Hasłem przewodnim wiecu i manifestacji w Opolu 15 grudnia jest delegalizacja postkomunistów. Postulat ten, konsekwentnie podejmowany przez środowiska narodowe począwszy od 1989 roku, rozszerzył się od tego czasu do niewyobrażalnych rozmiarów obejmując swym zasięgiem właściwie wszystkie partie polityczne i koterie, bowiem komuniści, „sieroty po PZPR”
, przytulili się do wszelkich środowisk, które zapewniły im, z jednej strony nową wiarygodność w oczach wyborców, z drugiej zaś niezachwianą pozycję w systemie teoretycznie demokratycznym, a co za tym idzie pozornie potępiającym wszelkie totalizmy, w tym komunizm.
Mamy więc nie tylko, wiecznego niczym Lenin, towarzysza Millera otwarcie manifestującego swoje przywiązanie do poprzedniego systemu (vide braterska wizyta przewodniczącego SLD w komunistycznym Wietnamie z września tego roku), ale również Tomasza Nałęcza, który „odnalazł” się jako „doradca prezydenta RP do spraw historii i dziedzictwa narodowego”.
W latach 1970 – 1990 towarzysz Tomasz Nałęcz był aktywnym członkiem PZPR, zbiegiem okoliczności w tym właśnie okresie w tempie ekspresowym przeskoczył wszystkie stopnie naukowe.
Na ten okres przypadły również krwawe pacyfikacje robotników na Wybrzeżu, Stan Wojenny z pacyfikacją kopalni „Wujek”, czy mordy polityczne duchownych z ks. Jerzym Popiełuszką na czele, dokonywane z polecenia PZPR, którą towarzysz Nałęcz swoją pracą naukową z całą mocą tego słowa legitymizował.
Dziś wydarzenia te są ważnym elementem najnowszej historii Polski, a zryw „Solidarności”, który był bezpośrednią reakcją na krwawe represje PZPR, stanowi nasze niezaprzeczalne dziedzictwo narodowe.
W jaki sposób człowiek, który 20 lat dojrzałego i świadomego życia był członkiem totalitarnej partii, dzięki której zawdzięcza swoje naukowe szlify, może dziś bez żenady występować w roli doradcy ds. historii, na wielką skalę fałszowanej przez „czerwonych historyków” (nomen omen Nałęcz jest właśnie z zawodu… historykiem) i dziedzictwa narodowego, które w poprzednim systemie nie funkcjonowało chyba, że za takie dziedzictwo uznać utworzenie Czeki (Wszechrosyjskiej Nadzwyczajnej Komisji do Spraw Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem) przez Polaka – Dzierżyńskiego?
„Parawan Nałęcza”, jako doradcy przy głowie państwa, jest chyba najbardziej spektakularnym, a zarazem najbardziej haniebnym kamuflażem byłego komunisty.
Podobnych „parawanów” w skali całego kraju jest tysiące, i odpowiadają co najmniej liczbie etatów w PZPR. Komuniści z powodzeniem zainstalowali się nie tylko w SLD, ale również w PO, a pewnie i w PiSie znajdą się niegdysiejsi piewcy nauk Marksa, nie wspominając już o tysiącach „bezpartyjnych” etatach w różnych agencjach, komisjach i ciałach doradczych, które o zgrozo, budują w Polsce demokrację.
Postulat delegalizacji postkomunistów nie odnosi się więc do prawnego zakazu funkcjonowania partii politycznej jaką jest SLD.
Postulat delegalizacji postkomunistów jest w istocie pierwszym i naczelnym zadaniem jakie stanęło przed nami, jak to ujął Robert Winnicki, „obalenia republiki okrągłego stołu”.
Autor: Tomasz Greniuch