Hasło zeszłorocznej edycji Opolskiej Mobilizacji na Marsz Niepodległości 2012 brzmiało: „Uczyń z żywiołu Naród”.
Skąd to zawołanie, które, jeśli się zastanowić, cofa naszą historię, naszą państwowość o ponad 1000 lat?
Odpowiedź jest prosta.
Tak jak wówczas, tak samo dziś musimy zorganizować Naród.
Wówczas to plemiona stojące na poziomie etnicznym, atawistyczne wspólnoty ziemi i krwi, ziemi rozciągającej się od Odry po Bug i od brzegów Bałtyku po Tatry, oraz wspólnej krwi słowiańskiej czyniącej zrozumiałym język jakim posługiwali się mieszkańcy tych ziem, stanęły na wyższym poziomie organizacji zbiorowości.
Etniczny żywioł został zorganizowany w Naród za sprawą wspólnoty wiary, czyli religii Katolickiej. Ten ostatni wspólny element, obok wspólnoty ziemi i krwi, pozwolił zaistnieć na mapie Europy państwowości Polskiej, a przez kolejne stulecia pozwolił bezkształtnemu żywiołowi piąć się po drabinie ewolucji w kierunku narodu.
Ukoronowaniem tego procesu była Unia Polsko-Litewska, bezprecedensowe w dziejach narodów wydarzenie formowania się „wielkiego narodu”, czyli dobrowolne przejęcie metody życia narodu dominującego przez narody i grupy etniczne znajdujące się pod jego cywilizacyjnym wpływem. Idea Jagiellońska, ściśle reprezentująca naród Polski, rozprzestrzeniała się na Europę środkową obejmując cywilizacyjnym wpływem przede wszystkim naród Litewski i Ruski.
Wewnętrzny ferment, rozprzężenie i rozkład wzajemnych więzi zahamowały ten proces, a rozbiory cofnęły nawet naród dominujący do roli ledwie etnicznego żywiołu zamieszkującego trzy Imperia będąc pożywką dla trzech wielkich narodów.
Rusyfikacja i germanizacja były procesami budowy „wielkich narodów” kosztem m.in. narodu Polskiego sprowadzonego jedynie do poziomu etnicznego żywiołu, którego zaborcy kształtowali podłóg własnych, cywilizacyjnych i kulturowych wzorców.
Kolejne przegrane powstania były niczym desperacki krzyk rozpaczy garstki straceńców: Uczyń z żywiołu Naród!
Były to jednak kamienie rzucane na szaniec, głuchy i ślepy na wołania.
Dopiero niekorzystny dla naszych zaborców koniec I Wojny Światowej sprawił, że na salonach Europy krzyk ten został usłyszany i nagrodzony własną państwowością po ponad 200 latach. Był to jednak finał wytężonej pracy pokoleń, które zamiast krzyczeć postanowiły na nowo zdefiniować żywioł i na powrót uczynić z niego pełnoprawny Naród.
„Myśli Nowoczesnego Polaka” stały się najpełniejszym wyrazem dążeń zawartych w zawołaniu, które stało się kamieniem węgielnym II Rzeczpospolitej.
Roman Dmowski, reprezentując pokolenie wychowane w ideałach pozytywistycznych, podjął się, jako jeden z pierwszych, trudu ponownego zdefiniowania Narodu i uczynienia z polskojęzycznego żywiołu zamieszkującego trzy zabory, a więc wychowanego w trzech odmiennych kulturach, jednego, spójnego organizmu zdolnego świadomie unieść ciężar własnej państwowości.
II Rzeczpospolita, 20 lat swoistych „wakacji” od ciągłej rzezi i szlachtowania, wykształciła pierwsze pokolenia, które pełną piersią, od ponad 200 lat, mogły odetchnąć nieskrępowaną wolnością.
Pokolenia te nie zmarnowały tych 20 lat wolności jakie otrzymały od swych ojców w prezencie.
Wychowani na pismach Dmowskiego, młodzi obywatele II RP, stali się dosłownie „nowoczesnymi Polakami”, ogromnym wysiłkiem woli stali się na powrót Narodem.
