się spektaklem, z celebransem w roli głównej, choć paradoksalnie o teatralność jest posądzana Msza trydencka – z racji okazałości rytu.
    Nakierowanie na Boga zastąpił antropocentryzm – człowiek, jego potrzeby, jego „rozumienie” nabrały największego znaczenia. A nawet z czysto ludzkiego punktu widzenia celebracja „zza stołu” twarzą do ludu ma trudną do podważenia ułomność – owo wzajemne „obserwowanie się” wiernych i celebransa, które dramatycznie rozprasza. Zwłaszcza celebransa, który winien być maksymalnie skupiony na modlitwie, a nie rozglądać się po nawie, co niestety można dość często zaobserwować. Proszę zwrócić uwagę, że podczas Mszy trydenckiej (można poszukać w internecie filmów), nawet gdy kapłan odwraca się do ludu (kilkakrotnie podczas Mszy, nie licząc oczywiście lekcji i kazania) ma wzrok opuszczony.
    A balaski? Oddzielają, ale i łączą – podczas Komunii, która paradoksalnie właśnie przy balaskach znacznie lepiej oddaje charakter uczty, tak przecież podkreślany w nowej formule, gdy Komunii udziela się na stojąco, nierzadko do ręki (to oddzielny, bardzo poważny temat). Czyż wspomniane balaski, okryte dodatkowo czystym obrusem (tak kiedyś bywało, nie tylko podczas I Komunii), nie są symbolem stołu, wspólnego stołu? Tak więc Ofiara na ołtarzu, a Uczta Eucharystyczna przy stole – to są realia „starej” Mszy, podczas gdy teraz mamy Ofiarę na stole, a Komunię w kolejce, aby prędzej.
    Z Bogiem.

Komentarze są zamknięte