Analiza projektu Gliński

Niezależna Gazeta Obywatelska

prof. Piotr Gliński interia.plW ostatnim czasie PiS zdecydował się na reaktywację tzw. projektu Gliński. Pod koniec lutego przez polityków tej partii został w Sejmie złożony wniosek o konstruktywne votum nieufności wobec rządu D. Tuska. Kandydatem na nowego premiera, z rekomendacji PiS ma być  prof. Piotr Gliński. Pomysł powołania gabinetu technicznego pod wodzą Glińskiego wydaje się jednak dla wielu zarówno polityków, jak i komentatorów polskiej sceny politycznej krokiem kompletnie nierealnym. Dlaczego więc PiS, mimo najprawdopodobniej braku powodzenia inicjatywy zdecydował się na ten krok ?

Arytmetyka sejmowa

Otóż, po dokładnej analizie wszystkich przesłanek, krok ten nie wydaje się być tak zupełnie bez sensu. PiS w swojej strategii najprawdopodobniej liczy na rozłam w koalicji rządowej.

Nie jest bowiem tajemnicą, że w PO panuje od pewnego czasu wewnętrzne rozchwianie. Ostatnio sporym problemem dla Donalda Tuska jest, wyodrębniona po ostatnich głosowaniach najpierw w sprawie aborcji, a potem związków partnerskich,  dość liczna frakcja konserwatywna. PO-wscy konserwatyści, których nieformalnym liderem jest minister sprawiedliwości J. Gowin mają od pewnego czasu z premierem Tuskiem poważnie na pieńku. Gdyby więc frakcja ta się wyłamała i zdecydowała podjąć próbę obalenia Tuska, PiS mógłby z pewnością liczyć na jej wparcie. Przy poparciu swojego wniosku PiS zdaje się też szukać sojusznika w PSL, zwłaszcza frakcji związanej z Waldemarem Pawlakiem. Kwestia związków partnerskich nie podoba się bowiem wicepremierowi Piechocińskiemu. Gdyby więc uznał on wspieranie rządu, który związki partnerskie zalegalizować usiłuje za rzecz niedopuszczalną i w dalszej perspektywie niemożliwą, również mógłby przyłączyć się do obozu przeciwników premiera. Dużo zależy od tego, na ile kwestie światopoglądowe są dla Piechocińskiego istotne. Ponadto nie jest tajemnicą, że dane makroekonomiczne Polski w ostatnich miesiącach się pogarszają. I według danych KE jak na razie nie będą się poprawiać. Prędzej, czy później odbije się to na popularności rządu i PSL może wkrótce przestać opłacać się wspierać słabnący gabinet Tuska. Może, chociaż nie musi.

Biorąc pod uwagę, że PiS ma aktualnie około 140 posłów, założywszy, że wniosek poparłaby również Solidarna Polska, której klub liczy 17 posłów, wspólnie z 29 głosami PSL i 45 konserwatystów z PO, rząd Piotra Glińskiego zyskałby już większość. Odsunięcie od władzy Tuska mogłoby więc stać się faktem. I na to najprawdopodobniej liczy w tym wszystkim PiS.

Czy tak się stanie ? Raczej wątpliwe. Konserwatyści z PO najprawdopodobniej jednak się nie wyłamią  i nie odejdą z partii dobrowolnie, chyba, że zostaliby przez Tuska wyrzuceni. A na wykluczenia na razie się nie zanosi, bowiem Tusk utraciłby wówczas większość, i zmuszony zostałby szukać porozumienia z SLD lub Palikotem.  A taki sojusz byłby dla niego zbyt ryzykowny. Po-wscy konserwatyści natomiast nie mieliby gwarancji, że w razie przyśpieszonych wyborów znajdą się na listach wyborczych PiS, a polityczny niebyt z pewnością im się nie marzy. Ponadto zmienianie barw partyjnych w tak krótkim okresie czasu, w dodatku na obóz przeciwny, nie zostałoby najlepiej odebrane przez ich wyborców.

Również w przypadku PSL mało prawdopodobne, że opuści on koalicję.  Nic by na tym nie zyskał, a powszechnie wiadomo, że partii tej zależy wyłącznie na synekurach. Odchodząc z rządu ludowcy pozbyliby się ich na własną prośbę, a w razie przyspieszonych wyborów nie mieliby pewności, czy wezmą udział w tworzeniu przyszłego gabinetu. Najprawdopodobniej więc nic się pod tym względem nie zmieni. Jednak zaryzykować ten krok w przypadku PiS było warto, bowiem partia J. Kaczyńskiego, składając wniosek o konstruktywne votum nieufności wobec rządu Donalda Tuska i wysuwając kandydaturę prof. Glińskiego, nic tak naprawdę nie traci.