Kolejnym stopniem organizacji ludzkiej jest wyłonienie z pośród Narodu elity, i podobny proces stał się udziałem II Rzeczpospolitej.
Jednak wybuch II Wojny Światowej kolejny raz zahamował przełomowy proces w dziejach naszego Narodu. Kształtująca się dopiero elita została zmasakrowana na polach całej Europy i dobita w Katyniu. Od tego czasu przedziurawiona potylica stała się makabrycznym znakiem rozpoznawczym polskiej inteligencji.
Koniec eksterminacji Europy w 1945 roku nie zakończył jednak rzezi Polaków, a przynajmniej tych świadomych swojej narodowej egzystencji. Pozostali w całej swojej masie, pozbawieni elit, zostali stłoczeni między Odrą a Bugiem oraz Bałtykiem i Tatrami.
Jedyne „zwycięskie” państwo, które w wyniku tego „zwycięstwa” postradało niemal połowę swego terytorium. To kolejny w świecie bezprecedensowy fenomen Polaków.
Gdy Naród został pozbawiony swojej elity rozpoczął się „podręcznikowy” proces wynaradawiania.
W bydlęcych wagonach, oderwani od swych korzeni „zwycięscy” zostali przemieszani. Zniszczona stolica została zasiedlona ludźmi bez przyszłości, którym „partia” – namiastka elity z obcego nadania, tą przyszłość zapewniła.
Przeszłość została wymazana. Przestała istnieć.
Z biegiem lat to co w II RP aspirowało do roli Narodu na powrót stoczyło się do poziomu żywiołu posługującego się, zresztą kiepsko, językiem polskim.
Tak jak wszystko w PRLu, Polacy stali się jedynie wyrobem narodowo podobnym.
Oczywiście istniały wszystkie atrybuty wyczerpujące definicję Narodu jak kultura, tradycja, historia, ale wszystko to było sztuczne, jakby wręcz „produkowane” na bieżące zapotrzebowanie żywiołu i oczywiście wszystko to z nieodzowną etykietą oficjalności, bowiem każdy z tych atrybutów posiadał swoje głęboko ukryte dno, ukryte w pamięci pokoleń wychowanych II RP.
Naród mógł kontemplować „jedynie słuszną” kulturę, sztukę czy historię będącą oficjalną linią „partii”, wszystko pozostałe było zaciekle tępione, szkalowane, wreszcie wyklęte.
Razem z elitami musiała zostać zamordowana również pamięć o nich.
Zbiorowa pamięć Narodu została więc zamordowana, istniały co prawda odosobnione ogniska tożsamości, ale gasły one wraz z tymi którzy pamiętali.
Zryw „Solidarności” był już jedynie głosem żywiołu, bowiem brak elit na jego czele pociągnął za sobą brak postulatów natury moralnej. Zbuntowany żywioł pragnął jedynie poprawy materialnej pozycji, zabrakło fundamentalnego postulatu towarzyszącego przełomowym wydarzeniom w naszej historii, a mianowicie uczynienia z żywiołu Narodu. Dlatego też pozorne zwycięstwo „ideałów” Solidarności szybko zamieniło się w triumf postkomunistów, którzy stali się faktycznymi włodarzami III RP. Solidarność zjednoczyła Polaków pod sztandarem religii, co było zasługą zwłaszcza intensywnego pontyfikatu Jana Pawła II, jednak było to zjednoczenie fasadowe, emocjonalne, spontaniczne, a w konsekwencji „płytkie”.
W konfrontacji wyborczej Solidarność poszła w rozsypkę.
Po dekadach zaciskania pasa żywioł odrzucił „ideały” za obietnice lepszej przyszłości. Byt materialny zwyciężył nad narodowym duchem, a tym samym Polacy utracili ostatecznie instynkt przetrwania jako samodzielnego, w pełni suwerennego narodu.
III RP stała się wymownym symbolem tego procesu, zamieniania się żywiołu w „konsumentów”.
