Rozmowy przy stole toczą się najczęściej o niczym. Kurtuazyjne i niezobowiązujące, uprzejme. Wszyscy chcą być mili, więc tematy biorą się z powietrza. Rozmowy o smaku tortu i szampana, rozmowa z kształcie kieliszka. Atmosfera natychmiast robi się miła. Nigdy nie byłam w tym dobra. Kiedy nie mam nic do powiedzenia, po prostu milczę.
Pan doktor lekko spóźniony palnął mowę inauguracyjną. Na razie wszyscy wytrzymali ją z uśmiechem, nawet dyrektor, do pewnego momentu. Obeszło się bez sarkań i uwag na forum. Stół nie jest do tego odpowiednim miejscem.
Żeby zatrzeć złe wrażenie ktoś rozpoczął – dość neutralny w sumie temat cukrzycy. A propos pyszniących się na stole tortów i owoców.
– Tak, winogrona podnoszą poziom cukru we krwi. Ja dostałam cukrzycy dopiero po pięćdziesiątce. Jestem na tabletkach a mąż na insulinie.. Proszę uważać pani Magdo na stres, to wszystko ze stresu.
Z drugiej strony stołu słychać salwy śmiechu. Osoby potrafiące go wywołać są na wagę złota. Idą w kąt kłótnie o pieniądze, zaproszono nawet księgowego. Chwilowo zapomniano nawet o zastrzeżeniach pod adresem byłej kierowniczki. W końcu to ona przewiozła w prywatnym samochodzie, bezpiecznie przez przeszkodę ulicznego korka, całą tę imprezę. Za wszystko zapłaciła, nikomu nie kazała pokwitować. W biegu złapała jeszcze prywatne kieliszki a osoby, która najgłośniej krytykowała, z nami nie było. (Dopiero w oczekiwaniu na autobus okazało się, że kieliszki były za głębokie, szampana za dużo i wszystkim szumi w głowach.)
Każdy chce, żeby było miło. Ewentualna krytyka pod adresem pana doktora została wygłoszona niby mimochodem i półgłosem, zanim doktor zdążył się spóźnić. Powiedzieć mu to w twarz nikt by się nie odważył. „Po co on się tak afiszuje z tym tytułem, przecież wszyscy jesteśmy magistrami, nie jesteśmy na uczelni”. Nastąpił lekki zgrzyt, wszyscy pokiwali głowami – zdanie wpadło, jak Piłat w Credo w środek przyjemnej rozmowy. Wyniesione na falach zbyt długo tłamszonych kompleksów. Wszyscy pokiwali głowami, rozległy się pomruki: „Nie wiedzieć, co odpowiedzieć”
Reszta zajęła się jedzeniem drżąc o chwilowo zagrożoną miłą atmosferę. Na szczęście śmietanka do kawy była stara, ścięła się w gorącym napoju i można to było skomentować.
Rozmowy stołowe nie mają w sobie nic ze szczerości. Jakoś tak, chwila chyba wyznaniom nie sprzyja. Jest miło, bo miało być miło i nikt nie chce się wychylać. By nie popełnić faux pas, wszyscy uważnie patrzą pod nogi.
Dopiero na przystanku robi się jakby szczerzej. W oczekiwaniu na autobus przychodzi większe rozluźnienie. Pana doktora jeszcze nie ma a dyrektor i tak pojedzie do domu później, samochodem.
Teraz okazuje się, że poczęstunek był dobry, aż za bogaty. Pani kierowniczka niepotrzebnie się tak wykosztowała. Oprócz za głębokich kieliszków była zbyt mocna kawa, wszystkim na raz robi się gorąco. Doktor mógłby nie gadać takich truizmów, wszyscy wiemy po co tu pracujemy.
– Niee? Pani Marysiu? – słyszę pytanie kontrolne, prośbę o poparcie poglądów, jak przed wyborami. Szukam w niebieskich oczach mojej rozmówczyni zadzierzgniętej nie dalej jak wczoraj, nici porozumienia. Niczego nie znajduję, więc uciekam spojrzeniem między rudziejące jesienią drzewa. Coś odmrukuję, kiwam głową, choć nawet mruknąć mi się nie chce. Całe szczęście, że autobus jedzie. Miło było i dlatego chcę do domu.
Autor: Maria
Cóż,jesteśmy narodem raczej smutnym,bo i sytuacja temu sprzyja.Myślimy o chorobach,których nie sposób wyleczyć i dręczymy się nawzajem.Spożywamy dużo słodyczy więc tort złe skojarzenia wywołuje.Z jakiej to okazji ta impreza była, czy większość uczestników to byli mężczyżni,? wypisz,wymaluj jak 8 marca!Ciekawie ujęte.