Dziś tłusty czwartek rozpoczynający ostatni tydzień zapustów. Przez te ostatnie dni przed Wielkim Postem w polskiej tradycji od wieków starano się napić i najeść do syta, wytańczyć i wybawić. W dawnej Polsce dzień ten upływał głównie na jedzeniu i piciu zapustnych potraw. W dworach szlacheckich od rana już serwowano pieczone sarny, kuropatwy, szynki z dzika, zajęcze combry, wykwitnie przyrządzony drób i różnego rodzaju pasztety. W domach chłopskich gotowano obficie kraszone potrawy: kasze i kapusty ze skwarkami. Oczywiście w tłusty czwartek nie mogło zabraknąć smażonych na tłuszczu słodkich racuchów, blinów, pampuchów oraz ciast, faworków i oczywiście pączków.
Pączki od kilku stuleci są wielkim, polskim specjałem karnawałowym kuchni polskich. Jedzenie pączków w tłusty czwartek jest w Polsce zakorzenionym obyczajem. Nie wiemy dokładnie skąd ten zwyczaj trafił do Polski, może z Turcji, może z Wiednia. Wiemy natomiast, że pączki były swoistym hitem w XVII i XVIII w. W XIX w. zwłaszcza warszawscy cukiernicy chlubili się umiejętnością wyrobu doskonałych pączków. W 1829 r. na łamach „Kuriera Warszawskiego” obliczono, że w tłusty czwartek cukiernicy warszawscy upiekli i sprzedali 45 tys. pączków i że w domach prywatnych usmażono ich i skonsumowano trzykrotnie więcej. W 1875 r. słynny niemiecki żurnalista Fritz Wernich uznał pączki warszawskie za: „specjał godny salonów, łagodnie rozpływający się w ustach, cudowny amalgamat jajek, masła i kremowej śmietanki”.
Tłusty czwartek w polskiej tradycji, to również czas zabaw kobiecych tzw. Combrowy Czwartek (obecnie nazywany babskim combrem). Nazwa pochodzi od żyjącego w XVII w. krakowskiego wójta Combra prześladującego krakowskie przekupki. W rocznicę śmierci wójta (przypadającą według legendy w tłusty czwartek) kramarki urządziły huczną zabawę, która z czasem stała się dorocznym zwyczajem.
Warto zajrzeć: http://swiatksiazek.blox.pl/2011/01/Karnawal-staropolski.html
Ciekaw jestem ile pączków zdążył już wtłamsić I Kaszalot III RP.
Za limuzynę służy jej zapewne Kamaz
Spust to ona ma
Z czasów dzieciństwa pamiętam „Góry” pączek,które smażyła moja sp,Mamusia. Wstawała o czwartej rano i zarabiała ciasto. Ciasto zawierało swieże mleko,świeże jaja,mąkę pszenną,oczywiście ciepłe swojskie masło, drożdzę rum,.Ciasto wyrabiała swoją ręką tak długo aż ciasto samo odchodziło od palców.Rosło 5 godzin.Jako nadzienie służył swojski dżem.Jako dzieci,bardzo lubiliśmy też pączkę ulepić,jednakże bardzo się wyróżniały od tych od Mamusi,więc w pierwszej kolejności podlegały konsumpcji.Miło wspominam sąsiedzkie dzielenie się pączkami i te krytyki smaków.