Konsument nie potrzebuje religii czy pamięci.
Konsument potrzebuje karty kredytowej i ciągłych obietnic o lepszej przyszłości. Stąd kolejne rządy III RP, odpowiadając na zapotrzebowanie konsumentów, wciąż obiecują im lepszą przyszłość, i za każdym razem żywioł bezrefleksyjne to kupuje!
W interesie władz III RP nie jest rozbudzanie poczucia narodowego, tożsamości, bowiem przymioty te sprzyjają budowie wspólnot, wspólnot opartych nie na materialnej pozycji, którą władza może kontrolować, ale na filarach duchowych, które są poza zasięgiem władzy. Dlatego też elity III RP rozbudzają narodowe kompleksy i umiejętnie dzielą społeczeństwo napuszczając budujące się wspólnoty na siebie.
Obecnie silnie kreowany jest model tzw. „młodych, wykształconych z dużych miast.” Bezideowych pokoleń, nastawionych wyłącznie na konsumpcję i to we wszystkich aspektach życia. Ktoś zdefiniował tą generację mianem „pokolenia Ikea”, czyli młodych ludzi samotnie żyjących w mieszkaniach na kredyt, w którym krzyż czy portret przodka zastępują kiczowate bibeloty z Ikei. Mieszkania takie przypominają raczej przedziały kolejowe, w których domownik jedynie czeka na kolejny dzień pracy, która przybliży go do kolejnych zakupów w Ikei.
Oto jak wyglądają przodkowie tych, którzy z odważnym okrzykiem „uczyń z żywiołu Naród” z impetem przetaczali się przez karty narodowej historii.
Współczesna Polska stała się polskojęzycznym rezerwatem, rezerwuarem taniej siły roboczej dla zamożnego „zachodu”. Polacy na tyle zatracili instynkt narodowy, że dziś nie potrzeba wojen, zbrojnych najazdów, żeby na powrót uczynić z młodych obywateli tego kraju jedynie „polskojęzycznych robotników” , jedyna różnica między latami wojny a współczesnością jest taka, że w latach okupacji niemieckiej robotnicy byli „przymusowi” a werbujący do pracy napotykał opór, dziś robotnik jest jak najbardziej dobrowolny i wręcz wypychany z ojczyzny przez kolejne rządy na stereotypowy „zmywak” w Anglii z biletem w jedną stronę.
W ten sposób władza zwalcza bezrobocie, wysyłając ponad 2 mln swoich wykształconych przeważnie obywateli do fabryk w Niemczech czy Wielkiej Brytanii, poczytując jednocześnie ten proces za pełen sukces.
Można mnożyć przykłady zatracania przez Polaków instynktu przetrwania jako narodu, jak choćby haniebne wydarzenia z Krakowskiego Przedmieścia, kiedy to rozentuzjazmowany żywioł, podsycony alkoholem, wyszydzał wiarę, która dała początek naszej państwowości, czy też instrumentalne potraktowanie patriotyzmu i sprowadzenie go do roli konsumenckiego gadżetu w czasie Euro 2012, kiedy to do stereotypowego cztero-paku piwska dodawano biało-czerwoną flagę jako „gratis”, nikt wówczas nie protestował, a żywioł ochoczo żłopał piwo z puszek w barwach narodowych i masowo wywieszał flagi z nazwą znanej marki browaru oczywiście w stylistyce biało-czerwonej, uważając to za szczyt patriotyzmu.
Z drugiej jednak strony zachodzi w Narodzie kolejny przełomowy dla jego przetrwania proces.
Nie można w ciągu kilku czy kilkudziesięciu lat wykorzenić ponad 1000-letniej tradycji i historii.
Naród sprowadzony do roli żywiołu kolejny raz powstaje z kolan.
Proces ten rozpoczął się w sposób nie zauważalny.
Wbrew logice i mechanizmom kreującym wszelkie „procesy”, „ten” proces nie wyrósł na „górze”, jego pochodzenie nie jest centralne, skoordynowane i narzucone „prowincji”.