Misja prof. Glińskiego

Przede wszystkim za bardzo przypisuje się Glińskiemu pisowskość. A trzeba pamiętać, że nie jest on ani członkiem PiS, ani nigdy nie miał z tym ugrupowaniem zbyt wiele wspólnego. Nigdy nie był też członkiem PC, ZCHN, AWS, czy Przymierza Prawicy. Podobnie, jak nie wchodził w skład żadnego Honorowego Komitetu Poparcia czy to Lecha Kaczyńskiego jako kandydata na Prezydenta RP, czy też później Jarosława Kaczyńskiego. Szufladkowanie go, że jest pisowcem nie jest uzasadnione.

Ciekawy jest skład ekspertów, których prof. Gliński zaprezentował jako swoich doradców. O ile Zytę Gilowską (formalnie bezpartyjną członkinię Rady Polityki Pieniężnej) można jeszcze było w jakiś sposób utożsamiać z PiS, o tyle już np. prof. Krzysztof Rybiński nigdy nie był człowiekiem związanym z ugrupowaniem J. Kaczyńskiego. Nigdy nie brał udziału w partyjnych konwencjach, nie uczestniczył w zespołach programowych Prawa i Sprawiedliwości, nie był też doradcą ekonomicznym J. Kaczyńskiego, ani jego brata, Lecha. Również prof. Witold Modzelewski, czy prof. Ewa Leś to osoby niezwiązane dotąd z PiS.

Gabinet Piotra Glińskiego to w założeniu rząd techniczny, złożony z bezpartyjnych ekspertów, który miałby funkcjonować jedynie przez kilka miesięcy, do czasu przyspieszonych wyborów parlamentarnych. W tym czasie miałby przygotować i przeprowadzić najważniejsze, niezbędne z punktu widzenia ekonomicznego dla kraju reformy. Po wyborach, w razie wygranej PiS, premierem zostałby i tak Prezes Kaczyński. Nie jest więc Gliński nowym Marcinkiewiczem i nie powinien być w ten sposób odbierany.

Co w swojej misji proponuje Gliński ? Profesor sformułował 5 priorytetów swojego gabinetu.

  1. Oparcie rządu na bezpartyjnych ekspertach, wywodzących się z różnych środowisk społecznych (głównie organizacji pozarządowych i świata nauki).
  2. Podjęcie natychmiastowych działań przeciwdziałających kryzysowi gospodarczemu oraz kryzysowi społecznemu.
  3. Poprawa funkcjonowania administracji publicznej.
  4. Przedstawienie wizji rozwojowej Polski oraz strategii wprowadzania niezbędnych reform
  5. Wprowadzenie nowych standardów w polityce, mniej agresji, więcej merytoryki w sporze politycznymCiekawy jest też skład ekspertów zespołu profesora. Takie nazwiska, jak prof. Ewa Leś, specjalista od funduszy europejskich Wojciech Kaczmarczyk, prof. Antoni Kamiński (socjolog, b. szef Transparency International Polska); dr Mieczysław Kominek (dziennikarz, szef „Polskich Nagrań”); dr hab. nauk medycznych Krzysztof Krajewski-Siuda; prof. Witold Modzelewski (specjalista od systemów podatkowych),  prof. Włodzimierz Pańków (zajmuje się m.in. socjologią pracy) to nie tylko eksperci w swoich dziedzinach, ale przede wszystkim osoby zupełnie niezależne, nie związane ani dziś, ani w przeszłości z żadnym ugrupowaniem politycznym. Ciekawostką jest obecność w zespole gen Romana Polko, jako eksperta od spraw wojskowości.

Jedno trzeba profesorowi przyznać: jest człowiekiem odważnym. Nie boi się, że zostanie zaszufladkowany jako pisowski aparatczyk, nie zraża krytyką, ale cały czas jest aktywny, jeździ po kraju, rozmawia, kompletuje ekspertów, bierze udział w konferencjach programowych, wypowiada się w mediach. Nieraz potrafi pokazać, że ma własne zdanie. Nie prezentuje w każdej kwestii poglądu identycznego, jak Kaczyński. Raz nawet zdarzyło mu się Prezesowi PiS postawić, chodziło o kwestię wypowiedzi Kaczyńskiego po ujawnieniu informacji o trotylu na wraku Tupolewa. Gliński zdaje się być politykiem w tym, co mówi i robi niezależnym. I bardziej podmiotowym, niż był np. ś.p. Lech Kaczyński.

Jaki może być cel wniosku PiS o powołanie rządu technicznego?

Myślę, że przede wszystkim PiS chce zwrócić uwagę na trudną sytuację gospodarczą Polski, pasywność rządu oraz pokazać, że wobec gabinetu PO-PSL istnieje pewna realna alternatywa programowa. Że jest możliwość zmiany prowadzonej przez państwo polityki. Być może PiS chce również pokazać, że zdolne jest do współpracy z ludźmi spoza swojego środowiska, że otwiera się na nowe grupy społeczne, w tym środowiska akademickie. Jest w tym wszystkim jednak moim zdaniem, zamysł jeszcze jeden. I dość istotny. Ale na razie go nie zdradzę.

Autor: Tomasz Zembrzuski

Komentarze są zamknięte