Każdy z nas marzy, jeżeli nie o wspaniałym domku jednorodzinnym, to przynajmniej o dużym, przestronnym i wygodnym mieszkaniu. Zamykamy oczy i oglądamy to miejsce z ochotą i przyjemnością… Nie zastanawiamy się nad tym, że widzimy je zazwyczaj puste, a więc przed zagospodarowaniem – wciąż jako element marzeń. Nie zastanawiamy się również, że każde umeblowanie pustej przestrzeni to zazwyczaj nieuświadomiony egzamin z tradycji i obyczajów.
Wszyscy też chcemy oddychać naturalnym ciepłem rodzinnym, przebywać w szczerej i przyjaznej atmosferze oraz tam, gdzie czujemy ważność miejsca. Meblujemy więc mieszkania, ustawiamy cały cywilizacyjny sprzęt i zasiadamy do uczty. Na drugi dzień szybko wracamy z pracy, aby nacieszyć się, najeść, wręcz napaść się szczęściem. Potem znów gościmy przyjaciół, odbieramy mnóstwo pochwał, rad i nowych pomysłów i ciągle konsumujemy. Radości nie ma końca… Ale przychodzi taki moment, że sztuczność, blichtr cepeliada zaczynają brać górę. Pieniądze zarabiamy szybko i szybko wydajemy. Dom zapełnia się sprzętem, ale tak naprawdę wciąż jest pusty. Zaczynamy się zastanawiać i bać. Montujemy coraz grubsze drzwi, okratowujemy okna, kupujemy psa obrońcę, zamykamy się sądząc, że zdołamy stworzyć własną enklawę i własne bezpieczeństwo.
Potrzeba budowy domu lub kupna wygodnego mieszkania wynika z poczucia piękna oraz z potrzeby spokoju i stabilizacji. W okresie zaciemnienia komunistycznego potrzeby te były dławione. Dlatego dziś występują ze zdwojoną siłą, ale też realizowane są z wielką nieuwagą: wielu z nas pieniądze bierze bez żadnej selekcji, bez wyczerpującej informacji, wręcz na oślep, jakby nie chodziło o perspektywę, o wspólne dobro pokoleń, lecz o obrazek, o chwilę. I tak też skłonni jesteśmy formować swój dom.
Ale będąc w domu rodziców, może przypadkiem, weźmiemy do ręki książkę ojca lub dziadka. I po chwili ze zdumieniem stwierdzimy, że dominująca dotąd pustka, zaczyna się wypełniać. Nagle nic nie znaczący gest nabrał niezwykłego znaczenia. Bierzemy książkę do domu i stawiamy ją na półce. I od razu staje się ważna! Dlaczego? Dlatego, że jest symbolem tradycji i ciągłości pokoleń. Dlatego, że wniosła wartość do domu. Nie musi to być oczywiście książka, zastąpić może ją zwykły przedmiot, który kiedyś komuś służył.
Nie czarujmy się jednak
– gdzie jest ta „Piękna Pani”, o której śpiewali żołnierze? Czy w naszych domach, które z taką troską i strachem zamykamy? Czy może jest już ona tylko w starych książkach, grobach i łzach staruszek, które w święta narodowe podchodzą pod poczty sztandarowe i z nadzieją proszą: „Panowie, urodziłam się w wolnej Polsce, i w wolnej chcę umrzeć!”… Młodzi patrzą na nie i niczego nie rozumieją. I właśnie o tę młodzież walczą największe siły tego świata, mając przeciwko sobie – staruszki.
„Piękna Pani” została w 1945 r. aresztowana i osadzona w wiezieniu. Przebywa tam po dzień dzisiejszy, bo żaden powojenny ruch nie zdołał jej uwolnić. Ba, nawet się nie starał. Nie uwolniła go też Panna „S”.