Proces ten nie mieści się po prostu w ramach narzuconych przez przeciwnika, przez postdemokrację.
Przez długie lata był sprowadzony do roli „folkloru”, „marginesu” do pojedynczych „incydentów”.
W cieniu tych epitetów paradoksalnie tężał, przeistaczał się i karmił ignorancją przeciwnika.
Na niezbyt eksponowanych stronach lokalnych mediów informowano czytelnika:
„kilkudziesięciu skinheadów spaliło flagę UE”
Po kilku latach ten sam tygodnik na pierwszej stronie ostrzegał:
„faszyzm ma coraz więcej zwolenników”
Emocje pozornie ostudzała wypowiedź „eksperta”, wyrokującego:
„ONR przyciąga margines”.
Odrzucenie na margines miało spacyfikować „faszystów”, którzy poza ten margines NIGDY, zdaniem „eksperta”, nie wyjdą.
Kolejne lata jednak przeczyły zapewnieniom „eksperta”, o czym nikt się nawet nie zająknął, świadczyły o tym pierwsze strony, już nie tylko lokalnych, mediów.
Obok „egzotycznych” zachowań mających cechy „incydentalne” jak palenie flag, „hajlowanie”, przepychanki, które nie niosły za sobą podbudowy ideowej, zaczęły odbywać się, i to z cykliczną częstotliwością, wykłady, promocje książek, akademie rocznicowe, a co najważniejsze już nie tylko kilkudziesięcioosobowe pikiety, oderwane swoją intencją od problemów przeciętnego Polaka, ale manifestacje gromadzące setki, jeśli nie tysiące uczestników.
Reakcja „władzy”, nieprawych włodarzy RP, którzy w alkoholowym delirium ochrzcili ją mianem „trzeciej”, w bezwstydny sposób nawiązując do II RP, która odzwierciedlała wszystko czego zaciekle nienawidzili, była już spóźniona i sprowadzała się do „efektu szuflady”.
Rolę marginesu, towarzyskiego ostracyzmu i społecznego odrzucenia zaczęła bowiem pełnić ciemna szuflada do której różnej maści „eksperci” zaczęli wrzucać wszystkich tych, którzy nie pasowali do wzorca „wyhodowanego konsumenta”.
Początkowo znaleźli się w niej skinheadzi, ci ze względu na swoje cechy subkulturowości, łatwo dali się zaszufladkować.
Następni byli „faszyści”, ci również zostali szybko odrzuceni przez społeczeństwo „wolne od faszyzmu”.
Slogan ten uśpił czujność „funkcjonariuszy”, ufnych w jego siłę.
Sprawę „pełzającej brunatnej Polski” mieli bowiem załatwić „antyfaszystowscy” z natury Polacy, przy czym definicja „antyfaszyzmu”, miała być w wyłącznej gestii rządzących, podobnie jak pojęcie „faszysta”, miało ewoluować zgodnie ze zmieniającym się przeciwnikiem.
Do szuflady zaczęli być wrzucani „ultranacjonaliści”, epitet ukuty przez usłużne media w nadziei, że zmyli przeciwnika.
Gdy jednak i ten epitet okazał się zbyt ograniczony, „eksperci” zajęli się narodowcami, wyznawcami Dmowskiego – sprowadzeni do roli „faszystów” zaczęli zapełniać szufladę.
W swym „rewolucyjnym” zapale „eksperci” i ich „funkcjonariusze” wytropili „faszyzm” w patriotyzmie, w historii, wreszcie w niepodległości.
Napór szuflady był zbyt duży.
Nawet komuniści nie upychali w szufladzie całego narodu.
Okazało się bowiem, że zaszufladkowana została ta cześć społeczeństwa, która zaczęła uważać się za świadomy naród.
Żywioł w porę nie został spacyfikowany, nie udało się, wzorem „Magdalenki”, przekupić ich liderów, zamknąć siedzib i ich samych.
Dlaczego?
Ponieważ proces budowy narodu, narastania świadomości historycznej i tożsamości narodowej, jest procesem nieuchwytnym, należy do sfery ducha, nie materii.
