Zacznijmy od tego, że sprawa „doktora G.” nie była zwykłą sprawą o korupcję. Była to sprawa polityczna, w której skorumpowany lekarz został przez wrogów PiS-u wzięty od początku w obronę przed policyjnymi (rzekomo) metodami „IV RP”. Od początku dr G. aresztowany w pracy, był traktowany przez politycznych przeciwników Kaczyńskiego jako męczennik. Nie uzyskał co prawda swoistej „kanonizacji” jak inna męczennica związana z mafią paliwową minister SLD Barbara Blida, ale jednocześnie we wszystkich antypisowskich mediach – od „Gazety Wyborczej” począwszy, a na programach „zaprzyjaźnionych telewizji” skończywszy – dr G. przedstawiany był jako niewinny, uciemiężony i pokrzywdzony przez Ziobrę wybitny lekarz, a jego aresztowanie miało wręcz rozłożyć polską transplantologię serca.
Jest jasne, że w takiej atmosferze kwestionowane też musiały być same zarzuty jakie aresztowanemu lekarzowi postawiła prokuratura na podstawie materiałów zgromadzonych przez znienawidzone CBA. Tak więc antypisowskie media i politycy SLD i PO przedstawiali lekarza jako „niewinną ofiarę IV RP”, zaś samo CBA oskarżane było o niedopuszczalne metody gromadzenia dowodów i brutalne, bezprawne działanie przy jego aresztowaniu.
Tymczasem po pięciu latach od odsunięcia PiS-u od władzy rządzącej Platformie nie udało się znaleźć żadnego dowodu na rzekome przestępstwa PiS i terror IV RP – oprócz ma się rozumieć – zniszczonego w ministerstwie laptopa Ziobry i dorsza za 4,5 zł.
Gdyby obowiązywała średniowieczna zasada odszczekiwania oszczerstw, nad Polską od 5 lat rozlegałoby się nieustanne ujadanie Tomasza Lisa, Ryszarda Kalisza przy wtórze namiętnego wycia Stefana Niesiołowskiego.
Póki co oszczerstw odszczekiwać nie trzeba, ale trwał proces dr G., który mógł był zakończyć się na trzy sposoby. Albo doktor G. okazałby się niewinny i w ten sposób dowiedziono by, że IV RP była państwem policyjnym, albo dowody zgromadzone przez prokuraturę i CBA okazałyby się prawdziwe i lekarz zostałby skazany – co z kolei oznaczałoby triumf Ziobry i Kaczyńskiego.
Oczywiście „niezawisłe” sądownictwo III RP do takiej sytuacji nie mogło dopuścić znalazł się więc sędzia Tuleya ze swoim tulejowym – trzecim rozwiązaniem. Skazał – owszem skorumpowanego lekarza nie mogąc podważyć dowodów, ale jednocześnie oskarżył w uzasadnieniu CBA i „IV RP” o „metody stalinowskie”. Jest to wyrok godny króla Salomona. Oto skorumpowany lekarz zostaje skazany, a jednocześnie niepodważalne dowody korupcji nie mogą już stanowić argumentu dla ekipy PiS. Już wszyscy ci obrońcy skorumpowanego lekarza nie muszą się wstydzić.
I owca jest syta i wilk cały. Ale tłumaczyć się musi jednak Ziobro – cała dyskusja po wyroku obraca się bowiem wokół sprawy „stalinowskiego CBA”.
Czy sędzia miał prawo wygłaszać takie opinie?
Jeśli w trakcie procesu uznał, że metody jakie stosowało CBA przy gromadzeniu dowodów były bezprawne, powinien był natychmiast złożyć zawiadomienie w prokuraturze o popełnieniu przez CBA przestępstwa. Następnie te zeznania i dowody powinny być pominięte, a w konsekwencji dr G. uniewinniony.
Sędzia tego nie uczynił. Nie zawiadomił prokuratury o popełnieniu przestępstwa przez CBA przy gromadzeniu dowodów, nie uniewinnił oskarżonego. Na jakiej więc podstawie opowiada o „stalinowskich metodach”? Bo po co to robi – już wiemy – żeby Ziobro nie triumfował.
Wygłaszając tego rodzaju bezpodstawne oskarżenie sędzia Igor Tuleya popełnił przestępstwo z art. 212 kodeksu karnego pomawiając i prokuraturę, i CBA o stosowanie metod bezprawnych, a nawet zbrodniczych – bo przecież takimi były metody „stalinowskie”. Jednocześnie sędzia pokazuje swoje polityczne uwarunkowanie i stronniczość – co zresztą nikogo, kto obserwuje polski tzw. „wymiar sprawiedliwości” nie dziwi.
Jest jednak jasne, że sędzia Tuleya nie poniesie za to żadnej odpowiedzialności – ochronią go koledzy z korporacji. I to jest ten podstawowy „układ”, z którym nie walczył ani Ziobro ani Kaczyński. I co zemściło się na nich samych.
Autor: Janusz Sanocki
Świetny artykuł.A co mozna dodac?Ze Prawda jest ciekawa,
Na to wygląda,że jest własnie tak, jak pisze to autor. Sprawa „doktora G” bez wątpienia jest sprawą polityczną. Pytanie tylko czy polityczną tylko ze strony panującej POlszewicy, bo Ziobro chociaż go cenię, to swoje też ma za skórą Taka jest dzisiaj wredna rzeczywistość,że i prawica nie do końca jest prawa. Nie ma na kogo głosować w tym kraju i dlatego najczęściej nasz głos jest wyborem „mniejszego zła” a nie do końca wyborem serca.
@kominiarz
To nie głosuj – jaki problem
@Prawy
Głosuje bom prawy, ale nie znaczy,że bez rozumu.