„Po otwarciu trumny tego różańca nie było” – z Janem Grabowskim, współpracownikiem NGO o ekshumacji Anny Walentynowicz we Wrocławiu rozmawia Tomasz Kwiatek
– Jak to się stało, że trafiłeś przed Zakład Medycyny, w którym była ekshumacja Anny Walentynowicz?
– O godzinie 22 [we wtorek 18 września br.] przeczytałem informację, iż ciało Pani Anny Walentynowicz oraz drugie ciało z Warszawy, trafiły do Wrocławia. Dotarły dosyć dziwnie, bo początkowo sekcja zwłok miała być robiona w Bydgoszczy, ale tam się zepsuł sprzęt, tak więc ciała zostały w kolumnie przewiezione z Bydgoszczy do Krakowa i z Krakowa do Wrocławia.
– Długi szlak…
– Bardzo długi szlak, dodatkowo nie miałem żadnych informacji po co był ten Kraków w międzyczasie. Gdy przeczytałem informację, że ciało trafiło do Wrocławia, sprawdziłem na mapie w którym to jest miejscu . Było to bardzo blisko mojego domu, więc pomyślałem że podejdę, zobaczę jak to wszystko wygląda. Dosłownie godzinę przed moim przybyciem ciała przyjechały do Zakładu Medycyny Sądowej przy Akademii Medycznej we Wrocławiu. Było zgromadzonych kilka osób z flagami, z transparentami, które też czekały na wstępne wyniki tego co dokonano we wtorek.. Wyszedł do nas mecenas i przekazał informacje, iż wykonano tego wieczoru ponad tysiąc zdjęć rentgenowskich.
– Mówisz tu o mecenasie Hamubrze, który też tam był…
– Mecenas Hambura to osoba, która przede wszystkim jest cały czas przy ciałach, przy każdej wykonywanej czynności. Od godziny 9 do 22 czy też 22.30 cały czas przy tych czynnościach jest i bada poprawność dokonywania sekcji. Nie opuszcza on także rodziny Pani Anny – syna i wnuka. Wraz z nimi do Wrocławia przyjechała także ekipa filmowa, która dokumentuje całość wydarzeń, by stworzyć film o Annie Walentynowicz.
– Historia Pani Anny Walentynowicz wydaje się nie kończyć na 10 kwietnia 2010…
– Tak. To zaskakujące, że osoba która swoim życiem i postawą niejednokrotnie doprowadzała do zmian w narodzie, znów staje się punktem zwrotnym historii. Ekshumacja i sekcja zwłok, wywraca do góry nogami dotychczasowe ustalenia Prokuratury Wojskowej czy Komisji Millera.
– Dlaczego uważasz że to, co się wydarzyło w minionym tygodniu we Wrocławiu jest takie ważne…
– Sprawa ekshumacji i sekcji obnaża nam szereg nieprawidłowości przy czynnościach dokonywanych w Moskwie. Ukazuje nam obraz chaosu i zaniedbań. Przecież rozmawiamy o sytuacji, gdzie rodzina zidentyfikowała zwłoki, a po stronie rosyjskiej i polskiej pozostało jedynie przetransportowanie i pochowanie odpowiedniej trumny. Należy zadać sobie pytanie -jaką pewność mamy co do ustaleń przekazanych nam przez stronę Rosyjską w/s Tragedii Smoleńskiej, skoro nawet tej sprawy nie potrafiono dopilnować? Dodatkowo bardzo ważne jest stwierdzenie mecenasa, iż dowody w sprawie tego, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 w Smoleńsku nie leżą wraz z wrakiem na lotnisku, czy w archiwach w Moskwie, a znajdują się w Polskiej ziemi.
– Jak należy interpretować te słowa?
– Podczas sekcji wykonano wiele badań oraz pobrano próbki, na podstawie których można odczytać przyczyny katastrofy. Nie są to symulacje, czy wyliczenia naukowców lecz twarde dowody rzeczowe.
– To zaskakujące co przekazujesz, tych informacji nie znalazłem w żadnych mediach tzw. głównego nurtu. W niektórych, jak w Wiadomościach TVP nie podano w ogóle informacji na temat sekcji.