Proces ten na starcie nie posiada liderów, nie potrzebuje pieniędzy, siedzib i lokali.
Tym samym nie można go fizycznie represjonować, a to przerosło „władzę”.
To odrzucona, i zaniedbana prowincja, w całym tego słowa znaczeniu nie tylko odnoszącym się do miejsca zamieszkania, stała się matecznikiem „narodowego odrodzenia”.
Młodzi przeważnie ludzie, w domowym zaciszu, bez zgiełku postępowej i poprawnej szkoły, „odkrywali” historię, „uczyli” się na nowo tożsamości, swego pochodzenia.
Tego procesu nikt, a już na pewno „władza” „uzbrojona” w mnogość instytucji, nie była w stanie kontrolować.
W obliczu książki i chłonnego umysłu kapituluje najbardziej wyrafinowana instytucja.
System edukacji zawiódł na całej linii, a „dyżurni eksperci” po prostu spóźnili się.
Instynkt człowieka każe być bowiem dumnym niźli poniżonym, a to „wpajał”, i nadal to czyni, ten system.
Komunizm przez 50 lat „złamał” instynkt żywiołu, tymczasem „pedagogika wstydu” po 20 latach III RP, pisząc kolokwialnie, oblała egzamin.
Szufladkowanie społeczeństwa, poszczególnych środowisk i grup nie przynosi efektu.
Do szuflady „władza” włożyła rozczłonkowany żywioł. Pod ciśnieniem szuflada otworzyła się i zaczął z niej wychodzić naród, zorganizowany i świadomy.
Mieszkanie z „wielkiej płyty” może być soczewką tego procesu.
Gdy po zakończeniu wojny, naród, pozbawiony elity, zdawał się być zdezorientowany, nową drogę wskazali mu komuniści.
Tzw. „awans społeczny” miał komunistom zjednać tych najmniej uświadomionych, których można było dowolnie urobić – mieszkańców wsi.
„Droga do miasta” miała być symbolem tego awansu, a blok „z wielkiej płyty” jego urzeczywistnieniem.
Często ściany mieszkań były przyozdabiane krzyżami, czy, obowiązkowo wiszącymi w każdej „chałupie”, obrazami z wizerunkiem świętej rodziny.
Szacunek do rodziców był zbyt duży, żeby je zdjąć, poza tym były takie „swojskie”.
Z czasem rodzice zmarli, a wzrok „kolegów z pracy” zaproszonych na imieniny , lustrujących ściany, był zbyt niepokojący, żeby pozwolić sobie w najlepszym razie na „kompromitację w środowisku” i zakwalifikowanie do „ciemnogrodu”.
„Młodzi” z kolei, ponad obraz „Madonny Częstochowskiej” woleli plakat z „Madonną z Michigan”.
Dziś najmłodsi zrywają kiczowaty plakat i ze zdumieniem „odkrywają” na ścianie ślady charakterystycznego zabrudzenia, którego obramówka zdradza kształt wiszącego w tym miejscu wcześniej przedmiotu, którym okazuje się krzyż!
W ten sposób najmłodsze pokolenia „odkrywają” swoją tożsamość, swoją „przynależność”.
Nic bardziej nie popycha do działania młodych ,niż świadomość „odkrywania zakazanych owoców”.
Proces naprawdę banalny, wręcz niezauważalny, ale tak odbudowuje się naród.
W ten sposób proces ten „przeoczyli” czujni zwykle „funkcjonariusze” III RP.
Rotmistrz Pilecki, kpt. Henryk Flame, czy gen. Emil Fieldorf, stali się „odkrytymi” przez młodzież bohaterami, których niezłomność przeczy „programowi nauczania”.
Bohaterowie ci stali się inspiracją dla pisarzy, scenarzystów, a przede wszystkim dla muzyków.
Tzw. „muzyka tożsamościowa” stała się udziałem wszystkich niemal nurtów, łącznie z modnymi wśród młodzieży rapem i hip-hopem, którego scena przeżywa obecnie tożsamościową, żeby nie użyć słowa narodową metamorfozę.
