Czyż więc pójdą na potępienie wszyscy, którzy w chwili zgonu nie są w zewnętrznej łączności z Kościołem? Bynajmniej. Nawet dorosły, który dlatego jest poza Kościołem, że go nie zna, może wewnętrznie do Kościoła należeć, jeśli tylko serio chce spełnić wszystko, czego Bóg do osiągnięcia zbawienia wymaga; a więc jeśli gotów jest wstąpić do Kościoła, byle tylko poznał, że on jest prawdziwym. Bóg pragnie, by wszyscy ludzie byli zbawieni i dla zasług Chrystusowych daje wszystkim, którzy przyszli do używania rozumu dostateczne łaski. Chrystus, jak powiada św. Jan Apostoł, „oświeca każdego człowieka na ten świat nadchodzącego” (J 1, 9). Kto z łaską wiernie współdziała, ten nie zginie, poręcza to wola Boża, która pragnie zbawienia wszystkich. To odnosi się do każdego człowieka, ale w szczególniejszy sposób do tych, którzy mają wiarę chrześcijańską, chociażby przypadkiem nie byli ochrzczeni. Temu bowiem kto żyje w dobrej wierze w swej religii, łatwiej jest przy pomocy Bożej obudzić akt doskonałego żalu czy doskonałej miłości i w ten sposób zdobyć sobie stan łaski poświęcającej i wejść na drogę do zbawienia wiodącą.
Jeżeli zaś ktoś ma nie tylko wiarę chrześcijańską, lecz również jest ważnie ochrzczony, choćby nawet w wyznaniu niekatolickim, jak długo nie popełnia grzechów ciężkich, jest w stanie łaski poświęcającej, a nawet tedy, gdy ją przez grzech utraci, mocą chrztu zawsze należy prawnie przynajmniej w jakiś sposób do ciała Kościoła, jak to już przedtem nadmieniliśmy. Według św. Pawła „w jednym Duchu my wszyscy w jedno ciało jesteśmy ochrzczeni” (I Kor. 12, 13) tzn. przez chrzest staliśmy się członkami Ciała Chrystusowego. Ciałem zaś Chrystusa jest Kościół. W doskonalszym jeszcze znaczeniu są członkami Kościoła ci, którzy nie tylko są ochrzczeni, lecz i zewnętrznie należą do jedności Kościoła, poddają się pod jego kierownictwo, biorą udział w jego sakramentach i innych środkach łaski. W najdoskonalszym znaczeniu wreszcie członkami Kościoła są ci, którzy nie tylko zewnętrznie do łączności z Kościołem należą, lecz także są ściśle związani z Chrystusem przez posiadanie łaski poświęcającej. Są to członki żywe w Ciele Chrystusowym, które na wzór swej Głowy chwalebnie zmartwychwstaną i na wieki żyć będą.
A jak nie wszyscy ci będą potępieni, którzy zewnętrznie do łączności z Kościołem nie należą, tak również nie wszyscy będą zbawieni, którzy żyją w Kościele. Sama przynależność do Kościoła nie wystarcza do zbawienia, chociaż jest ona normalną do wiecznego szczęścia, przez Boga wyznaczoną, drogą.
Akatolicy zarzucają Kościołowi, że uważa siebie wyłącznie za Kościół zbawienny; jest to jednak konieczna konsekwencja jego Boskiego posłannictwa. Chrystus założył jeden tylko Kościół, przez który chce prowadzić ludzi do zbawienia, a tym Kościołem jest rzymsko-katolicki. I właśnie dlatego, że ma on świadomość swego Boskiego posłannictwa i wie, że żadne inne wyznanie chrześcijańskie tego posłannictwa nie posiada, musi się uważać za jedynie uświęcający a wszelkim sektom tego odmawiać. W Anglii długi czas broniono teorii o trzech równouprawnionych gałęziach jednego prawdziwego Kościoła. Jeden prawdziwy Kościół, mówiono, ukształtował się na trojaki sposób: jako orientalny (prawosławny), rzymski i anglikański, a wszystkie te trzy społeczności są równouprawnione, jakby trzy siostry. Również i w Niemczech mówiono o ewangelickim i katolickim Kościele, jako o „kościołach bratnich”. Ale nie masz kościołów równouprawnionych i bratnich. Chrystus założył jeden tylko Kościół, i ufundował go na skale Piotrowej. Wszelkie społeczności religijne, które nie stoją na skale, nie należą do prawdziwego Kościoła. Oderwane od ośrodka jedności, błąkają się po manowcach.
Tę naukę po wiele razy ogłosił Pius IX. W allokucji Singulari quadam z 4 grudnia 1854 r. powiedział:
Jest to prawda wiary, której silnie trzymać się należy, że poza Kościołem apostolskim, rzymskim nikt zbawić się nie może, on bowiem jest jedyną arką zbawienia i kto do niego się nie schroni, zatonie w potopie.