– Postawa mediów to temat na dłuższą rozmowę. Media nie podawały na przykład informacji o tym że są dwa ciała, stwarzało to wrażenie, że rodzina Pani Anny jednego dnia jest pewna, że to nie ta osoba, a drugiego, że nie jest pewna. Media nie podały informacji o tym, w jakim stanie są ciała i wiele innych informacji, które zakrzywiały obraz całej sytuacji. Rozmawialiśmy z dziennikarzem, który w ogóle nie wiedział co się odbywa i o co chodzi, mimo, że przyjechał wydelegowany przez redakcję. Stan mediów – moim zdaniem – jest dużo gorszy niż stan polskiej służby zdrowia.
– Wracając do sekcji. Skąd pewność rodziny, że w grobie leżało inne ciało? Przecież mówimy o katastrofie lotniczej sprzed 2,5 roku.
– Wiele osób nie zdaje sobie sprawy w jakim stanie są ciała. Niektóre owszem należało identyfikować na podstawie DNA w Moskwie, lecz wiele z nich okazały zachować się w „dobrym” stanie. Tak było w przypadku Pani Walentynowicz. Zwłoki były w worku oraz szczelnie zamkniętej metalowej trumnie, przez co ulegały bardziej mumifikacji niż rozkładowi. Pani Anna przeszła podczas swojego życia kilka zabiegów i operacji, które pozostawiają trwałe ślady np. brak narządów. Wyklucza to możliwość pomyłki.
– Mówiłeś mi wcześniej jeszcze o różańcu…
– Tak, dodatkowo do trumny, w Moskwie rodzina dała różaniec, który Pani Anna otrzymała od Ojca Świętego Jana Pawła II. Po otwarciu trumny tego różańca nie było – nie było ani w jednej ani w tej drugiej, która przyjechała z Powązek. Oczywiście to może nie być jakimś determinantem, jeśli chodzi o kwestię stwierdzenia czy rzeczywiście to nie jest ciało pani Anny Walentynowicz, mówię o tym drugim ciele z Powązek.
– Czyli na razie cały czas ciało Anny Walentynowicz jest we Wrocławiu?
– Nie wiadomo czy to jest ciało pani Anny Walentynowicz. Według tego, co stwierdziła prokuratura wojskowa jeszcze tydzień temu, to tak. Czy na dzień dzisiejszy – nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić czyje ciała, bo mówimy cały czas o dwóch ciałach, czyli ciało z Gdańska i Powązek, są we Wrocławiu. Jedno na pewno nie jest ciałem Anny Walentynowicz, a czy drugie – oczekujemy teraz na wyniki badań DNA, one będą około poniedziałku-wtorku; wtedy też znów przyjedzie rodzina, żeby te informacje otrzymać bezpośrednio.
– Czy cały czas na miejscu były także te osoby które spotkałeś we wtorek w nocy?
Tak. Grupa ok. 20 osób stale przebywała pod bramą Zakładu, pełniąc wartę honorową. Myślę, że jest to wspaniała postawa, mająca na celu oddanie czci zmarłym, oraz wyrazem pamięci, iż naród o nich nie zapomni. Została zorganizowana msza święta za duszę śp. Anny Walentynowicz, którą odprawiał ks. Prałat Stanisław Orzechowski, słynny wrocławski duszpasterz, który był bardzo zaangażowany w działalność duszpasterską podczas strajków, podczas działalności „Solidarności” w latach 80-tych.
– Miałeś okazję spotkać się jeszcze okazję bezpośredniej rozmowy z uczestnikami zajść na Powązkach. Jak opisywali tę sytuację?
– Owszem. Sytuacja wyglądała tak, że nie wiadomo z jakiego powodu żandarmeria wojskowa bardzo izolowała tę sprawę od mediów. Część z nich nawet nie trzeba izolować, bo jak widać po przykładzie telewizji publicznej sama nie przekazuje tych informacji, ale na szczęście jest jeszcze w Polsce kilku dziennikarzy i kilka takich środowisk, które interesują Si e rzeczywiście prawdą na ten temat.