Współczesna popkultura inspirowana wyżej wymienionymi bohaterami za sprawą młodych pokoleń wraca na tory narodowej kultury.
To wszystko inspiruje, uświadamia, a przede wszystkim budzi w żywiole poczucie narodowe.
Proces ten zachodzi w sposób niekontrolowany, oddolny, spontaniczny , a co najważniejsze, wciąż postępuje.
„Władza” nie ma remedium, nie posiada antidotum na „patriotycznego wirusa”, który wpłynął niepostrzeżenie do krwioobiegu żywiołu nadając mu coraz wyraźniejszych cech narodu.
Zdaje sobie sprawę, że raz zainfekowany organizm, bez użycia radykalnych środków, będzie dla niej stracony.
Miną jeszcze zapewne lata.
Może dekada?
Czekają nas poniżenia, szczucie, dzielenie jednoczących się z trudem środowisk.
Cięższego kalibru oskarżenia będą rzucane w naszym kierunku, w kierunku odradzającego się narodu.
Posądzenie o „faszyzm” już nie wystarczy.
Naród zorientował się, że za tym określeniem stoi tak samo myślący jak on.
Już dziś jesteśmy świadkami budowania poczucia zagrożenia ze strony „prawicowych terrorystów”.
Zagrożenie „faszyzmem” zastąpi więc zagrożenie „terroryzmem”, a to usprawiedliwia użycie już nie tylko broni gładkolufowej i „prewencyjnych” zatrzymań na 24 godziny.
Czeka nas, pokolenie przywrócone na łono narodu, ciężka „walka” o utrzymanie tożsamości i niezależności.
Ale jak mawiał klasyk, jesteśmy skazani… na zwycięstwo!
Autor: Tomasz Greniuch
Pismo Magna Polonia w którym ukazał się artykuł będzie można nabyć wraz z płytą CD Horytnicy 27 lutego (środa) po wykładzie Żołnierze Wyklęci w Studenckim Centrum Kultury oraz 1 marca (piątek) po Marszu Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Cena 25 zł
Dziękuję Autorowi. Nie jestem sam…… przez 7 lat Organa RP umarzają opluwania mnie przez mniejszości za działanie Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej. Organa systematycznie umarzają dochodzenia…………… To jest właśnie to o czym pisze wyżej autor.
Naszych żołnierzy w Afganistanie naznaczono jako faszystów , hitlerowców.. Mnie na Tacy podano z danymi , lokalizacją mieszkania.Szukano groby Matki i Ojca….. a Organa ………………umorzenie ..nie podejmowanie śledztwa. Mają teraz innych Panów.
Głowę Narodu – ZAMORDOWANO a ludowi wmówiono, że są inteligentami itd.
teraz czytamy ..że w Opolu nie wolno śpiewać..jestem Polakiem.. Kocham Polskę………A decydenci z Opola ..nadal pracują.. dla Kogo?
Dziękuję Autorowi. Nie jestem sam…… przez 7 lat Organa RP umarzają opluwania przez mniejszości za działanie Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej. To jest właśnie to o czym pisze wyżej autor.
Naszych żołnierzy w Afganistanie naznaczono jako faszystów , hitlerowców..
Głowę Narodu – ZAMORDOWANO a ludowi wmówiono, że są inteligentami itd.
teraz czytamy ..że w Opolu nie wolno śpiewać..jestem Polakiem.. Kocham Polskę………A decydenci z radia Opole, nadal pracują.. ? dla Kogo?
Każde słowo ,które tutaj czytam jest wyrazem moich myśli. Nie udało się więc zaprzańcom we wszystkich zabić ducha narodu. Ruch Narodowy to wielka nadzieja dla nas ,strach dla dla tych ,którzy za nas chcą o nas decydować. Boją się i dlatego chcą nas zniszczyć. „Naród zorientował się, że za tym określeniem stoi tak samo myślący jak on.” <= i to jest włśnie pocieszające. Tego marszu nie zatrzymają już nawet kule zdrajców narodu. Zapomnieli o tym jaka jest dusza Polaka – im wiecej będą nas gnębić i nami poniewierać ,tym większy będzie nasz bunt i odwet.