Dziś nie mamy żadnej koncepcji państwa. Nie mamy doktryny obronnej, nie mamy myśli politycznej, gospodarczej. Nie mamy nawet podpór podtrzymujących konstrukcje państwową. Pijany lekarz z Pogotowia Ratunkowego przyjeżdża do umierającego pacjenta nie po to, by go ratować, lecz oznajmić, że szpital to nie przytułek. Dzieci otrzymują lalki z wymiennymi głowami (uśmiechnięta, smutna, zatroskana, wściekła itd.). MEN tuż przed samym progiem „Wielkiej” Europy serwuje polskim dzieciom bezsensowną podstawówkę – do szóstej klasy żadnej oceny. Pojęcie „małej ojczyzny” nigdy w Polsce nie przyjęło się, ponieważ od 200 lat usiłujemy ja scalić. Dziś ta forma rozbijania propagowana jest wszędzie, z poparciem dużych pieniędzy. Jakby tego było mało, w Sejmie leży projekt upoważniający poszczególne regiony do posiadania własnej flagi. A my bawimy się, jakby wszystko było w najlepszym porządku! Telewizja serwuje nam program na niskim, lekkim lub bardzo ciężkim poziomie, prasa opisuje rzeczywistość werbalną, której nie ma. I sama staje się powoli koszmarem.
„Piękna Pani” jest jak stara Bastylia, z której przed rewolucją cegły można było rękami wyjmować. Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy z jej stanu fizycznego i duchowego, a ci, którzy mogliby w nią tchnąć życie, czekają na sponsora. W 1918 r. czas budowy domów zaczynał się od scalania trzech różnych świadomości, zaczynał się od:
Odbudowy Ojczyzny
Po 1945 r. PRL neutralizował resztki inteligencji polskiej, a właścicieli ziemi rozkułaczał. Dziś znów mamy okres budowy domów, lecz tym razem rozkułaczane jest całe państwo polskie. Ruch solidarnościowy jest już nie do odtworzenia, bo domy, które dziś stawiamy są często damami bez ojczyzny, a więc są nie do obrony.
Musimy to zmienić. Wróciliśmy do granic piastowskich i tych samych uwarunkowań, które ta geopolityka wówczas wyznaczała. Obrazowo mówiąc, mentalnie wciąż postjagiellońscy, wróciliśmy do roku 1370, a więc daty śmierci ostatniego królewskiego Piasta, i musimy kontynuować jego dzieło dla utrzymania państwa w obecnych granicach. Nasze domy i nasze rodziny powinny stać się na powrót kuźnicą polskości, na miarę tamtych czasów i obecnych. Na miarę Pawła Włodkowica, którego traktat „O władzy cesarza nad niewiernymi” przeorał ówczesną świadomość europejską; na miarę Jana Pawła II, który niemal codziennie wskazuje nam (i światu), jak wielkie rezerwy kryje w sobie nasza polska kultura, że wciąż jest ona żywa i płodna. Na miarę Drugiej Rzeczypospolitej, która była nasza, wolna i wydała tylu genialnych ludzi. Musimy uwierzyć w siebie, nie w jakieś brednie, którymi karmi nas propaganda. Kto widział nacjonalizm, czy szowinizm w państwie, w którym ani władze, ani większość obywateli nie są w stanie wygenerować z siebie żadnej formy skutecznej obrony własnych interesów?
Raz jeszcze zmuszeni zostaliśmy do obrony. Czym zaowocuje czas budowy domów w przyszłości?
Autor: Ryszard Surmacz
Ps. Artykuł został opublikowany w „Naszym Dzienniku” piątego stycznia 1999 r. W artykule jest mowa o domu polskim, ale ten dom oczywiście może być równie dobrze śląski. Ale warto zdać sobie sprawę, że od tamtego czasu minęło 13 lat, a więc mniej więcej pół pokolenia, warto więc zapytać jak wyglądają dziś nasze domy? Jak wygląda Twój dom? Nie trzeba przypominać (a może trzeba), że to właśnie Twój dom daje dziecku tę formację, od której zależy jego całe przyszłe życie.
Piękny,trafny artykuł!Dom to Rodzina,dwu,trzypokoleniowa,to tradycja, to religia!Dom to opoka!Dom to wszystko, czego potrzebuje dziecko do rozwoju a babcia do świętego spokoju i zakończenia tej ziemskiej pielgrzymki! Ale w głowach poprzewracano wartości. Babcie do domu starców, dzieci do rodzin zastępczych za sprawą opinii biegłego sądowego,młodych wygnać z ze swojej Ojczyzny a majątek, dorobek półwiekowy Rodaków oddano prawie za darmo obcym!!Kto tą spiralę nakręca i dlaczego nasz,polski rząd akceptuje takie działania.Musimy to zmienić.Polecam wykład Pana Profesora Zubertowicza w Berlinie, który zamieściło @P>NGO, za co dziękuję!
@cd,przepraszam, pomyliłam nazwisko Pana Prof.Zybertowicza!