Tę samą naukę wygłosił Pius IX w Syllabusie, potępiając dwa (16 i 17) następujące zdania: „*Przez praktykowanie jakiejkolwiek religii mogą ludzie znaleźć drogę do wiecznego zbawienia i to wieczne zbawienie osiągnąć”. „*Trzeba mieć co najmniej jak najlepszą nadzieję co do wiecznego zbawienia tych wszystkich, którzy żyją poza prawdziwym Kościołem Jezusa Chrystusa”.
Jak zaś to rozumieć, wyjaśnia tenże papież w swym piśmie z 10 sierpnia 1863 r. do biskupów włoskich (Por. Denzinger, Enchiridion n. 1677). Naprzód potępia on i w tem piśmie zapatrywanie , że wiekuiste życie mogą osiągnąć ci, którzy żyją w oderwaniu od prawdziwej wiary i katolickiej jedności. Ale potem dodaje:
Wiadomo nam i wam, że ci, co znajdują się w zupełnej nieświadomości co do naszej najświętszej wiary, a przytem zachowując wiernie naturalne prawo moralne i jego przykazania wyryte niejako w sercach wszystkich przez Boga, zawsze gotowi są Boga słuchać, przy pomocy Bożego światła i dzielnej siły łaski mogą osiągnąć wiekuiste życie. Bóg bowiem, który przegląda i bada najtajniejsze uczucia, myśli i usposobienia wszystkich, nie dopuści, w swej najwyższej dobroci i miłosierdziu, by był skazany na męki wieczne ten, który żadnej dobrowolnej winy nie ma na sumieniu.
Ponieważ Kościół jest zwyczajną drogą do nieba, a poza Kościołem bardzo trudno osiągnąć zbawienie, Kościół nauczający, tj. papież w odpowiedniej mierze i biskupi mają ścisły obowiązek sami, czy też przez swych zastępców wedle sił swoich głosić i szerzyć Ewangelię. Kościół nauczający został zobowiązany do tego nakazem Chrystusa Pana: „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, głoście Ewangelię wszemu stworzeniu, uczcie ich zachowywać wszystko comwamkolwiek powiedział”. Albo: „Weźmiecie moc Ducha Świętego, który przyjdzie na was i będziecie mi świadkami w Jeruzalem i we wszystkiej żydowskiej ziemi i w Samarji i aż na kraj ziemi” (Dz Ap 1, 8). „Bo jeśli Ewangelię będę opowiadał, nie mam chluby, bo mię potrzeba przyciska, albowiem biada mnie, jeślibym Ewangelii nie przepowiadał” (1 Kor 9, 16).
To posłannictwo do głoszenia Ewangelii przeszło od Piotra i apostołów na ich następców, papieży i biskupów. Na papieżu ciąży obowiązek głoszenia Ewangelii po całym świecie, na poszczególnych biskupach, w powierzonych im diecezjach.
Ale i prawo miłości również obowiązuje wszystkich członków Kościoła do uczestnictwa w miarę sił, stosownie do stanu i okoliczności w głoszeniu Ewangelii, przynajmniej przez wspomaganie tych, którzy wprost powołani są od Boga do tego dzieła.
Przez blisko 2000 lat Kościół wspaniale wypełniał to zlecenie swego Założyciela. Do głosicieli wiary katolickiej można zastosować te słowa Psalmisty: „Idąc szli i płakali, rozsiewając nasiona swoje, ale wracając się przyjdą z weselem, niosąc snopy swoje” (125, 6). Apostołowie podzielili świat między siebie, wyruszyli na wszystkie strony, by głosić wszędzie Ewangelię, i młodziutki posiew krwią swoją podlewać i użyźniać. Za nimi poszli niezliczeni biskupi, kapłani, zakonnicy, i tak jest aż po dziś dzień. Tysiące i tysiące udają się do dalekich krajów i tam w trudzie i znoju niosą światło Ewangelii i drogę zbawienia wskazują tym, „co siedzą w cieniu śmierci”. A jak obfite towarzyszy im błogosławieństwo Boże! Mimo ubóstwa głosicieli wiary, posiew jej wszędzie bujnie powschodził.
Fragment książki ks. Wiktora Cathreina SI pt. Katolik i Kościół katolicki, Kraków 1931, s. 126–130.
Oprac. MK
http://opolczykpl.wordpress.com/2013/01/15/zbrodnicza-natura-katolicyzmu/
Hi Hi ciekawe dlaczego tylko ten jeden post przepuściliście?? świnie wam paść a nie za dziennikarkę się brać!!