@kominiarz ! Solidaryzuje się z Tobą.Musimy być mocni ale i czujni.
@Irena
Podobno fajne kazanie było dzisiaj w Krakowie o patriotyźmie. Od znajomej osoby słyszałem:) Widać kto wspiera narodowość ,a kto próbuje ją zdusić. Mi ublizając od „mocherów” nikt gęby nie zatka, bo do kościoła nie chodzę. Uważam się jednak za myślącego i widzę jaka jest rola kościoła w narodzie pod tym względem. Może nawet z boku jest mi to lepiej i obiektywniej zobaczyć.
Bardzo ładny tekst.
Pozdrawiam
@P.Krystosław! Tak,piękny tekst.Warto kupic cała gazetke z płytą.
@ P.kominiarz .Nie zaniedbuje sie obowiazków. Wiesz,mnie pomaga zyc wiara. Kazanie w Bielsku.B było normalne.Ale wątek biedy był podnoszony.Tym bardziej, ze to okres postu,umartwienia,pokuty. Ale ludzie boja sie rozruchów,wyczułam w rozmowie z moherami.Gro ludzi chorych, samotnych, dzieci wyjechały i powiem Ci,ze to straszne tak zostac samotnym i to w duzym miescie w tych mieszkaniach – klatkach,Najwieksze fabryki przejeły niemieckie,szwedzkie,i in. firmy,Fiat tez włoski zwalnia.Powiedz.Jak tu się nie modlić??
Przydała by się rządowi lewatywa dla mózgu.St,J.Lec powiedział:ślepy,głuchoniemy obywatel jest błogosławieństwem dla państwa.Brak słów.Pozdrawiam
@Irena
Nie mieszkam w Krakowie. Tutaj – w okolicach Opola ,bliżej „Annabergu” i innych „niemieckich” wiosek ,nie słyszałem o podobnym kazaniu i dlatego o tym piszę. No ale Kraków ,Małopolska… Ten region nie raz czerwonym i nie tylko ,pokazał na co go stać. Jak jadę na rodzinne Podhale ,tak samo zupełnie inne klimaty:) Tylko czego spodziewać się w okolicach ,gdzie wchodząc przez przypadek do kościoła dostaje się niestrawności ,bo jest to akurat msza w „języku serca” :P No szlag mnie prędzej trafi niż wytrzymam dłużej niż minutę niemieckie szwandrolenie :D
Obym się mylił ,ale bez rozruchów ,to my tej władzy raczej się nie pozbędziemy. Za dużo idiotów przy głosowaniu było ,a teraz już reżim coraz bardziej umacniają. Powoli zaczynam się czuć jak przed sierpniem 80. Ruch Narodowy tłamszą za wszelką cenę – nazywają faszystami ,studentom ,którym nie podoba się czerwony pachołek nazywają łobuzami i zadymiarzami. Czym to się różni od czerwonego reżimu? Chłopcy w lasach byli dla nich bandytami , Narodowe Siły Zbrojne ,to już jeszcze gorzej – faszyści ,no bo Narodowcy najbardziej zagrażali komunie. Dlatego nie wierzę ,że bez rozruchów się obejdzie. Władzy nie oddadzą – prędzej sfałszują wybory ,albo załatwią nas innym przekrętem. Reżim się umacnia……..
@P.kominiarz ! Wszystko,co dziadkowie opowiadali o Sąsiadach -potwierdza się.Masz racje.Kraków jest dwulicowy.Podhale to Górale.Inaczej oceniają,po swojemu,realnie.Pracowity Lud.Czytam Tygodnik Pohalański.Tak,reżim się umacnia.Władzy dobrowolnie nie ooddadzą.
Słowa bez pokrycia,ale z „gwarancją państwa” jak to mówił S.J.Lec.Trzymaj się dzielnie.Tak trzeba, Anioł Stróż niech strzeże.Pozdrawiam.