Cmentarz był zamknięty całkowicie. Części osób udało się przejść jeszcze przed zamknięciem, a części weszła, że tak powiem przez ogrodzenie na cmentarz. Zresztą w mediach głównego nurtu widać niektóre zdjęcia czy ujęcia z tego cmentarza, więc sprawa tyczyła się większej grupy dziennikarzy, nie tylko zatrzymanego Grzegorza Brauna , lecz jedynie on został zatrzymany. Pierwsza sprawą jest to, że absolutnie skandalicznym jest fakt, że się zamyka przed opinią publiczną tak ważną sprawę i zachodzi pytanie – dlaczego? Druga kwestia to taka, że w momencie kiedy dziennikarz, a prawdziwy dziennikarz z mojego punktu widzenia powinien być dociekliwy, patrzyć się na to co się dzieje rzeczywiście w otaczającym nas świecie; że w momencie kiedy ten dziennikarz jest już na miejscu – zatrzymuje się go. Pan Grzegorz jest osobą odważną, nie daje się zastraszyć. I ja tutaj w pełni rozumiem tę postawę bo, tak jak mówiłem wcześniej, tak powinien wyglądać prawdziwy dziennikarz, a szczególnie dokumentalista, który musi mieć wszystko nagrane, żeby ludziom rzeczywiście powiedzieć prawdę. Bo jak on by mógł być wiarygodny w momencie, kiedy nie widziałby tego na własne oczy, nie nagrałby i nie pokazał rzeczywistości?
– Czyli chciał podejść jak wyciągano trumnę, tak?
– Całość była ogrodzona specjalnymi matami zasłaniającymi. Jak się okazało – było to bardzo niewygodne dla żandarmerii, jak również dla policji. Pan Grzegorz Braun został zatrzymany. Nie chcę mówić o powodzie zatrzymania, bo tutaj nie mam pewności. Pan Grzegorz jest znany przecież w środowisku policjantów z ataków na funkcjonariuszy. Dowodzić temu może czwartkowa rozprawa, przed sądem we Wrocławiu, iż jest stanie pobić nawet i sześciu policjantów.
– Zdolny jest, chyba karate ćwiczył…
– Tak, sieje postrach wśród funkcjonariuszy.{uśmiech}
– A wszystkich położył jednym ciosem czy kilkoma? {śmiech} A jak właściwie sprawa Grzegorza Brauna się zakończyła?
– Z tego co mówi się we Wrocławiu to większość poszkodowanych nie pamięta tego momentu, tak szybko się to odbyło. A Ci którzy pamiętają zasadniczo nie chcą o tym mówić, bo mają traumę.
– Ale został zatrzymany i wypuszczony w tym samym dniu, bo to się dzieje po północy…
– Tak, w tym samym dniu to się stało. Przyjechał samochód policyjny, który miał wywieźć pana Grzegorza [Brauna] na komendę. Podczas gdy chciał już wyjeżdżać z cmentarza, osoby, które były zgromadzone nie pozwoliły na wyjazd tego samochodu. W momencie kiedy dochodziło do takiej 5-10 minutowej dyskusji z żandarmerią, zaczęto wypychać osoby, żeby udrożnić przejazd. Wtedy zainterweniowali parlamentarzyści, którzy byli na miejscu m.in. pan Macierewicz, pani Fotyga.
– No i wypuszczono Grzegorza Brauna. Dzisiaj nie ma co dużo mówić, ponieważ sam Grzegorz Braun powiedział, że nie chciałby, aby jego sprawa zelektryzowała opinię publiczną, by nie odciągnęła uwagi od sedna – czyli od Anny Walentynowicz i skandalu z jej ciałem.
– Tak właśnie wolałby Pan Grzegorz. A co do stanu mediów to myślę, że to jest temat na długi, kolejny wywiad, może wkrótce na NGO.
Ja tymczasem dziękuję Ci za rozmowę.
– Dziękuję również.
Specjalne podziękowania dla Izydora Wielochy za pomoc w redakcji wywiadu.
Dziękuję za świadectwo Panu i wszystkim tam zgromadzonym.