Kiedy w 2000 roku Jane Fonda wręczała Nagrodę Akademii Filmowej Andrzejowi Wajdzie, nikomu nie przyszłoby do głowy, że oto stoi przed nimi nie ikona XX wieku, nie poważana aktorka, ale osoba, która z całą pewnością powinna siedzieć w więzieniu.
Zacznijmy jednak od początku. Gdy w 1937 roku przyszła na świat, rokowano jej wspaniałą przyszłość. Pochodząca z bogatej rodziny, grzeczna, ułożona, mająca zadatki na sławę wielkiego formatu, w niedługim czasie ( już w latach ’50 ) rozpoczęła swoją karierę, jako modelka. Kilka lat później, w 1958 roku, zapisała się do Actors Studio Lee Strasberg, co pozwoliło jej zagrać na Brodway’u w sztuce „Tall Story”. Grała też w ’63 w filmie „Sunday in New York”, który okazał się sukcesem. Kariera Fondy rozwijała się błyskawicznie, budując jej drogę, ku najwyższym wyróżnieniom aktorskim.
Niestety. Jej postępująca kariera szła w parze z wyjątkowo ostrą zmianą jej charakteru. Stała się działaczką antywojenną i zagorzałą… komunistką. W swoich akcjach i działaniach, gromadziła ludzi naokoło siebie i (trzymając flagę Vietcongu) wyklinała na żołnierzy, którzy powracali z wojny. Jej przemówienia wychwalające komunizm i socjalizm, stały się cichym i przemilczanym, choć bardzo ważnym elementem jej działalności politycznej. Na uczelniach i kampusach wygłaszała takie oto sformułowania:
Gdybyście naprawdę poznali, czym jest komunizm, to razem ze mną padlibyście na kolana modląc się, by wszyscy obywatele tego kraju zostali wkrótce komunistami.
Tak, jestem socjalistką i uważam, że powinniśmy wzmóc nasze wysiłki, by przez socjalizm dojść do komunizmu.
Założyła z Donaldem Sutherlandem grupę FTA (Fuck the Army), która wyśmiewała się z żołnierzy, zaś istnieją doniesienia, iż finansowo i ideowo wspierała organizację terrorystyczną Czarne Pantery (lider Huey Newton został oskarżony o zabójstwo policjanta. ), wyznającej radykalny marksizm i leninizm.
W roku 1972 Jane Fonda (już laureatka Oscara, aktorka) z mężem, Tomem Haydenem, poleciała do Wietnamu Północnego, do Hanoi, gdzie robiła zdjęcia z komunistycznymi żołnierzami Vietcongu, a w radiu czerwonych wygłaszała tam takie przemowy:
Dziękuję dzielnym partyzantom Vietcongu i żołnierzom Armii Północnego Wietnamu za ich heroiczną walkę!
Amerykańscy jeńcy wojenni są tu traktowani z godnością, na jaką, jako zbrodniarze, nie zasługują.
Świat wpatrywał się z zachwytem w zdjęcia Fondy, która roześmiana rozmawiała z żołnierzami komunistycznymi, siedziała na artylerii przeciwlotniczej, czy bawiła się z dziećmi wietnamskimi.
Jednak prawdziwą twarz pokazała podczas swojej wizyty w więzieniu Hoa Lo, gdzie przetrzymywani byli jeńcy wojenni. Na czas spotkania umyto więźniów z brudów i ekskrementów, dano nowe ubrania i jeść (wcześniej siedzieli w małych celach, po kostki w odchodach, z minimalnymi porcjami żywnościowymi) i postawionych przed Fondą, zaczęto filmować. Zadawała Fonda dwa pytania, z których żadne nie było obiektywne – pytała, czy jest im przykro, że mordowali dzieci wietnamskie, oraz, czy są zadowoleni z humanitarnego przetrzymywania ich przez Vietcong. Żołnierze ci, wiedząc, iż mają status „zaginiony w akcji“, przekazywali Fondzie z ręki do ręki małe karteczki, ze swoimi numerami wojskowymi, by Fonda dała znać ich rodzinom, że wszystko w porządku. Stała się rzecz niesłychana – po całej tej akcji, Fonda na oczach żołnierzy podała te grypsy dowódcy komunistów. Amerykanów torturowano za to, a wielu zmarło. Dzięki temu, dostała przydomek „Hanoi Bitch”, choć w mediach nazywana była „Hanoi Jane”.
Żołnierze amerykańscy po wypuszczeniu ich na wolność, próbowali postawić Fondę przed sądem. Nie udało się to jednak, bowiem miała już wyrobioną opinię i obraz, świat znał ją, jako bojowniczkę o pokój na świecie, doskonałą aktorkę, piękną modelkę, polityka wielkiego formatu. Niestety, nie tylko dziś mass media robią z mózgów papkę i zakłamują historię.
Sprawa Jane Fondy to typowy przykład tego, jak popularność potrafi zaćmić wszystkie grzechy celebryty. Nie chodzi o to, że wojna w Wietnamie była słuszna. Można tutaj się spierać o to, czy Ameryka miała prawo do ataku na Wietnam. Niemniej, Fonda w całej swej rozciągłości, nie zasłużyła w najmniejszym stopniu na to, by w spokoju żyć w dużym domu w Atlancie, mając na koncie nominacje do Oscarów, wielkie nagrody aktorskie, czy poważanie wśród ludzi. Miejsce tej kobiety od lat ’50 jest w więzieniu. Czy to nie kolejny raz, gdy komunistyczni działacze są traktowani ulgowo?
Maciej Kałek
www.facebook.com/Narodowykatol
Żeś się obudził, ja to już czytałem z 10 lat temu. A czemu nie udało się wytoczyć jej sprawy, skoro można w USA sądzić się o 1 mln $ za odszkodowanie za poplamione spodnie w pralni, to kto im bronił pozwać JF? A może porostu te twierdzenia nie miały pokrycia w dowodach? No czemu nie było sprawy?
Kolejny żenujący tekst tego niedouczonego „antykomunisty”. Litości redaktorze naczelny!